środa, 22 października 2014

Strefa 27 - rozdział 12

~Rozdział 12
~Nowy sprzymierzeniec, szybki wróg

    - To wy – powiedziała złowrogim tonem. - zabiliście Valentinę! - krzyknęła, po czym rzuciła kolejnym nożem. Riven uchylił się przed atakiem, dzięki czemu uniknął katastrofy. Broń wbiła się w drzewo, obok poprzedniego noża. Czarnowłosy nie czekał na kolejny atak. Podbiegł do Kate i uderzył ją lewym sierpowym. Trafił, jednak dziewczyna tak łatwo się nie poddała. Starała się kopać przeciwnika. Nie chciała używać rąk. Riven uśmiechnął się ukradkiem. To była jego przewaga. Nagle brązowowłosa wyciągnęła kolejny nóż. Tego się nie spodziewał. Skierowała ostrze w kierunku jego głowy. Nie miał szans tego uniknąć. Niespodziewanie jednak Kate upadła na ziemię i upuściła broń. Riven odwrócił się. Lily używała mocy powietrza.
    - Wydawało mi się, czy ostatnio przypadkiem nie byłaś po naszej stronie? - powiedziała.
    - Lily, nadal jesteś osłabiona... - zaczął Riven, podchodząc do blondynki.
    - Ciebie też mam za co ochrzaniać! - dodała. - Walka walką, ale weź przestań się narażać. Kiedy trzeba, wspomóż się mocą. - powiedziała. Faktycznie. Riven uwielbiał starcia na gołe pięści, ale zdarzyło mu się już przesadzić.
    - Więc, wytłumaczysz się, czy mam cię tak trzymać jeszcze przez długi czas? A może od razu zakończyć twoje męczarnie? - spytała blondynka. Czarnowłosy zacisnął pięści. Słowa jego koleżanki były kłamstwem. Ona jest teraz zbyt słaba, żeby trzymać ją dłużej niż 5 minut. Musi się więc streszczać. Inaczej jej stan się pogorszy.
    - Zabiliście Valentinę... - wydukała Kate. - chcę ją pomścić...
    - Hm? - dodała Lily. Riven westchnął i podszedł do brązowowłosej.
    - Gdyby nie my, nadal byłabyś oszukiwana. Ona była wampirem. I na dodatek obdarzonym. To przecież... - mówił, jednak jego słowa tylko wytrąciły ją z równowagi.
    - To również był mój dom! - wykrzyczała.
    - Co tu się dzieje?! - w tym momencie pojawili się Maddy i Ken. Gdy ujrzeli Kate, ze dziwienia blondyn aż otworzył usta.
    - Mamy gościa. - zaapelowała Lily. - Zaatakowała nas. Chce zemścić się za śmierć Valentiny.
    - Przecież ona została przez nią oszukana, co nie? - spytała Maddy. - Valentina to nawet nie było jej prawdziwe imię... - brązowooka spoglądała na siostrę. Długo tak nie wytrzyma.
    - Skoro chciała nas zaatakować, pasowałoby jakoś uniemożliwić jej ruchy. Lily nie będzie jej przecież wieczność trzymać. - powiedział Ken. Po chwili wycelował dłoń w stronę Kate. Dziewczyna syknęła z bólu. - Możesz ją już puścić. - zwrócił się do blondynki.
    Lily posłuchała jego polecenia. Kiedy jednak brązowowłosa wstała na nogi, od razu upadła z krzykiem. Ponownie spróbowała stanąć, ale za każdym razem kończyło się to tak samo.
    - Coś ty mi do jasnej cholery zrobił?! - powiedziała z grozą w głosie.
    - Troszeczkę poraziłem twoje nerwy w nogach. Nie martw się, nic ci nie będzie, ale na jakiś czas możesz pomarzyć o bieganiu, co dopiero staniu. - Ken uśmiechnął się złowrogo. - Tej samej sztuczki użyłem pierwszego dnia, podczas mojej małej pułapki na was. - blondyn spojrzał na Lily porozumiewawczo. No tak... kiedy po raz pierwszy ze sobą walczyli, Ken sparaliżował jej ciało i wykorzystał do pułapki, żeby złapać Laurel. Teraz już znała sekret jego sztuki...
    Kate jednak nie poddała się. Lęgła na ziemi plackiem i zaczęła próbować popychać się do przodu.
    - Choćbym musiała się czołgać, pomszczę Valentinę... - wymamrotała.
    - Czyli mam ci odebrać także czucie w rękach? - zapytał blondyn. Brązowowłosa natychmiast się podniosła i zrezygnowała z wcześniejszego planu.
    - Jesteś dość odważna. - powiedziała Maddy. - Więc, co z nią zrobimy? - spytała, zwracając się do Rivena.
    - Mnie nie pytaj. - odparł czarnowłosy. - Możemy zrobić to samo, co z Kenem. Zlitować się nad nią. - dodał uszczypliwie.
    - Ranisz, gościu. - blondyn zaśmiał się nieco. Cieszył się, że drużyna go zaakceptowała mimo początkowych komplikacji.
    - W takim razie najpierw ładnie nam wytłumaczysz, dlaczego chcesz pomścić Christinę. - powiedział Riven, podchodząc do Kate. - Tylko się streszczaj. Jest pierwsza w nocy, więc jeszcze dziś chcę znaleźć się obok strefy numer 20. Gadaj szybko. - pospieszał ją. Brązowowłosa westchnęła.
    - Jak byłam mała, rodzice mnie porzucili. A kiedy wybuchła katastrofa z defektami, to już był kosmos! Wiecznie musiałam walczyć. Wtedy właśnie poznałam Valentinę. Dalej chyba się domyślacie? - zaapelowała Kate. Zarumieniła się, gdyż nie chciała podawać całego swojego życiorysu.
    - Rozumiem. A teraz pewnie nie masz gdzie się podziać, nie? - rzekła Lily. - Może zatrzymasz się w którejś strefie? Każdy zapewne nie ma nic przeciwko dodatkowym towarzyszom.
    - W takim razie, - brązowowłosa uśmiechnęła się szyderczo. - chcę zamieszkać w strefie 27. - oświadczyła, co wprawiło wszystkich z zdziwienie.
    - Proszę bardzo. - zaapelowała Lily. - Strefa ta znajduje się niecałe 10 kilometrów stąd. Tyle dasz radę przejść. Żegnamy. - dodała, odwracając się napięcie.
    - Dokąd idziecie? - spytała Kate, nieco spanikowana.
    - Gdzieś indziej. Na razie nie wracamy do domu. - odparł Riven.
    - Dlaczego? - brązowowłosa nie dawała za wygraną.
    - Teraz chcesz zgrywać sprzymierzeńca? - oburzyła się blondynka. - Jeszcze dobre pięć minut temu, chciałaś wbić Rivenowi sztylet w łeb! - prawie by krzyknęła, gdyby nie fakt, że Vaice mógłby ją usłyszeć. Tylko jego tu jeszcze trzeba.
    Kate spuściła wzrok. Zagryzła wargę i ukradkiem oka spojrzała na Kena. Uśmiechnęła się cynicznie.
    - Mam sparaliżowane nogi. Jeśli mnie teraz zostawicie, defekty będą miały darmowy obiad. - powiedziała brązowowłosa. Była niemal pewna swojej wygranej. Oni są za dobrzy, nie zostawią jej, prawda?
    - A wiesz co? - Lily podeszła i przykucnęła przy niej. - Wali mnie to. Powiedziałaś, że możesz się nawet czołgać. Powodzenia. - wstała i ruszyła przed siebie. Riven westchnął. Co prawda, już od kiedy obie się poznały, nie specjalnie zapowiadało się, że będzie różowo. Zwłaszcza, że po pewnym czasie Kate rozlała na Lily wrzątek gorącej herbaty, po czym ta omal nie zabiła brązowowłosej. Zapowiada się ciekawa relacja między nimi...
    - Ale co wy chcecie osiągnąć, podróżując? Macie w tym jakiś cel? - dopytywała się Kate.
    - A czemu tak bardzo chcesz z nami iść? - odparł Ken pytaniem na pytanie. - Czyżbyś się bała? - uśmiechnął się szyderczo.
    - Nie! - zaprzeczyła. - Po prostu... mogę wam pomóc! - dodała w pośpiechu.
    - Jak? - rzekła Blondynka. - Powiedz mi proszę, jak?! - nie paliła się do zaznajomienia Kate. Nikt się jej nie dziwił.
    - Również jestem obdarzoną... - zaapelowała brązowowłosa. - Umiem czytać z ludzkich serc. W czymś na pewno mogę się przydać!
    - N... - Lily już miała odmówić, ale przeszkodził jej Ken.
    - Przyda się! - wszyscy popatrzyli na niego zdziwieni. - W strefie 14 będzie dużo strażników, którzy będą zadawali pytania. W tym przypadku moja telepatia może nie wystarczyć, nie? Poza tym, trzeba również wiedzieć, co kryje się w sercu takiego szalonego naukowca.
    - On nie jest szalony! - usłyszeli nagle głos jasnowłosej. Wyszła zza drzewa i zdemaskowała swoją obecność. Po chwili obok niej pojawił się Vaice.
    - Rany Laurel, - powiedział. - nie umiesz podsłuchiwać. - dodał z uśmiechem. Lily zacisnęła pięści i odwróciła wzrok. Teraz pewnie jej brat bezceremonialnie przyjmie do ekipy Kate.
    - Róbcie sobie co chcecie. - rzekła, po czym odeszła od towarzystwa.
    - Pójść za nią? - spytał Ken, spoglądając na Rivena.
    - Ja pójdę. - zaapelował czarnowłosy, posyłając groźny wyraz twarzy blondynowi. Poszedł po chwili w ślady Lily.
    - W takim razie pomogę wam szybciej dostać się do celu. - oświadczyła Kate, stając na nogi. Trochę się jeszcze chwiała, ale mogła już chodzić.
    - Powodzenia. - powiedziała Maddy.

    ***

    Riven szedł szybko, starając się iść w stronę, w którą kierowała się Lily. Jednak po pewnym czasie po prostu ją gubił. Teraz błąkał się po lesie z nadzieją, że przynajmniej zapamiętał drogę powrotną. Westchnął.
    Po chwili jednak uznał, że sam się zgubił. Rozglądał się dokoła, ale nie mógł określić swojego położenia. Spuścił głowę i popatrzył na ziemię. Zaczął liczyć do dziesięciu. To go nieco uspokoiło. Podniósł wzrok. Widok, który ujrzał, nie był przyjemny. Nie spostrzegł nawet, kiedy z jego gardła wyłonił się donośny krzyk.

    ***

Lily odwróciła się napięcie. Wydawało jej się, że słyszała czyjś krzyk. Co gorsza, obawiała się, do kogo może on należeć. Ruszyła w kierunku, z którego dobiegł ten dźwięk. Kiedy już się tam znalazła, przynajmniej miała nadzieję, że to tu, spostrzegła, że nie tylko ona usłyszała ten krzyk. Na miejscu pojawili się inni – Laurel, Vaice, Maddy, Ken. Nie widziała tylko Rivena i Kate. W duchu szczerze błagała, żeby to brązowowłosą coś złego spotkało, nie czarnowłosego.

    - Co się stało? To ty krzyczałaś? - zapytała jasnowłosa, pochodząc do Lily.
    - Nie, gdzie jest Riven? - odpowiedziała szybko. Jej oddech stał się bardziej płytki.
    - Kilka minut temu poszedł cię szukać. - odparł Vaice. W tym momencie wszyscy poczuli odór zgnilizny. Pojawiła się mgła, jednak nie trwała ona w powietrzu dłużej niż kilka sekund. Kiedy całkowicie zniknęła, cała drużyna zastygła. Widok, który zobaczyli, nie należał do najmilszych. Wszędzie – na drzewach, pod nimi, na ziemi, były trupy. Niektóre były całkiem świeże, lecz większość to już zgniła kupa mięsa. Blondynka poczuła, jak żołądek podchodzi jej do gardła. Przełknęła ślinę, chcąc zatrzymać swoje śniadanie tam, gdzie do teraz jest.
    - Istna rzeź... - wymamrotała Maddy. Twarda była. Nie wyglądała na zaskoczoną.
    - Co tu się do cholery dzieje?! - Vaice niemal krzyknął. Był zszokowany. Fakt, w końcu, nie codziennie widzi się uschnięte ciała w lesie.
    - Wyglądają, jakby cała krew z nich uszła... - Ken z ciekawości aż podszedł bliżej zwłok.
    - Ale za to ładnie komponują się z naturą, nie uważasz? - tajemniczy głos sprawił, że wszyscy przyjęli pozycje do walki. Jednak kiedy tylko odwrócili się w stronę mówcy, Lily niemal nie upadła. Tajemniczym głosem była wampirzyca. Mała Liz. To ta, którą widzieli wcześniej. Ale to najmniej ich zdziwiło. U jej stóp leżał Riven, cały poobijany.
    - Rany, zdradziłeś moje położenie, dlatego zostałeś ranny. Rozumiesz mnie? - powiedziała dziewczynka, pochylając się nad ciałem czarnowłosego. Lily omal nie wyskoczyło serce. Zacisnęła pięści. Nie jeden raz jej przyjaciel wpakował się w kłopoty, ale teraz nie mogła znieść tego widoku. Wokół było tyle ciał, blondynka bała się, że gdyby nie przyszła tu na czas, Riven teraz zapewne leżałby obok któregoś z nich. Miała ochotę rzucić się na wampirzycę i wydrapać jej oczy. Zaczęła oddychać ciężej, tłumiąc wściekłość.
    - Zabiję cię! - krzyknęła i zaczęła biec w stronę Liz. Jednak ta, szybkim i zwinnym ruchem podniosła Rivena z ziemi i zaczęła niemiłosiernie szarpać.
    - Zaryzykujesz? - spytała mała wampirzyca. Lily zatrzymała się w połowie drogi. Nie mogła nic więcej zrobić. - Czyli jednak nie jesteś taka naiwna jak myślałam. Szkoda, że tajemna stołówka krwiopijców wyszła na jaw. Trzeba będzie spalić dowody. - w jej dłoni pojawił się ogień. Jednak po chwili zgasiła go, widząc postawę blondyna. W ręku trzymał naostrzony patyk.
    - Puść go. - oświadczył Ken.
    - Serio? Jesteś za wersją z drewnianym kołkiem? - Liz popatrzyła na niego jak na idiotę. - Sam sobie przebij nim serce, potem mi powiesz, czy przeżyłeś. - uśmiechnęła się ironicznie. Lily nie mogła w to uwierzyć. Ktoś z tak niewinnie wyglądającą twarzą, był wampirem. Psychicznym wampirem, plugastwem!
    - Więc, - zaczęłam Liz. - kto pierwszy spróbuje mnie pokonać? Nudno się robi. - zaapelowała, odrzucając Rivena nieco dalej, za siebie. - Stawką będzie jego życie. - uśmiech nie schodził jej z twarzy. Wiatr zawiał mocniej. Vaice spojrzał na Lily. Wokół niej powietrze zgęstniało. Laurel chciała do niej podejść, ale została zatrzymana przez brata blondynki ruchem ręki.
    - Nie zbliżaj się, - rzekł. - jeśli nie chcesz zginąć.
    Wampirzyca śmiała się głośno.
    - Zaraz, zaraz – powiedziała, próbując złapać oddech. - jesteś obdarzoną wiatru?
    - Nie radzę ci ze mnie żartować. - odparła Lily, przyjmując pozycję do walki. - Jestem twoim pierwszym przeciwnikiem.
    - Zabaw mnie. - oświadczyła dziewczynka. - Zawsze, kiedy z kimś walczę, on pada po niecałych pięciu minutach. To nudne. - w jej ręce ukazała się kula ognia.
    - Plugastwo...
    - Znajdę pionka! - nagle wokół niej zapłonęła ziemia i zamknęła w kręgu ją i Rivena. Czarnowłosy znalazł się w niebezpieczeństwie. - A to tak, żebyś walczyła na poważnie. - Lily rozszerzyła oczy, kiedy jej przeciwniczka zamknęła jej przyjaciela w kręgu ognia. Zacisnęła pięści mocniej, wbijając paznokcie w wewnętrzną stronę dłoni. Doprowadziła do tego, iż po jej ręce spłynęła stróżka krwi.
    - Ładnie – blondynka nie zauważyła, kiedy wampirzyca znalazła się tuż przed nią. - pachniesz. - po tych słowach, Liz uderzyła ją z całej siły, skutkując upadkiem dziewczyny.
    - Lily! - krzyknęła Laurel, podbiegając do koleżanki. Blondynka wstała mimowolnym ruchem i spojrzała na wampirzycę. Była cholernie szybka.
    - Siostro, pozwól mi również walczyć. - rozbrzmiał dźwięczny głos Maddy. Wokół niej unosiły się krople wody.
    - Obdarzona wody? - zaśmiała się Liz. - Nasze żywioły są sobie wrogiem. Ale dla mnie, to nudne. - wampirzyca użyła swojej mocy, wskutek czego ogień leciał w stronę brązowookiej. Ta szybko odparła go wodą. Liz szybko przestała strzelać w stronę Maddy, a zaklęcie siostry Lily prawie ją dosięgało. Lecz w ostatniej chwili, wampirzyca zniknęła i woda trafiła w nieistniejący cel. Maddy nie spostrzegła, że jej przeciwnik jest tuż za nią.
    - Szybko...! - wymamrotała, nim została ogłuszona przez wampirzycę.
    - Nie muszę nawet specjalnie używać mojego daru. - zaapelowała Liz, szczerząc kły. Zaśmiała się szaleńczo, kiedy nagle znieruchomiała. Ken kierował w nią swoje ręce. Chciał użyć tej samej sztuczki, co na Kate.
    - Zostaw nas w spokoju. - powiedział powoli i spokojnie.
    - Czy ty próbujesz mnie sparaliżować? - zapytała czarnowłosa. - Wiesz, że z wampirem to nie przejdzie? Mamy mocniejsze nerwy niż wy, ludzie i obdarzeni. - dodała, śmiejąc się. Blondyn prychnął. Zacisnął mocniej dłonie, powodując większy skurcz mięśni wampirzycy.
    Poskutkowało. Liz syknęła z bólu.
    - To boli, dupku! - krzyknęła, po czym rzuciła w niego kulą ognia, której ledwo co uniknął.
    - Ma boleć! - odparł Ken. W tym momencie Lily wyciągnęła rękę do przodu. Wampirzyca upadła na kolana. Vaice otworzył szeroko oczy.
    - Głucha aria... - nie miał odwagi dokończyć. Widział, że jego siostra robi to świadomie. Czyli jednak znała tę technikę. Pamiętała ją.
    - Skończę to. - oświadczyła blondynka. - Żeby nie było ci smutno, powiem, od czego zginęłaś, w poszczególnych etapach. Etap pierwszy, odcięłam ci dostęp do powietrza. Nawet wampiry muszą oddychać. - Liz próbowała coś powiedzieć, ale brzmiało to tylko jak próba złapania tlenu.
    - Ona chyba nie zamierza jej zabić?! - zapytała Laurel, kierując pytanie do Vaice'a.
    - Nie wiem... - odparł brat Lily. W głębi duszy był przerażony, widokiem oczu swojej siostry. Były puste. Tak jak wtedy...
    Wampirzyca przestała się krztusić i ruszać.
    - Etap drugi. Odcięłam dostęp tlenu do twojego serca. Jak również zatrzymałam jego akcję. - dodała Lily. Wreszcie Liz krzyknęła, a jej oczy niemal wywróciły się do tyłu. Było widać praktycznie same białka. - Etap trzeci. Jesteś martwa. - wampirzyca, jak na zawołanie, upadła plackiem na ziemię. Ken zaczął się trząść.
    - Czy ona...?
    Usłyszeli nagle śmiech. Śmiech Liz. Wampirzyca wstała z ziemi, rechocząc.
    - Naprawdę... zaimponowałaś mi... - wydukała. Cały czas jeszcze łapała powietrze. - Jednak twoim jedynym błędem był fakt, że pod koniec przestałaś mi odbierać dostęp do powietrza. Mogłam oddychać, mogłam wydać głos. - wszyscy byli zaskoczeni postawą wampirzycy. Obecnie była jedyną, która przeżyła atak głuchej arii powietrza, co zdziwiło również Lily.
    - Jak...? - wymamrotała blondynka.
    - Jednak przegrałaś pojedynek. Co oznacza... - uśmiechnęła się szaleńczo, po czym zwęziła krąg ognia, wokół Rivena i podeszła do niego. - Byłby z niego świetny wampir. Ma ładne, brązowe oczy... - w tym momencie wszyscy usłyszeli klakson. W oddali pojawiły się dwa światła, zbliżające się powoli. Z hukiem wjechało czarne auto kilkuosobowe. Za kierownicą siedziała Kate.
    - Beznadzieja. Nudni jesteście. - zaapelowała Liz, po czym zniknęła. Wraz z nią, ogień zaczął gasnąć. Lily podbiegła do Rivena.
    - Ej, obudź się... - powiedziała, lekko nim potrząsając. - Obudź się! - czarnowłosy powoli otworzył oczy. Podniósł się do pozycji siedzącej i spojrzał na blondynkę.
    - Lily...? - wydukał spokojnie. Mrugał oczami, żeby móc złapać ostrość. Kiedy wszystko widział dokładnie, zauważył, że jego przyjaciółka się trzęsie. - Co się stało? - spytał łagodnie.
    - Idioto, debilu, głupku... - zaczęła powoli wyzywać czarnowłosego.
    - A to za co? - odparł Riven.
    - Idioto! - powiedziała Lily głośniej i, ku zaskoczeniu swojego kolegi, rzuciła mu się na szyję.
    - Lily...? - zapytał czarnowłosy, zdziwiony tym gestem.
    - Cicho! Nie wiesz nawet, jak się martwiłam! - oświadczyła szybko. Riven zarumienił się i otworzył szerzej oczy. - Po kiego za mną lazłeś?! - nadal nie puszczała go z objęć.
    - Ponieważ... mogło ci się coś stać...
    - A kto jest tu teraz poszkodowany?! Idioto, nie strasz mnie tak więcej. - zaczęła się trząść. Czarnowłosy westchnął. Nie wiedział, co zrobić. Co ma na to odpowiedzieć? Nie wiedział. Niczego nie był pewien. Jednak po chwili przypomniał sobie coś. Od całkiem niedawna, uważał Lily za ważną dla niego osobę. Ale jak ważną? Czy traktował ją jak młodszą siostrę, zastępstwo Meredith, czy może...?
    Powoli objął blondynkę w pasie i przytulił.
    - Dobrze. - powiedział w końcu. - Kocham cię. - te słowa przeszły mu przez myśl. Nie był w stanie ich wypowiedzieć.

    Po jakimś czasie, oboje wraz zresztą podeszli do Kate, która nadal siedziała w aucie.
    - Skąd masz ten samochód? - spytał Ken, jednak bał się odpowiedzi typu kradziony. Jako strażnik, przestrzegał reguł.
    - Pożyczony od strefy 25. Wskakujcie. Jak teraz ruszymy, jutro rano będziemy w strefie 14. - zaapelowała brązowooka, uśmiechając się. Wszyscy jednak nie protestowali, gdyż droga była jeszcze daleka, a skoro auto jest pożyczone...

    _____________________
    Hejka :) Mam szczerą nadzieję, że ten rozdział wam się spodobał. Nieco przeciągnęłam początek, więc może być nieco nudno, dlatego jest również scena walki w Liz.
    PS: Vaice to wymyślone przeze mnie imię. Wymawia się je tak jak Voice (ang. Głos) tylko z a zamiast o. Nie Vince! :3 

czwartek, 16 października 2014

Strefa 27 - rozdział 11

~Rozdział 11
~Zarys przeszłości, powrót z popiołów.

Lily siedziała obok swojego brata, bojąc się o jego zdrowie. Wcześniej ledwo uszedł z życiem, kiedy zaatakowała go Valentina, potem znokautował go wampir. Od jakiegoś czasu Vaice przyciąga do siebie pech. Blondynka westchnęła.
    - Coś się stało? - zapytał jej brat, wpatrując się w nią. - Chcesz coś do jedzenia? Może wody?
    - To chyba ja powinnam się o ciebie martwić. - uśmiechnęła się w odpowiedzi.
    - Miałaś ostatnio jakąś wizję? - ton Vaice'a zmienił się. Był bardziej poważny niż wcześniej.
    - N-nie... - wydukała Lily. - Pójdę pogadać sobie z Laurel, okej? - zapytała, stając na nogi.
    - A czy ja ci bronię? - odparł Vaice. Blondynka uśmiechnęła się do niego w odpowiedzi i pobiegła do jasnowłosej. Jej brat przez pewien czas na nią patrzył. Jest szczęśliwa. Jednakże jeśli odzyska swoje wspomnienia... nic nie wiadomo. Ale on jest pewien jednej rzeczy. Dopóki może oglądać ten uśmiech, jest zdolny znieść wszystko.
    ***
    - I co? - zapytała Lily, kiedy dowiedziała się, że Laurel rozmawiała z Meredith.
    - Jak to, co? - odparła jasnowłosa. - Nie wiem, czy się tym dzielić z kimkolwiek...
    - Za to opowiem ci również ciekawe wydarzenie z życia Rivena w naszej strefie. - Blondynka była pewna siebie. Laurel drgnęła. Więcej informacji było na wyciągnięcie ręki. Dowie się czegoś na temat Rivena! Potem... potem postara się zdobyć informację o innym członku drużyny. Może Vaice? Lub Maddy. Ta dwójka jest najbardziej niezrozumiała.
    - Dobrze. - powiedziała jasnowłosa. - No więc... - zatkało ją. Nigdy wcześniej nie obgadywała kogoś, dlatego teraz niespecjalnie wiedziała, czy robi dobrze.
    - Wszystko dobrze? - spytała Blondynka zmartwionym głosem. Po chwili zauważyła zakłopotanie koleżanki. - To może ja zacznę, co?
    - Z-zgoda. - wymamrotała Laurel.
    - Więc, co chcesz wiedzieć?
    - Cokolwiek.
    - He? No dobra, co by tu... - Lily zaczęła błądzić wzrokiem. Przez przypadek natknęła się na spojrzenie czarnowłosego. Kiedy ich oczy się spotkały, Riven momentalnie odwrócił głowę w przeciwnym kierunku. Blondynka skrzywiła twarz w brzydkim grymasie.
    - Coś nie tak? - zaniepokoiła się Laurel.
    - Co? - nie zrozumiała Lily. - A, nic. Po prostu się rozmyśliłam. - uśmiechnęła się.
    - Rozumiem... ale... - zaczęła jasnowłosa. - ty... n-naprawdę... - jąkała się. Blondynka słuchała jej uważnie, co jeszcze bardziej ją krępowało.
    - Wiesz co? - przerwała jej koleżanka. - Myślę, że wymianę plotkami zajmiemy się kiedy indziej. Dobrze?
    Jasnowłosa była kompletnie zszokowana. Zauważyła jej skrępowanie? Nie... a może jednak?
    - Mhm. - potaknęła Laurel. Kiedy Lily miała już zmienić temat, dodała. - Lecz ja myślę, że lepiej jak przynajmniej ja ci powiem, co przekazała mi Meredith.
    - Hm? Okej. - blondynka uśmiechnęła się ponownie. - Mów.
    Laurel nabrała powietrza i zaczęła mówić.
    - Riven stracił matkę podczas swojego porodu. Jego ojciec z tego powodu popełnił samobójstwo, więc zajęła się nim Meredith. - tym razem słowa płynęły z niej jak wodospad.
    - Nie wiedziałam... - wymamrotała Lily.
    - Jednak około dwa lata przed katastrofą z defektami, jego siostra po prostu sobie poszła. Zostawiła go. Przyszła do Arthura i pomagała mu w eksperymentach. Nigdy nie poznałam przyczyn, a ona nie chce ich zdradzać. To tyle. - jasnowłosa westchnęła. Mimo, iż mówiła bez krępacji, teraz dziwnie się czuła. Tak jakby zrzuciła z siebie wielki ciężar, który został zastąpiony innym.
    Lily nie odzywała się przez jakiś czas.
    - Teraz rozumiem, dlaczego tak bardzo chciał znaleźć siostrę. - wydukała w końcu. - Mnie mówił tylko, że przez dwa lata żył na ulicy. Potem zaatakował go defekt i obudził się w strefie 27.
    - Współczuję mu...
    - Cóż, myślę, że on nie rozpamiętuje teraz przeszłości. Ona jest nieważna. To wszystko już się stało, to wszystko już przeżył. Czas na nowe przygody.
    - Lily? - Laurel miała wrażenie, że blondynka nie mówi o Rivenie, tylko nieświadomie stara się sobie to wmówić.
    - Pójdę już. Ken obiecał mi, że nauczy mnie wywoływać wizje. - Lily uśmiechnęła się na pożegnanie i pobiegła w stronę blondyna. Jasnowłosa westchnęła.
    ***
Ken wpatrywał się w drzewa, rosnące dookoła. Czuł wielką nostalgię. W końcu, strefa 14 to jego dom. Za jakiś czas tam wróci. Tylko co dalej? Ma się przyznać, że jest zdrajcą i współpracuje z Arthurem? Albo lepiej będzie, jeżeli wytłumaczy ich plan. Skoro naukowiec, który stworzył defekty, zna ich konstrukcję i słabe punkty, to jest szansa na pokonanie tego okrucieństwa.
    - Nauczysz mnie w końcu? - do jego uszu dotarł znajomy głos i bardzo znajome zdanie. Nie miał wątpliwości, kto mu je zadał.
    - Nie masz co robić, prawda? - zapytał ironicznie, spoglądając na blondynkę.

    - Widzę, że ty też. - odparła Lily. - Obiecałeś, a w dalszą podróż wyruszymy prawdopodobnie dziś w nocy, lub jutro.
    - Uparta jesteś, wiesz?
    - Słyszałam to z tysiąc razy. - usiadła koło Kena.
    - Okej, skoro już muszę... - blondyn na chwilę się zamyślił. Ukradkiem oka spojrzał w stronę czarnowłosego. Przyglądał się im. Ken uśmiechnął się chytrze. Dobrze wiedział, że Riven jest zazdrosny, zwłaszcza po tym, co ostatnio usłyszał. Oj, biedny biedny. Niech się nauczy zasady, że kto pierwszy ten lepszy.
    - Hej, kontaktujesz jeszcze? - na ziemię sprowadziła go Lily. Postanowił więc się zabawić i nadal oglądać śmieszne miny Rivena.
    - No więc na początku małe ćwiczenie dla ciebie. - Zaczął mówić ciszej i przybliżył się nieco do blondynki. - Wyobraź sobie kogoś i spróbuj przemyśleć, co się z nim może stać. Powodzenia. - skończył, gdyż ledwo powstrzymywał śmiech. Cały czas patrzył na Rivena, który aż kipiał wściekłością. Miał taką zabawną minę. - Idź i ćwicz.
    - Dobra, nauczycielem nigdy nie zostaniesz. - odparła Lily. Wstała i wróciła do Laurel. Po krótkiej chwili obie zaczęły dyskutować. Ken podszedł do Rivena.
    - Ej, ślepy Romeo. - zaczął. - Co jest? Zazdrość ci dupę ściska? - uśmiechnął się cynicznie.
    - Nie nazywaj mnie tak. - odparł czarnowłosy. Był cały czerwony i to najbardziej bawiło blondyna.

    ***

    Pod wieczór wszyscy zbierali się do dalszej drogi. Każdy sprawdzał, czy przypadkiem nie zapomniał czegoś ważnego. Podręczne torby nie były za bardzo wygodne podczas walki, więc z ostatniego incydentu z fałszywą strefą, mają już tylko 3 takie plecaki. Z czego każda zawiera niewielką ilość jedzenia, lin, bandaży i broni w postaci noży. Lily straciła swój bagaż podczas pożaru w fałszywej strefie. Nie zdążyła już go wynieść. Dziewczyna, z braku roboty, poszła ponownie kawałek dalej w las. Usiadła na najbliższej kłodzie i rozmyślała nad sytuacją. Po chwili przypomniała sobie o radzie Kena.
    - Wyobrazić sobie... - wymamrotała niesłyszalnie. Zamknęła oczy i zastanowiła się, kogo chce sobie wyobrazić. Riven? Nie, o nim już prawie wszystko wiedziała. Może któreś z jej rodzeństwa?
    - Może dowiem się czegoś o mojej przeszłości...- otworzyła oczy. Zdziwiła się, dlaczego tak nagle zainteresowała ją jej amnezja.
    Spuściła głowę. Westchnęła i po chwili ponownie zamknęła oczy i skupiła się na postaci swojej siostry. Próbowała sobie przypomnieć, jak ona wyglądała jako nastolatka, potem jak mogłaby wyglądać jako starsza osoba. Nagle poczuła, jakby coś ciągnęło ją do tyłu. Chciała otworzyć oczy, ale było to dla niej niczym podnoszenie ciężaru. Przełknęła ślinę, która teraz wydawała się mieć metaliczny smak. Jej oddech stał się płytki, a powietrze tak gęste, że można by je kroić nożem. I wtedy zobaczyła coś...

    Leżała na podłodze. Ciemność nie pozwalała jej określić wyglądu pomieszczenia, w którym się znajdowała. Tylko kilka świec podświetlało ściany i kredens. Cały czas ktoś się śmiał. Spróbowała poruszyć, ale momentalnie jej ręka odmówiła posłuszeństwa.
    Gdzie ja jestem? Lily spojrzała na swoje ręce. Widziała je. Zazwyczaj, kiedy miała wizje, nigdy nie mogła się poruszyć, lub myśleć samodzielnie. Wizje zajmowały cały jej umysł. Teraz wydawała się być świadkiem tego wszystkiego. Miała poczucie, że nikt tu jej nie widzi.
    Jeden z napastników kopnął leżącą na ziemi kobietę. Ta w odpowiedzi syknęła z bólu.
    W tej chwili obraz zaczął się zniekształcać. Blondynka nie mogła nic na to poradzić.
    W tym momencie pojawił się przed nią wyraźny zarys pokoju. Miał zapewne czerwone ściany. Nie... to krew. Krew jest wszędzie. Na ziemi leży ciało martwej kobiety. To nie ta sama, co przedtem. Ta ma blond włosy i szeroko otwarte, brązowe oczy. Wyglądała na około 40-50 lat. Nad zwłokami siedziała dziewczynka. Jednak tak jak wcześniej, Lily nie mogła określić jej wyglądu. Twarz była niewyraźna, a włosy mogły być również koloru blond lub rude. Nie wiedziała. Dziewczynka zaczęła krzyczeć.
    - Gdzie jesteście?! - jej głos wyrażał przerażenie. - Wiem, że się gdzieś chowacie! Nie zostawiajcie mnie teraz samej! Proszę, błagam, niech ktoś się odezwie! Pro- przerwała nagle, gdyż została ogłuszona. Upadła na ziemię, tuż obok trupa kobiety.
    Lily chciała do niej podbiec. Obudzić. Przepędzić napastnika. Ale nie mogła. Nie dała rady dostrzec twarzy, ani ich dotknąć. Nikt jej nie słyszał. Nikt jej nie widział. Nic. Jakby była duchem.

    ***

    - Lily! - dobrze znany głos wyrwał ją z wizji. Szybko otworzyła oczy. Na początku obraz był zamazany, ale po chwili wszystko się zmaterializowało. Przed sobą, a raczej nad sobą, zobaczyła Rivena, Laurel i całą resztę.
    - Wszystko w porządku? - wyrwała się jasnowłosa. Widać było, że bardzo się przejęła stanem blondynki.
    - A czemu miałoby nie być? - Lily uśmiechnęła się blado. Podniosła się z ziemi i ułożyła w pozycji siedzącej. - Właściwie... co się stało?
    - Ślepy Romeo o mało zawału nie dostał, jak zobaczył cię półprzytomną na ziemi. - mimo poważnej atmosfery Ken poczuł chęć zażartowania z czarnowłosego. Vaice'owi wymsknął się krótki śmiech, ale po chwili wrócił do rzeczy.
    - Riven zawołał nas, bo ponoć zobaczył, że coś dziwnego się z tobą dzieje. Kiedy tu przyszliśmy, leżałaś na ziemi z szeroko otwartymi oczami i cała drżałaś. - wyjaśnił brat blondynki. - Więcej nic nie wiem.
    Czarnowłosy posłał blondynowi wściekłe spojrzenie, na co ten ponownie uśmiechnął się krzywo. Lily wstała z ziemi i spojrzała na Kena.
    - Chyba wywołałam wizję... tylko, że ona nie miała miejsca w przyszłości. To się już wydarzyło. Dawno temu. Nie wiem, jak dawno... - Maddy stała, jakby skamieniała. Czyżby się zaczęło?
    - Co widziałaś? - zapyta k Vaice. Wyglądał na mało przybitego tą sytuację, co kompletnie zdziwiło brązowooką.
    - Na początku była ciemność. A w niej jakaś osoba, nad którą ktoś się znęcał. Wokół były świece. - te słowa poruszyły Maddy. Lily widziała tę sytuację. - Potem natomiast było coś innego. Ciało innej kobiety. Obok siedziała dziewczynka. Rozpaczliwie wołała o pomoc, która nie nadeszła. Potem ktoś ją ogłuszył. Jednak nie wiem, kim są te osoby. Nie widziałam ich twarzy, ani nie rozpoznałam głosu.
    - Więc możesz też przywołać wizje przeszłości. - zachwyciła się Laurel. - Jak dla mnie to ciekawe! - zaapelowała z uśmiechem.
    - Dobra, - zaczął brat blondynki. - mimo wszystko musimy ruszać dalej. Znajdziemy Arthura i przekonamy go, choćby siłą, do współpracy. - wszyscy potaknęli, po czym wrócili po swoje rzeczy. Riven i Lily zostali w tyle.
    - Ej, - zaczęła blondynka. - czemu Ślepy Romeo? - zapytała, śmiejąc się. Doprowadziła tym samym do sytuacji, w której czarnowłosy zarumienił się.
    - Żebym ja to wiedział... - odparł, błądząc wzrokiem. Po chwili zobaczył jakąś postać, stojącą wśród drzew. Szykowała się do ataku. A jej celem była...! - Uważaj! - krzyknął Riven, powalając blondynkę swoim ciałem na ziemię. W ostatnim momencie uchronił ją od lecącego noża.
    - Co się dzieje?! - zapytała spanikowana Lily. Odepchnęła nieco czarnowłosego od siebie, gdyż wylądowali na ziemi w dość dwuznacznej pozycji. Riven wstał i przyjął pozycję do ataku.
    Zza drzewa wyłoniła się postać dziewczyny. Blondynka spojrzała w jej kierunku. To przecież była...
    - Kate. - oświadczyła Lily, rozszerzając oczy.
    Brązowowłosa stała z nożem w ręce i poszarpanych ubraniach. Włosy miała nieco krótsze, gdyż ogień musiał zrobić swoje. Ale przeżyła...
    - To wy... - zaczęła groźnym tonem. - zabiliście Valentinę!
    _________________________________________________
    Dobra, przyznać się, kto usnął? Nie miałam żadnego pomysłu, jak przedstawić pierwszą wywołaną wizję Lily i powrót Kate do żywych... ale mogę wam za to zapewnić, że za niedługo (obawiam się, że nawet nieco szybko...) pojawi się Arthur! A z nim nowy problem... hehe, nie dam wam spokoju z główkowaniem nad zagadkami :P Pozdrawiam ;)

piątek, 10 października 2014

Strefa 27 - rozdział 10

~Rozdział 10
~ Skrywane uczucia, pieśń o przyszłości

Wszyscy, mimo ciężkiego stanu, nie mieli innego wyboru, jak tylko ruszać dalej. Na razie zatrzymali się wśród drzew, prowadzących do zgliszcz przeklętej strefy. Całe szczęście ogień tutaj nie doszedł. Vaice siedział oparty o pień drzewa. Był osłabiony po wcześniejszych wydarzeniach. Niedaleko niego stała Laurel, ciągle spoglądając na Maddy. Brązowooka miała jeszcze wysoką temperaturę. Ken siedział nieco dalej i strugał coś w drewnie. Riven siedział na ziemi, obok Lily. Odkąd siostra blondynki poprosiła go, żeby jej strzegł, wziął sobie to do serca. Z jakiegoś powodu miał dziwne przeczucia.
Po chwili najwidoczniej Lily znudziło się to ciągłe nic nie robienie, więc podeszła do Kena.
- Co strugasz? - zapytała, spoglądając na dłonie blondyna.
    - Skoro ostatnio spotkaliśmy wampira, dobrze by było być przygotowanym na kolejne spotkanie. - odpowiedział, wymachując ostrym badylem.
    - Trzymasz się wersji z drewnianym kołkiem? - przysiadła się obok niego. - Miałeś mnie uczyć świadomych wizji. Kiedy zaczniemy lekcje?
    - Myślałem, że już się nauczyłaś? - odparł Ken, nieco zdziwiony. - Kiedy Valentina wylała na ciebie gorącą herbatę, wywołałaś wizje na temat jej osoby, nie? Wtedy omal nie zabiłaś Kate, to było dobre. - zaśmiał się żartobliwie.
    - To... nie była świadoma wizja... chyba... znaczy, nie wiem, kiedy ją wywołałam. Może tak to ujmę. Zaraz, jak to, omal nie zabiłam Kate?
    - Nic nie pamiętasz? - to pytanie padło z ust Laurel. Blondynka pokręciła przecząco głową. - Użyłaś czegoś, co podobno nazywasz „głuchą arią powietrza”.
    - Głucha aria powietrza? - wymamrotała pod nosem Lily. - Pierwsze słyszę. - Jasnowłosa rozszerzyła oczy. Zatkało ją. Riven mówił jej zupełnie coś innego.
    - No cóż. Skoro nadal nie umiesz wywołać świadomej wizji, nauczę cię. Ale to potem, dobra? - zapytał Ken.
    - Jasne! - odparła Blondynka, kierując się w stronę Rivena.
    W tej chwili do Laurel i Kena podszedł Vaice. Spojrzał na jasnowłosą i zmarszczył czoło, a jego wzrok był piorunujący.
    - Skąd wiesz o głuchej Arii powietrza? - zapytał szeptem.
    - Co? - nie zrozumiała Laurel. To wszystko było dla niej zdecydowanie za bardzo pokręcone.
    - Pewnie wie od Rivena. - rozległ się słaby głos Maddy, stojącej za Vaice'em.
    - Czyżby? - brat Lily wydawał się nieco wkurzony. - A ciekawe, skąd on wie.
    - Powiedziałam mu. - odparła brązowooka bez skrupułów, uśmiechając się cynicznie. - Wiesz, że pewnego dnia będziesz musiał ją ochronić.
    - Zamknij się! Możesz siedzieć cicho?! - Vaice niemal krzyknął.
    - Czemu? Lepiej będzie, żeby wszyscy wiedzieli. Bracie, zrozum, jesteś człowiekiem. Ni obdarzonym, ni wampirem. Człowiekiem. Nie dasz rady jej sam obronić, nawet, jeśli ja ci pomogę.- wydukała Maddy.
    - Vaice jest człowiekiem? - odezwał się Ken ze zdziwieniem w głosie.
    - Tak. W naszej rodzinie było aż 9 obdarzonych, pozostali to zwykli ludzi. - wyjaśniła brązowooka, sprowadzając tym zapewne na siebie gniew swojego brata.
    - A ile was było w rodzinie...?
    - Aż piętnaścioro. Dużo. prawda?
    - Bardzo. - Ken westchnął, po czym wrócił do wcześniejszego zajęcia.
    - Jeśli mogę, - zaczęła Laurel. - chciałabym znać powód, dla którego chcecie chronić Lily. - powiedziała to bardzo poważnym tonem. Zaczerwieniła się od razu. Sama nie spodziewała się po sobie takiej odwagi. Wolała trzymać się na boku, kiedy ktoś się kłóci. Mimo to wtrąciła się. Możliwe, że uznała, iż przerwanie tej rozmowy i zmiana tematu jakoś załagodzi sytuację.
    - Nie możesz. - odparł sucho Vaice. Po chwili spojrzał na Rivena i prychnął. Skierował się w przeciwnym kierunku i usiadł dość daleko od reszty.
    - Jak Pana z kompleksem wyższości nie będzie w pobliżu, - zaczęła Maddy szeptem, mówiąc do Laurel. - To odpowiem na kilka twoich pytań. - uśmiechnęła się skrycie. Jasnowłosa mocno się zdziwiła. Dlaczego Vaice tak panicznie nie chciał, aby ktokolwiek poza nim i jego rodzeństwem wiedział o przeszłości Lily?
    Laurel westchnęła. Kątem oka spojrzała na Lily. Współczuła jej. Wiele jej wspomnień jest dość cenne, nie chciałaby ich stracić. Ciekawe, jak naprawdę czuła się blondynka. Czy naprawdę nie chce odzyskać utraconej przeszłości? Laurel dopiero teraz zauważyła, że od dłuższego czasu nie miała okazji pogadać z Lily. Jednak najpierw musiała coś załatwić. Obiecała sobie, że dowie się o wszystkich kilku rzeczy. Westchnęła i po chwili zaczęła się kierować głębiej w las.
    - Gdzie idziesz? - zatrzymał ją Vaice.
    - Na spacer. - odparła Laurel z szerokim uśmiechem, starają się nie okazać strachu. Szczerze mówiąc nieco bała się brata Lily. Odkąd zaczęłam widzieć tajemniczego mężczyznę, mówiącego w obcym języku, Vaice tak jakby uwziął się na nią. Szybkim krokiem ruszyła dalej. Zamierzała teraz zapytać Meredith, o co w tym wszystkim chodzi. Zapyta najpierw o przeszłość Rivena. Będzie przynajmniej o jeden krok do przodu.

    ***

    Lily cały czas spoglądała na Kena. Czekała, aż skończy strugać ten swój dziwny kijek na wampiry. Chciała nauczyć się wywoływać wizje. Westchnęła i spojrzała w niebo. Była ładna pogoda. Nie zapowiadało się na deszcz. Przynajmniej nie dzisiaj. Powoli zbliżała się jesień. Jeżeli przed Październikiem nie dotrą do strefy 14, będą skazani na ciężką podróż. Trudno będzie nocować na zewnątrz, więc będą musieli zatrzymywać się w jakiś gospodach, lub napotkanych strefach. Na razie jest sierpień. Jeszcze niecałe dwa miesiące. Muszą dać radę. Ponownie zerknęła na Kena.
    - Coś się stało? - zapytał Riven. Nawet nie zauważyła, że on ciągle jest koło niej.
    - Nie. - odparła – Po prostu myślę.
    - A jaki to temat, który aż zmusza cię do myślenia? - zażartował czarnowłosy, wywołując u Lily atak śmiechu. To dziwne. Całkiem niedawno go nienawidziła. A teraz śmieją się, jak za dawnych lat. Od 10 lat. Tak, 10 lat. Co prawda poznali się jeszcze wcześniej, w dzień po katastrofie. 11 lat temu. Zaprzyjaźnili się jednak dopiero po roku. To dlatego, że Riven non stop odpychał od siebie blondynkę. Dlaczego? Tego nie wiedziała. Uśmiechnęła się skrycie.
    - Po prostu ciągle myślę. Nad wszystkim co wpadnie mi do głowy. - dodała.
    - A konkretnie? - Riven nie dawał za wygraną.
    - Uparty jesteś, wiesz?
    - Już mi to mówiłaś z tysiąc razy. - odparł, szczerząc zęby.
    - Ciągle zastanawiam się, czy możemy ufać Kenowi. W sumie niby nam pomaga, ale nic poza tym.
    - Może i racja, jednakże na razie daj sobie z nim spokój. Wszystko się okaże. W swoim czasie... - w tym momencie spojrzał na Lily. - Masz coś na twarzy. - zaapelował szybko. Blondynka przetarła się na buzi, doprowadzając kompana do śmiechu. - Zaczekaj. - dodał Riven, po czym dłonią delikatnie zdjął Lily liść z twarzy. Blondynka od razu się odwróciła, ukrywając fakt, jak bardzo się zaczerwieniła. Wzdrygnęła się. Po chwili wstała powoli z ziemi.
    - Pójdę się przejść. - nie czekając na odpowiedź, ruszyła głębiej w las. - Nie zniosę tego dłużej...!

    ***

    Ken przez przypadek zaciął się swoim scyzorykiem. Za bardzo zagapił się na Rivena i Lily. Nie mógł pojąć, jak czarnowłosy może być taki ślepy.
    Blondynka najwidoczniej bardzo go lubiła, a ten pozwalał sobie na wszystko, nie zważając na jej reakcje.
    W tej chwili zauważył, że Lily gdzieś poszła. To dobra okazja, żeby móc wytknąć Rivenowi jego mały błąd. Blondyn podszedł do niego.
    - Coś ty znowu palnął? - zapytał z ironicznym uśmiechem.
    - Nic złego nie powiedziałem. - obronił się czarnowłosy. - Ona już taka jest...
    - Tak, uważaj, bo ci uwierzę. Podróżuję z wami już jakiś czas, ale nie jestem tak ślepy na niektóre sytuacje.
    - Ślepy? O czym ty gadasz?!
    - Ty tak na poważnie? - Ken zaśmiał się. - Zgrywasz Romea, a potem dziwisz się, że dziewczyna ucieka od ciebie speszona. - dodał, śmiejąc się jeszcze głośniej. - Ty naprawdę jesteś ślepy.
    - Zupełnie cię nie rozumiem.
    - Ślepy i głupi.
    - Ej, nie za dużo sobie pozwalasz?! - gdyby nie fakt, że Maddy teraz śpi, Riven krzyknąłby. Jednakże nie chciał obudzić brązowookiej i wzbudzić podejrzeń Vaice'a.
    - Dobra, zadam ci jedno proste pytanie. - powiedział Ken poważniejszym tonem. - Czy nie myślałeś kiedykolwiek o Lily jako o kimś więcej niż koleżance? Nigdy nie wydawało ci się, że mimo swojego dość ostrego charakteru, jest słodka? Nie?
    - Miało być tylko jedno pytanie. - zrekompensował Riven, najwidoczniej już nieco wkurzony natarczywością blondyna.
    - Zastanów się. - odparł Ken. Po chwili odszedł od czarnowłosego i wrócił do wcześniejszego zajęcia.
    Riven był kompletnie zaskoczony jego wypowiedzią. Że niby on jest ślepy? Dziwne. Zadał mu jakieś durnowate pytania...
    - Zaraz, po co ja się będę nimi przejmował? - zapytał sam siebie w myślach. Lily kimś więcej niż przyjaciółka...? Heh, śmieszne. Czy jest słodka? Oczywiście! Zwłaszcza kiedy się wkurzy i uda obrażoną. Albo kiedy się uśmiecha... za ten uśmiech mógłby oddać wszystko. Zaraz, stop! Potrząsnął głową, starając się pozbyć tych myśli. Jednak w pewnym momencie naszło go jedno wspomnienie.

    ***

    Przechadzał się po budynku. Wszędzie było bardzo jasno. Podłoga wręcz błyszczała, co świadczy, że niedawno było sprzątane. Ściany miały mdły kolor. Przynajmniej dla niego. Podparł się najbliższej ławki. Było mu słabo. Nadal bolały go żebra, od kiedy po raz pierwszy tu trafił. Został w sumie uratowany. Zaatakował go defekt. Jedyne, co teraz chciał teraz, to ponownie zobaczyć Meredith. Swoją siostrę. Obiecała mu, że kiedy tylko wróci, obejrzą razem gwiazdy. Nigdy nie mógł zobaczyć ich pod gołym niebem. Mieszkali w mieście, więc chmury wszystko mu zasłaniały.
    - I naprawdę nie pamiętasz? - usłyszał nagle głos dorosłej kobiety. Zajrzał do jednego z pokoi. Rozszerzył oczy, kiedy zobaczył, że na krześle siedzi dziewczynka, którą widział wcześniej. Nie mógł określić, jaka to pora dnia. Ona nadal jednak błyszczała, w świetle lampki, położonej na biurku, przy którym siedziała.
    - Nic a nic. - odpowiedziała blondynka, na zadane jej wcześniej pytanie. - Ale nic mi to nie robi.
    - Dlaczego? Nie chcesz odzyskać swoich wspomnień z dzieciństwa? - kobieta, z którą ona rozmawiała, miała długie włosy, upięte w kok. Nosiła okulary. Miała mocne rysy twarzy i nie wyglądała na młodszą niż 30 lat.
    - Żyję teraźniejszością. - dodała dziewczynka. - Nie obchodzi mnie, co wydarzyło się kiedyś. Obchodzi mnie, co wydarzy się kiedyś. W końcu, jestem obdarzoną. Miewam wizje.
    - Wizje...- zanotowała kobieta. - Czy to jedyna twoja umiejętność?
    - Nie. Posługuję się również magią powietrza. - odpowiedziała blondynka z szerokim uśmiechem na twarzy. - Na przykład przed chwilą słyszałam cichutkie skrzypienie drzwi. Kimkolwiek jesteś, wejdź, ja nie gryzę. - wstała z krzesła i stanęła przed drzwiami, z miną bardzo poważną. Jej oczy niemal mówiły „jeśli masz jakiś zły zamiar, skończysz jako karma dla kotów”. Riven wzdrygnął się. Przestraszyła go postawa blondynki. Przed chwilą była jeszcze wesoła, niewinna i niemal słodka. Powoli rozchylił drzwi i wszedł do środka. Czarnowłosy przełknął ślinę, kiedy stanął twarzą w twarz z dziewczynką.
    - A, to tylko ty. - momentalnie jej postawa ponownie wróciła do niewinnej postaci. Uśmiechnęła się szeroko do niego. Jak ona tak mogła? Raz miła, raz wyglądająca na gotową zabić...
    - P-prze... - wydukał.
    - Za co? - blondynka go uprzedziła. - Jednak uważam, że nadal powinieneś leżeć. Nadal jesteś osłabiony. Może...
    Zacisnął pięści.
    - Nie mówi mi, co mam robić! - krzyknął. Po chwili wybiegł z sali niczym piorun i pobiegł do wyjścia.
    - Zaczekaj! - powiedziała blondynka. Goniła go. Już kilka razy zdarzyło mu się potknąć, ale nie dał się wyprzedzić, a co dopiero dogonić.
    Zobaczył drzwi, z wielkim napisem „Wyjście”. Popchnął szybko drzwi. Widok, który go zastał, mocno go zszokował. Była noc. Późna noc. Gwiazdy były bardzo dobrze widoczne. Wyglądało to niemal jak sceneria w filmie.
    - Piękne... - powiedział cicho. Nie dostrzegł nawet, że blondynka go dogoniła.
    - Nie mieszkałeś na wsi, prawda? - zapytała lekko dysząc. - U nas widok gwiazd jest normalny. Jeśli chcesz, możesz to robić codziennie. Cudowne, prawda? - usiadła na ziemi. Riven popatrzył na nią. Spoglądała na gwiazdy z uśmiechem. Cały czas się uśmiechała. Robiła dobrą minę do złej gry.
    Jednak nie najbardziej to go zaskoczyło. Błyszczała w świetle słońca, kiedy pierwszy raz ją zobaczył. A teraz, w jej oczach, odbijało się miliony gwiazd. Wyglądała niczym mała bogini. Pięknie.
    - Zostaniesz z nami? - zapytała nagle, patrząc na niego z nadzieją. Chłopak westchnął.
    - Przypomnij mi, jak masz na imię? - wyszeptał cicho.
    - Lily. - powiedziała.
    - Cóż, - zaczął, błądząc wzrokiem gdziekolwiek, byleby nie natknąć się na wzrok blondynki. - chyba nie mam innego wyjścia. - dodał. Jako odpowiedź otrzymał promienny śmiech Lily. Nie wiedział czemu, ale spodobał mu się ten dźwięk.

    ***
    Riven oparł się o pień drzewa. Dawno nie słyszał śmiechu Lily. A chciałby. Zdziwiła go jego postawa. Naprawdę chciał jeszcze raz zobaczyć uśmiech blondynki. Westchnął.
    - Chyba faktycznie jestem ślepy. - uśmiechnął się do siebie. Teraz dopiero sobie to uświadomił. Lily jest dla niego ważna. Zacisnął pięści. Pozostało mu tylko jedno pytanie. Co teraz?

    ***

    Laurel, po rozmowie z Meredith, chodziła po lesie bez przyczyny. Westchnęła. Po chwili zauważyła siedzącą na pniu postać. Podeszła bliżej i skojarzyła już, kim jest ta osoba.
    - Co tutaj robisz sama? - zapytała jasnowłosa, podchodząc bliżej.
    - Siedzę sobie. - odparła Lily, łamliwym głosem.
    - Czy coś się stało? - Laurel nieco zmartwiła się zachowaniem blondynki.
    - Nie wytrzymam już. - powiedziała dziewczyna, bez chwili namysłu. - Rezygnuję.
    - Rezygnujesz? Z czego?
    - Z Rivena. - ta odpowiedź zszokowała jasnowłosą. Jakiś kawał czasu temu, blondynka wspomniała jej, że skrycie kocha czarnowłosego. Jednak teraz... była smutna.
    - Dlaczego? Coś się stało? - dopytywała się Laurel.
    - Mam po prostu dość prób naśladowania Julii. Romea nie ma. - odpowiedziała Lily. - Mówi się trudno. Nie dla mnie miłosne perypetie. - westchnęła.
    - Tak mi przykro...
    - Nie ma co tu współczuć. Przecież nie raz zdarzają się sytuacje z nieodwzajemnioną miłością, tak? On mnie nie potrzebuje. Nie ma co załamywać głowy. Nadal będę sobą. Tylko muszę się ogarnąć.
    - Dobrze... - dodała Laurel. Tak bardzo chciała pomóc, pocieszyć koleżankę. Ale w tej chwili nie mogła nic zrobić. Nic, a nic. Mogła tylko jej współczuć.
    - Wrócę już do reszty. Idziesz ze mną? - zapytała Lily, spoglądając na jasnowłosą.
    - Jasne.

    ***

    Ken nadal siedział na ziemi i ostrzył patyk. Szczerze bał się teraz ataku ze strony wampirów. Kiedy znajdą się w strefie poniżej numeru dwudziestego, jest prawdopodobne, że będą musieli się gdzieś zatrzymać. Od 15 do 20 jest niebezpiecznie. Tam najczęściej można spotkać krwiopijce. W tym momencie postanowił zrobić sobie przerwę. W tej samej chwili spostrzegł nadchodzącą Lily i Laurel. Blondynka uśmiechnęła się promiennie do niego i podbiegła.
    - To kiedy nauczysz mnie mnie wywoływać wizje? - zapytała radosnym tonem. Oczy jej błyszczały. Heh, co tu się ograniczać do oczu. W świetle słońca, księżyca, gwiazd, zawsze cudownie wyglądała.
    - Nie podniecaj się tym tak bardzo. - Blondyn uśmiechnął się skrycie. Właśnie wpadł na pomysł, dzięki któremu nie dość, że nieźle się zabawi, to jeszcze będzie mógł oglądać ciekawy „spektakl”. W tym momencie Lily poszła porozmawiać z Maddy. Obok Kena pojawił się Riven.
    - Ej, ślepy Romeo. - zaczął blondyn. - Nadal nie postrzegasz Lily jako kogoś więcej niż koleżankę?
    - N-nie...- wydukał czarnowłosy. Wolał już skłamać niż słuchać kolejnego, dziwnego kazania ze strony Kena.
    - W takim razie, - blondyn zrobił dramatyczną pauzę i spojrzał na Rivena pogardliwym wzrokiem, uśmiechając się. - nie przeszkadza ci, jeżeli wyznam jej miłość?
    Riven spoważniał. Zamurowało go. W tym momencie wszystko dla niego stało się niejasne. W sercu poczuł ogień. Wściekłość się w nim gotowała. Znał Lily dobre 10 lat i nie mógł pozwolić jej sobie zabrać.
    Już otworzył usta, żeby odpowiedzieć, kiedy zobaczył, że Vaice upada na ziemię. Powoli podszedł do niego, jednak w tym samym momencie poczuł rażący ból w plecach. Nie miał wątpliwości, ktoś go kopnął. Odwrócił się i ujrzał... dziewczynkę. Mała dziewczynka. Dosłownie skakała w powietrzu. Niemal nie dotykała ziemi. Jej długie, czarne włosy oplatały część jej ramion i twarzy. Kiedy jednak stanęła w bezruchu, mógł dostrzec detale jej twarzy. Miała perfekcyjnie podkreślone rysy i przenikliwe oczy, podchodzące niemal pod kolor czerwony. Była blada. Nawet bardzo. Do Riven podbiegła Lily oraz Maddy. Laurel już od jakiegoś czasu siedziała nad Vaicem, sprawdzając mu puls.
    Czarnowłosa dziewczynka podeszła do reszty swoich kompanów. W skład wchodziło dwóch mężczyzn, owa dziewczynka i kobieta. Jeden z mężczyzn był zwyczajny. Niczym nie wyróżniał się od normalnych ludzi. Zwykłe brązowe włosy, bursztynowe oczy i dobrze zbudowane ciało. Niby nic, ale wydawał się naprawdę tajemniczy. Lily zmierzyła go wzrokiem. Drugi natomiast wyróżniał się aż nadto. Ciemne włosy, które zakrywały połowę jego twarzy, jedno widoczne oko o brązowym odcieniu i śniada cera. Kobieta, która była również z nimi, wyglądała na starszą, niż pewnie w rzeczywistości jest. Była puszysta, a jej okrągłą twarz świetnie podkreślały krótkie, czerwone włosy z białymi pasemkami. I kiedy strój pozostałej dwójki to zwykła koszula i Jeansy, ona miała najbardziej fikuśny strój. Różowy podkoszulek i narzucony na nią krótki żakiet. Na lewym ramieniu miała niebieski tatuaż nieprzedstawiający nic szczególnego. Dodatkowo oczy wszystkich były wyraziste, wręcz błyszczące. Co świadczyło tylko o jednym...
    Wszyscy byli wampirami.
    - Mówiłam, że wyczułam pionek? - zapytała czarnowłosa dziewczynka. Jako jedyna miała na sobie ubranie w jednym kolorze. Czarnym. Spódniczka do kolan i zwykła, czarna bluzka.
    - Jason, co o tym sądzisz? - spytał ten zwyczajny.
    - Nie wiem, Marc. - odparł ten z grzywką. Bohaterowie nie wiedzieli, dlaczego specjalnie podają swoje imiona.
    - Elizabeth, możliwe, że się nie myliłaś. - dodała kobieta o czerwonych włosach.
    - Dolly, ile razy mam ci powtarzać, że masz nazywać mnie po prostu Liz. - odparła czarnowłosa.
    - Doloris! - powiedziała czerwonowłosa ostrym tonem. - Nie cierpię, kiedy nazywasz mnie lalką*.
    - Skoro w miarę nas znacie, może byście się również przedstawili? - zapytał Jason z nikczemnym uśmiechem na twarzy, ukazując ostre kły.
    - Wy... - wykrztusiła Maddy. Trzęsła się. Dobrze pamiętała wydarzenie sprzed 11 lat. Wampiry omal nie zabiły jej i... i Lily.
    - Przejdźmy do rzeczy, Jason. - - powiedziała Liz. - Które z was to pionek? - prosto z mostu.
    - Kto? - spytała blondynka. Była zszokowana. Taka mała dziewczynka, nie dość, że była wampirem, to jeszcze uczestniczyła w dyskusji dorosłych.
    - Pionek. On jest nam bardzo potrzebny. - czarnowłosa uśmiechnęła się szyderczo, wręcz szalenie.
    - Phi, - prychnął Marc. - niech milczą, i tak go znajdziemy. W swoim czasie. - dodał uśmiechając się.
    - ~ Kat ma brudne ręce od swych ofiar, - zanuciła Elizabeth. Jej głos był bardzo słodki. - ciągle dla nich śmierć zwiastował. Jest ogień ma moc, zapomniana noc. Zagrajmy więc w grę, pionek ukrywa się, potwora zakończył życie, naszego pionka nie kryjcie. Agonia wzrasta, pionka jest krew czysta. ~ - zakończyła. Dla nich, ta dziecięca piosenka, to coś w rodzaju przepowiedni. Po skończeniu tej pieśni wszystkie wampiry zniknęły.
    Wszyscy pozostali w osłupieniu. To, co się teraz wydarzyło, będzie miało dla nich ogromne znaczenie na przyszłość. Każdy był tego świadom.

* Dolly – (ang.) Laleczka.

    ____________________________________
    Uff, to mój rekord i limit. Chciałam strasznie już napisać o pojawieniu się wampirów, ale nie wiedziałam, jak do końca to wpleść w resztę opowiadania, więc muszę przyznać, że tu trochę poeksperymentowałam.
    Krótkie ostrzeżenie: Na weekend mnie nie ma, więc jeśli pojawi się jakieś wasze opowiadanie to skomentuję je dopiero na poniedziałek ew. wtorek, środa.
    PS: Jeśli rozdział jest za długi, nie zdziwię się, że zaśniecie :3
    PS2 jeszcze dziś powinien pojawić się opis i zdjęcia wampirów w zakładce „Bohaterowie”.   

sobota, 4 października 2014

Strefa 27 - rozdział 9

~Rozdział 9
~przeklęta strefa, plugastwo obdarzonych.


Lily poszła za budynek, w którym siedzieli jej kompani. Usiadła powoli na ziemi i objęła kostkę u prawej nogi w dłonie.
    - Cholera... - wymamrotała. Ból nie ustępował. Już chodzenie stało się torturą, nie mówiąc o bieganiu. Jednak nie to ją teraz najbardziej zamartwiało. Jej wizja na temat Valentiny... Nie może powiedzieć reszcie, kiedy rudowłosa jest w pobliżu. Przez to jeden z jej kompanów może mieć kłopoty. Tak głosiła jej wizja. Musi powierzyć tę tajemnicę innym, kiedy jej nie będzie. I jeszcze na dodatek muszą zostać w tym miejscu na jakiś czas, dopóki Maddy nie wyzdrowieje.
    Wstała powoli na równe nogi i westchnęła głęboko. Postanowiła powiadomić pierwszą napotkaną osobę o swojej wizji. Pierwsza osoba, którą zobaczy... tak,to brzmi rozsądnie. Zaczęła powoli iść w stronę drzwi powrotnych, żeby dołączyć do swoich kompanów w głównym salonie. Niespodziewanie, zza zakrętu wyszedł ktoś, kogo teraz najmniej się spodziewała.
    - Tutaj jesteś. - zaapelował Riven. Spojrzał na chwilę na jej prawą nogę. - Kostka nadal cię boli ?
    - Ja to mam szczęście w nieszczęściu. - pomyślała Blondynka, krzywiąc twarz. - Nie. - odparła.
    - Jesteś pewna ? - zapytał ponownie czarnowłosy.
    - Tak. - wzięła głęboki oddech. Obiecała sobie... - Muszę z tobą porozmawiać.
    - Zamieniam się w słuch. - odparł chłopak. - Ale najpierw zadam ci jedno pytanie.
    - Jakie ?
    - Co to była za wizja ?
    Lily zaniemówiła. Domyślił się ? Blondynka przełknęła głośno ślinę.
    - Właśnie o tym chciałam z tobą porozmawiać... - wymamrotała. - To wszystko to pułapka.
    - Co?
    - Rachel przyprowadziła nas tutaj. Valentina jest... nie wiem, jak to nazwać. Nie jest sprzymierzeńcem.
    - Rozumiem. Coś jeszcze?
    - Na razie nie mów o tym innym. Jeżeli Valentina lub Rachel dowie się, że wiemy o zaistniałej sytuacji, któreś z nas może ucierpieć. I najważniejsze, nie wolno ci pić ich herbat. Jest w nich trucizna.
    - Że co ? - odrzekł zszokowany Riven. - Jeśli jest w nich trucizna, to powinniśmy to powiedzieć reszcie, inaczej...
    - Jednakże ta trucizna nie zabija od razu. Ona po prostu osłabia nas i tyle.
    - Tak było w wizji?
    - Nie do końca... - odparła blondynka. Spuściła wzrok.
    - Co to ma znaczyć? - spytał ponownie czarnowłosy. Lily błądziła gdzieś wzrokiem. Po chwili podciągnęła rękaw swojej bluzki, ukazując poparzoną rękę. Riven rozszerzył oczy. Takie oparzenia nie wystąpiły tylko od wrzątku od herbaty. Były głębsze. Czarnowłosy nie mógł powstrzymać się, żeby nie dotknąć ręki blondynki, co sprawiło, ze syknęła z bólu.
    - To boli, wiesz ? - powiedziała, chowając rękę.
    - Wybacz, ale... - zamilkł na chwilę. Musiał nabrać powietrza, żeby to wykrztusić. - Będziesz to ukrywać, tak jak skręconą kostkę ? - zapytał.
    - Muszę. Jeśli ktoś się dowie, będą podejrzliwi, skąd to się wzięło. Rozumiesz, nie? - odparła Lily, starając się w miarę swoich możliwości uśmiechnąć.
    - Ty chyba sobie żartujesz? - spytał ponownie Riven. - Jesteś Masochistką?
    - Nie! - odparła szybko blondynka.
    - To w takim razie chociaż pozwól sobie pomóc. - podszedł do niej z poważną miną i nie wyglądało na to, że zamierza odpuścić.
    - A co niby chcesz zrobić? - wydukała spokojnie. Przegrywała z Rivenem. Zawsze ulegała...
    - Na przykład mogę zabandażować ci kostkę, żeby ją nieco usztywnić. Potem wystarczy obmyć oparzenia. Czy na tyle pozwolisz?
    - Mhm... - wymamrotała.
    - W takim razie zaczekaj tutaj na mnie. Pójdę po bandaże do Vaice'a.
    - Nie!
    - Dlaczego?
    - Już ci mówiłam. Nie wolno ci mówić innym o zaistniałej sytuacji. - powiedziała poważnym tonem. Bałą się o zdrowie siostry, gdyż Maddy była teraz najłatwiejszym celem w ich drużynie. Któreś z nich ucierpi, jeśli Valentina dowie się, że oni odkryli ich podstęp.
    - W taki razie podwędzę bandaże. Nikt nic nie zauważy. Czyż nie? - rzekł Riven. Lily zaśmiała się nieco.
    - Uparty jesteś, wiesz? - powiedziała.
    - Swój swojego znalazł. - odparł z szerokim uśmiechem. Po chwili skierował się w stronę głównego salonu, żeby zabrać bratu blondynki bandaże.

    ***

    Lizz szła wzdłuż lasu. Cały czas nuciła jakąś melodię.
    - ~Kat ma brudne ręce od swych ofiar. Ciągle dla nich śmierć zwiastował, na na na...~ - zaśpiewała na głos. Jej głos był aż przesadnie słodki, dlatego gdy śpiewała, równać się mogła ze słowikami. Kto by pomyślał, dziesięcioletnia wampirzyca, mająca na sumieniu nie jedną ofiarę, z której bezlitośnie sączyła krew, może naprawdę się cieszyć.
    - Gdzie jest pionek? - zapytała. Nie mówiła do nikogo. Zaczęła się śmiać. - Znajdę go.

    ***

    Po godzinie Lily i Riven dołączyli do pozostałych, którzy siedzieli w głównym salonie. Blondynka starała się za wszelką cenę ukryć zabandażowaną rękę. To było najbardziej kłopotliwe.
    - Wasza przyjaciółka właśnie się obudziła. - do pokoju weszła Rachel, wraz z powyższą wiadomością. - Chcecie z nią porozmawiać?
    - Oczywiście! - oświadczył Vaice. Wstał z fotela i ruszył za kobietą.
    - Lily, - zaczęła Laurel szeptem. - ty nie idziesz?
    - Nie. - odparła blondynka. - Czuję, że nie powinnam.
    - Rozumiem. - Jasnowłosa spuściła głowę. Wstała i wyszła na zewnątrz. Chciała zaczerpnąć trochę świeżego powietrza.

    ***

    Kiedy znalazła się na zewnątrz, przywołała Meredith. Pojawiła się przed nią postać, którą tylko ona może widzieć i słyszeć. Duch miał długie, rude włosy i błękitne oczy.
    - Meredith, masz już odpowiedź na pytanie twojego brata? - zapytała jasnowłosa. Siostra czarnowłosego milczała. - Rozumiem...

    ***

    Riven postanowił pozwiedzać budynek. Pozostawił Lily i Kena w wielkim salonie i zaczął powoli kierować się na wyższe piętro. Znajdował się teraz w korytarzu, przepełnionym obrazami. Każdy z nich przedstawiał jakąś kobietę. Przechadzał się powoli wzdłuż ciemnych, bordowych ścian i oglądał każde malowidło. Zatrzymał się na jednym z obrazów. Widniała na nim osoba, wyglądająca idealnie jak Valentina. Czarnowłosy wstrzymał oddech. To była ona! Zerknął niżej. Na dole obrazu coś pisało.
    Christiana Valentina Roseworg
    1803-1854
    - Ładna, prawda? - lekko podskoczył, na dźwięk nieznajomego głosu. Kate stała tuż obok niego i podziwiała obraz.
    - Lubisz się skradać, prawda? - odparł chłodno.
    Ku jego zdziwieniu, brązowowłosa zaśmiała się głośno.
    - Zabawny jesteś. Valentina jest podobna do tej osoby, prawda?
    - No... - nie miał ochoty na rozmowę z nią, po tym co zrobiła jego przyjaciółce. Specjalnie podłożyła stopę rudowłosej, żeby ta wylała kubki z gorącą herbatą na Lily.
    - Bo to jej praprababka. - zaapelowała. - Jako jedyna nie dożyła setki w ich rodzinie. Jej drugie imię nadano właśnie Valentinie.
    - Czemu mi to mówisz? - zniecierpliwił się Riven. To było podejrzane. Na obrazie widniało uderzające podobieństwo, to chyba nie mogła być inna osoba, jak nie Valentina.
    - Bo wiesz, - zaczęła. - ja również jestem obdarzoną. Potrafię zaglądać do ludzkich serc. Dzięki temu wiem, że masz na imię Riven, jesteś obdarzonym panującym nad ziemią, oraz miałeś siostrę. - uśmiechnęła się szyderczo. Czarnowłosy rozszerzył oczy. Ona mówiła prawdę.
    - A-ah tak... - wydukał. Starał się zachować porządną twarz.
    - Chcesz, żebym zdradziła ci coś ciekawego? - spytała.
    - Co takiego? - dodał Riven. Szczerze nie spodziewał się niczego ciekawego.
    - Ta twoja koleżanka, blondyna, ona w tajemnicy cię... - nie dokończyła, gdyż ziemia zadrżała i to nie za pomocą umiejętności czarnowłosego. Coś się działo. Czarnowłosy niewiele myśląc pobiegł na dół, z powrotem do głównego salonu.

    ***

    Laurel usłyszała trzask. Szybkim krokiem wróciła do głównego salonu i to, co zobaczyła sprawiło, że aż zaniemówiła. Niemal serce podskoczyło jej do gardła. Riven pojawił się nagle i również stanął w miejscu. Lily siedziała na fotelu, ale bardzo chciała podbiec do brata. Valentina uśmiechała się szyderczo, wyszczerzając długie kły. Trzymała nieprzytomnego Vaice'a za włosy i ciągnęła za sobą niemiłosiernie.
    - Jeśli ktoś w tym pokoju się poruszy, odgryzę mu łeb. - zaapelowała rudowłosa. Kątem oka spostrzegła stojącą obok Rivena Kate.
    - Valentina? - zapytała brązowowłosa. - Co tu się dzieje? - dodała.
    - Jesteś wampirem, prawda, Christiana? - spytał czarnowłosy. Domyślił się, że skoro rudowłosa bez wahania teraz ukazuje ostre zęby jest również dużo starsza, niż wygląda.
    - He? - zapytała, udając zdziwienie. - Widziałeś portret? Może to prawda, ale nigdy nie lubiłam mojego pierwszego imienia. Co do zarzutu bycia wampirem... możesz się trochę mylić. - uśmiechnęła się szerzej.
    - Jak to...? - zapytała Lily. Dobrze widziała uzębienie rudowłosej.
    - Siedź cicho. - powiedziała Valentina, mocniej szarpiąc Vaice'a. - Jestem dla was najokropniejszym plugastwem, jednak dla pewnych osób... jestem czymś w rodzaju genialnej broni.
    Blondynka, mimo iż zachowywała poważną minę, cała się trzęsła. Skąd ona wie? Może rudowłosa planowała zaatakować od razu? Nie, nie możliwe. Czyżby Riven się wygadał? Jednakże nie rozmawiał z Valentiną przez większość czasu, więc skąd ona wie? Lily spojrzała na swojego brata. Może... nie, jest zwykłym człowiekiem. Na szczęście. Nie ugryzła go. Czy domyślił się podstępu? Nie... albo zrobiła to...!
    - Co zamierzasz z nami zrobić? - zapytała Laurel.
    - Na początku trochę się pobawić. A potem... może pozabijać po kolei? Sama nie wiem. - odparła rudowłosa. W tym momencie Valentina syknęła z bólu i odskoczyła nieco dalej. Zza niej ujawniła się Maddy. Brązowooka trzymała w ręku nóż. To ona, pomyślała Lily. Mocą jej siostry jest panowanie nad wodą, więc bez problemu wyczuła truciznę w którymś z ich napojów. Musiała to powiedzieć Vaice'owi, nie zdając sobie sprawy z obecności wroga w pobliżu.
    - Tak bardzo ryzykujesz życiem brata?! - spytała rudowłosa. - Dobrze więc. Będziesz pierwszą, którą zabiję! - porzuciła Vaice'a na ziemię i zaczęła wymachiwać w powietrzu rękami.
    - Co się dzieje? - szepnęła Laurel, zwracając się do Meredith, stojącej obok.
    - Dla obdarzonych, Valentina jest plugastwem. - odparła dziewczyna nadmiernie słodkim tonem – Czyli to może znaczyć tylko, że jest nie tylko wampirem, ale i obdarzoną. - rzekła.
    Laurel rozszerzyła oczy. To prawda. Dla nich, obdarzonych, stać się wampirem to coś okropnego, wręcz haniebnego. Nazywają takich ludzi plugastwem. Rudowłosa po chwili powiedziała coś, co dla wszystkich było słyszalne niczym echo.
    - Dezaktywacja, dwie iluzje. - zaapelowała Valentina. W tym momencie wszystko się zmieniło. Całe pomieszczenie zaczęło cuchnąć stęchlizną, ściany straciły jasny kolor, a na podłodze widoczne były ślady po licznych bitwach. Tak naprawdę wyglądała ta strefa. O ile to była strefa.
    - To miejsce to mój dom, od wieków. Jednak 11 lat temu, zostało nazwane strefą. - zaapelowała Valentina. - Dokładnie dawną strefą 26. Ale zostaliśmy zaatakowani, więc po pewnym czasie słuch o nas zaginął. Teraz, to miejsce nazywane jest przeklętą strefą. Dzięki mnie, utrzymujemy tu porządek.
    - Valentina, o czym ty mówisz?! - krzyknęła Kate, podbiegając do kompanki. - To nieprawda, tak? Powiedz mi, że to tylko kiepski żart!
    - Niestety, aby utrzymać to miejsce, potrzebuję jedzenia. Dokładnie, krwi. - wyszczerzyła zęby, ukazując ostre jak brzytwa kły. Brązowowłosa trzęsła się. Wyglądało na to, że o niczym nie wiedziała. Aż do teraz...
    Lily spróbowała wykorzystać sytuację, w której jej przeciwniczka była rozkojarzona rozmową, więc podeszła do niej od tyłu i za pomocą swojego daru, odepchnęła ją na drugi koniec pokoju. Riven momentalnie, za pomocą swojej super szybkości, podbiegł do Vaice'a, pomagając mu wstać. Brat Lily był pół przytomny. Mimo to blondynka cieszyła się, że żyje. Kate upadła na kolana i zaczęła szlochać.
    - To nie prawda, to kłamstwo... - w kółko powtarzała te słowa,starając się sobie wmówić, że to tylko zły sen, z którego zaraz się obudzi. W tym czasie Lily podbiegła do rudowłosej, niemiłosiernie katując ją za pomocą powietrza. Brązowowłosa spojrzała na blondynkę. Dlaczego nie użyje tego samego czaru, którym ją nastraszyła?
    Valentina w tym momencie wstała na równe nogi. Ręką wskazała na Lily.
    - Aktywacja, widmo! - krzyknęła ponownie echem. Blondynka uskoczyła od ataku, jednak mimo to, w tajemniczy sposób, przed jej oczami nie było już rudowłosej. Gdzie ona się podziewała? Nagle Lily poczuła rażący ból. Ktoś uderzył ją w brzuch.
    - Nie łatwo jest walczyć z wrogiem, którego się nie widzi, nie uważasz? - gdzieś w oddali słyszała głos swojej przeciwniczki. Więc to jej moc? Iluzje? W jakiś sposób wpłynęła na umysł blondynki, wymazując swój obraz? Sprytne.

    ***

    Lizz pojawiła się przed tajemniczą bramą. Nie zaprzeczy, że widziała tę bramę, dobre kilka lat temu. Nie miała pojęcia, dlaczego, ale czuła, że z tego miejsca wydobywa się ogromna moc. Moc obdarzonej. Czy pionek był w tym miejscu? Wampirzyca delikatnie dotknęła bramy, ale oderwała rękę gwałtownie, kiedy poczuła ból w palcach.
    - Ochrona, co? - powiedziała ze znużeniem. - Nikt nie wejdzie bez zaproszenia. Heh, bezużyteczny czar. Skoro pionek jest w środku, po prostu go wybawię. - uśmiechnęła się. Nagle w jej dłoni pojawił się ogień. Jednak on jej nie parzył. Ten ogień to był jej dar. Rzuciła nim w stronę bramy, podpalając ją doszczętnie. Teraz, ogień rozpościerał się po wewnętrznej stronie bariery. Za niedługo, to miejsce będzie ledwie legendą.

    ***

    Lily poczuła zapach spalenizny. Coś się pali. Jej obawy oczywiście się sprawdziły. Valentina ukazała się innym, po czym zaczęła krzyczeć.
    - Mój dom! - tak brzmiały jej słowa. Vaice z pomocą Kena wybiegli z budynku. Za nimi szły Laurel z Maddy.
    - Riven, Lily, pospieszcie się! - krzyknęła jasnowłosa,wychodząc z budynku.
    - Valentina, chodźmy stąd, proszę. - powiedziała Kate, podchodząc do kompanki. Bała się zarówno tego wydarzenia, jak i dawnej przyjaciółki.
    - Tutaj mieszkałam, tutaj żyłam, tutaj umrę. - zaapelowała rudowłosa, odpychając od siebie brązowowłosą, co sprawiło, że ta straciła przytomność.
    Riven ledwo co widział, dym był wszędzie. Jednak nagle spostrzegł Lily, która mimowolnie próbuje uciekać.
    - Lily, co ci się dzieje, musimy stąd iść! - zapytał podbiegając do niej. Jednak po tym, jak spiorunowała go wzrokiem, on zrozumiał, co się dzieje.
    - Nie możesz biec. - bardziej to oświadczył, niż zapytał. Westchnął, po czym powoli kucnął. - Wejdź mi na plecy. Wyniosę cię stąd.
    - Co? Nie! Dam sobie radę sama! - odparła blondynka.
    - Nie pyskuj, przecież nie jestem ślepy! - krzyknął Riven, co totalnie zaskoczyło Lily.
    - Ale...
    - Myślisz, że Maddy i Vaice mi wybaczą, jeśli teraz cię zostawię?! - dodał. Blondynka niechętnie wykonała polecenie i wspięła się na plecy czarnowłosego. Riven zaczął biec co sił w nogach, gdyż ogień nadal rozchodził się wszędzie. Lily owinęła przyjaciela ramionami, zamykając oczy. To nie była ta wizja, którą widziała wcześniej. To nie ten sam ogień. Otrząsnęła się jednak, kiedy poczuła znany jej zapach. Zapach Rivena... lekko się zarumieniła, ale nadal czekała, aż znajdą się na zewnątrz. Aż wyjdą z tego miejsca. Cały czas czekała... Uśmiechnęła się lekko. Lubiła ten zapach. Wiedziała, że kiedy go czuje, będzie bezpieczna. Zawsze...


Ta dam, kolejny rozdział :D Staram się, żeby były one w miarę długie :) Dzisiaj jest premiera pierwszego odcinka drugiego sezonu "Log Horizon" i nie mogę wręcz usiedzieć w miejscu :D Heh, takie życie. Fani anime mnie zrozumieją :)
Pozdrawiam wszystkich c: