poniedziałek, 20 lipca 2015

Strefa 27 - rozdział 30

 ~Rozdział 30
~Prawda powoli wychodzi na jaw

         Vaice był w kropce. Widział, jak jego siostra została zamordowana przez plugawą rasę obdarzonych-wampirów. Nie mógł jej pomóc. Co może zrobić marna umiejętność manipulowania światłem? Nie potrafiłby nawet stworzyć iluzji, jak to przystało na tą moc. Co za beznadzieja.                       Najpierw ją oszukał, pozostawił Lily na pastwę Elen, a teraz pozwolił umrzeć swojej ukochanej, młodszej siostrze – Maddy. Co to za passa? Czy on naprawdę jest aż tak beznadziejnym bratem?
Nawet teraz nic nie mógł z tym zrobić. Elizabeth spoglądała na niego z ogromnym uśmiechem na twarzy. Rozejrzała się po okolicy. 
- Mamy towarzystwo. Wracajmy już, Jason. - powiedziała spokojnie. Vaice nie zwrócił na nią większej uwagi. Ciągle spoglądał na ciało swojej siostry, które już od dłuższego czasu leżało bezwładnie, a śnieg wokół przesiąknął kolorem czystej czerwieni.
Krew..? 
Natychmiast podniósł wzrok. Dookoła, ukryte w drzewach, były Defekty. Zwabił je tutaj zapach krwi. 
- Jasna cholera... - wyszeptał Vaice. Potwory spoglądały na niego, upewniając się, że jest bezbronny. Tylko czekały. Mężczyzna był w kropce. Powinien przynajmniej wyprawić siostrze porządny pogrzeb, nie może pozwolić, aby Maddy została pożarta przez Defekty! 
Powoli podszedł do ciała kobiety, nie spuszczając wzroku z otaczających go potworów, które tylko czyhały na chwile jego nieuwagi. Może to teraz nieokiełznane bestie, ale wygląda na to, że potrafią myśleć. W końcu kiedyś to byli ludzie. Jeden z Defektów zaczął iść w kierunku Vaice'a. Była to kobieta średniego wzrostu, o błyszczących, krwistych oczach i kruczoczarnych włosach. Włosy nachodziły jej na oczy, lecz ona wydawała się sobie nic z tego nie robić. Na jej twarzy widoczne były oznaki szaleństwa. Szła powoli w ich kierunku, jakby powstrzymując swoje nogi przed stawianiem kolejnych kroków. Jej postawa zaintrygowała Vaice'a. Ten Defekt... bał się go? Nie, to nie może być to. Te bestie wyczuwają zagrożenie i od razu uciekają, nie zastanawiając się nad niczym. A ona szła. Tak po prostu. Kiedy się zbliżyła, Vaice dostrzegł, że kobieta-Defekt drży. 
- Kha... ne... - zaczęła. Mówiący Defekt! Mężczyzna stał jak osłupiały. Te bestie pokazywały oznaki inteligencji, ale z żadnym nie szło się dogadać. 
- Ona mówi... - wyszeptał ze zdumienia. 
- Kia... - Defekt najwidoczniej próbował coś powiedzieć. - Ne ce... us... - w tym momencie pozostałe Defekty coś wypłoszyło. Mówiąca bestia obejrzała się i po krótkiej chwili upadła nieprzytomna na ziemię. Za nim stała zdyszana Kate, która patrzyła na potwora z istną żądzą mordu. Nie ukrywała swojej nienawiści do tych stworzeń. 
- Mówiłam już, że muszę złapać jednego żywcem? - zapytała, kiedy atmosfera w powietrzu zrobiła się cięższa. 
- Chyba coś wspomniałaś. - odparł cicho Vaice. Wzrok kobiety powędrował do ciała Maddy. 
- Więc to dlatego tyle ich się tutaj zleciało. - skomentowała. - Powiesz, co się stało? 
Vaice westchnął ciężko, ledwo powstrzymując łzy. Było mu zimno, był głodny, zmęczony... zupełnie, jak wtedy. Jego siostra cieszyła się wolnością, uwalniając się od Elen. 
- Maddy to Pionek. 
Vaice wstał chwiejnym krokiem i podniósł ciało siostry. Lecz w tym momencie stało się coś, czego on nigdy nie zapomni. 

***

- Arthur! - Kate wyglądała komicznie, kiedy na plecach nieudolnie taszczyła nieprzytomnego Defekta. Ken starał się zachować poważną minę, widząc ją, lecz nie szło mu to najlepiej. Wtedy na dół zeszła Laurel i wytrzeszczyła oczy na widok potwora. 
- On się szybko nie obudzi, co nie? - zapytała dziewczyna. Przerażał ją fakt, że w najbezpieczniejszej strefie znajduje się Defekt. 
- Nic się nie bój, mogę go w razie czego zabić. - zapewniła ją Kate. 
- Nawet nie próbuj. - do środka posiadłości wszedł właśnie Vaice. Laurel jęknęła głośno przerażona. Mężczyzna miał na swoim ubraniu liczne ślady krwi.
- Va... - zaczęła Laurel, ale została powstrzymana przez Kena ruchem ręki. 
- Ten Defekt próbował do mnie coś powiedzieć. - oświadczył Vaice, zwracając ich uwagę na poprzedni temat. - Nie możemy go zabić. 
Ken słuchał go z wielką uwagą. Mówiący Defekt? Zastanawiał się, czy to kolejne kłamstwo mężczyzny. 
Vaice cofnął się. Zamierzał wyjść z budynku. 
W tym momencie wpadł na Lily, która chciała wejść do środka. Zmierzyła swojego brata wściekłym spojrzeniem. Vaice był bliski płaczu. 
- Przepraszam. - szepnął. Był załamany, widząc swoją siostrę, która go nienawidziła. 
- Vaice. - zaczął Ken, podchodząc bliżej. - Twoje myśli są niespokojne i krążą tylko wokół tamtego wydarzenia. - Mężczyzna rozszerzył oczy z zaskoczenia. Całkowicie zapomniał o mocy Kena – Telepaty. 
- O co ci chodzi? - w takiej chwili Vaice mógł tylko zachować zimną krew. 
- Powiedz mi jedno. - rzekł Ken. - Gdzie jest Maddy? 
Zatkało go. Umiejętności Telepaty nie raz dawały o sobie znać, a teraz nie był to odpowiedni moment. A przynajmniej nie dla Vaice'a. Jego własna siostra nienawidzi go już wystarczająco, by być zdolną go zabić. Co się więc stanie, jeśli Lily dowie się, że Maddy nie żyje, a on nie potrafił jej obronić? Wtedy dziewczyna nie będzie się już wahać i, co gorsza, może go zabić Głuchą Arią. 
Kate obserwowała go bardzo uważnie. Zastanawiała się, czy powie im prawdę, czy może coś wymyśli. Jednak za długo jest cicho, co oczywiście jest podejrzane. 
- Nie żyje. - szepnął Vaice. Kate uśmiechnęła się przelotnie. Widocznie nie chce sobie więcej nagrabić pomyślała. Stojąca obok Lily spuściła wzrok i zacisnęła pięści. W przełyku poczuła rosnącą gulę, oczy skupiła na podłodze. Czuła się, jakby żołądek się jej zaciskał w ciasną pętelkę. Jednocześnie jej serce zaczęło bić szybciej, a w głowie niemal pulsowało od różnych, przelotnych myśli. Nienawidziła rodzeństwa. Ale przez prawie dwanaście lat żyła szczęśliwa, niczego nieświadoma. Co miała teraz myśleć, kiedy jej siostra nie żyje? Nawet nie zdążyła z nią porozmawiać na temat tej ucieczki. Ma się cieszyć? W końcu jej nienawidzi. Smucić? Przecież to jej siostra. Te sprzeczne uczucia wprawiły ją w zakłopotanie. 
- Gdzie jest? - zapytał nagle Ken, przerywając kłopotliwą ciszę. Vaice unikał kontaktu wzrokowego z Telepatą. - Skoro nie żyje, powinieneś to udowodnić. 
Vaice nie wytrzymał. Spojrzał na niego wściekle. 
- Sądzisz, że żartowałbym ze śmierci własnej siostry?! - wykrzyczał łamliwym głosem. Lily podniosła wzrok na brata, wyraźnie zdziwiona. Mówił prawdę. 
- W takim razie wyjaśnij, jak zginęła. Coś ją pożarło? Wampiry zaatakowały? - Ken nie zamierzał mu odpuścić. Nabrał do niego znacznego dystansu. Kto by pomyślał, że taki okaże się człowiek, który wydawał się prawdziwym lekkoduchem. Ken do tej pory pamiętał, jak Vaice śmiał się z nim, kiedy jako strażnik goniący Laurel był więźniem Strefy dwadzieścia siedem. 
- Ta mała zdzira, Liz, przebiła jej brzuch na wylot. Zginęła od razu. - wymamrotał ze ściśniętym gardłem mężczyzna. 
- Gdzie jest jej ciało? - tym razem to pytanie zadała Lily. Vaice drgnął. 
- Nie ma. - odpowiedział spokojnie, próbując powstrzymać łzy. 
- Jak to? - odezwała się Laurel. Była zszokowana całą ta rozmową. 
- Ona była... - zaczął mężczyzna, ale załamał się. Nie mógł powiedzieć nic więcej. 
- Chcesz mi powiedzieć, że zostawiłeś Maddy, jej ciało, aby została pożarta przez te bestie?! - krzyknęła Lily. Miała dość tego wszystkiego, nie panowała nad sobą. Emocje, które nią targały, zakłócały jej logiczne myślenie. Musiała się wyładować. 
Nie spodziewała się jednak, że Vaice odwróci się do niej i spiorunuje wzrokiem. Wyglądał jak Defekt, łaknący krwi swojej ofiary. Stanął z nią twarzą w twarz i chwycił za ramiona, boleśnie wbijając jej paznokcie w skórę. 
- Twoja siostra była przeklętym wampirem! - wydarł się. - Kurwa, ich wymarzonym Pionkiem! 
Wszyscy osłupieli. Vaice uwolnił Lily z uścisku, ta natomiast osunęła się na ziemię. Nie mogła uwierzyć w to, co przed chwilą usłyszała. Za dużo tego. 
- Skąd to możesz wiedzieć..? - Ken próbował zachować zimną krew, ale nawet jemu przychodziło to z trudem. 
- Kiedy umarła, chciałem ją tu przynieść. Jej zwłoki jednak zamieniły się w proch i zniknęły. - wyjaśnił Vaice. 
Laurel podeszła do Lily i chwyciła ją za ramię, pomagając jej wstać. Blondynka pozwoliła przyjaciółce prowadzić ją. Nie wiedziała, gdzie, ale było jej wszystko jedno. Laurel chciała po prostu zabrać ją z tego miejsca. Atmosfera była przytłaczająca. Dziewczyna czuła niemal, że Lily się załamuje. Długo by tam nie wytrzymała. 

***

Kate wymknęła się, kiedy sytuacja zaczynała być naprawdę poważna. Kto by pomyślał, że żyli z wampirem przez dłuższy czas. Może Maddy nawet nie wiedziała, kim naprawdę jest? Przeszło jej przez myśl. Dowiedzieli się wszystkiego dopiero po śmierci kobiety. 
Obdarzona bez pukania weszła do laboratorium Arthura, taszcząc ze sobą Defekt. 
- Mam Twojego królika doświadczalnego. - oświadczyła kobieta, szukając wzrokiem naukowca. Znalazła go przy ogromnej tablicy, na końcu pomieszczenia. Odkąd go poznała, uznawała go za szaleńca, który po prostu za dużo czasu spędził nad książkami. Ale w pewnych chwilach pokazywał, że jest faktycznie genialnym człowiekiem. W większości rozgryzł zagadkę wampirów, oraz pomógł ocalić Lily. Gdyby od początku było wiadome, że to Maddy jest prawdziwym Pionkiem, może i ją by uratował. 
- Masz pewność, że się nie obudzi? - zapytał Arthur, podchodząc do niej i z zaciekawieniem oglądając potwora. 
- Nie. Zamknij ją w jakiejś klatce, czy coś. A, Vaice mówił, że nie wolno jej zabić. - powiedziała szybko, przypominając sobie wcześniejszą sytuację. - Podobno ten Defekt jest wyjątkowy, bo nie zapomniał, jak się mówi. 
- Czyli zachował jakąś resztkę człowieczeństwa? Ciekawe. - rzekł naukowiec. - U pozostałych Defektów nie wystąpiły takie oznaki? 
- Raczej nie. - odparła szybko Kate. Nie lubiła z nim rozmawiać. Arthur używał czasami dość dziwnego dla niej słownictwa. Czasami nawet gadał bez sensu. 
- A wiadomo, co ten Defekt chciał przekazać? - zapytał. 
- Właściwie to nie wiem... musisz o tym pogadać z Vaice'em. - wydukała. - Zajmij się tym potworem, rób z nim co chcesz, tylko go nie zabijaj. To tyle. - zaapelowała szybko, po czym odwróciła się i wyszła. Nie przepadała za tym człowiekiem. Nie dlatego, że stworzył Defekty. Sądząc po posiadłości, był całkiem bogaty. Kate od zawsze uważała takie osoby za zarozumiałych gwiazdorów, których nie obchodzi nic poza ich własnym interesem. 

***

Vaice siedział na jednej z ławek w ogrodzie. Nie przeszkadzał mu śnieg, prze który było mu zimno. Ignorował to. Musiał spędzić trochę czasu sam. Starał się zaakceptować rzeczywistość taką, jaką mu los sprezentował. Smucił się za każdym razem, kiedy przypomniał sobie Maddy. Moment, w którym trzymając jej ciało nie czuł nic. Po prostu pył. Nie mógł nawet należyci jej pożegnać... i to go najbardziej bolało. 
- Zamarzniesz, jak będziesz tu tak siedzieć. - wzdrygnął się, słysząc ten głos. Podniósł głowę i ujrzał, jak Kate siada obok niego. Była otulona kocem. 
- Co tu robisz? - zapytał półprzytomnym głosem. Naprawdę nie miał ochoty się z nikim widzieć. 
- Potraktuj moją obecność, jako próbę pocieszenia. - zażartowała, próbując się uśmiechnąć. Przez chwilę oboje siedzieli w kompletnej ciszy. Po chwili Vaice wstał z zamiarem odejścia. Nie chciał żadnego towarzystwa. 
- Ken jest Telepatą i potrafi czytać w ludzkich umysłach. - zaczęła szybko Kate. - Jednakże może przeczytać tylko to, co ludzie myślą w danej chwili. Ja natomiast czytam z serc. Mogę wyczytać Twoją przeszłość, zamiary, dowiem się również, jaki jesteś. 
- Czy to dalsza próba pocieszania? - zapytał Vaice, odwracając się i spoglądając na kobietę. 
- Po raz pierwszy próbuję kogoś podnieść na duchu, więc nie krytykuj. - zaśmiała się. - Mimo wszystko chcę ci powiedzieć, że wiem, iż nie zrobiłeś tego wszystkiego dla siebie. Ta ucieczka i prośba o pomoc... po prostu źle trafiłeś. Nie miałeś szczęścia. 
Mężczyzna był poruszony. Kate nie krzyczała, nie winiła go, nie próbowała wytykać błędów... po prostu próbowała go zrozumieć? Zdziwiło go to bardzo. Zwykle obojętna na wszystko, teraz siedzi tu z nim, mimo iż wszyscy się odwrócili od niego. 
- Nawet ci wychodzi to pocieszanie. - uśmiechnął się. Po tym wszystkim, naprawdę się uśmiechnął.  
- Poważnie? - Kate zwróciła się do niego. Wstała z ławki i odwzajemniła uśmiech. 
- Poważnie. Dziękuję. Mogę wiedzieć, skąd to nagłe zainteresowanie? 
Po tych słowach kobieta odwróciła wzrok. 
- Po prostu wiem, jak to jest być głupim nastolatkiem. - wymamrotała. 

***

Arthur siedział w swoim laboratorium i uważnie przeglądał swoje stare notatki. Cały czas wracał wzrokiem do wcześniejszej linijki, poszukując w tym ładu. Ten tekst nie miał w ogóle sensu! Co prawda, mógł zapomnieć kilka rzeczy, w końcu pisał to dwanaście lat temu, ale bez przesady! Nie mógł nic rozgryźć. Po chwili usłyszał jakiś szmer. Obrócił się i ujrzał budzącego się Defekta. Przywiązał bestię mocnym sznurem do ściany, obok tablicy. Potwór miał związane nogi i ręce. 
- Witaj. - powiedział Arthur, akcentując każdą literę. Chciał sprawdzić, czy ten Defekt naprawdę potrafi mówić. Potwór nie wykazywał żadnego zainteresowania. 
- Ja, Arthur. - naukowiec postanowił dać szansę szalonej kobiecie-defekcie. - A Ty kto? - podszedł powoli do bestii. Ta wyciągnęła rękę. Mężczyzna się cofnął, boją się, że jest na tyle mądra, by go oszukać. Skoro zachowała tę część człowieczeństwa, może być inteligentniejsza od innych Defektów. Zazwyczaj te potwory zachowywały się jak dzikie zwierzęta. Agoniczny krzyk był ich znakiem rozpoznawczym. Zawsze głośno się zachowywały, zwabiał je zapach krwi, oraz mięsa. Ich paznokcie były długie, a oczy lśniły przejrzystą czerwienią. Do tej chwili nikt nie nawiązał z nimi kontaktu. Na rozmowę reagowały krzykiem i atakowały. Arthur zrezygnował z dalszej próby dogadania się z Defektem i postanowił powrócić do swoich notatek. 
- agle... - zatrzymał się nagle. Spojrzał na bestię, która najwyraźniej próbowała coś powiedzieć. Zdziwiło go to dość mocno. - odna... lodna... ne ce us... ie... śszc... - po tych słowach zaczęła się krztusić. Jednak na sekundę przed tym naukowiec dostrzegł, jak oczy kobiety-defekt lśnią. 

*** 

Lily nie mogła przestać wpatrywać się w sufit swojego pokoju. Co chwilę rozmyślała o swojej siostrze. Była wampirem? Jak to? I nic nie powiedziała? Nikt nic nie zauważył. Nie było wątpliwości, że kobieta sama nie wiedziała o tym, kim naprawdę jest. Ale skoro to ona była Pionkiem, to dlaczego wampiry uwzięły się właśnie na Lily? Pomyliły się? A może chciały odwrócić ich uwagę od prawdziwej bramy? W końcu Pionek to brama dla Czystokrwistych... 
Oba stwierdzenia są logiczne. Ale jej ciągle czegoś brakuje. Jakiegoś elementu układanki, który wszystko by wyjaśnił. 
Nagle Lily poczuła, że robi jej się słabo. Wstała z łóżka i chwiejnym krokiem poszła w kierunku drzwi. Oparła się jednak o nie plecami i zsunęła na ziemię. 
Przed jej oczami pojawił się płomień. Wszystko było pochłonięte przez ogień. Ona leżała, najwyraźniej ranna. Nie mogła się ruszyć. Nagle zobaczyła Rivena, który ukląkł przy niej i nachylając się, delikatnie ucałował jej czoło. Wstał i ruszył prosto w ogień, na pewną śmierć. W oddali słychać śmiech młodej wampirzycy – Elizabeth. 
Przed oczami w przyspieszonym tempie pojawiła się wizja, którą miewała już nie pierwszy raz. Jednak teraz targały nią złe emocje. Przeczucie, że coś za niedługo się wydarzy. Coś złego, nawet bardzo. 

***

Stał po prostu, skryty za drzewami, obserwując wszystko. Nic nowego, przynajmniej nie dla niego. Był zachwycony jednak, że jego plan przebiega wedle jego myśli. 
Niespodziewanie obok niego pojawiła się czarna postać ze złowrogim uśmiechem. Złodziej Darów wyszczerzył swoje czarne jak smoła zęby w szerszym wyrazie rozbawienia. 
- Już niedługo, Rattenfänger. 
___________________
No witam! Po prawie miesięcznej przerwie od pisania, wreszcie wzięłam się za siebie i napisałam kolejny rozdział. Może być nieco zagmatwany, ale starałam się :) 
Jak widać już po tytule, powoli wszystkie tajemnice się wyjaśnią. Mam nadzieję, że cała historia jak dotąd wam się podobała :D Powoli zbliżamy się do końca, a ja już dopracowuję kolejny pomysł. 
Taka mała zagadka – jak myślicie, co ta kobieta-defekt chce przekazać? Jakieś pomysły? 
Pozdrawiam!