niedziela, 23 listopada 2014

Strefa 27 - rozdział 15

~Rozdział 15
~Odrzucony Vaice, kim jest pionek?

Lily po raz kolejny zmieniła pozycję, próbując zasnąć. Nie mogła uwierzyć, że wreszcie, od długiego czasu mogła spokojnie położyć się w ciepłym, przytulnym łóżku bez obaw, że zaraz może zostać zaatakowana przez defekty, a nie może spać. Ironia losu...
Wstała z łóżka i przetarła oczy. Była piąta nad ranem. Ten czas, który ona spędziła na zasypianiu szybko minął. Westchnęła i postanowiła pójść się napić. Może szklanka ciepłego mleka coś pomoże? Wątpiła w to, ale nikt nie zabroni spróbować. Zeszła na dół. Ten dom ma trzy piętra, nie wliczając piwnicy, w której jest laboratorium. Blondynka wybrała sobie pokój na drugim piętrze. Weszła powoli do kuchni. Nie wiedziała dlaczego, ale to wzbudziło w niej nostalgię. Tak, jakby już kiedyś w nocy się zakradała. W pomieszczeniu było ciemno. Wytężyła wzrok, żeby móc cokolwiek dostrzec. Kątem oka zauważyła na jednej ze ścian czerwoną plamę, lecz kiedy tam spojrzała, nic nie spostrzegła. Przełknęła głośno ślinę, kiedy usłyszała kroki. Chwyciła pierwszy lepszy przedmiot, który mógł posłużyć jej jako broń i czekała. Cisza stawała się nie do zniesienia. Co jakiś czas słychać było stukot. Nie była tu sama. Nagle oślepiło ją jasne światło. Ktoś zaświecił lampę. Tym kimś, okazał się być Ken.
    - Ech, to tylko ty. - oświadczyła Lily, spoglądając na ręce.
    - Czy ty zamierzałaś rąbnąć włamywacza wałkiem do ciast? - zapytał blondyn. W dłoniach dziewczyny faktycznie, znajdowała się owa rzecz. To ją chwyciła, lecz była niemal pewna, że to jakiś tasak czy coś...
    - Skąd miałam wiedzieć, że będziesz się tu kręcić o piątej nad ranem? - odparła Lily, na co Ken parsknął śmiechem.
    - Nawet nie wiesz, jak wyglądałaś kiedy włączyłem światło. - zaśmiał się. - Strzeżcie się wszyscy, oto Pani Wiatru z wałkiem w dłoni!
    - Sprawiasz, że w tej chwili mam ochotę cię walnąć po łbie tym wałkiem! - zaapelowała blondynka, odkładając przedmiot na blat.
    - Cały się trzęsę. - zażartował chłopak. - Co tutaj robisz tak wcześnie?
    - Bronię domu przed włamywaczami. - odparła Lily sarkastycznie. - Nie mogę spać.
    - Mam zawołać Niedoszłego Romea, żeby pomógł ci zasnąć? - blondyn zacisnął zęby, powstrzymując śmiech. Lily poczuła, że robi się cała czerwona.
    - Czemu „Niedoszły”? - postanowiła szybko zmienić temat, co niespecjalnie jej wyszło.
    - Tajemnica. - oświadczył Ken. - Idę się przejść. - dodał, wychodząc z pokoju. Blondynka westchnęła. Była zmęczona. Ale oczywiście, znając życie, jak wróci do łóżka znowu nie będzie mogła zasnąć. Zamiast tego postanowiła się czymś zająć. Była pewna, że nikt nie wstanie tak wcześnie, więc miała pełno czasu na dosłownie wszystko. Poszła z powrotem na górę, do swojego pokoju i ubrała się w swój ukochany płaszcz. Szybko przeczesała włosy i wybiegła z domu do ogrodu. Przechadzała się, oglądając kwiaty. Niektóre zostały zniszczone poprzez czas, ale większość zachowała swoje piękno. W ogrodzie było dużo róż i hiacyntów. Widziała te kwiaty również na zdjęciu z Meredith.

***

Vaice wstał wyjątkowo wcześnie. Dziewiąta rano nie była jego rutyną, lecz mimo wszystko chciał jak najszybciej pójść do miasta. Nie mógł usiedzieć dłużej w tej rezydencji. Kilka kilometrów za nią był las, tam powinna chodzić reszta, znając ich upodobania do natury. Ubrał się w jeansy i kurtkę, po czym wyszedł z mieszkania. Postanowił zjeść na mieście. Miał ze sobą jakieś trzydzieści dolarów, bezproblemowo powinno mu wystarczyć. Musiał jednak uważać, żeby nikt go nie śledził w drodze powrotnej. Jeśli straż odkryje Arthura, będzie mogiła.
Wszedł do pierwszego lepszego baru i usiadł w jednym ze stolików. Obserwował ludzi, będących w tym miejscu. Wywnioskował, że większość z nich to pijacy, próbujący zatopić smutki w alkoholu. Niektórzy to po prostu grupy niby twardzieli, na których trzeba uważać, żeby nie podpaść. Tacy mogą nie być dobrzy w rozmowie, za to przywalą mocno. Vaice westchnął. Mimo narastającego problemu z defektami, świat schodzi na psy. W tym momencie mężczyzna zauważył znajomą mu sylwetkę, wchodzącą do baru. Brązowe włosy, czekoladowe oczy...
    - Cześć Kate. - powiedział, zaskakując przy tym dziewczynę.
    - Ranny ptaszek z ciebie. - odparła. - Co tutaj robisz?
    - Siedzę. Nie mogę? - zapytał uśmiechając się. Dopiero teraz spostrzegł, że brązowowłosa jest niczego sobie. Zmierzył ją wzrokiem.
    - Dlaczego gapisz się na mnie, jak ciele na malowane wrota? - spytała speszona. Dosiadła się jednak do stolika Vaice'a.
    - A powiedz, czy twój ojciec był może złodziejem? - zaczął mężczyzna.
    - Bo ukradł i umieścił wszystkie gwiazdy w moich oczach? - Kate zrobiła znużoną minę. - Zatkało?
    Brat Lily nie wiedział, co na to odpowiedzieć. Tekst się nie udał, co oznaczało, że brązowowłosa jest sprytniejsza, niż przypuszczał.
    - No... - bąknął Vaice.
    - Znam typy takie jak ty. - rzekła ponownie Kate.
    - Tak? - Mężczyzna uśmiechnął się krzywo.
    - Typowy Casanova, podrywacz, który siedzi w związku tylko przez pierwsze trzy tygodnie, a potem skacze z kwiatka na kolejny kwiatek. Mam może rację?
    - Kurde, - Vaice prychnął śmiechem. Po raz pierwszy przegrywał w rozmowie z dziewczyną. - a ty co? Feministka?
    - A żebyś wiedział, że tak. - odparła brązowowłosa. Brat Lily uniósł brew, w geście mówiącym „serio?”, po czym ponownie zmierzył dziewczynę wzrokiem. Ubierała się w krótkie spodenki, seksowną bluzkę na ramiączkach i szpilki. I oto proszę państwa jest Feministka.
    - Przestań się na mnie gapić. Nienawidzę takich typów, jak ty. - oświadczyła Kate.
    - Nienawidzisz? Dlaczego?
    - Już trzy razy tacy ludzie mnie wykorzystali.
    - Ale ja nie jestem „takimi ludźmi”. Jestem Vaice. Zwykły Vaice. Co mam zrobić, żebyś zmieniła o mnie zdanie?
    - Dać mi spokój i pomarzyć o czymś realnym. - mina brązowowłosej spoważniała. W tym momencie wstała i skierowała się do drzwi. Brat Lily podążył za nią.

    ***

    Lily postanowiła przed śniadaniem przejść się po lesie, który widziała z okna mieszkania Arthura. Oglądała każde drzewa, każdy pień, każdą gałązkę... to było dla niej obce, nie móc rozeznać się w lesie. Po raz pierwszy nie miała zielonego pojęcia, dokąd zmierza i gdzie trafi. Nagle coś błysnęło jej przed oczami. Kilkanaście metrów dalej zauważyła czyjąś sylwetkę. Znała tę postać, i nie zajęło jej długo rozpoznanie jej.
    - Płoń! - usłyszała ten cieniutki, słodki głos. Po chwili kilka drzew stanęło w ogniu. Blondynka zasłoniła oczy dłonią, ponieważ blask płomieni oślepiał. Kiedy większość już zgasła, z powrotem spojrzała w miejsce, w którym wcześniej stała wampirzyca. Nie było jej tam. Lily usłyszała donośny śmiech wśród drzew, który dochodził znikąd. Nie mogła określić, gdzie znajduje się źródło. Dziewczynka także zniknęła.
    - A ja wiem, kim jest pionek! - zaśmiała się czarnowłosa, ciągle ukrywając się wśród drzew. - A ja wiem, kim jest pionek! Znalazłam pionka! - śpiewała. Śmiała się szaleńczym tonem, który przerażał blondynkę.
    - Gdzie jesteś?! - krzyknęła Lily, rozglądając się wokół. - Pokaż się!
    - Znalazłam pionka, znalazłam pionka! - krzyczała. Blondynka zrozumiała aluzję.
    - W takim razie zdradź mi, - zaczęła. - kim jest pionek?
    Po wypowiedzeniu tych słów, jakby znikąd pojawiła się Liz. Podeszła bliżej.
    - Nie wiem. - odrzekła. - Jednak jest prosty sposób, żeby to sprawdzić. - uśmiechnęła się chytrze.
    - J-jaki? - Lily skarciła się w myślach za ten błąd. Nie mogła jednak spokojnie rozmawiać z wampirzycą. Dziewczynka była przerażająca, mimo swojego młodego wieku. Na dodatek przeżyła atak Głuchej Arii Powietrza. Musi być naprawdę potężna, a tamta walka była tylko jedną czwartą jej umiejętności.
    - Pionek służy jako pośrednik, który jest w stanie przyzwać Czystokrwiste wampiry. - na dźwięk tych słów blondynka zacisnęła pięści. - Warunek, jaki musi spełniać pionek, to czysta krew.
    - Czysta krew? - upewniła się Lily.
    - Czysta krew jest wspaniała w smaku. Ludzie, którzy są szczęśliwi, mają gorzką krew. Pionek jest zazwyczaj smutny.
    - Tak więc przykro mi. - przerwała jej blondynka. - Ale żadne z nas nie spełnia twoich oczekiwań.
    - Jesteś pewna? - zapytała Elizabeth. - Czy żadne z was nie cierpi z powodów rodzinnych?
    Lily przez chwilę starała się sobie cokolwiek przypomnieć.
    Nie chcesz zobaczyć siostry?
    Na razie wolę nie wiedzieć, dlaczego mnie zostawiła.
    Arthur kochał Meredith.
    Zostawiła mnie dla faceta.
    Blondynka rozszerzyła oczy.
    - Pionkiem może być każdy? - spytała, starając się ukryć przerażenie.
    - Zawiodę twoje oczekiwania. To może być tylko kobieta. - oświadczyła wampirzyca, szczerząc szerzej kły. - Myślałaś, że to ten gościu? Ten ładny, nie? - dodała, śmiejąc się.
    Lily stała prosta jak struna. Musiała być czujna, kiedy przed nią stoi czarnowłosa. Liz mogłaby ją zaatakować w każdej chwili. Na dodatek jest cholernie szybka. Gdyby zaczęła się walka, byłby nie lada problem.
    - Wy, zwyczajni obdarzeni, nie jesteście w stanie docenić metalicznego smaku krwi i nigdy nie odróżnicie słodki rodzaj od gorzkiego. - zaapelowała czarnowłosa. - Ale ja to mogę sprawdzić. Nie pamiętasz swojej przeszłości, mam rację?
    Blondynka zacisnęła pięści.

    ***

    Vaice wrócił do mieszkania Arthura zasmucony. Wyglądało na to, że Kate go nie cierpi. Wkurzało go to, ponieważ ona oceniła go po „typie faceta” jakim jest.
    - Vaice, widziałeś Lily? - zapytał Riven, podchodząc do mężczyzny.
    - Nie, nie widziałem jej od rana. - odparł Brat Blondynki wzdychając.
    - Coś się stało? - dodał ponownie czarnowłosy. - Wyglądasz na przybitego.
    - Po raz pierwszy dostałem kosza. - oświadczył Vaice, siadając na sofie.
    Riven wzruszył ramionami i podszedł do siedzącej w kącie Laurel.
    - Widziałaś Lily? - zapytał ponownie.
    - Szukasz kogoś, Niedoszły Romeo? - Ken wyręczył jasnowłosą w odpowiedzi. - Tak się składa, że widziałem twoją ukochaną.
    - Ukochaną? - Laurel nie mogła się powstrzymać od tego pytania.
    - Nie słuchaj go. - odparł czarnowłosy.
    - Wychodziła gdzieś rano. Nie mogła spać. Może przez ciebie nie mogła zasnąć, co? - Blondyn uśmiechnął się szeroko, co sprawiło, że Riven zarumienił się na jego słowa.
    - Pójdę jej poszukać. - zaapelował czarnowłosy, posyłając Kenowi sarkastyczny uśmieszek, po czym wyszedł z budynku.
    - A ja idę za Niedoszłym Romeem. Może być śmiesznie. - dodał Blondyn, idąc w ślady Rivena.

    ***

    Lily cofnęła się od wampirzycy. Co prawda bała się jej, lecz była świadoma tego, że nikt nie wie, gdzie ona jest. Nikt nie usłyszy jej krzyku, nikt nie przyjdzie na ratunek. Czarnowłosa uśmiechała się cynicznie.
    - Boisz się mnie, prawda? Nie chcesz wiedzieć, kim jest pionek? - zapytała Liz. - Są dwie kandydatki.
    - Zgaduję, że nie powiesz mi, które z nas to ten twój pionek? - zagadnęła Blondynka, przyglądając się oczom czarnowłosej.
    - A może powiem? - rzekła wampirzyca. - Jednak sama nie jestem pewna. Musiałabym sprawdzić to po smaku krwi. - na te słowa Lily rozszerzyła oczy. Poczuła nagle, że robi jej się słabo. O ile pamiętała, z lekcji przetrwania swojego brata, wampiry przemieniają za pomocą trucizny, która jest w ich kłach. Jeżeli krwiopijca ugryzie w nadgarstek, jest się bezpiecznym, gdyż nie grozi przemiana. Blondynka westchnęła, chociaż łapanie powietrza przychodziło jej z trudem.
    - Boisz się. - oświadczyła Liz, poszerzając uśmiech. - Podaj mi rękę. Jeżeli twoja krew jest słodka, jesteś pionkiem. Lecz jeśli ma gorzki smak, możesz czuć się bezpiecznie.
    - Skąd mam wiedzieć, że jeżeli okażę się owym pionkiem, nie zabierzesz mnie do wampirzej strefy?
    - Sprytne pytanie. Ale ja cię nie pytałam o zgodę. Wydałam polecenie. - ton czarnowłosej spoważniał, tak jak jej mina. Teren wokół Lily zapłonął ogniem. Blondynka przeraziła się. Znała siłę wampirzycy i wiedziała dobrze, że w pojedynkę nie da jej rady. Elizabeth chwyciła jej rękę i wysunęła kły. Lily próbowała się wyrwać, ale uścisk Liz był silny. Ugryzła. Blondynka zacisnęła powieki i po chwili poczuła, jak wampirzyca upada na ziemię. Otworzyła oczy i spostrzegła swojego wybawcę.
    - Riven... - szepnęła ledwo słyszalnie. Czarnowłosy podskoczył, a jako, iż Liz była mała, uderzył ją kolanem, powalając na ziemię.
    - To bolało! - wydukała dziewczynka, po czym zniknęła.
    Czarnowłosy podbiegł do Lily.
    - Nic ci nie jest? - zapytał z troską w głosie.
    - Chyba nic... - odparła Blondynka. Riven podniósł jej rękę, żeby móc zobaczyć ślad ugryzienia. Lily spojrzała na jego twarz i udało jej się przechwycić jego spojrzenie. Patrzyli na siebie przez dłuższą chwilę, a blondynka nie spostrzegła, jak ich twarze dzieli zaledwie kilka centymetrów.
    - Halo?! - usłyszeli nagle. - Niedoszły Romeo, gdzieś ty zniknął?! - Riven poznał już, kto to był. Lily odskoczyła od niego jak oparzona, po czym wbiła wzrok w ziemię.
    Po chwili ich oczom ukazał się Ken.
    - Ups. - podszedł bliżej czarnowłosego. - Romeo, przeszkodziłem ci w zalotach?
    - Nie dożyjesz jutra. Masz to już zagwarantowane. - odparł Riven, wywołując podejrzliwy uśmiech na twarzy blondyna.

    ***

    Elizabeth szła ciemnym korytarzem. Spieszyła się i nie zdążyła zatrzymać się na krótkie „cześć” ze strony Dolly. Stanęła przed ogromnymi drzwiami, po czym pchnęła je ostrożnie. W pokoju zastała Jasona wraz z Marc'iem. W pomieszczeniu było pełno bibelotów, między innymi skór zwierząt.
    - O co chodzi, Liz? - zapytał wampir, spoglądając na czarnowłosą. Dziewczynka uśmiechnęła się szeroko, szczerząc kły, na których pozostał ślad krwi.
    - Znalazłam pionka.


_________________________________________________________________________________
_________________________________________________________________________________
Witam :D No, ten rozdział zdecydowanie lepiej mi się pisało, niż poprzedni. Myślę, że w następnym (niestety) nie pojawi się Liz, lecz powinien się on wam spodobać (^^)

FryzuSS, Ty lubisz opisywać, ja wolę tworzyć dialogi, ale się dopełniamy :P Kurovalkyria, specjalnie dla ciebie "romantyczne spojrzenie" między Lily a Rivenem :D Pozdrawiam wszystkich ;)

niedziela, 16 listopada 2014

Strefa 27 - rozdział 14

~Rozdział 14
~Czystokrwiści, miłosne perypetie.


Wszyscy stali jak osłupieni. Niektórzy nawet otworzyli usta ze zdziwienia. Znajdowali się właśnie przed ogromnym domem, ukrytym daleko na granicy strefy 14. Arthur ich tutaj przyprowadził. Trawa nieco urosła, gdyż przez ostatnie lata nie było nikogo w tym mieszkaniu. Wszystko było brudne, ale dało się tutaj żyć, przynajmniej przez jakiś czas. Bezproblemowo mogli się tu pomieścić i pewnie jeszcze dostać własny pokój!
    - To twoje mieszkanie? - zapytała Lily, spoglądając na Arthura.
- Wielkie. - skomentował Vaice, nie przestając się rozglądać wokół.

    - Poczekaj, aż zobaczysz laboratorium. - Laurel uśmiechnęła się do niego. Całą drogę była wesoła. Nikt nie pytał jej, dlaczego. Przecież to jasne. Arthur był na wolności, a ona miała szansę znowu być akceptowana przez społeczeństwo.
    - Nie mów mi, że jest jeszcze większe? - dodał brat Lily, mocno zdziwiony tą sytuacją. Dla niego, tak ogromne mieszkanie na jedną czy dwie osoby, to jak hotel.
    - Laurel, oprowadzisz mnie? - zapytała Maddy, podchodząc do jasnowłosej. - Chcę porozmawiać. - szepnęła, aby nikt inny nie słyszał. Po chwili jednak dołączyła do reszty i włączyła się w rozmowę na temat mieszkania Arthura. Laurel była w szoku, jednak pamiętała obietnicę, którą złożyła jej Maddy. Opowie jej o przeszłości Lily. Jednak jasnowłosa nie znała przyczyn, dla których siostra blondynki zgodziła się wyjawić te informacje.
    - Meredith, moja była wspólniczka, miała tutaj ogromną garderobę. - zaapelował Arthur. - Jej ubrania powinny być na was dobre. - dodał, uśmiechając się do kilku z dziewczyn. - Chłopakom natomiast ja pożyczę ciuchy. - powiedział, podchodząc do drzwi. Otworzyły się ze zgrzytem.
    - Mogę o coś zapytać? - zaczął Ken. - Jesteś światowej sławy naukowcem, pomimo młodego wieku jesteś geniuszem, który stworzył defekty, próbując dorównać obdarzonym. Ale nie masz żadnej kryjówki, w której moglibyśmy się ukryć, tylko twój dom? Nie uważasz, że jest to zbyt niebezpieczne?
    - Właśnie to jest najlepsze wyjście. - odparł mu brunet. - Wszyscy wiedzą, że jestem geniuszem. Przypuszczają więc, że mogę teraz ukrywać się w jakieś okropnie ciężkiej do znalezienia kryjówce. Nie będą kłopotać sobie głowy tym miejscem. Jest to przecież zbyt jasne, czyż nie?
    Lily dopiero teraz dostrzegła jego umysł. Takie błahe rozwiązanie, którego nikt nie będzie się spodziewał po geniuszu. To faktycznie jest godne podziwu. Jednak blondynka nie ufała mu zbytnio. Dziwnie się na nią patrzy. Jakby skądś ją znał.
    Jak z zewnątrz, tak i w środku, mieszkanie było bogato zdobione. Główny pokój zawierał w sobie kanapę, stół i kilka roślin. Większość ścian zdobiona była obrazami, a drzwi do pozostałych pomieszczeń było od groma. Jedne z nich powinny prowadzić do laboratorium...
    - Czujcie się jak u siebie. - oświadczył Arthur.
    - O ile będzie to możliwe... - wymamrotał Vaice, rozglądając się. Nie był przyzwyczajony do tak ogromnego domu. W strefie 27 każdy ograniczył się do najwięcej trzech pokoi w mieszkaniu. A tutaj, to istny hotel...
    - Laurel, oprowadzisz mnie? - zapytała Lily, uśmiechając się do koleżanki.
    - Wybacz, ale ja już sobie ją zarezerwowałam. - oświadczyła Maddy. - Musimy porozmawiać o czymś ważnym, więc daj nam chwilę, okej? - mrugnęła do jasnowłosej.
    - Dobrze... - odparła mimowolnie blondynka, robiąc zdziwioną minę.
    - Rozgośćcie się. - powtórzył Arthur. - Pokoi jest dziewięć, więc bezproblemowo każdy będzie miał swoje cztery kąty. Dodatkowo jeden pokój będzie wolny.

    ***

    Riven podszedł do komody, na której widniały zdjęcia. Widniała na nich mała Laurel, bawiąca się w ogrodzie. Jedno z nich sprawiło, że zaniemówił. Meredith siedziała na ławce i trzymała rozpłakaną jasnowłosą na kolanach. Jego siostra wyglądała dokładnie tak, jak ją zapamiętał. Kiedy go porzuciła, miała 17 lat.
    - To jest Meredith? - niemal podskoczył, słysząc znajomy mu głos. Lily przyglądała się zdjęciom z ogromną ciekawością, którą mógł dostrzec w jej oczach.
    - Tak, to ona. - odparł spokojnie. Nie wiedział, jak ma się teraz zachowywać w jej towarzystwie. Było to dla niego niemal niekomfortowe. To dziwne. Zawsze, kiedy myślał, że blondynka jest dla niego tylko przyjaciółką dobrze się z nią dogadywał. Jednak teraz czuje się przy niej... inaczej.
    - Była śliczna. - Lily uśmiechnęła się. - Laurel ci ją pokazała?
    - Nie. Na razie wolę nie widzieć mojej siostry. Przynajmniej dopóki nie odpowie na moje pytanie.
    - Powiesz mi, jakie pytanie? - blondynka spojrzała na Rivena. Uśmiech nie schodził jej z twarzy. Był pocieszający, a jednocześnie ciekawski.
    - Na razie wolałbym nie. - odparł czarnowłosy. - Laurel ma mi przekazać odpowiedź mojej siostry.
    - Dobrze. - powiedziała Lily.
    - Może kiedy indziej. - dodał Riven, przyglądając się ponownie zdjęciu Meredith. Jej długie, rude włosy spływały kaskadą na ramionach. Były lekko falowane i opadały na twarz, co podkreślało błękit jej oczu. Była piękna, nikt temu nie mógł zaprzeczyć.
    - Oglądacie zdjęcia? - Arthur podszedł do nich i również przypatrzył się obrazom. - Ta rudowłosa to Meredith. - dodał.
    Riven westchnął. Nie chciał specjalnie być członkiem tej rozmowy, ale grzeczność nie pozwalała mu teraz odejść. Wolał, aby naukowiec nie dowiedział się, że jest spokrewniony z jego pomocnicą.
    - A gdzie ona teraz jest? - zapytał czarnowłosy. Lily spojrzała na niego z zaskoczeniem, lecz po chwili załapała aluzję.
    - Zginęła podczas badań. - Oświadczył Arthur ze smutkiem. Przygryzł dolną wargę. - Kochałem ją.
    Riven rozszerzył oczy. W tej chwili wszystko stało się jasne. Oto był powód, dla którego jego siostra go zostawiła. Miał ochotę zapytać się naukowca, jak? Kiedy? Gdzie? Dlaczego? Chciał wiedzieć wszystko. Tłumił łzy, które napływały mu do oczu. Westchnął. Nie miał siły.
    Nagle poczuł, że czyjeś palce oplatają jego dłoń. To Lily, która przyglądała się mu oczekująco. Dodawało mu to odwagi. Ona wiedziała, że czarnowłosy bardzo chce dowiedzieć się więcej, ale się boi. Boi się przerażającej prawdy. Blondynka mocniej ścisnęła jego rękę.
    - Możesz mi o niej opowiedzieć coś więcej? - zapytał w końcu Riven. Jego słowa wywołały triumfalny uśmiech na twarzy Lily.
    - Nie wiem o niej zbyt wiele. - odparł Arthur. - Zajmowała się Laurel, była dla niej jak siostra. A, podobno miała młodszego brata. Nie mam pojęcia, jak się nazywał. Ale gdzieś w biurze mam list, który do niego napisała. Obiecałem go przekazać. Wybaczcie, muszę już iść. - skończył, a po chwili zniknął im z oczu. Czarnowłosy westchnął.
    - Dlaczego nie powiesz Arthurowi, że to ty jesteś bratem Meredith? - spytała w końcu Lily. - Mógłbyś go poprosić, aby dał ci ten list i wtedy może dowiesz się...
    - Nie teraz. - przerwał jej Riven. - Kiedyś mu to powiem. Teraz jestem niemal pewny, że znam powód dla którego mnie opuściła. Zostawiła mnie dla chłopaka. Około trzynaście lat temu, dwa lata przed katastrofą z defektami.
    - Nie chcesz przeczytać tego listu? - domagała się blondynka.
    - Nie. Może kiedyś.
    - Rozumiem. - uśmiechnęła się, po czym poszła sobie.

    ***

    Maddy i Laurel przechadzały się po korytarzach budynku. Jasnowłosa wyczekiwała momentu, w którym siostra Lily zacznie jej opowiadać o przeszłości blondynki. Bardzo ją to ciekawiło.
    - No więc, co chcesz wiedzieć? - zapytała w końcu Maddy.
    - Wszystko. - odparła szybko jasnowłosa.
    - Wszystkiego to nawet ja nie wiem. - zaśmiała się siostra Lily. - Cóż, powiem tylko tyle, co wiem.
    - Dobrze.
    - Ja i Vaice, po tragicznej śmierci naszego ojca, uciekliśmy z domu. Przez jakieś półtora roku nie wiemy, co działo się zresztą naszego rodzeństwa. Jednak, kiedy po tym czasie wróciliśmy do domu... - jej głos się załamał.
    - Co się takiego wydarzyło? - Laurel nie była cierpliwą osobą.
    - W kuchni były wampiry. - bąknęła Maddy. - Vaice czekał na zewnątrz. Otoczyły mnie. Nie jestem pewna, ale kiedy byłam pół przytomna, do pomieszczenia ktoś wszedł. Mam przeczucie, że to mogła być Lily. Dlatego boję się najgorszego.
    - Czego? Proszę, nie trzymaj mnie w napięciu, powiedz!
    - Wampiry od dawna chcą obudzić Czystokrwistych. To również krwiopijcy, ale dużo silniejsi. Potrafią obrócić miasto w popiół w nie więcej niż kilka godzin. Mamy z takimi nikłe szanse. Żeby obudzić c]Czystokrwistych, potrzebny jest człowiek o czystej krwi. Takiego człowieka trzeba odnaleźć na dziesięć lat przed rytuałem. Myślę, że to właśnie miała na myśli ta dziewczynka, mówiąc o pionku. - opowiedziała siostra Lily.
    - Niesamowite... - wyszeptała jasnowłosa.
    - Ten dzień, o którym ci teraz mówię, miał miejsce w dzień katastrofy. Jedenaście lat temu. Boję się, że ja, albo Lily, to pionek. Dlatego poprosiłam Rivena, aby chronił moją siostrę.
    - A ty? Co z tobą?!
    - Ja sobie poradzę. - dodała Maddy. - Czy mogę również na tobie polegać? Ochronisz moją siostrę? Proszę. - chwyciła Laurel za ręce i popatrzyła jej prosto w oczy.
    - Zgadzam się. - powiedziała jasnowłosa bez wahania. Dowiedziała się właśnie czegoś okrutnego. Czegoś, czego nawet Lily nie wiedziała.

    ***

    Większość zdążyła się już zakwaterować w mieszkaniu. Każdy zaklepał sobie pokój, w którym będzie spał. Vaice chodził ostatnio wzburzony. Lily podeszła do niego.
    - Co ci się dzieje, bracie? - zapytała spokojnie, patrząc na niego.
    - Jesteś moją siostrą i nie domyślasz się? - odparł Vaice, patrząc na nią porozumiewawczo.
    - Jesteś w nowym mieście, nikt cię tu nie zna i nie poderwałeś jeszcze żadnej dziewczyny? - zaapelowała blondynka, uśmiechając się krzywo.
    - W dziesiątkę. - potwierdził jej brat, również szczerząc zęby. - Zamierzam jutro wybrać się do miasta. Idziesz ze mną?
    - Vaice, znasz może taką jedną rzecz, która działa na każde istniejące ciało na tej ziemi? Przyciąga nas do podłoża. - zapytała Lily, robiąc poważną minę.
    - No grawitacja. - odparł jej pewny siebie brat.
    - Lenistwo. Nie mam ochoty iść jutro nigdzie.
    - Kim jesteś i co zrobiłaś z moją siostrą? - zaśmiał się Vaice. - Normalnie to już dzisiaj byś się rwała, aby wszystko pozwiedzać.
    - Ale dom Arthura też chciałabym pozwiedzać. Zatkało? - powiedziała śmiejąc się blondynka. - Kiedy indziej się wybiorę.
    W tej chwili do pokoju weszła Kate.
    - Meredith miała dość dużo piżam i różnych ubrań. Wystarczy dla każdej. - zaśmiała się brązowowłosa. - Idziesz z nami wybierać? - pytanie skierowała do Lily.
    - Jasne. - blondynka wstała i ruszyła za Kate do innego pokoju.
    Zbliżał się wieczór. Riven siedział na sofie w głównym salonie i penetrował wzrokiem każdy kąt pomieszczenia.
    - Ślepy Romeo, nudzi mi się... - zagadał go Ken. Uśmiechał się złośliwie.
    - Kiedy przestaniesz mnie tak nazywać? - odparł mu czarnowłosy, wykrzywiając usta w brzydkim grymasie.
    - Dopóki nie uświadomisz sobie swoich uczuć. - wyszczerzył szerzej zęby blondyn.
    - Już sobie uświadomiłem.
    - Serio? - Ken usiadł obok niego na sofie. - A powiedziałeś jej? Jak tak, to co ona na to?
    - Nie, nie powiedziałem. - na odpowiedź Rivena, blondyn popatrzył na niego znużony.
    - No to teraz jesteś Niedoszły Romeo. Ja tak mogę w nieskończoność. - zaśmiał się Ken. - Mogę ci pomóc stworzyć nastrój.
    - Podziękuję. Jeszcze będę musiał ciebie słuchać.
    - Ale z nudów i tak ci pomogę. - dodał blondyn. W tym momencie do pokoju weszła Maddy z szerokim uśmiechem na twarzy.
    - Meredith miała świetny gust. - oświadczyła. Dosłownie chwilę po jej słowach pojawiła się Lily z Laurel w innych ubraniach. Jasnowłosa miała na sobie krótkie spodenki i biały T-shirt. Natomiast blondynka również w spodenkach, lecz z czarną, nieco zwisającą bluzką z nadrukiem serca, wyglądała obłędnie.
    Riven pamiętał te ubrania. Jego siostra uwielbiała te bluzki. Jednak mimo nostalgicznych wspomnień, nie mógł przestać myśleć, jak pięknie wygląda teraz Lily. Normalnie widywał ją w obwisłych ciuchach, najczęściej bojowych, lub jej ulubionym płaszczu.
    - Ładnie? - zapytała blondynka, podbiegając do siostry. Obydwie zaczęły wymieniać zdania, które potem obróciły się w omawianie dalszej części planu.
    - Lily! - krzyknął Ken, patrząc kątem oka na czarnowłosego. - Riven powiedział, że wyglądasz super słodko!
    Blondynka przelotnie spojrzała na kolegę, rumieniąc się, po czym wróciła do rozmowy, jak gdyby nigdy nic. Riven spojrzał na blondyna morderczym spojrzeniem.
    - Jesteś właśnie martwy. - wysyczał przez zęby.
    - Ciesz się, że nie powiedziałem, że wygląda seksownie. Stary, miałbyś przerąbane! - Ken miał z tego wydarzenia ogromną frajdę. Czarnowłosy zarumienił się, po czym poszedł do pokoju, który sobie wybrał.

    ***

    Była już noc. Pierwszy dzień w domu naukowca minął. Jutro, wszyscy będą mówić tylko o planie, jak zniszczyć defekty. Riven wyszedł na balkon i zaczął obserwować gwiazdy. Tutaj nie były tak dobrze widoczne jak w Strefie 27, jednak on poczuł, że jest teraz bliżej Meredith. Ona nigdy nie dotrzymała obietnicy. Nigdy nie oglądali razem gwiazd. Dopiero, kiedy spotkał Lily, bieg wydarzeń sprawił, że mógł zobaczyć niesamowity widok błyszczących punktów na niebie.
    - Przywołuje wspomnienia, prawda? - ponownie zaskoczył go dzisiaj głos blondynki. - Już późno. Nie zamierzasz iść spać?
    - Potem. Nie jestem zmęczony. - uśmiechnął się przelotnie, po czym powrócił do wpatrywania się w niebo. Lily również spoglądała na gwiazdy.
    - Jak się czujesz? - zapytała, po dłuższej chwili milczenia. - No wiesz, po tym, czego dowiedziałeś się od Arthura...
    - Jest w porządku. - powiedział szybko, nie spuszczając oczu z gwiazd. - Trochę po przeżywam i będzie dobrze.
    - A dlaczego nie chcesz się spotkać z Meredith? - blondynka nie dawała za wygraną. - Mogłaby ci wszystko wyjaśnić. Tak to ciągle jesteś niezdecydowany...
    - Naprawdę wolę to odłożyć na później. - zaapelował czarnowłosy. - Jedynie chciałbym wiedzieć, dlaczego nie zabrała mnie ze sobą. Albo dlaczego nie wypełniła obietnicy...
    Lily spojrzała na niego. Westchnęła, lecz po chwili wpadła na pewien pomysł.
    - Jestem ubrana w stare ubrania twojej siostry i mam tyle samo lat co ona, kiedy zginęła. - oświadczyła szybko, podchodząc bliżej czarnowłosego. - Może uznasz, że jej obietnica została spełniona za moim pośrednictwem?
    Te słowa kompletnie zaskoczyły Rivena. Spojrzał na blondynkę i zauważył, że znowu się uśmiecha. Zawsze ten uśmiech dawał mu odwagi i pocieszał w trudnych chwilach. Lily za wszelką cenę starała się pomóc. To było jej zaletą.
    - Dziękuję. - szepnął, ledwie słyszalnie. Uśmiechnął się do siebie. - Naprawdę, jestem ci wdzięczny.
    Coś opornie szedł mi ten rozdział, więc nie zdziwię się, jeśli ktoś tym razem na serio uśnie, lub uzna to za nieco nudne. Mimo wszystko coś się dzieje. Dowiadujemy się, kto jest kandydatem na pionka (jakby tego jeszcze nikt nie odgadnął xD) i dlaczego Meredith opuściła Rivena :)   

poniedziałek, 3 listopada 2014

Strefa 27 - rozdział 13

~Rozdział 13
~ Nowy sprzymierzeniec, imię ducha przeszłości

W strefie 14 był okropny tłok. Wszyscy zachowywali się normalnie. Jakby defekty nigdy nie powstały. Ulicami chodziły kobiety z dziećmi, było też kilku żebraków, siedzących przy sklepach dopóki właściciele ich nie przepędzą. Wszędzie dominowały jasne kolory. Ulice przypominały zwyczajne miasto, z przedmieściem, które mieściło się bardziej na zachodzie. Ludzi było pełno. Strażników również.
Kate zaparkowała samochód jakieś trzy kilometry przed główną bramą. Bez zbędnych ceregieli wszyscy zostali wpuszczeni do środka. Oczywiście musieli najpierw udowodnić, że nie są defektami lub, co gorsza, wampirami. Lily wbiegła na główny plac. Cała strefa była ogromna! Mianowano ją jedną z najbogatszych stref. Blondynka zaczęła podziwiać otoczenie. Wokół było pełno sklepów oraz miejsc mieszkaniowych. Na środku całego placu była fontanna.
    - Ślicznie tu. - oświadczyła Lily, uśmiechając się od ucha do ucha.
    - Nie zapomnij, po co tu jesteśmy. - jej zapał został ostudzony przez Kate. Blondynka posłała „koleżance” wrogie spojrzenie. Ciągle nie mogła uwierzyć, że brązowooka jest tu z nimi. Lily nie żałowałaby jej, gdyby wtedy zginęła w tym pożarze. Blondynka westchnęła.
    - Nie zgrywaj takiej sztywnej i daj mi się cieszyć. Kto powiedział, że wiecznie trzeba być profesjonalnym? - odgryzła się Lily z cynicznym uśmiechem na ustach.
    - Ja sztywna? - spytała szybko Kate. - Przynajmniej nie wpadam w kłopoty co pięć minut.
    - Przynajmniej nie jestem ofiarą losu. - odparła blondynka.
    - Osz ty gówniarzu...! - wycedziła brązowooka przez zęby.
    - Uspokójcie się obie! - Niemal krzykiem powiedział Vaice. - Ludzie zaczną się gapić.
    - Ile ty masz lat? - zaciekawił się Riven, podchodząc do Kate.
    - Kobiet o wiek się nie pyta. - podkreśliła brązowooka.
    - Pewnie wstydzi się bycia tu najstarszą. - Lily nie mogła się powstrzymać i nie dodać komentarzu.
    - Dwadzieścia pięć! - wydukała Kate. - Nie jestem taka stara.
    Blondynka podniosła palec, żeby móc coś jeszcze powiedzieć.
    - Siedź cicho. - zatrzymał ją Vaice. Jego młodsza siostra zrobiła niewinną minę i zrezygnowała z zabrania głosu.
    - Dobra, Ken, gdzie jest więzienie? - zapytała Maddy. Vaice spojrzał na nią. Brązowowłosa nie czuła się dobrze, kiedy otaczają ją takie tłumy. To było widać.
    - Tam. - w tym samym momencie, Laurel i Ken wskazali kompletnie różne kierunki, nie wspominając już o ciekawym zgraniu w wypowiedzeniu jednego słowa.
    - Nie, o ile pamiętam, więzienie znajduje się niedaleko przedmieść. - wtrącił blondyn.
    - Mylisz się. - odparła jasnowłosa. - Jest w miejscu bardziej odseparowanym od reszty strefy, czyli tam. - ponownie wskazała wcześniejszy kierunek.
    - To trochę potrwa. - oznajmiła Lily. - Każde z was jest pewne swego?
    - Tak. - odpowiedzieli równocześnie.
    Blondynka westchnęła.
    - W takim razie sprawdźmy - zaapelowała Lily. - pójdziemy w oba miejsca. Zobaczymy, które z was ma doskonałą pamięć, a które sklerozę. - dokończyła.
    - Po prostu chcesz pozwiedzać tę strefę, mam rację? - zapytał czarnowłosy, wzdychając.
    - Jak nadarzy się okazja, to czemu nie? - blondynka uśmiechnęła się szeroko. Możliwość poznania miejsca, w którym nie ma zbędnych trosk, wydawała się dla niej świetną zabawą.
    - Jest w miejscu, o którym mówiła Laurel. - zaapelowała po chwili Kate, psując dobru humor Lily.
    - Dlaczego tak sądzisz? - zapytał spokojnie Ken.
    - Tamta kobieta ma męża w tym więzieniu. Odwiedza go regularnie. Wyryła sobie drogę do tego miejsca, więc nie ciężko mi jest to wyczytać z jej serca. - odpowiedziała brązowooka, uśmiechając się zwycięsko.
    - A mówiłem, że się przyda? - oświadczył blondyn. - Szkoda tylko, że musiała się odezwać na moją niekorzyść. - dodał, starając się przyjąć porażkę. Nie często zdarzyło mu się pomylić, więc teraz było mu naprawdę smutno.
    - Skleroza nie boli. - Riven nie powstrzymał komentarza. Ken zrobił wielkie oczy i uśmiechnął się.
    - Mścisz się za Ślepego Romea, Ślepy Romeo? - odgryzł się blondyn.
    - Oczywiście. - powiedział szybko czarnowłosy. Westchnął i spojrzał ukradkiem oka na Lily. Podobało jej się tutaj i nie ukrywała tego.

    ***

    Więzienie w strefie 14 było ponurym miejscem, jak na całe miasto. Wokół było kilka drzew, krzaków. Mury były stabilne, konstrukcja budynku była wręcz bezbłędna. Szare cegły i kraty w oknach mówiły same za siebie. To tutaj.
    - Co za... - komentarz Kate nie dobiegł końca, gdyż pisnęła cicho, zasłaniając usta ręką. - Dużo tu robali i błota. Nie mogli wybrać pogodniejszego miejsca na postawienie tego budynku?
    - No właśnie, w końcu więzienie ma się kojarzyć z czymś kolorowym. Tak to interpretujesz, prawda? - spytała Lily uszczypliwie. Brązowooka prychnęła jej w odpowiedzi, co bardzo uszczęśliwiło blondynkę.
    - Ken, co wiesz o tym miejscu? - zapytał Vaice. Jego wzrok skupił się na więziennych kratach.
    - Strzeżone dwadzieścia cztery na dobę, strażnikami są obdarzeni. Więźniowie, którzy również mają dar, zakładają specjalne opaski, które uniemożliwiają im użycie mocy. Im gorszy czyn, tym wyżej w budynku jesteś zakwaterowany. Arthur zapewne jest na przedostatnim piętrze. - zaapelował blondyn.
    - A nie na najwyższym? - zapytała Maddy.
    - Na samej górze znajdują się plugastwa, które dopuściły się jakiegoś przestępstwa. - odparł Ken.
    Wszyscy spuścili wzrok. Laurel natomiast nie mogła doczekać się momentu, w którym znowu zobaczy Arthura.
    - Mam pewien pomysł, jak się tam dostać. Ale musicie mi zaufać. - oświadczył Ken. Po chwili zaczął tłumaczyć im plan działania. Jeden ochotnik pójdzie z nim jako niby więzień, który dopuścił się zabójstwa. Cała reszta to wspólnicy, jednak jedna osoba to świadek chcący zeznawać. Kilka osób zostanie na zewnątrz, aby patrolować teren i zdawać reszcie relacje.
    - Ja chcę iść jako więzień. - oświadczyła Laurel.
    - Lepiej będzie, jeśli będziesz patrolować teren. Wezmę ze sobą osoby, które umieją walczyć cicho. Dlatego pójdzie ze mną Lily, Maddy i Vaice. Ślepy Romeo będzie jako świadek zmyślonego wydarzenia. Reszta zostaje. Wszytko już jasne?
    - Mhm... - Jasnowłosa przytaknęła. Blondynka zauważyła to i położyła dłoń na ramieniu koleżanki.
    - Przyprowadzę Arthura całego i zdrowego. To obietnica. - powiedziała z determinacją w głosie. Była pewna swoich słów, co zrobiło wrażenie na Laurel. Blondynka jeszcze potwierdziła swoje słowa szerokim uśmiechem, po czym zaczęła iść w kierunku budynku.
    - Czas na atak. - oświadczyła. Po jej słowach wszyscy ruszyli do więzienia i rozpoczęli akcję. Laurel obserwowała to z daleka. Ken rozmawiał ze strażnikiem przy drzwiach głównych i co jakiś czas wskazywał na Lily i jej rodzeństwo. Dla wiarygodności, Maddy, Vaice i ich siostra związali sobie ręce.
    - Zastanawiam się, czy po tym wszystkim będziemy poszukiwanymi kryminalistami. - rozmyślania Kate rozbrzmiały w uszach jasnowłosej.
    - Dla mnie to nic nowego. - odparła Laurel. - Z powodu uczestnictwa w eksperymencie Arthura, również jestem poszukiwana.
    - I ty chciałaś pójść jako więzień? Dlaczego więc Ken nie wziął ciebie? Byłabyś świetna do tej roli i na dodatek bardzo wiarygodna.
    - Nie wziął mnie, ponieważ stara się dotrzymać obietnicy, którą niegdyś złożył Arthurowi.
    - Co? Komu?! - Brązowooka z niedowierzaniem popatrzyła na jasnowłosą. - Czy oni nie są wrogami?
    - Rok przed tą okrutną katastrofą Ken często bawił się w ogrodzie u Arthura ze mną. Dopiero po pierwszym, nieudanym eksperymencie odszedł i zaczął być szkolony na strażnika. - odparła jasnowłosa.
    - Ciekawa historia... - wymamrotała Kate, spoglądając na reszt grupy. Weszli już do środka.
    Laurel poczuła nagle znajomy ucisk w żołądku. Zaczęła rozglądać się dookoła.
    - Ej, młoda! Co ci jest?! - usłyszała krzyk brązowookiej, która podbiegła do niej, leżącej na ziemi. Oczywiście to było jej bezwładne ciało. Świadomość jasnowłosej była teraz na wolności. Ponownie nie potrafiła nic mówić, a każdy dźwięk z zewnątrz był zagłuszony, jakby krokami insektów. W tym momencie go zobaczyła. Ducha przeszłości. Kawałki szkła cały czas gościły w jego włosach, a krew spływała z czoła strumieniem.
    - Powiedz mi, kim jesteś? - Laurel wysiliła się i przemówiła. Mimo wszystko, w gardle czuła okropny smak metalu.
    - Nondum intellegitis neque recordamini me?* - powiedział monotonnie. - Habeo nisi desiderium*.
    Mimo, iż duch nadal mówił w tajemniczym dla niej języku, zrozumiała fragment. Jedno słowo zapadło jej w pamięć. Ten duch użył go w innej formie, ale jasnowłosa miała nadzieję, że nie zmieniło ono znaczenia.
    - Za kim tęsknisz? Proszę, odpowiedz mi! - rzekła Laurel. Duch popatrzył się na nią.
    - Tęsknię za moją małą córeczką, za synami... - słowa, które wypowiedział, długo krążyły w powietrzu.
    - Rozumiesz mnie. - oświadczyła jasnowłosa. - Powiedz mi zatem, kim jesteś.
    Postać astralna przez pewien czas zastanawiała się, co odpowiedzieć. Duch co chwila patrzył się w niebo.
    - Richard Moon. - zaapelował, po czym zniknął.
    ***
    Lily była prowadzona przez Kena i jakiegoś innego strażnika. Czekała na znak, czyli moment, w którym blondyn sparaliżuje nogi niepotrzebnego świadka. Wtedy ona go ogłuszy. W więzieniu było tak, jak ona się spodziewała. Chłodno. Dominującym budulcem był kamień i cegła.
    W końcu strażnik upadł na kolana. Blondynka kopnęła go w twarz z pół obrotu, co kompletnie odebrało mu przytomność. Ken odwiązał jej ręce i zabrał klucze od nieprzytomnego strażnika.
    - Cela numer 205. Tam jest nasz cel. - Vaice podbiegł do siostry, a tuż po nim przybiegła Maddy. Po chwili wszyscy pobiegli dalej, szukając Arthura.
    - Musimy się pospieszyć. Nie wiemy, jak długo Ślepy Romeo będzie w stanie zwodzić pozostałych strażników. - oświadczył Ken, nie odbierając sobie przyjemności nazwania Rivena Ślepym Romeem. Jak powiedział, tak zrobili. W pewnym momencie poczuli, jak ziemia drży. Trzęsienie nie trwało długo.
    - Zdemaskowali nas. - rzekła Lily. Ten atak był, z całą pewnością robotą, czarnowłosego. - Chodźmy już. - zaapelowała, lecz po chwili zauważyła coś. Cela 205. Była bliżej, niż się tego spodziewała. Blondynka podeszła do krat i zajrzała do środka. Światło było słabe, ledwo dostrzegła postać w celi.
    - To tutaj. - powiedziała Maddy, spoglądając do pomieszczenia. - Jakim cudem jeszcze nikt stąd nie uciekł? Kraty są okropnie słabe. Jedną ręką je złamię. - dodała.
    - Zobacz, co jest w środku. - odparł Ken, wyjmując latarkę z kieszeni. Podświetlił wnętrze celi. W środku, tuż przed wejściem, było pełno łańcuchów. Ledwo można było ujrzeć zarys postaci, znajdującej się za nimi.
    - Te łańcuchy są dla obdarzonych. Uniemożliwiają im użycie mocy. - oświadczył blondyn.
    - Ale Arthur nie jest obdarzonym. - rzekł Vaice. - Po co mu te łańcuchy?
    - To geniusz. Bezproblemowo wydostawał się z więzienia. Jednak teraz siedzi potulnie na miejscu. Nadal go nie rozgryźliśmy. - Ken westchnął. - Arthurze! Odezwij się! Jesteśmy tu po to, żeby cię stąd wydostać. - dodał głośniej.
    - Cofnijcie się. - zaapelowała Lily. - Rozwalę te kraty.
    - Powariowałaś?! - zaczęła Maddy. - Łańcuchy są odporne na magię. Nie złamią się.
    - Ale ja nie chcę niszczyć ich magią. Zrobię przejście.
    - Ale... - siostra Lily nie dokończyła zdania. Nie dowierzała temu, co usłyszała.
    - Lepiej się cofnijcie. - Vaice uśmiechnął się szeroko. Reszta wykonała jego polecenie. Przyglądali się blondynce z zaciekawieniem. Lily pomachała chwilę rękami, po czym skierowała je w ścianę, tuż obok celi.
    - Weźcie pod uwagę ostatnie słowa, jakie wyszły z jej ust. Powiedziała, że zrobi przejście. - zaapelował brat blondynki. W ścianie pojawił się tunel.
    - Może i łańcuchy są odporne na magię, ale fundamenty już nie. - Lily uśmiechnęła się szeroko. - Arthur, możesz wyjść. - dodała, zaglądając do środka celi przez tunel. Zaskoczył ją jednak widok mężczyzny. Wysoki brunet o niebieskich oczach. Nie wyglądał na szalonego naukowca. Prędzej na seryjnego mordercę. Jako ubranie służyła mu tylko podarta, biała koszula i dresowe spodnie. Na twarzy miał niewielki zarost. Nie wyglądał na starszego od Vaice'a!
    - To ty jesteś Arthur? - zapytała Maddy, mierząc mężczyznę wzrokiem.
    - To on. - odpowiedź wyszła z ust Kena. - Młody naukowiec, który jest odpowiedzialny za defekty.
    Lily podeszła do bruneta.
    - Możesz być wolny. Mamy pomysł, jak to wszystko odkręcić. - powiedziała. Arthur siedział na ziemi w bezruchu, a jego wzrok zdawał się być nieobecny.
    - Do tego jesteś nam niezbędny. - dodał Vaice. Ale nie brunet nic nie mówił.
    - Laurel jest na zewnątrz. - rzekł Ken. Na dźwięk imienia jasnowłosej, brunet spojrzał na niego z niedowierzaniem. - Czeka na ciebie.
    - Jest tu... - wymamrotał Arthur.
    - Idziesz z nami? - zapytała Lily, uśmiechając się. Naukowiec popatrzył się na nią. Zmarszczył czoło, jakby skupiał się na każdym szczególe na jej twarzy. Vaice przyglądał się brunetowi. Dziwiło go jego zachowanie. Czyżby postradał zmysły, po prawie jedenastu latach siedzenia w zamknięciu?
    - Pójdę. - oświadczył pewnym siebie tonem. Wstał z ziemi i otrzepał kurz z koszuli. Blondynka uśmiechnęła się szerzej, po czym wszyscy wyszli z celi.

    ***

    Na zewnątrz, tuż przed wejściem do budynku, czekał Riven. Tupał niecierpliwie nogą. Był zmęczony, gdyż cała grupa strażników rzuciła się na niego, jak lwy na zebrę. Mimo tego, dał wszystkim radę. W takich miejscach jego moc jest najbardziej użyteczna.
    - Ślepy Romeo, ty żyjesz! - usłyszał nagle. Nie miał wątpliwości, kto to powiedział. Z budynku wyszedł Ken, a zaraz za nim Maddy z Vaice'em i Lily. N szarym końcu znalazł się brunet. Czarnowłosy domyślił się, kim on jest.
    - Widzę, że się wam udało. - odpowiedział, kompletnie ignorując blondyna.
    - Dość szybko cię odkryli. Kiepsko ci idzie udawanie. - rzekł Ken, z chytrym uśmieszkiem na twarzy.
    - Nie obwiniaj mnie. To wy się guzdraliście. - obronił się Riven. - A tak swoją drogą, co z nim zrobimy? - wskazał na Arthura. Ich nowy sprzymierzeniec nie wyglądał na przyjaźnie nastawionego. Brunet co chwilę zerkał na Lily przenikliwym spojrzeniem. Czarnowłosy zmierzył go wzrokiem. Ciekawe, co mu chodziło po głowie.
    - Arthur! - w oddali można już było usłyszeć radosny głos Laurel. Biegła ona w stronę naukowca. Kiedy znalazła się dostatecznie blisko, przytuliła bruneta. Ten w odpowiedzi uśmiechnął się i pogłaskał jasnowłosą po głowie. Laurel w końcu puściła z objęć Arthura i zaczęła opowiadać mu o planie, który zamierzają za niedługo wprowadzić w życie.
    Lily podeszła do Rivena.
    - To wygląda jak spotkanie ojca z córką. - powiedziała, nie ukrywając uśmiechu.
    - Powtórzę pytanie. Co z nim zrobimy? Będziemy tak sobie podróżować z nim? - zaczął czarnowłosy.
    - Musimy poszukać miejsca, gdzie się ukryjemy. - odparła blondynka.
    - To nie będzie proste.

    ***

    Liz chodziła w kółko po pokoju. To pomieszczenia to był jej azyl. Ściany pomalowane były na ciemny fiolet. Wokół jedynym źródłem światła były świece. Na półkach poustawiane były lalki, które nie miały głów i niektórych kończyn, albo były po prostu spopielone.
    - Nudzi mi się... - powiedziała czarnowłosa. Po chwili złożyła ręce i użyła swojej mocy. W jej dłoniach pojawił się ogień, który od razu zgasiła. - Znajdę pionek.



*Nie pamięta mnie?
** Tak bardzo tęsknię.
To tyle na dziś :) Mam nadzieję, że rozdział się spodobał.

Info – pojawiła się nowa zakładka „Zwiastun”. Można tam obejrzeć filmik mojego autorstwa, który opowiada główną fabułę Strefy 27.