czwartek, 25 września 2014

Strefa 27 - rozdział 8

~Rozdział 8
~ Tajemnicza strefa, głucha aria powietrza.

***

Riven chodził z głową w chmurach od rana. Odkąd wyruszyli w dalszą podróż do strefy 25, nie odezwał się słowem do nikogo. W oddali Vaice śmiał się z czegoś, wraz z Kenem. Lily szła ostatnia. Czarnowłosy zwolnił, żeby dotrzymać kroku blondynce.
    - Kostka nadal cię boli ? - zapytał, niemal triumfalnie. Widział, że jego przyjaciółka długo nie wytrzyma z taką raną.
    - Nie. - odparła chłodno. - Jest dobrze.
    - Poważnie ? - spytał Riven. - W takim razie chodź nieco szybciej, bo zaraz się gubisz. - zaapelował. Nie dawał za wygraną. Wiedział, że blondynka zwichnęła kostkę, gdyż był tego świadkiem. Na dodatek Lily cały czas odmawia pomocy, więc będzie ich tylko opóźniać.
    Nagle oboje usłyszeli czyjeś stękanie. Kiedy się obejrzeli, spostrzegli Maddy, wlokącą się na szarym końcu.
    - I ty mówisz mi, żebym się pospieszyła ? - zaśmiała się cicho blondynka. - Siostro, co ci się stało ? - zapytała tym razem, zwracając się do brązowookiej.
    - Mhm. - wymamrotała Maddy. Nie była specjalnie przekonująca.
    - Przecież widzę, że jesteś blada. - zaapelował Riven i westchnął. - Chcesz się zatrzymać ? - Lily zdziwiła się, że jest taki miły w stosunku do jej siostry. Jeszcze wczoraj siedział cicho.
    - Nie kłopoczcie się mną. To tylko... - nie dokończyła, gdyż upadła na kolana i zemdlała. Lily momentalnie znalazła się przy niej i podtrzymała.
    - Maddy! - krzyknęła. - Vaice! - zawołała swojego brata. Ten zjawił się przy niej w nie mniej niż sekundę. Ken również podbiegł. Laurel podeszła powoli. Riven na chwilę wstrzymał oddech.
    Muszę ci coś powiedzieć. Zachowaj to w tajemnicy.
    W uszach odbiły mu się słowa brązowookiej. Zeszłej nocy, podeszła do niego i wyjawiła mu sekret, przez który teraz on patrzy na Lily zupełnie inaczej.
    Wkrótce, pewien człowiek przyjdzie zabrać moją siostrę. Będzie chciał ją wykorzystać do swoich nikczemnych planów. Proszę, chroń Lily z całych sił. Błagam!
    W tamtym momencie, po raz pierwszy, widział jak brązowooka się trzęsie. Najwidoczniej obwinia się, że to wszystko przez nią. Że przez nią, jakiś tajemniczy człowiek chce zabrać Lily. Jedynie jedno pytanie krążyło po jego głowie. Dlaczego ? Co takiego się stało ?
    Najwidoczniej nocne przechadzki nie wspomogły jej zdrowia.
    - Jest cała gorąca. - zaapelowała Laurel, przykładając brązowookiej rękę do czoła. - Jak daleko jeszcze do strefy 25 ? - zapytała.
    - Jeszcze jakieś sześć kilometrów... to nie jest tak daleko, w porównaniu z całą drogą, ale dla Maddy, teraz … - powiedział Vaice.
    - Musimy się tu zatrzymać. - oświadczyła Lily.
    - Ale... - Riven na moment zamilkł. Palcem wskazał kilka małych krzaków. Poruszały się.
    - Defekty. - wyszeptał Ken.
    - Tylko czekają, aż się zatrzymamy. - zaapelował czarnowłosy
    - Więc musimy dotrzeć do strefy 25 jeszcze dzisiaj i to szybko. - powiedziała Laurel. - Maddy, dasz radę iść ? To nie daleko. - zwróciła się do brązowookiej.
    - Przepraszam... - wyszeptała brązowooka. - Nie chcę was spowalniać... - spróbowała wstać, ale na marne. Ponownie upadła i została złapana przez Vaice'a.
    - No to pięknie. - powiedział Riven szeptem.
    - Macie może jakiś kłopot ? - tajemniczy, głęboki kobiecy głos zaskoczył nagle wszystkich. Obejrzeli się za siebie i spostrzegli damę o mocno czarnych oczach i równie ciemnych włosach. Wyglądała na około 30 lat.
    - Ktoś ty ? - zapytał oschle Riven.
    - Nazywam się Rachel. - zaapelowała nieznajoma. - Jakieś pół kilometra stąd znajduje się strefa. Myślę, że możecie się tam zatrzymać na jakiś czas. Zaprowadzić was ? Właśnie tam zmierzam.
    Vaice zmarszczył czoło.
    - Najbliższa strefa, to strefa 25. Do dwudziestki szóstki jest około dobre 20 kilometrów na zachód. Nigdy nie słyszałem o strefie będącej gdzieś w tych okolicach. - zaapelował. Ken potaknął.
    - Szukając Laurel przeszukałem każdą możliwą strefę, która miała numer powyżej dwudziestu. Nie znalazłem tutaj innej.
    - W takim razie nie sprawdziliście dokładnie. - rzekła ponownie Rachel. Podeszła bliżej bohaterów. Wszyscy popatrzyli na siebie niepewnie.
    - Pokaż nam, gdzie jest ta strefa. - zaapelował po chwili namysłu Vaice. Kobieta uśmiechnęła się, po czym machnęła na nich ręką, żeby szli za nią.
    - Pogięło cię ? - zapytała Lily szeptem. - To wygląda jak sytuacja z jakiegoś horroru. Potrzebujemy pomocy, znikąd zjawia się jakaś baba i prowadzi nas w miejsce, o którym nigdy nie słyszeliśmy. Zaje, Kurwa, biście.
    - Uspokój się. To sytuacja wyjątkowa. - odparł Vaice, biorąc Maddy na barana. - Kurde, Maddy, przytyłaś. - brązowooka coś tam mu od mruczała, ale mało kto to usłyszał. Wszyscy zgodnie ruszyli za Rachel.

    ***

    Lily skamieniała, kiedy ujrzała miejsce, do którego podążali. Wszędzie dookoła było pełno drzew. Ta strefa mieściła się jakimś lesie ? Ale nadal dziwiła się, że jej brat wcześniej jej nie widział. Skoro to było na tych terenach...
    - To już niedaleko. Wasza koleżanka poczuje się za niedługo lepiej. - zaapelowała ich przewodniczka. - Ta strefa słynie w niektórych za świetne herbaty i ziela lecznicze. - dodała z uśmiechem.
    Lily zauważyła, że Ken nieco zwalnia. Po chwili szła z nim na równej linii.
    - Możesz przewidzieć, jakie ona ma zamiary ? - zapytał szeptem.
    - Przewidzieć ? - nie zrozumiała blondynka.
    - No przecież widzisz przyszłość ? Częściej te bliższą, nie ?
    - To nie działa na zawołanie. Wizje nachodzą mnie co jakiś czas.
    - Jak to ? Znałem kilka takich osób i udawało im się czasem przywołać wizje na temat czegoś.
    - Serio ? - Lily nieco podniosła głos, przez co niemal zdradziło temat ich rozmowy.
    - Mogę spróbować cię tego nauczyć. Chcesz ? - spytał Ken, zniżając ton.
    - Jasne! - odparła blondynka, uśmiechając się szeroko.
    Blondyn odwzajemnił jej uśmiech. W tym momencie Lily zrobiła zdziwioną minę.
    - Coś nie tak ? Mam coś na twarzy ? - zapytał, nieco dziwną reakcją blondynki.
    - Nie. -odparła chichocząc. - Po prostu nigdy jeszcze nie widziałam cię uśmiechniętego. Rób to częściej, nie wyglądasz wtedy tak groźnie. - jej odpowiedź zszokowała go.
    Odwrócił głowę, żeby ukryć rumieniec. Fakt, może i zachował się jak małolat gadający z dziewczyną, ale to mu nie przeszkadzało. Lily podbiegła do Laurel i zaczęły dyskusję.

    ***

    Stanęli przed bramą porośniętą bluszczem. Dookoła było pełno drzew.
    - Dość... trudno byłoby to zauważyć. - zaapelował Vaice. Potrzebowali teraz pilnej pomocy, gdyż z takim ekwipunkiem nie poradziliby sobie z chorobą Maddy. Muszą się zatrzymać na jakiś czas w tej strefie.
    Kiedy tylko przekroczyli próg bramy, od razu zawiał przyjemny wiatr. Lily nagle poczuła zapach... piżma ? Nie mogła dokładnie tego określić. Szli ścieżką zarośniętą trawą.
    - Witam. - jakieś głosy, wydobywające się z gromadzącego się tłumu, nieco przeraziły bohaterów.
    - Goście tutaj to rzadkość. - wymamrotała Rachel.
    - To widać... - wyszeptał Riven. Szli gęsto zarośniętą ścieżką, aż w końcu znaleźli się pod jakimś większym budynkiem. Wokół niego stało większość ludzi. Jakaś rudowłosa dziewczyną podeszła do nich.
    - Wędrowcy ? - zapytała słodkim głosikiem. Vaice potaknął.
    - Potrzebujemy małej pomocy. Moja siostra rozchorowała się i potrzebuje lekarstw. - wskazał ruchem głowy na Maddy.
    - Oj biedactwo. - wymamrotała kobieta. - Wejdź z nią do środka. - zaapelowała, wskazując ruchem ręki wejście. Po chwili podeszła do nich jakaś inna kobieta. Miała długie, brązowe włosy i jasne oczy. Lili patrzyła na nią złośliwie. Miała niemalże każdą część ciała odsłoniętą. Tylko krótki, czarny top i spodenki. Z arogancją wypisaną na twarzy popatrzyła na bohaterów. Po chwili po prostu ich minęła. Blondynka obejrzała się za nią. Coś jej tu nie pasowało. Wszystko... nie trzymało się kupy.
    - Proszę, wejdźcie. - powiedziała po chwili rudowłosa kobieta. Wszyscy weszli do środka. Lily westchnęła. O dziwo, ten dziwny zapach zniknął. Zmarszczyła brwi.
    - Dziękujemy za pomoc. - zaczął Vaice. - Jednak, nigdy nie słyszałem o tej strefie. Co to za miejsce ? Która to strefa ?
    - Spokojnie. - nagle w drzwiach pojawiła się ta sama brązowowłosa dziewczyna. Przywlokła ze sobą swój arogancki wizerunek. - Najpierw pasowałoby się przedstawić łaskawie, nie uważasz ?
    - No tak. - odparł brat Lily. - nazywam się Vaice. To są moi kompani, Laurel, Riven, Ken i moja siostra Lily. - uśmiechnął się, po kolei wskazując na każdego wymienionego członka grupy.
    - Ja jestem Kate. - zaapelowała brązowowłosa. - Ta tutaj to Valentina. - wskazała swoją rudowłosą koleżankę. Przekrzywiła usta w brzydkim grymasie i zmierzyła wzrokiem każdego nowego przybysza. Natknęła się na ostre spojrzenie Lily. Obydwie spiorunowały się wzrokiem.
    - Chcecie może naszej herbaty ? Mamy naprawdę dobre zioła. - zaspokoiła sytuację rudowłosa.
    - Tak, poproszę. - wymamrotał Vaice, widząc to, co się dzieje.
    - Usiądźcie. - dodała Valentina.

    ***

    Lily siedziała na jednym z foteli w wielkim salonie. Sufit był przyozdobiony jasnym żyrandolem. W pomieszczeniu bez problemu zmieściłoby się kilkadziesiąt osób.
    - Jestem już. - zaapelowała rudowłosa, wnosząc do pomieszczenia tacę z kubkami z herbatą. Kate, stojąca niedaleko, obserwowała wszystko. Kiedy jej kompanka była już tylko kilka kroków od całej grupy, brązowowłosa uśmiechnęła się skrycie. Podstawiła nogę rudowłosej, przez to taca z jej rąk wylądowała na Lily.
    Kate próbowała stłumić śmiech.
    - Valentino, ty niezdaro. - wydukała z szerokim uśmiechem na twarzy.
    - Wybacz, przyniosę ci ręcznik. - zaapelowała szybko rudowłosa. Blondynka zaczęła po cichu liczyć do dziesięciu, żeby powstrzymać wściekłość. Laurel podeszła do niej.
    - Wszystko w porządku ? - zapytała jasnowłosa. Lily wstała w tej chwili z fotela i ruszyła, bez słowa, ku drzwiom. Jeszcze tylko zatrzymała się, tuż obok Kate. Brązowowłosa uśmiechała się triumfalnie. Nagle jej uśmiech zniknął. Lily patrzyła na nią morderczym wzrokiem. Kata opadła na kolana i zadrżała. Zaczęła ciężej oddychać. Złapała się za brzuch i jęknęła.
    Vaice rozszerzył oczy.
    - Lily, przestań! - podbiegł do siostry i złapał ją za ramię. - Uspokój się! - w tym momencie blondynka prychnęła i wybiegła z pomieszczenia. Kate wzięła głęboki oddech. Już z nią wszystko w porządku.
    - Co to było, do jasnej cholery ?! - zapytała brązowowłosa z irytacją.
    - Siedź cicho i ciesz się, że jeszcze żyjesz. - odparł Vaice.
    - Co to było ? - zapytała Laurel Rivena.
    - Lily miała świadomą wizję. - powiedział czarnowłosy. - To znaczy, że przed chwilą miała wizje. Ale dotyczyła ona czegoś konkretnego. Ona nie panuje nad sobą, kiedy widzi przyszłość. A ten atak nazywa głuchą arią powietrza. Bez powietrza... człowiek nie może żyć. Lily odbiera mu w tym ataku większy dostęp do tlenu, po czym miesza w jego sercu. To jest ostateczny atak Lily. Prawie wcale go nie używa. Zrobiła to tylko raz.
    - To... okropna śmierć... - wymamrotała Laurel.
    - Tak.

    ***

W tym samym czasie...

    Szła długim, mrocznym korytarzem. Po chwili jednak usłyszała czyjąś rozmowę. Uśmiechnęła się skrycie.
    - ~Most londyński upada, upada ~ - zanuciła. - ~Most londyński upada, my dear Lady.~
    W tej chwili zza ściany, jakby znikąd, pojawił się jej kolega. Uśmiechnęła się szerzej, pokazując kły.
    - Liza, co ty wyprawiasz ? - zapytał ostro. Dziewczyna zaśmiała się głośno. Jej krótkie, czarne włosy i przejrzyste oczy idealnie współgrały z bladą cerą. Jej kolega natomiast miał brązowe włosy i śniadą cerę.
    - Nudzę się, Jason. - zaapelowała.
    - Jesteś za mała, żeby chodzić tu o tak późnej porze.
    - Myślałam, że to nie problem ?
    - Mimo, iż jesteś wampirem, nadal masz tylko 10 lat.
    - Tak, tak. - machnęła ręką i ponownie zaczęła nucić jakąś melodię. - Jest jakaś robota ? Nudzi mi się... - powiedziała.
    - Jeśli chcesz, możesz poszukać pionka. - uśmiechnął się Jason.
    - He ? - zapytała Liz z rozbawieniem. - Brzmi zabawnie. - zaśmiała się głośno i poszła dalej w ciemny korytarz.


---------


    Witajcie :D Wena mi dopisuje, a ból głowy ustępuje ^^ Cieszę się, że ostatni rozdział wam się spodobał. W tym natomiast dowiecie się czegoś o Lily, dojdzie wątek z Kate (który, mogę powiedzieć – szybko się skończy.) oraz wreszcie pojawia się jakaś tam scenka z wampirami.
    OGŁOSZENIE:
    Teraz w zakładce „bohaterowie” możecie zobaczyć postaci z „strefy 27”. Tylko te, które dotychczas się pojawiły. Postaram się na bieżąco dodawać nowe biografie, kiedy pojawi się nowsza postać, mająca wpływ na główną fabułę.

Pozdrawiam.  

niedziela, 21 września 2014

Strefa 27 - rozdział 7

~Rozdział 7
~Skrywanie uczuć, głębokie tajemnice.

Obudził się zlany zimnym potem. Cały się trząsł. Rozejrzał się po pomieszczeniu. Biało zielone ściany raziły go w oczy. Pogoda za oknem była wesoła. Musiała być wiosna.

    - Gdzie ja jestem ? - zapytał sam siebie. Był wstrząśnięty.
    - W domu. - usłyszał pewien głos. Od razu spojrzał w kierunku jego źródła. Obok niego siedziała dziewczynka, prawie w jego wieku. Miała piękne błękitne oczy i blond włosy. Słońce delikatnie muskało jej twarz, przez co wyglądała jeszcze bardziej promiennie.
    - Gdzie ja jestem !? - powtórzył, tym razem głośniej. Był przerażony zaistniałą sytuacją.
    - Już ci powiedziałam. - zaapelowała z szerokim uśmiechem. - Jesteś w domu.
    - To nie mój dom! - mało brakowało aby krzyknął. Był na skraju załamania. - Ja chcę wracać do mojego prawdziwego domu! Do Meredith...
    - Przepraszam... ale lepiej będzie, jak na razie zostaniesz tutaj. - powiedziała. Blondynka starała się uśmiechać. W końcu zauważył jej liczne siniaki na twarzy i ramionach.
    - Co ci się stało ? - zapytał zmartwionym głosem. Sam nie wiedział, dlaczego rozmawia z nieznajomą.
    - Nie wiem. - sposób, w jaki to powiedziała był okropnie wesoły. - Kiedy się obudziłam, to już było. Trudno się mówi. Póki co proszę, zaufaj nam. Jesteśmy obdarzeni, później wszystko ci wytłumaczymy. - uśmiechnęła się ponownie.

    - Obudź się wreszcie! - Riven niemal podskoczył. Spojrzał na postać spod przymrużonych powiek i po chwili zorientował się, kto go obudził.
    - Co się dzieje ? - zapytał powoli.
    - Zmiana. - wymamrotała Lily. - Bądź cicho, bo jeszcze wszystkich obudzisz. - dziewczyna nadal była na niego zła. Wyczytał to ze sposobu, jakim na niego patrzyła.
    - Poważnie możemy mu zaufać ? - zapytał, spoglądając na Kena. To była pierwsza ich noc poza strefą. Tylko czekali, aż zostaną zaatakowani przez defekty.
    - Możliwe. Ale jak myślisz, dlaczego nie pozwalamy mu czatować ? - odparła szorstkim tonem. Po chwili położyła się na kocu i postanowiła pójść spać. - Idź już.
    Riven westchnął i mimowolnym krokiem odszedł kawałek od obozu. Dziwił go fakt, iż śnił o dawnych czasach. Czasach, kiedy znalazł się w strefie 27, kiedy poznał Lily i, o dziwo, zgodził się walczyć przeciwko defektom. Mógł po prostu sobie teraz siedzieć w miarę przytulnym pokoju i czytać książkę. Mógł teraz nie być tutaj i nie znosić humorów blondynki. Na dodatek wróciła jej siostra. Maddy. Właśnie, gdzie ona zniknęła ? Vaice'a też nie ma. Dziwne. Ale Riven nie przejmował się tym specjalnie. Po prostu wypatrywał wroga.

    ***

    - Po co przylazłaś !? - Vaice niemal krzyknął, wypowiadając te słowa. - Nie miałaś nic lepszego do roboty ?
    - Wybacz, ale chciałam zobaczyć rodzinę. To naprawdę tak dużo ? - zapytała Maddy z ironicznym uśmieszkiem. - Opowiedziałeś Lily ?
    - Nie. Lepiej będzie, jak nie pozna swojej przeszłości.
    - Wiesz, że prędzej czy później, jej moc przepowiadania sama pokaże jej to wszystko. I nic na to nie poradzisz. Wiesz o tym dobrze. Każda wizja tylko ją do tego przybliża. Na pewno wolisz, żeby dowiedziała się o tym sama ? - mina brązowookiej spoważniała. Jej ciemna cera ukrywała ją w ciemnościach, a ciemnobrązowe, krótkie włosy perfekcyjnie okalały twarz.
    - Nawet jeśli się dowie, nigdy nie wybaczy ci tego, co widziała.
    - Ja już się z tym pogodziłam. Twoja kolej. - po tych słowach skierowała się do obozu. Obiecała całej grupie pomóc w ich planie.

    ***

    Następnego dnia wszyscy wstali bardzo wcześnie. Jedynie Laurel była przymrużona. Cały czas chodziła jak wyjęta z pralki.
    - Wszystko gra ? - zapytała Lily. Podeszła do koleżanki i obie zaczęły rozmawiać.
    - Tak... po prostu jestem nieco przemęczona. - uśmiechnęła się blado.
    - A może widziałaś znowu tego ducha ? - głos blondynki był pełen nadziei.
    - N-nie... - jasnowłosa niemal nie wygadała się na ten temat. Obiecała Vaice'owi nic nie mówić o tym mężczyźnie. Chociaż ta postać astralna również kazała jej nie słuchać brata Lily. Sama już nie wiedziała, co robić.
    - Rozumiem... - Lily uśmiechnęła się i podeszła do Maddy.
    - Myślę, że powinniśmy zatrzymać się na jakiś czas w strefie 25. - zasugerował Vaice, kiedy wraz z Rivenem i Kenem obmyślali dalszą trasę.
    - Ken to w końcu jakaś ważna szycha, nie ? - zaapelował Riven. - Możemy powiedzieć, że jesteśmy ze straży. Na pewno nas wpuszczą.
    - Nie bez dowodu. - odparł blondyn. - Każdy strażnik dysponuje odznaką. - wypiął dumnie pierś, pokazując ozdobę, przypiętą do koszuli.
    - Powinieneś ją na razie zdjąć. - powiedziała Lily. - Ktoś może to opacznie zrozumieć.
    Ken przekrzywił usta w widocznym niezadowoleniu, ale wykonał polecenie. Westchnął i wraz z resztą planował dalej.
    Blondynka odeszła kawałek dalej i wyciągnęła z kieszeni zwinięty papierek. To był rysunek ducha, którego widzi Laurel. Ciekawe, czy jeszcze go zobaczy ? Pomyślała Lily. Westchnęła głęboko.

    ***

    Riven rozejrzał się po okolicy. Vaice i Ken wdali się w większą rozmowę, Maddy drzemała a Laurel... rozmawiała z kimś. Tyle, że nikogo nie było w pobliżu. Mówiła sama do siebie. A może...
    Czarnowłosy szybko wstał i podszedł do niej.
    - Rozmawiasz z Meredith ? - spytał w pośpiechu.
    - Mhm... - jasnowłosa spuściła wzrok. - Mówi, że strasznie zmężniałeś. - uśmiechnęła się na ułamek sekundy. Po dosłownie sekundzie sięgnęła do kieszeni i wyjęła lusterko.
    - Nadal je masz ? - Riven wyszczerzył zęby.
    - Chcesz ją zobaczyć ? - zapytała Laurel. Była niemal pewna, że odpowie „tak”.
    - Nie. - ta odpowiedź totalnie zszokowała jasnowłosą. - Czy ona mnie słyszy ?
    - T-tak...
    - W takim razie, niech mi odpowie tylko na jedno pytanie. - uśmiechnął się szeroko. - Meredith, - zaczął powoli. - dlaczego mnie zostawiłaś ?
    Jasnowłosa rozszerzyła oczy. Nic nie wiedziała o ludziach ze strefy 27, może pasowałoby się dowiedzieć. Najbardziej dziwiło ją zachowanie Vaice'a w stosunku do swoich sióstr. Lily także była tajemnicza, mimo tego beztroskiego wyrazu twarzy. Riven... o nim nie wiedziała nic. Od kogo by tu zacząć... Meredith nigdy nie opowiadała jej o nim. Może później spróbuje.
    - Jeśli odpowie, przekażesz mi ? - dodał czarnowłosy odchodząc.
    - Dobrze... - wymamrotała Laurel, bardziej do siebie niż do Rivena.

    ***

    Lily siedziała cały czas na niewielkim kamieniu. Wpatrywała się w rysunek tajemniczego ducha. Nie zauważyła nawet, kiedy nastał zmrok. Jakąś godzinę temu jej brat wołał ją na kolację, ale nie zareagowała. Cały czas rozmyślała. Nudziło jej się już powoli. Zaraz pójdzie na patrol. Już jutro pójdą do strefy 25 i będą mogli potem ruszyć dalej. Muszą odnaleźć tego naukowca, ale... dlaczego ? Co się z nimi stanie, kiedy już uwolnią Arthura ? Albo kiedy już pozbędą się problemu z defektami ? Ci będzie dalej ?
    - Zjedz coś. - niemal drgnęła na dźwięk tego głosu. Obejrzała się, a jej spojrzenie niemal zabijało.
    - Nie chcę. - odparła oschle, wracając do wcześniejszego zajęcia. Riven usiadł obok niej i przyjrzał się rysunkowi.
    - To ten duch, co nie ? - zapytał znudzonym tonem. - Wygląda zwyczajnie.
    - Ta, rozcięcie na czole i kawałki szkła we włosach i na marynarce też są normalne ?
    - Może to sposób, w jaki on zginął ? Może to wypadek samochodowy ? - zaproponował czarnowłosy.
    - Wypadek – wymamrotała Lily, a jej wzrok stał się monotonny. - samochodowy...
    - Ej, wszystko w porządku ? - zapytał zaniepokojony Riven. - Pobladłaś...
    Blondynka nie słuchała dalej, co mówił do niej czarnowłosy. Wstała i zaczęła iść przed siebie. Na nieszczęście natknęła się na mniejszy kamień i potknęła się.
    - Lily! - Riven również wstał i podszedł do blondynki. - Wszystko w porządku ? - zapytał, podając jej rękę. Dziewczyna jednak odrzuciła pomoc.
    - Jest dobrze. Poradzę sobie. - zaapelowała chłodno. Spróbowała wstać, ale nagle poczuła okrutny ból w kostce i niemal znowu upadła, lecz Riven złapał ją i przytrzymał. Blondynka rozszerzyła oczy. Był tak blisko...
    - Jesteś pewna, że jest dobrze ? - spytał ponownie czarnowłosy.
    - Mówiłam przecież, że dam sobie radę! - niemal krzyknęła, odpychając od siebie chłopaka. Stanęła na nogi, mimo pulsującego bólu w kostce.
    - Zwichnęłaś nogę ? - zapytał Riven, przyglądając się jej.
    - Nie, tylko się uderzyłam. - skłamała. - Czuję się dobrze. Powinieneś już iść.
    - Ale...
    - Idź już!
    Riven nic już nie powiedział. Tylko zacisnął usta i wykonał polecenie.
    Lily siedziała na kamieniu jeszcze przez kilka minut. Nie chciała wracać do obozu. Nie chciała spoglądać w oczy swoim kompanom.

    ***

    Riven krążył w kółko. Vaice tylko przyglądał się mu ze znużeniem. Ken siedział obok i strugał coś z gałązki.
    - Weź już się uspokój. Nie bolą cię nogi od takiego ciągłego łażenia ? - zapytał w końcu brat Lily.
    - Dlaczego na musi być taka uparta ?! - powiedział czarnowłosy, ignorując pytanie Vaice'a.
    - Słuchasz mnie w ogóle ? - dodał brat Lily.
    - Jestem po prostu wściekły.
    - Też mi nowość. - skomentował blondyn.
    - Vaice, dlaczego twoja siostra, do jasnej cholery, tak bardzo upiera się przy swoim ? - zapytał Riven.
    - Uspokój się. To po prostu Lily. Jeśli chcesz, żeby cię posłuchała, nie możesz jej rozkazywać.
    - Twoja odpowiedź nie ma sensu. - dodał ponownie Ken.
    - Zamknij się. - odparł Riven.
    - Słuchaj, - zaczął blondyn. - myślałem, że w pewnym sensie się przyjaźnicie ? Ty i ta blondi ? Czemu nagle tak na siebie naskakujecie ?
    - To... - powiedział czarnowłosy. - zaczęło się od przybycia Laurel. Sądzisz, że to jej wina ?
    - Nie do końca. - powiedział Vaice. - Nigdy się nie kłóciliście, więc może to po prostu wybuch tych wszystkich emocji, zbierających się od prawie jedenastu lat ?
    - A poza tym, - na twarzy Kena pojawił się chytry uśmieszek. - kto się czubi, ten się lubi. Racja ?
    - Faktycznie! - skomentował radośnie brat Lily.
    - Rany, dziwne macie pomysły, doprawdy. To nieprawda. - powiedział Riven, odwracając się, żeby pójść sobie od kompanów. Nie chciał też, żeby widzieli, jak się rumieni.
    - Ha! - krzyknął Vaice. - Zaprzecza! To jest najlepszy dowód! - wraz z Kenem zaczęli się śmiać głośno i donośnie.
    Kiedy Riven znalazł się już nieco dalej, śmiechy ucichły. Na drodze stanęła mu Maddy.
    - Chcesz czegoś ? - zapytał chłodnym tonem Riven.
    Włosy dziewczyny były krótkie, lecz mimo to nieco uniosły się na wietrze.
    - Słuchaj mnie teraz uważnie. - zaapelowała brązowooka. - Vaice ukrywa coś przed Lily.
    - Wiem, że oboje ukrywacie przed nią jej przeszłość, bo podobno była okropna, prawda ? Więc co tu jeszcze gadać...
    - Jednak Vaice ma jedną tajemnicę, o której nawet ja nie mam pojęcia. Wiem, że to może zabrzmieć absurdalnie, ale... - zamyśliła się na chwilę, po czym dokończyła. - sądzę, że to on pozbawił moją siostrę pamięci.
    Riven rozszerzył oczy. Był kompletnie zaskoczony.
    - Ale czemu... ?
    - Posłuchaj, za każdym razem, kiedy Lily ma wizje, jest coraz bardziej możliwe, że będzie ją nachodziła wizja wspomnień. Odzyska pamięć.
    - To... świetnie ?
    - Nie. Naprawdę nie chcę, żeby wiedziała o tym, co wydarzyło się jedenaście lat temu. Ale to nie do końca o tym chciałam z tobą porozmawiać.
    - Więc o czym ?
    - To, co ci teraz powiem, musisz zachować w szczególnej tajemnicy, rozumiemy się ? - jej głos stał się niski, prawie nie słyszał, co ona mówi.
    - Możesz na mnie liczyć.

    _________________________________________
    No hejo ;D
    Oto kolejny rozdział „Strefy 27”. Sądząc po mojej wenie, tajemnic nie zabraknie. Przy okazji, od razu informuję, że jestem chora (pewnie uczulenie na naukę, ale nikt mi nie chce wierzyć xD), więc nie zdziwcie się, że czasem skomentuję wasze opowiadania nieco późno. Po prostu teraz miałam czas (i chęć), żeby siąść i dokończyć ten rozdział i mieć na jakiś czas spokój.
    Pozdrawiam wszystkich bardzo serdecznie ;)

wtorek, 16 września 2014

Strefa 27 - rozdział 6

~Rozdział 6
~ Duch przeszłości, plan.

Riven i Laurel biegli w stronę głównego obozu. To tam trzymany był ich więzień, Ken. Musieli natychmiast powiadomić Vaice'a o tajemniczym duchu, który objawił się jasnowłosej. Nagle zauważyli coś dziwnego. Lily siedziała obok Kena. Była potwornie blada. Obok niej stał jej brat, gotów spełnić każdą jej prośbę.
    - Co się stało ? - zapytała Laurel, podbiegając do nich.
    - Miałam wizję. - Wzrok blondynki był lodowaty. Wszyscy zdawali się być mocno zaskoczeni.
    - Rzadko się zdarza, żeby moja siostra zobaczyła wizję dalszej przyszłości. - wyjaśnił Vaice, widząc zakłopotanie Laurel. - Zazwyczaj są to wizje, które mają wydarzyć się w przeciągu kilku tygodni, czasem nawet i dni. Ta jest nam naprawdę daleka.
    - Jak to rozpoznałeś ? - spytała Laurel.
    - Lily to po prostu czuje. Prawda ?
    - Laurel widziała ducha. - zaapelował szybko dotychczas milczący Riven. - Duch przeszłości. Chciał czegoś od nijakiej Elen. - na dźwięk tego imienia Vaice szeroko rozszerzył oczy. Przez ułamek sekundy wydawał się mocno zszokowany. Po chwili jednak opanował się. Uśmiechnął i postanowił drążyć temat.
    - Co to duchy przeszłości ? - zapytał Ken.
    - To duchy, które mają jakieś niedokończone sprawy w naszym świecie. Porozumiewają się za pomocą medium, takim jak ja. Jednak ten jest naprawdę tajemniczy. - wytłumaczyła jasnowłosa. - Mówi w nieznanym mi języku.
    - Opiszesz, jak on wyglądał ? Ten duch. - dodała Lily, wstając z krzesła. - Pójdę po szkicownik i spróbuję zrobić autoportret, dobrze ?
    - Okej. - odparła Laurel.

***
    Po krótkim czasie dziewczyny zajęły się szkicowaniem tajemniczego ducha. Vaice nadal starał się rozmawiać z więźniem, obmawiając jakiś tajemniczy plan. Jedynie Riven siedział cicho. Spoglądał przed siebie, głęboko rozmyślając. Jego myśl krążyła tylko wokół jednej osoby. Meredith. Dzisiaj dowiedział się, że Laurel naprawdę widzi duchy, więc miał nadzieję, iż spotka siostrę. Będzie mógł z nią porozmawiać. Od tak długiego czasu...
    - Skończyłyśmy. - zaapelowała jasnowłosa, pokazując dzieło, które stworzyły. - Lily, naprawdę ślicznie rysujesz. - zwróciła się do koleżanki.
    - Nic w tym nadzwyczajnego. - odparła blondynka. Pokazała rysunek tak, aby każdy mógł go widzieć. Vaice i Ken wydawali się zszokowani.
    - Znam go. - zaczął blondyn. - Miał poważny wypadek, kiedy byłem mały. Wjechał prosto... - nie dokończył, gdyż napotkał ostre spojrzenie brata Lily. - Znaczy, nie pamiętam reszty. - szybko zmienił temat.
    - Ale to przynajmniej jest jakaś poszlaka. - dodała Laurel. Po chwili spojrzała na blondynkę. - Lily ? - dziewczyna tęsknym wzrokiem wpatrywała się w rysunek. Pogładziła delikatnie miejsce, gdzie były włosy postaci narysowanej.
    - Wszystko w porządku, siostro ? - zapytał Vaice zmartwionym głosem.
    - Tak tylko... - odparła blondynka. - on wydaje mi się znajomy...
    - A waśnie, miałem wam coś powiedzieć. - zaapelował szybko brat Lily. - razem z Kenem obmyśliliśmy kompromis. - po tych słowach podszedł do więźnia z nożem w ręku i przeciął sznury, uwalniając chłopaka.
    Wszyscy w razie wypadku byli w pogotowiu.
    - Spokojnie, on jest teraz z nami. Proszę, wyjaśnij cały plan. - dodał Vaice.
    - Laurel jest asystentką Arthura. - zaczął blondyn. - Była obecna przy eksperymentach. Może wiesz, jak je zbudowano ? Jakie mają słabe punkty ? Cokolwiek.
    - Wybacz, ale ja tylko sprawdzałam ich jakość i podawałam narzędzia. Meredith je testowała, ale również wie o nich tyle co ja. Wasz plan nie wypali... - zaapelowała jasnowłosa ze skruszoną miną.
    - Jest ciąg dalszy. - odparł blondyn. - Ani ty, ani Meredith o nich nie wiecie nic. Najwięcej o nich wie sam ich stwórca.
    - Arthur. - powiedziała Lily.
    - Zgadza się. - dodał Ken. - Jedynym sposobem zwalczenia defektów jest współpraca z naukowcem. Trzeba go wydostać z więzienia i zacząć pracę nad antidotum, lub coś, co pomoże choć trochę.
    - Nawet świetny pomysł, ale myślisz, że tak łatwo wypuszczą Arthura ? - zapytał Riven.
    - Pomogę wam się dostać do środka. Trzeba jakoś go wydostać. To tyle.
    - To znaczy, że... - ciągnął czarnowłosy.
    - Tak. Musimy dostać się do strefy 14 i uwolnić stamtąd Arthura. - dokończył blondyn. - Dzięki temu może odpokutuje swój czyn. Ty też, Laurel. - tu ostro spojrzał na jasnowłosą.
    - Rozumiem. - dziewczyna uśmiechnęła.

    ***

    Po obmówieniu szczegółów każdy poszedł w swoją stronę. Wszyscy byli zmęczeni. Ken obiecał zachowywać się grzecznie, póki ich plan ma wejść w życie. Do tego czasu będzie mógł z nimi współpracować. Blondyn poszedł wzdłuż budynków i zaczął powoli rozmyślać. Po chwili spostrzegł jakiś cień, stojący niedaleko. Była już noc, więc większość powinna już spać.
    - Kto tam !? - zapytał, przygotowując się do walki. Jednak z cienia wyszedł Vaice.
    - Mam do ciebie sprawę. I do Laurel. - zaapelował krótko.
    - Do mnie ? Co takiego ? - Ken był coraz bardziej zdezorientowany.

    ***

    Laurel przechadzała się powoli wzdłuż ściany jednego z budynków. Uśmiechała się do siebie. Mimo panującej sytuacji udało jej się zaprzyjaźnić z ludźmi z tej strefy.
    - Że co !? - usłyszała nagle głos Kena. Powoli przeszła kawałek dalej i obserwowała zamieszanie zza bezpiecznego schronienia, jakie dawały jej cienie drzew.
    - Dobrze słyszałeś. - powiedział Vaice. - Masz nigdy więcej nie wspominać o przeszłości tajemniczego ducha, którego widzi Laurel. - jasnowłosa rozszerzyła oczy. Chodzi im o tę sytuację sprzed kilku godzin ? A może po prostu ten duch jest niebezpieczny ? Albo coś jeszcze gorszego, co ona nie mogłaby sobie wyobrazić!
    - Ale dlaczego ? Skoro ona go widzi, może któreś z was w jakiś sposób jest z nim powiązane i ten duch...
    - Tak, jest. - zaapelował szybko brat Lily. - powiem to może tak. Nigdy nie wspominaj o tym wypadku przy mojej siostrze.
    - Dlaczego ? - Laurel podświadomie wypowiedziała te słowa, zdradzając się.
    - Podsłuchujesz !? - spytał szybko blondyn.
    - Nie, ja tylko... usłyszałam was przechodząc. - wytłumaczyła.
    - Do ciebie również mam sprawę. - odparł Vaice. - Nie wspominaj o tym duchu przy Lily i nie słuchaj go. - zaapelował.
    - Ale dlaczego ? Możesz mi to wytłumaczyć ? - domagała się jasnowłosa.
    - Przykro mi, ale lepiej, jeśli to zostanie pomiędzy mną a Maddy.
    - Maddy ? - nie zrozumiał blondyn.
    - To również moja siostra. Dla mnie jest tylko o rok młodsza, natomiast dla Lily o 7 lat starsza.
    - To rozumiem, ale wyjaśnij mi, o co chodzi z tym duchem ? Znasz Elen ? - w tym momencie oczy Vaice pojaśniały.
    - Mówił coś o Elen ?
    - Wiesz tak dużo, powinieneś mi o tym powiedzieć!
    - Uwierz mi, ale wolałbym nie.
    - Czy to ma jakiś związek z amnezją Lily ? - Laurel starała się za wszelką cenę przekonać brata blondynki do opowiedzenia jej o tym. Bardzo chciała wiedzieć, kim jest Elen i ten tajemniczy duch.
    - Tak i to ogromny. - odparł Vaice. - Powiem ci tylko tyle. Lily nie miała łatwego życia przed pojawieniem się defektów. A ja... - tutaj jego głos zaczął się łamać. - Ja... zostawiłem ją... Uwierz mi i nie słuchaj tego ducha. Oraz nie mów o nim przy mojej siostrze. Ja naprawdę wolę oglądać ją beztroską i roześmianą. Nigdy nie chcę już zobaczyć tej pustki w jej oczach...
    Laurel byłą wstrząśnięta.
    - Ty znasz jej przeszłość ?
    - Nie całą. Spełnisz moją prośbę ?
    - Dobrze.
    - Ja też się z tym zgadzam. - dodał Ken. - A teraz, czy pozwolicie mi łaskawie już iść ? Zmęczony jestem.
    - Jasne. - odparł Vaice uśmiechając się szeroko. - Lepiej ty też idź już spać. - zwrócił się do Laurel i wraz z blondynem odeszli.
    Jasnowłosa również miała już iść, ale zatrzymał ją nagły podmuch wiatry i dobrze znany dreszcz. Jest tu. Duch przeszłości.

    Wszystko teraz wydawało się przygłuszone. Niemal odległe dla jej uszu. I wtedy pojawił się tajemniczy mężczyzna. Dopiero teraz Laurel zwróciła uwagę na jego wychudzone policzki i ciemne, brązowe włosy, idealnie współgrającymi z piwnymi oczami.
    - Fuge...* - wychrypiał. - Sumit diripio.** - dodał.
    - Nie rozumiem cię... - tym razem jej cielesna forma była z nią połączona. Nie rozłączyła się z ciałem.
    - Nolite audire eum.*** - zwrócił się do niej. - Desidero... - to słowo zapadło jej w pamięć, wiedziała, co oznaczało.
    - Za kim tęsknisz ? - starała się brzmieć w miarę stanowczo.
    - Elen... - po jego policzku spłynęła łza.
    Tutaj wizja się skończyła. Najwidoczniej on nie może powiedzieć Laurel dokładnie tego, o co mu chodzi. Musi dawać znaki. O co chodzi ? Nie mogła go zrozumieć. Lecz teraz, tak jak poprzednim razem, dopiero pod koniec zrozumiała jego słowa.
    - Bierze tabletki ? Kogo mam nie słychać, albo ona ma nie słuchać ? Dlaczego trzeba uciekać ? - miała tyle pytań, ale żadnej odpowiedzi.

    ***

    Następnego dnia wszyscy byli już gotowi, aby ruszyć do strefy 14 i wcielić swój plan w życie. Lily, jak zwykle była pierwsza na miejscu zbiórki.
    - Idziemy ? - zapytała, kiedy wszyscy się już zebrali. Musieli podążać drogą, na której będzie pełno defektów, dlatego każdy miał być przygotowany na walkę. Vaice szedł pierwszy. Przy bramie jednak ktoś na nich czekał. Brat Lily rozszerzył oczy. Od razu rozpoznał te oczy...
    - Maddy...

__________

    To tyle na dziś :D
    *Uciekaj.
    **Ona bierze tabletki.
    ***Nie słuchaj go.

wtorek, 9 września 2014

Strefa 27 - rozdział 5

~Rozdział 5
~ Zacząć od nowa, duchy przeszłości i wizja przyszłości.

Lily szybkim krokiem przemierzała las. Szła do głównej bramy, na patrol. Jej wzrok był nieobecny. Była jednocześnie taka zła, ale i smutna. Zaczęła sobie uświadamiać pewną rzecz. Kłótnie z Rivenem, jej przyjacielem, sprawiają jej ogromny ból. Jednak nie jest ona w stanie zaprzestać, przeprosić. Dlaczego ?
W tym momencie spojrzała w niebo. Było błękitne. Chciała się uśmiechnąć, ale nie mogła. Chociaż po raz pierwszy, od dłuższego czasu, nie było żadnych chmur.
    - Ładna pogoda, prawda ? - niemal podskoczyła, słysząc ten głos. Odwróciła się. Nie miała wątpliwości, kto za nią stał. Jej wzrok nie wyrażał żadnych uczuć.
    - Mhm... - odparła od niechcenia.
    - Posłuchaj... - Riven zaczynał coś mówić, jednak szybko się zatrzymał.
    - Zamierzasz znowu prawić mi kazanie ? - zapytała Lily. Lecz w głębi serca skarciła się za te słowa, ale nie mogła przestać. Dlaczego ?
    - Co ?
    - Dobrze słyszałeś. - przestań. Jeśli to dokończy, jej dawne obawy mogą się ziścić. - Znowu zamierzasz wyzywać mnie od mięczaków ? Albo, jak ty to określiłeś, od kogoś takiego jak Gabriel ? - na te słowa, niemal wewnętrznie upadła. Jednak jej twarz nie wyrażała smutku. Czarnowłosy zamrugał kilka razy i odszedł.
    - Lily, ty idiotko! - pomyślała Blondynka. Po krótkiej chwili pobiegła dalej. Musi być silna. Zawsze musi...
    ***
    Laurel postanowiła porozmawiać z Lily. W tym celu podążyła za nią do głównej bramy. Wiatr delikatnie czesał jej długie, jasnobrązowe włosy. Uśmiechnęła się sama do siebie. Udało jej się ułożyć pewien plan, dzięki któremu może jakoś wynagrodzi światu, ten cały incydent. Po krótkiej chwili zauważyła Lily stojącą przed główną bramą. Podeszła do niej i uśmiechnięta zaczęła mówić.
    - Posłuchaj... - nie dokończyła. Już sam fakt, że blondynka na nią nie spojrzała, dał jej się we znaki. Lily patrzyła się na coś, a raczej na kogoś. Defekty. Cały czas czatowały pod główną bramą. Każdy z nich chciałby się tu dostać i zatopić zęby w krwi obdarzonych.
    - Co się stało ? - zapytała blondynka po chwili niezręcznej ciszy.
    - Znaczy się... ja chciałam zapytać o... Gabriela... - wymamrotała jasnowłosa. Lily spojrzała na nią. Jej wzrok był pusty.
    - To był mów brat. Zginął, pożarty przez defekty. - streściła krótko blondynka. - Ty też uważasz, że powinnam zwolnić ?
    - Co ?
    - Chyba zbyt szybko ci zaufałam i nazwałam przyjaciółką, nie uważasz ? - jej wyraz twarzy był nieodmienny.
    - Może trochę.
    - W takim razie zacznijmy od nowa. Miło mi cię poznać, jestem Lily. - tym razem się uśmiechnęła. Laurel odwzajemniła gest szczęśliwa.
    - Jestem Laurel. Miło mi.


***

Riven chodził w kółko, nie mógł przestać myśleć o tym, co miało miejsce całkiem niedawno.
    - Nie wierć się tak! - w oddali słychać głos Vaice'a. Miał na myśli związanego Kena, który zdążył już pewnie odzyskać przytomność.
    - Kiedyś oboje tego pożałujecie! - krzyczy blondyn, próbując uwolnić się od więzów.
    - Ha, poważnie ? A czemuż ? - zapytał Vaice z wielkim uśmiechem na twarzy. Nie wyglądał na takiego, co by się nabijał z więźnia. Starał się bardziej rozmawiać z Kenem, jakby był jego kumplem z podstawówki.
    - Będę potężnym człowiekiem. Jeszcze zoba... - w tej chwili blondyn mocno rozszerzył oczy. Vaice spojrzał w stronę, w którą patrzyła więzień i zrozumiał powód jego przerażenia. Byli niedaleko siatki, oddzielającej bezpieczną strefę od okrutnej dżungli. Wszędzie dookoła były defekty, ale nie tylko to przeraziło. Spojrzenie Rivena mroziło krew w żyłach. Czarnowłosy westchnął głęboko i podszedł do ogrodzenia.
    - Wynocha stąd! - krzyknął, aż ziemia pod potworami się zatrzęsła.
    - Obdarzony, magia ziemi... - szepnął Ken. Przełknął głośno ślinę. Poprzednio walczył z panią powietrza, Lily, a tacy mają wiecznie głowę w chmurach. Ten jednak potrafi oprzeć się jego atakom. Jeśli dojdzie do starcia, będzie źle dla blondyna.
    - Nie forsuj się tak, stary. - powiedział Vaice, z uśmiechem podchodząc do kompana. - Co cię tak rozzłościło ?
    - Daj mi spokój, nie mam nastroju. - odparł czarnowłosy, gapiąc się na bramę. Większość defektów już uciekła, jednak znalazły się jeszcze tacy odważni, którzy chcieli upewnić się, że mają się czego bać.
    - Spokojnie. Usiądź, wyluzuj, pogadaj sobie z naszym schwytanym naczelnikiem, on chętnie cię wysłucha. - Brat Lily uśmiechnął się.
    - Prędzej odetnę sobie uszy. - odparł oschle Ken, słysząc słowa wroga.
    - Widzisz ? - dodał zadowolony Vaice.
    - Zdaję mi się, czy ty mnie nie słuchasz ? - zirytował się blondyn.
    - Oj no, weźcie, rozchmurzcie się. Nie musicie mieć min jakby was spodnie uwierały, nie ?
    - Przymknij się, Vaice. - dodał Riven, wracając do chodzenia w kółko.
    - Ale ponuraki. - mruknął chłopak, po czym, z nudów, zaczął liczyć trawę.
    W pewnym momencie Riven ryknął głośno.
    - Muszę coś załatwić. Przypilnuj go, Vaice. - wskazał na więźnia. Pobiegł w stronę lasu.
    - A tak zapytam, po co mnie jeszcze trzymacie ? - zapytał Ken.
    - Racja, on dziwnie się zachowuje. - odparł Brat Lily, kompletnie zbijając blondyna z tropu. Spojrzał na niego i wybuchnął śmiechem. - Haha, tylko się z tobą droczę, nie bądź taki sztywny. Trzymamy cię, ponieważ jesteś niebezpieczny. Czemu ścigacie Laurel ?
    - Ponieważ ona jest wspólniczką Arthura! To przez nią teraz Obdarzeni muszą walczyć!
    - Skąd wiecie, że ona mu pomagała ?
    - A czemu wy jej bronicie !? - tym razem Ken krzyknął. - Myślisz, że ona może to wszystko naprawić !?
    - Czekaj! - odparł Vaice z błyskiem w oczach. - To co mówisz, ma jakiś sens.
    - Robisz sobie ze mnie żarty ? - spytał blondyn. Mimo to, w głębi duszy, przyznał, że ten żart go nieco rozbawił.
    - Laurel była obecna przy tworzeniu czipów, które potem jakoś zawładnęły większością ludzi. Zna ich budowę. Może ona naprawdę może to naprawić ?
    - Gratuluję pomysłu, Einsteinie. - dodał Ken znużonym tonem.
    - Trzeba to powiedzieć reszcie!
    - Świetnie. W takim razie uwolnisz mnie, żebym mógł iść z tobą i przekazać im tę niesamowitą wiadomość ?
    Vaice zaniemówił.
    - Cholera... - wymamrotał. Usiadł na krześle niedaleko więźnia. Musiał czekać. - Może w coś zagramy ? Dla zabicia czasu.
    - Nie.
    - Rany, kolejny ponurak się znalazł. - i dalej tak siedzieli w ciszy.
    ***
    Lily i Laurel siedziały na ławce, przed główną bramą i rozmawiały.
    - Czasami cieszę się, że to wszystko miało miejsce. Defekty i moja utrata pamięci. - zaapelowała Lily. - Dzięki temu mogłam poznać takich ludzi jak wy.
    - Przynajmniej ty się cieszysz. - odparła jasnowłosa. - Cieszę się, że przynajmniej jedna osoba jest z tego zadowolona i nie robi z tego katastrofy.
    - Przecież wszystko da się naprawić. Potrzeba tylko czasu.
    W tej chwili przed nimi pojawił się niespodziewany gość. Blondynka spuściła wzrok.
    - Laurel, - zaczął Riven poważnym tonem. - pokaż mi Meredith.
    - Nie mogę. - odrzekła dziewczyna. - Musiałbyś mieć coś, co do niej należało.
    W tym momencie nastała okropna cisza.
    - Jest jedna rzecz, ale nie mam jej już. Zgubiła się.
    - A co to było ?
    - Lusterko.
    Na te słowa Lily spuściła wzrok. Sytuacja nieco przytłaczała Laurel. Pamiętała, co powiedziała jej Lily. Ona sekretnie kochała Rivena. Teraz nawet na siebie nie patrzą. Nie rozmawiają.
    - Jak tylko odnajdziesz coś, co kiedyś należało do twojej siostry, daj mi znać. Może uda mi się ci ją pokazać. - Jasnowłosa uśmiechnęła się pocieszająco.
    W tej chwili blondynka szybko wstała z ławki.
    - Laurel, idę sprawdzić co u Vaice'a. - zaapelowała, po czym szybko ruszyła w stronę lasu, nie czekając na odpowiedź.
    Laurel odprowadziła ją wzrokiem, po czym spojrzała na ławkę. Na miejscu, gdzie wcześniej siedziała Lily, było małe, poręczne lusterko. Kiedy Riven je zobaczył, ze zdumienia aż rozszerzył oczy.
    - Znalazła je... - wyszeptał, nie spuszczając wzroku z przedmiotu. Laurel wzięła lusterko do ręki.
    - Może powinieneś podziękować Lily. Skoro znalazła lusterko twojej siostry. Meredith, co o tym myślisz ? - dodała jasnowłosa, patrząc w powietrze.
    - Jest tutaj ? - zapytał Riven w pośpiechu, rozglądając się.
    - Oczywiście! - odparła Laurel. - Nie odstępuje mnie na krok.
    - Poważnie ? - W tym momencie Riven usiadł na ławce obok jasnowłosej.
    - Tak. Mogę spróbować ci ją teraz pokazać. - dodała. Czarnowłosy patrzył na nią wyczekująco. W końcu będzie mógł porozmawiać z siostrą.
    Laurel ujęła lusterko w obie ręce i mocno się mu przypatrzyła. W tym momencie mocno zakręciło jej się w głowie. Wstała z ławki i przez przypadek upuściła lusterko. Riven wymówił jej imię, ale słyszała je jakby z jego ust wydobywał się dźwięk szeptów owadów. Odwróciła się. Widziała siebie. Widziała siebie, leżącą bezwładnie na ławce. Spojrzała za siebie. Zauważyła pewnego mężczyznę. Stał on w potarganym, czarnym garniturze. Na czole miał rozcięcie i kawałki szkła na marynarce.
    - Kim jesteś ? - zapytała, ale słowa i dźwięk wydobył się nie z niej, lecz z jej ciała, leżącego na ławce. Riven cały czas coś do niej mówił, co było okropnie niezrozumiałe.
    - Kim, do cholery, jesteś !? - tym razem krzyknęła. Mężczyzna był bardzo wysoki, nie wydawał się mieć złych zamiarów. Jego uśmiech był pokorny. Jednak jego oczy były niespokojne. Jakby czegoś się obawiał.
    - Desidero...* - wymamrotał w tajemniczym dla Laurel języku. Był duchem przeszłości, teraz to zrozumiała. Pojawiają się tylko wtedy, kiedy potrzebują coś przekazać. Jednak rzadko się zdarza, żeby taki duch mówił w tajemniczym języku.
    - Co ty mówisz ? - spytała ponownie Laurel.
    - Elen... - to z pewnością jest czyjeś imię. - Elen, quid fecisti…?** - po jego policzkach popłynęły łzy. Po tym zniknął.
    W tej chwili Laurel obudziła się. Wzięła głęboki wdech , gdyż uświadomiła sobie, że przez całą iluzję prawie nie oddychała.
    - Wszystko w porządku ? - zmartwił się Riven.
    - Ja... widziałam postać astralną, ale to nie była Meredith. Twoja siostra to duch, który towarzyszy mi cały czas, nawet teraz ją widzę. Ale ta postać... to duch przeszłości. Pojawił się dopiero teraz. Czy ktoś z was zna osobę o imieniu Elen ?
    - Przykro mi, ale nie.
    - Tak myślałam.
    - Co ten duch ci powiedział ?
    Jasnowłosa mocno się zamyśliła. Teraz, język którym posługiwał się mężczyzna, zaczął być dla nie zrozumiały. Znała każde słowo, jakie wypowiedziała postać astralna.
    - Że tęskni.
    ***
    - Vaice! - krzyknęła Lily, podchodząc do brata. - Jak się miewa nasz więzień ?
    - Siedzi i chyba nic mu nie jest. - odparł Vaice, spoglądając ukradkiem na Kena.
    - To dobrze.
    - Obmyśliłem z nim nawet ciekawy plan. - jej brat uśmiechnął się. W jego czarnych oczach pojawił się błysk idei.
    - Czyżby ? A jaki ? - w tej chwili jednak Lily upadła na kolana.
    - Siostra! - krzyknął Vaice, padając obok blondynki.
    - Co jej jest !? - nawet Ken wydał się zaniepokojony. Jednak od tej chwili Lily nic już nie słyszała.

    Najpierw pojawił się ogień. Wszędzie był ogień. Dym unosił się wysoko nad niebem. Nie mogła oddychać. Z otumanieniem spoglądała na scenerię. W tej chwili ujrzała czarnowłosą postać. To Riven, pomyślała. Ze sztyletem w ręku szedł prosto w ogień. Chciała krzyknąć, żeby go zatrzymać, ale miała tak zachrypnięty głos od spalin z powietrza, iż jej głos był niesłyszalny. Nawet dla niej...Jej głos był tak odległy dla jej uszu. A on nadal szedł na pewną śmierć...
    Lily ocknęła się gwałtownie zlana zimnym potem. Spojrzała na Vaice'a i Kena, przyglądającym się jej w oczekiwaniu. Mimo, że w gardle miała sucho, wykrztusiła z siebie kilka słów.
    - Miałam wizję.
    * Desidero – tęsknię
    ** Elen, quid fecisti – Elen, coś ty narobiła ?