środa, 6 maja 2015

Strefa 27 - rozdział 28

~Rozdział 28
~Ostatni akt

Znowu patrzy w kąt. To staje się denerwujące. Marc od dłuższego czasu ją obserwuje. Widzi, jak powoli jej twarz blednie.
Lily siedzi w bibliotece naprzeciwko jednemu z regałów. Po tym, jak Jason pokazał jej okrutną przeszłość, dziewczyna nie poruszyła się. Wyglądałaby jak martwa, gdyby nie to, iż widać, że oddycha. Siedzi na krześle i spogląda przed siebie. Jej oczy nie są już niebieskie. Blask i radość nie odbijają się w nich tak, jak wcześniej. Błękit zniknął, zastąpiła go smutna szara barwa.
Tylko po co to wszystko? Dlaczego Jason przywrócił jej wspomnienia? To miało być jej karą?
Do tej poty pamiętał, jak pewna dziewczyna musiała odpokutować swoją zdradę. Była szpiegiem wampirów, lecz po pewnym czasie odmówiła posłuszeństwa. Siłą wyrwano jej trzy paznokcie u lewej ręki. Czemu więc Lily otrzymała karę takiego pokroju? Faktycznie, dziewczyna wyglądała teraz jak wrak człowieka. Twarz miała bladą, natomiast oczy...
Były puste.

Elen, Richard, Dom, Wampiry, Defekty, Gabriel, Vaice, Maddy. Strach, bezsilność, ból, cierpienie, ucieczka, zdrada, kłamstwo, kłamstwo, kłamstwo! Wszyscy kłamali. Vaice kłamał. Miał swój powód, jednakże to go nie usprawiedliwiało.
Lily uniosła dłoń i patrzyła na nią przez dłuższą chwilę. W dzieciństwie, to tymi oto rękoma zabiła znienawidzoną przez rodzinę Elen. Richard kochał ich macochę...
Ale on jest martwy. Tak samo jak jego ukochana. Tak samo jak Gabriel. Dlaczego tak ją obchodziło zdanie i opinia tych, którzy już nigdy się nie odezwą? Przeczucie, że oni teraz zapewne ubolewają nad jej losem, stawało się coraz silniejsze.
Uśmiechnęła się. Chociaż nie był to jej uśmiech. Zatem czyj? Lily się tak nie uśmiecha. Lily jest wesoła. Lily wszystkim wybacza.
Więc dlaczego jej twarz jest teraz taka mroczna? Nawet nie zauważyła, kiedy cicho zachichotała. Zabiła Elen, co było dobre... prawda? Przez tę kobietę jej rodzeństwo cierpiało. Nikt nie przychodził im z pomocą. Skoro uważała, że jej czyn nie był niczym złym, to czemu wtedy krzyczała? Tamtego dnia... krzyczała, choć wiedziała, że nikt nie przyjdzie jej z pomocą.
Niespodziewanie poczuła czyjąś dłoń na ramieniu. Obróciła się i ujrzała Marca. Patrzył się na nią z pewnością siebie w oczach.
    - Jason mnie za to pewnie spali, lub oderwie mi kończyny, - powiedział powoli. - ale jeśli chcesz, pomogę Ci ponownie stąd uciec.
    Przez chwilę patrzyła na niego obojętnie, nieco zaskoczona jego propozycją.
    - Co to za nagła zmiana z Twojej strony? - zapytała cicho. - Do niedawna tak bardzo chciałeś zatrzymać mnie w tej posiadłości, czyż nie?
    Zatkało go. Mimo tego nie poddał się.
    - Chcę Ci pomóc. Nie jestem typem człowieka, który robi coś wbrew czyjejś woli...
    - Kłamiesz! - krzyk Lily przerwał ciszę w bibliotece. Sam Marc był zaskoczony. Jej głos się załamał, natomiast jej reakcja była natychmiastowa.
    - Co... - zaczął, lecz nie był w stanie powiedzieć czegoś więcej. Pusty wzrok dziewczyny jakby potrafił przejrzeć go na wylot. To go najbardziej przerażało.
    - Nieważne. Zgadzam się na Twoją propozycję. - zaapelowała Lily. - Jednakże chcę poznać powód Twojej nagłej zmiany. Będziesz tak łaskawy i mi go wyjaśnisz?
    Wampir zacisnął pięści. Ta przestraszona i niezdecydowana dziewczyna, którą spotkał ponad dwa miesiące temu, zniknęła. Nie zmieniła się jednak za bardzo. Jest jedynie w lekkim szoku. Tak to sobie tłumaczył.
    - Muszę znaleźć sens w działaniu Jasona.

    ***

    - Ty nieczuły palancie! - krzyk Rivena był przerażający. Vaice po raz kolejny oberwał w twarz. Wreszcie Ken zerwał się z miejsca i odepchnął ich od siebie.
    - Romeo, uspokój się! - powiedział szybko. - Możesz również wytłumaczyć nam sytuację? No i Vaice, czy to prawda? Jesteś obdarzonym?
    Mężczyzna milczał. Wszyscy spoglądali na niego z wielkim wyczekiwaniem.
    - Światło, jasność umysłu. - oświadczył cicho Vaice. Uśmiechnął się lekko i złapał za głowę. - Na tym polega mój dar. Mogę dostrzec każdy najmniejszy ruch i to, co dla innych jest niewidoczne. Nie potrafię nic więcej... - jego głos zadrżał.
    - To dlatego, dwanaście lat temu opuściłeś swoje rodzeństwo?! - wysyczał Riven. Nie starał się tłumić gniewu w głosie. Widocznie trafił w czuły punkt, gdyż twarz Vaice'a zbladła.
    - Tamtego dnia, zginęła nie tylko Elen. - rzekł. - Rosalie, Mike, Catherina. Cała trójka zginęła w okrutny sposób. Mike'owi ktoś rozszarpał gardło i wydłubał oczy. Catherina została przybita do ściany gwoźdźmi. Tylko Rosalie umarła poza domem. Wiesz zapewne, że była niepełnosprawna? - Riven przytaknął. - Była ślepa. Kiedy usłyszała hałas na dole, uciekła. Została zagryziona przez Defekty.
    - Pozostałą dwójkę zabiły wampiry, tak? - odezwała się dotychczas milcząca Laurel. Nie mogła uwierzyć w to wszystko. Niby Vaice w przeszłości pozostawił Lily na pastwę losu? Obraz odważnego i zdecydowanego brata zniknął z wyobraźni dziewczyny. Wcześniej podziwiała go za zdolności przywódcze.
    - Niestety tak. - oświadczył po krótkiej chwili ciszy Vaice. - Maddy zniknęła, kiedy poszedłem to sprawdzić. Zdołałem ocalić tylko Lily i Gabriela.
    - Dlaczego uciekliście? - wymamrotała Laurel. Strasznie chciała usłyszeć powód, dla którego Vaice pozostawił swoje rodzeństwo.
    - Baliśmy się Elen. W pewnym sensie również szukaliśmy pomocy, jednakże wieś, w której mieszkaliśmy, to okropne miejsce. Zalęgło się w niej wiele legend i przesądów, dlatego nikt nie zwracał uwagi na krzyczące dzieci.
    Riven zacisnął pięści. Nie mógł dłużej tego słuchać. Szybkim krokiem odwrócił się i wyszedł z pomieszczenia. Laurel obejrzała się za nim. Przez chwilę, podczas tego zaklęcia, jej dusza była połączona z nim. Do tej pory czuła mrowienie, na myśl o tej okropnej wściekłości, nienawiści... dlatego, jako jedyna, nie zdziwiła się, kiedy Riven zaatakował Vaice'a. Chciała tylko poznać przyczynę tej nienawiści.
    - Muszę się przejść. - zaapelował po chwili mężczyzna. Szybko wyszedł na dwór, nie zważając na zdziwione miny reszty. Nikt nawet nie próbował go zatrzymać. Ken stał tylko i patrzył. Nie mógł uwierzyć w historię Vaice'a. Wydawała mu się fałszywa. Mężczyzna zmienił się tak bardzo, iż ciężko teraz zrozumieć jego powody z przeszłości. Po prostu bał się Elen?

    ***

    Marc rozejrzał się. Gestem dłoni wskazał Lily, aby ta poszła za nim. Dziewczyna patrzyła na niego martwymi oczami. Wydawało się, że przejrzała go na wylot. Jego uczucia, myśli, cele. Właściwie, nie była pewna tego, czy może mu do końca ufać. Kiedyś przecież chciał ją siłą zaciągnąć z powrotem do posiadłości wampirów, a teraz tak nagle zaoferował jej pomoc?
    Już miała plan, który ocali jej życie, jeśli to będzie pułapka. Pamięta drogę, jaką przebyła stąd do strefy piętnastej. Gdy Marc zacznie prowadzić ją w złym kierunku, ucieknie. Wywoła wichurę i ucieknie. Tak po prostu.
    - Nie wiedziałam, że w piwnicy jest tajne przejście. - zaczęła rozmowę. Powoli wychodzili na światło dzienne. Czuła z tego powodu ulgę, gdyż zapach stęchlizny drażnił jej nos.
    - Kiedyś to nie była piwnica. Składano tutaj zwłoki osób, które...
    - Nie wdawaj się w szczegóły. - przerwała Lily. Nie miała ochoty słuchać tematów, mających w sobie trupy. Przypominała jej się Elizabeth, a myśl o niej utwierdzała ją w przekonaniu, że prędzej czy później, wampirzyca się zorientuje, iż dziewczyna zniknęła.

    - Dlaczego mi ufasz? - spytał Marc. Lily uśmiechnęła się w duchu. Czekała, aż zada to pytanie.
    - Z tego samego powodu, dla którego ty mi pomagasz. - oświadczyła. Wyszli na zewnątrz. Słońce powoli już zachodziło. - Nie przeszkadza ci to?
    - Co?
    - Światło słoneczne.
    - Przeszkadza. Jeśli będę na niego wystawiony dłużej niż dziesięć minut, zamienię się w popiół. Ale teraz, zachodzi. Nic mi nie grozi. - wyjaśnił wampir. - A co, boisz się o mnie?
    - Chciałbyś. - odparła szybko. - Po prostu upewniam się, że moja eskorta nie zdechnie po drodze.
    Zdziwiła się, kiedy Marc parsknął śmiechem. Była pewna, że to go w jakiś sposób obrazi, pokażę tym, że nie ufa mu do końca. Natomiast on się śmiał.
    - Strefa czternaście jest bardziej na północ, racja? - spytał chłopak, spoglądając w danym kierunku.
    - Tak... - rzekła Lily. - Wiesz, że jeśli Cię ze mną zobaczą...
    - Rzucą się na mnie? Wiem. - oświadczył. - Jestem na to przygotowany. A ty? Nie boisz się teraz spotkać z resztą?
    Jej dłoń zadrżała. Chciała zacisnąć ją w pięść, lecz nie mogła pokazać wampirowi swojej słabości. Co zrobi? Kim teraz jest dla niej jej rodzony brat? Może powinna się zachowywać tak, jak gdyby nigdy nic?
    - Nie. - skłamała. Nie miała zielonego pojęcia, co będzie.

    ***

    Jason siedział przy oknie i spoglądał na ledwo widoczne już słońce. Uśmiechnął się pod nosem.
    - Wiedzą. - rzekła postać odziana w czarną jak noc pelerynę zakrywającą jej twarz. Starszy wampir wyszczerzył kły w brzydkim uśmiechu.
    - Dobra robota. Twoje paznokcie się już zagoiły? - zapytał. Tak bardzo chciało mu się śmiać. Widząc tą szkaradną postać, jednakże okazała się przydatna. Nawet bardzo.
    - Tak. - odparła szybko. On jednak wiedział, że wypowiedziała to z ogromnym wahaniem.
    - W takim razie, - zaczął, po czym wstał z krzesła. - zaczekajmy na ostatni akt.

    ***

    Jego serce omal nie stanęło. Spoglądał na nią, bał się jej. Strach opanował jego umysł sprawiając, że nie mógł wypowiedzieć ani słowa.
    Lily stała obok jednego z wampirów. Marc obserwował jej zachowanie.
    Vaice był jej znienawidzonym bratem. Teraz to wiedziała. Ukrywał przed nią ten fakt, nie dlatego, że nie chciał jej ranić wspomnieniami. Bał się jej. Tego była pewna.
    - Lily... - zaczął powoli jej brat. Nie wiedział jednak, co ma mówić dalej. Przed nim stała jego siostra, lecz wydawała się mu zupełnie obcą osobą.
    - Marc pomógł mi uciec. - oświadczyła szybko Lily. - Wracam.
    - T-to dobrze... - odparł Vaice. - Ale...
    - Możemy mu ufać. - pośpiesznie to powiedziała. Jej brat przełknął cicho ślinę. Czyżby specjalnie unikała tego tematu?

    ***

    Szli już dłuższą chwilę. Mimo, iż Lily znała drogę, nie zamierzała poprawiać Vaice'a. Nie chciała z nim rozmawiać. Zastanawiała się, co by było gdyby nie znała swojej przeszłości. Co by było, gdyby Vaice wcale nie uciekł. Co by było, gdyby...
    To pytanie jest naprawdę dziwne. Cofa nas do momentu, który chcielibyśmy poprawić, chociaż wiemy, że to niemożliwe.
    Lily zacisnęła pięść. Szła ostatnia, Vaice prowadził. Marc starał się zrównać z nią, jednakże po chwili ją wyprzedził. Jak zareagowałby jej brat, gdyby powiedziała mu teraz, że wie o wszystkim? Zdziwiłby się? Byłby wściekły? A może załamany?
    Nienawidziła go. Tego była pewna w stu procentach. Okłamał ją. Zawsze kłamał. Niby taki idealny starszy brat, jednak jest kompletnym zerem. Trzymał się iluzji, która stawiała go w lepszym świetle. Nienawidzi go. Jest kłamliwy, nieuczciwy, zapatrzony w siebie, gorszy od Elen...
    Elen. Dlaczego sobie o niej przypomniała? Zabiła ją. Ta myśl rozbrzmiewała jej chórem w głowie. Zrobiła to, ponieważ chciała chronić Gabriela. Nie miała innego wyjścia. Gdyby tylko Vaice przyszedł wcześniej...
    Znowu to pytanie Co by było, gdyby...
    Nieświadomie przyśpieszyła kroku. Widziała kątem oka, że Marc przyglądał się jej, kiedy go wymijała. Tym sposobem stała teraz za swoim bratem. Zwolniła do tego samego tempa, którym poruszał się Vaice. Był dosłownie na wyciągnięcie ręki. Cały czas Lily myślała jednak o Elen. O jej krwawiącym ciele. Jej przyszywana matka zginęła w okropnych męczarniach. Lily mogłaby teraz tylko podnieść dłoń i pozbyć się obiektu jej nienawiści. Pokusa była ogromna. Chciała chociażby pokazać bratu, jak bardzo bez niego cierpiała. Jej palce poruszyły się. Uniosła dłoń na wysokość brzucha i w tym momencie poczuła, jak coś chwyta ją za nadgarstek.
    Vaice wykręcił jej rękę i uniemożliwił jakikolwiek ruch.
    - Wiedziałem. - oświadczył pewnym siebie tonem. Po tym wszystkim w oczach Lily nastała ciemność.
    __________________________________________
    Hej, cześć i czołem! Przed Wami prezentuje się kolejny rozdział Strefy 27. Na początku ja może przeproszę za moje opóźnienie z rozdziałem i wyjaśnię dlaczego tak jest. Miałam ostatnio małe problemy w domu, do tego dochodzi jeszcze nauka, więc z tą mieszanką mamy już ogromny zapychacz czasu. Na dodatek po ponad rocznej przerwie powróciłam do swojego starego hobby – rysowania. Za każdym razem, jak brałam się za rozdział, moja wena przeistaczała się w chęć chwycenia kartki papieru i narysowania czegoś.
    To jest moje wyjaśnienie, dlaczego tak długo nie było rozdziału. U mnie normą jest wrzucić 2-3 rozdziały na miesiąc. Teraz wystarczy tylko spojrzeć na archiwum i westchnąć...
    Cóż, pozdrawiam wszystkich :D A, wiem, że mam jeszcze jakieś zaległości, do weekendu je nadrobię, bez obaw :)