wtorek, 30 grudnia 2014

Strefa 27 - rozdział 18

~Rozdział 18
~Okrutny los, niesprawiedliwy układ

- Bądź wdzięczna. - powiedział Jason. - Gdybyśmy nie przemienili go w wampira, cztery lata temu, obecnie wąchałby kwiatki od spodu.
    - Gabriel... - wymamrotała Maddy, nie mogąc uwierzyć własnym oczom. Od tylu lat żyła myśląc, że jej mały braciszek jest martwy.
    - Cześć, siostrzyczko. - powiedział uśmiechnięty chłopiec. Jego włosy były rude, oczy natomiast niebieskie. Miał ten wzrok po Lily. Pocieszający, pełen dobrej energii.


    - Możemy zawrzeć układ. - zaapelował wampir. - Idąc z nami, będziesz blisko brata. Taki warunek chyba ci wystarczy? - dodał, spoglądając obojętnie na Blondynkę.
    - Chyba Wam na mózg padło. - odezwał się Riven. - Nie ma... - przerwał, gdyż Liz podbiegła do niego w szaleńczo szybkim tempie, ze swoim psychicznym uśmieszkiem i ogniem w dłoni. W tej chwili naprawdę się jej wystraszył. Jeden niewłaściwy ruch i po nim.
    - To nie z Tobą rozmawiamy, prawda? - rzekła wampirzyca.
    Lily użyła podmuchu wiatru i odrzuciła Czarnowłosą na jeden ze stołów, jednocześnie go łamiąc. Arthur będzie zły.
    - To bolało... - wymamrotała Liz.
    - Elizabeth, uspokój się. - powiedział jej towarzysz. Maddy zdziwiła się nieco, dlaczego jest ich tylko dwójka. Gdzie jest Marc i Doloris? Dlaczego nie przyszła cała czwórka?
    - Mamy dość Waszych gierek. - oświadczył Ken, podchodząc do kompanów. - Czego chcecie? - spytał, posyłając groźne spojrzenie wampirzycy, która od dłuższego czasu patrzyła na niego z rozbawieniem. Szał w jej oczach był przerażający.
    - Czy wyrażamy się niejasno? - zapytał Jason. - Pragniemy, żeby Pionek poszedł z nami i wypełnił swoją misję. To tyle.
    - Jaką misję? - zapytała Maddy, wstając z podłogi. Starała się zachować zimną krew. Pamiętała tego wampira. To On zaatakował jej dom jedenaście lat temu. W dniu, w którym przyszła zabrać Lily z tego miejsca...
    - Przywołanie Czystokrwistych, oczywiście. - wyjaśniła Elizabeth z szerokim uśmiechem.
    - Kim są Ci Czystokrwiści? - spytał Riven.
    - Wampirami o potężnej mocy. Dzięki nim możemy pokonać Defekty. - dodała Czarnowłosa.
    - A jakie są tego koszty?
    - Dla Was dość spore. - uśmiech wampirzycy przyprawiał o ciarki. - Czystokrwiści to wampiry, akceptujące życie jedynie krwiopijców. Co prawda, nasza kasta stanie się silniejsza z nimi u boku. Ale postaramy się w miarę nad nimi panować, więc bez obaw.
    - Zapytam jeszcze raz. - Rzekł Jason. - Pionku, - sposób, w jaki to wymawiał, wkurzał Blondynkę. - czy pójdziesz z nami dobrowolnie? - mówił z taką pogardą, jakby uważał Lily wyłącznie za narzędzie, służące do przywołania Czystokrwistych. Dziewczyna zacisnęła pięści.
    - Nie. - odparła, spoglądając na Gabriela. Jej brat teraz jest wampirem. I to uratowało mu życie.
    - Jesteś tego pewna? - kąciki ust Wampira uniosły się lekko, ukazując kły. - Damy Ci jeden dzień. Zastanów się porządnie. Może Twój kochany Braciszek pomoże Ci w wyborze. - po tych słowach, wraz z Liz, zniknął. Jedynie rudzielec został, wpatrzony w pozostałych. Ponownie uśmiech zawitał na jego twarzy. Podszedł do swojej siostry i przytulił się do niej. Lily zacisnęła wargi, najwidoczniej powstrzymując się od płaczu. Upadła na kolana i uściskała serdecznie Gabriela.

    ***

    Wszyscy siedzieli w głównym salonie. Blondynka cały czas przytulała swojego brata, który siedział obok niej z szerokim uśmiechem na twarzy. Riven przyglądał się mu. Nie mógł uwierzyć, że po tylu latach okazało się, że Gabriel żyje. Zginął cztery lata temu, goniąc Defekty. Również był obdarzonym. Jego słuch był dużo lepszy niż u innych.
    - Co jest Romeo, - odezwał się szeptem Ken. - zazdrość dupę ściska? - zapytał, wskazując wzrokiem Lily, która nadal nie wypuszczała Rudowłosego ze swoich objęć. Czarnowłosy westchnął. Nie miał siły mu się jakoś odgryźć. Cały czas przyglądał się rodzeństwu. Każdy reagował inaczej na powrót Gabriela do żywych. Lily trzymała brata blisko siebie, Maddy siedziała cicho wpatrzona w podłogę. Vaice natomiast chodził po pokoju poddenerwowany. Laurel nie odrywała wzroku od starszego brata Lily, który sprawiał wrażenie naprawdę wściekłego.
    - Dlaczego do nas nie przyszedłeś? - zapytał po pewnym czasie Vaice.
    - Wampiry nie pozwoliły mi wychodzić z pokoju. - odpowiedział pewny siebie Gabriel. - Miałem cierpliwie czekać.
    Maddy spojrzała na młodszego brata. Za każdym razem, kiedy się uśmiechał, ukazywał kły. To było okropne, widzieć go jako krwiopijcę. Nie mogła znieść myśli, że to właśnie przemiana uratowała mu życie. Wampiry dobrze to zagrały. Musiały porządnie wszystko przemyśleć od samego początku.
    - Ken, - zaczęła szeptem Kate. - możesz czytać jego myśli?
    - Nie, coś mnie blokuje. - odparł blondyn, marszcząc brwi. - To chyba podejrzane...
    - Mylisz się. - powiedziała szybko Lily. - Gabriel jest obdarzonym. Jego moc to lustro.
    - Potrafię odbić Twój dar, a także zwrócić go przeciwko Tobie. Innymi słowy, jestem odporny na wszelkiego rodzaju magię. - dodał rudowłosy. Po chwili chłopiec wyswobodził się z uścisku swojej siostry i podszedł do Vaice'a.
    - Opowiesz mi jeszcze historię o Złodzieju Darów? - spytał, uśmiechając się.
    - Złodziej Darów? - powtórzyła Laurel. - Kto to jest?
    - To stara legenda. - rzekła Lily. - Tytułowy Złodziej Darów to ktoś w rodzaju dżina. On spełni Twoje dowolne życzenie, ale w zamian musisz oddać mu swoją moc. Stajesz się człowiekiem. - dodała.
    - Jest o nim pełno historii pobocznych. - uzupełniła Maddy. - Że staje się stróżem obdarzonych, którzy stali się zwyczajnymi ludźmi. Albo chodzi po nocy w postaci psa. Jest tego naprawdę sporo.
    - Jasne, opowiem Ci. - powiedział Vaice, ignorując pozostałych. Jego uśmiech był blady, jakby właśnie rozmawiał z duchem.

    ***

    Lily wyszła na balkon. Musiała zaczerpnąć świeżego powietrza. Był już wieczór. Gwiazdy świeciły na niebie, przywołując jedne z najmilszych wspomnień. Blondyna westchnęła. Ta mała wampirzyca grała jej na nerwy. Co to za cholerny układ, który wymyśliła?! Lily była pewna jednego, uratowali Gabriela tylko z jej powodu. Gdyby nie była pionkiem, jej brat nie siedziałby teraz w salonie i nie słuchał historii Vaice'a. Nie byłoby go tutaj. Nie żyłby. Dziewczyna przełknęła ślinę, starając się nie myśleć o poczuciu winy, które powróciło. Po tylu latach ponownie czuła się odpowiedzialna za śmierć Gabriela. Zacisnęła pięści. Gdyby tylko przybyła tam wcześniej...
    - Złość piękności szkodzi. - podskoczyła, słysząc ten głos. Spojrzała na Rivena i uśmiechnęła się lekko, próbując dać mu do zrozumienia, że wszystko jest w porządku.
    - Co robią moi bracia? - zapytała, nie spuszczając wzorku z czarnowłosego.
    - Vaice zasnął, a Gabriel poznaje resztę grupy. - odparł. - Bardzo przeżywasz? - podszedł bliżej i oparł się o barierkę balkonu.
    - Nie wiem, jak Ci odpowiedzieć. - rzekła Lily, spoglądając na ziemię. - Co byś czuł, gdyby okazało się, że Meredith żyje?
    Riven przygryzł wargę.
    - Pewnie byłbym zmieszany, - powiedział w końcu. - ale także szczęśliwy.
    - Ah tak... - wymamrotała blondynka.
    - Gabriel będzie miał teraz niezłe przywileje. - Czarnowłosy postanowił zmienić nieco temat.
    - To znaczy?
    - Tulisz go, odkąd się pojawił wiecznie przy nim jesteś...
    - Ty masz podobne, a może nawet lepsze przywileje. - Lily uśmiechnęła się i położyła niepewnie głowę na ramieniu Rivena. Chłopak objął ją ręką, po czym szybko zorientował się, że ona się trzęsie.
    - Ty drżysz! - rzekł, odpychając ją dłońmi i trzymając za ramiona, aby patrzyła na niego i nie odwróciła wzroku. - Co się stało?
    - Jutro przyjdą po Gabriela. - wyszlochała Lily. - Co się z nim stanie, jak go zabiorą? Postawili mi warunek. Będę mogła z nim być, jeśli z nimi pójdę, ale co zrobią, jeśli się nie zgodzę? Nie będzie im już potrzebny i mogą go... - przestała mówić, ponieważ poczuła łzy w napływające jej do oczu. Czarnowłosy bez zastanowienia przytulił blondynkę, ukrywając jej twarz w swoich ramionach.
    - Nie pozwolę im na to. - wyszeptał jej do ucha.
    - Są silniejsi! - wykrzyczała. - Mogą Cię zabić... - nie wytrzymała. Łzy popłynęło po jej policzkach.
    - Na to również im nie pozwolę. - dodał Riven.

    ***

    Nad ranem Lily wcześnie wstała. Ubrała się i zbiegła na dół, sprawdzając pokój, w którym spał Gabriel. Nie było go tam. Zaniepokojona poszła do salonu. Odetchnęła z ulgą, kiedy spostrzegła swojego brata, siedzącego na kanapie. Jednak jej serce przyspieszyło, gdy zobaczyła kogoś jeszcze. Wampir wyłonił się z cienia, ze swoim krzywym uśmieszkiem.
    - Czas minął. - zaapelował. - Zdecydowana?
    - Co Ty tutaj robisz? - zapytała Lily, marszcząc brwi. - I gdzie reszta twojej ekipy?
    - Jestem. - głos Elizabeth był piskliwy i jednocześnie słodki. Jak tak się przypatrzeć, ona jest w wieku Gabriela ma dziesięć lat. Rudowłosy miał tyle, kiedy zginął. Z powodu przemiany w krwiopijcę jego proces starzenia stanął prawdopodobnie w miejscu.
    - A reszta? - dopytywała się blondynka.
    - Marc jest na dalekiej misji, a Doloris ostatnio nie chce z Wami dyskutować. - dodał Jason.
    - Czego chcecie?! - po schodach zeszła Laurel. Słowa te wypowiedziała tak głośno, z nadzieją, że reszta ekipy ją usłyszy i jak najszybciej się tutaj zjawi.
    - To chyba oczywiste. - odpowiedziała Liz. - Przyszliśmy po Pionka.
    Jasnowłosa podeszła do Lily i stanęła przed nią.
    - Ona nigdzie nie idzie! - rzekła stanowczo. Pamiętała słowa Maddy, która prosiła ją, aby chroniła blondynkę. Zdawała sobie jednak sprawę, że w porównaniu do reszty drużyny, to ona jest najsłabsza. Lecz pomimo tego, chciała przynajmniej grać na czasie, dopóki nie zjawi się ktoś inny. Na razie tylko tyle mogła zrobić.
    - To nie była sugestia. - odezwała się wampirzyca. - To rozkaz!

    ***

    Vaice nasłuchiwał głosów, które dochodziły z salonu. W ręku trzymał nóż, będąc gotowy zaatakować w każdej chwili. Czekał tylko na odpowiedni moment. Sam dałby radę skoczyć na jednego wampira. Jest ich dwójka.
    - Przyszli. - drgnął na przyciszony dźwięk głosu swojej siostry. - Co zamierzasz zrobić?
    - Poderżnąć im gardło i powyrywać łby. - odparł Vaice.
    - A co zrobisz, jeśli zabiorą Lily? - dopytywała się Brązowooka.
    - Nie zabiorą.
    - Mają świetną kartę przetargową. Skąd ta pewność?
    - Czy możesz się wreszcie zamknąć?! - Mężczyzna stłumił krzyk, żeby jego zasadzka nie wyszła na jaw. - Dlaczego Ty zawsze jesteś przeciwko mnie?!
    - Nie jestem. Po prostu chcę dla Was obojga, dla Ciebie i Lily, jak najlepiej. Wiem, że to trudne, ale musimy powiedzieć jej, co się wydarzyło w noc katastrofy. O wampirach w domu, o naszej ucieczce...
    - Zamilcz.
    - Zostawiliśmy ją. Tak samo Gabriela i resztę młodszego rodzeństwa. To było samolubne. Jak długo zamierzasz ją zwodzić? - Mimo przestróg swojego brata, kobieta mówiła nadal. Chciała wymusić na nim poczucie winy. Ona żałowała tego, co się wydarzyło dawno temu.
    - Bywa, że łatwiej jest łyknąć kłamstwo niż przetrwać prawdę. Idę tam i skończę nieszczęsny żywot tych krwiopijców. Lily będzie bezpieczna. - dodał Vaice, przeczesując włosy. Zacisnął rękę na rękojeści ostrza i zaczął kierować się do salonu.
    - Póki jest Pionkiem, nigdy nie będzie bezpieczna. - te słowa usłyszał jako ostatnie, nim wyszedł.

    *** 

    - Odejdź! - Vaice wparował do pomieszczenia jak strzała. W ręce trzymał sztylet, który kierował w stronę Jasona.
    - Mam szczerą nadzieję, że przemyślałaś naszą propozycję. - Wampir zignorował Brata Blondynki i starał się zachować kontakt wzrokowy z dziewczyną.
    - Ja... - wymamrotała Lily przez ściśnięte gardło. Gabriel przyglądał się jej z oczekiwaniem.
    - Ona nigdzie nie idzie! - krzyknęła Laurel. Kolana jej się trzęsły, starała się nie załamać głosu.
    - Daj jej zadecydować. - powiedziała Elizabeth, uśmiechając się szeroko.
    Lily nie miała pojęcia, co ma zrobić. Normalnie nigdy nie zgodziłaby się na taki układ, ale w grę wchodzi Gabriel, jej najmłodszy brat. Co zrobią z nim, jeśli ona odmówi? Zabiją go? A może po prostu zabiorą? Tak dawno go nie widziała. W jej sercu roiło się od emocji. Czuła się winna, cieszyła się z powrotu brata, była wdzięczna, że wampiry uratowały go...
    - Nie... - zaczęła powoli. Czuła na sobie wzrok każdego, kto znajdował się w salonie. - Nie pójdę.
    Jason uniósł brew do góry, w pytającym geście. Po chwili jednak uśmiechnął się, pokazując lekko swoje kły.
    - Dobrze więc. - podszedł do siedzącego na kanapie chłopca i, ku zdziwieniu wszystkich, jakby znikąd w jego dłoni pojawił się pistolet. Przystawił go do głowy Gabriela. Rudowłosy rozszerzył oczy i kątem oka spoglądał na starszego wampira.
    - Co Ty...?! - zaczęła przerażona Lily.
    - Jason, co to ma znaczyć? - spytał łamliwym głosem chłopiec. Przełknął ślinę, ukazując swój strach.
    - Nie jesteś mi już do niczego potrzebny. Po co nam kolejna gęba do wyżywienia? - Wampir zaczął napierać palcem na spust, w każdej chwili gotowy do strzału.
    - P-pisitolet nie zabije... - zaczął Gabriel. Na marne próbował ukryć uczucie bojaźni, wymalowane na jego twarzy.
    - Drewniane kule zabiją. Coś jeszcze? Gdyby nie fakt, że jesteś teraz jednym z nas, może oddałbym Cię Pionkowi. Ale w końcu, wampiry nie mogą żyć wśród obdarzonych, czyż nie? - uśmiech Jasona poszerzył się w szaleńczym grymasie. Lily lustrowała wzrokiem jego twarz. Nie kłamał. On zabije Gabriela. Zabije go. Pozbawi życia, tylko dlatego, że ona się nie zgodziła pójść z nimi. Znowu przez nią, jej brat zginie. Znowu się spóźniła. Znowu go zawiodła.
    - Prze...! - zaczęła blondynka, jednak w tym momencie usłyszała strzał. Zacisnęła oczy, starając się uchronić umysł przed kolejnym widokiem czyjejś śmierci. Kiedy wreszcie odważyła się spojrzeć na Wampiry, odetchnęła z ulgą. Jason wycelował w sufit w ostatniej chwili. Gabriel żyje.
    - Czyżbyś się rozmyśliła? - zapytał starszy wampir, nie przestając się uśmiechać. - Zostały mi jeszcze dwa naboje. - potrząsł pistoletem udowadniając swoje słowa.
    - Czy jeśli pójdę, darujecie mu życie? - zadała pytanie blondynka.
    - Lily, nie odzywaj się! - Vaice spojrzał na nią wściekłym wzrokiem. - Nie działaj... - nie zdążył. Liz podbiegła do niego i z całej siły uderzyła go pięścią w brzuch, sprawiając, że mężczyzna poleciał w tył na ścianę, nieco ją uszkadzając.
    - Vaice! - krzyknęła Laurel. Chciała podbiec do niego, ale nogi odmówiły jej posłuszeństwa.
    - Nędzna wywłoka. Lepiej, jak będzie trzymał język za zębami. - oświadczyła Elizabeth, rozmasowując rękę.
    - Więc, Pionku? - ponaglił Jason. - Im szybciej stąd pójdziemy, tym więcej osób nie zostanie rannych. Sadystyczna część Liz się odzywa. - dodał.
    - Zgoda... - wymamrotała blondynka.
    - Lily... - Laurel chciała jakoś zatrzymać koleżankę, ale podzieliła ten sam los, co Vaice. Blondynka zaczęła się trząść.
    - Chodź. - powiedział starszy wampir.
    - Siostrzyczko... - Gabriel patrzył się na nią przestraszonymi oczami. Dziewczyna podeszła do Jasona i spiorunowała go przelotnie wzrokiem. Jej młodszy brat szybko znalazł się przy jej boku i chwycił ją za rękę. Blondynka uśmiechnęła się do niego blado. Chciała dać mu poczucia bezpieczeństwa i zapewnić, że nie pozwoli mu umrzeć.
    - Lily? - wstrzymała oddech, słysząc ten głos. Riven nie mógł znaleźć lepszej chwili. Blondynka zacisnęła zęby, próbując powstrzymać narastający smutek i żal.
    - Kolejny natrętny. - rzekła Liz, spoglądając na czarnowłosego wściekłym wzrokiem. Była gotowa powalić również jego.
    - Elizabeth, daj spokój. - uprzedził ją starszy wampir. - Mamy już, co chcieliśmy. Idziemy.
    - Co to ma znaczyć?! - krzyknął Riven, podchodząc nieco bliżej. Młoda wampirzyca nie posłuchała Jasona, tylko zamachnęła się, żeby ogłuszyć również czarnowłosego. Ten jednak przewidział to i szybko uniknął ataku.
    - Elizabeth! - upomniał dziewczynkę Wampir. Liz tylko prychnęła w odpowiedzi i po chwili już stała u boku starszego. Czarnowłosy jednak nie chciał się poddać. Zaczął biec w stronę krwiopijców, lecz po chwili Jason kopnął go z półobrotu, powodując upadek chłopaka. Wampir nie czekał, aż jego przeciwnik wstanie na nogi, tylko podniósł go niemiłosiernie targając za włosy i odepchnął na drugi koniec pokoju. Czarnowłosy zahaczył jednak o wazon stojący na stoliku koło kanapy. Naczynie się rozbiło, raniąc plecy chłopaka.
    - Riven! - krzyknęła Lily. Chciała podbiec do niego, ale Gabriel ją powstrzymał.
    - Przeżyje. Idziemy. - zaapelował Jason. Chwycił blondynkę za ramię i po krótkiej chwili zniknęli, jak we mgle.


    _____________________________________________________
    Witam :D Mam nadzieję, że rozdział się spodobał. Bez obaw – to jest dopiero początek całej akcji, jaką zaplanowałam :3 Pozdrawiam i życzę udanego Sylwestra! Swoją drogą, możecie mi napisać, jak go spędzicie, jestem tego bardzo ciekawa :) Ja jadę do starszej siostry z koleżanką. Piszcie ;D

czwartek, 11 grudnia 2014

Strefa 27 - rozdział 17

~Rozdział 17
~Wyznanie, powrót i głębokie rozmyślania.

Grom z jasnego nieba? Miłość od pierwszego wejrzenia? Sama już nie wiedziała, jak mogła to określić. Jak wieczna miłość trwająca kilka lat. W ciągu jednego dnia wszystko działo się nagle. Nagle zaatakowała ją Liz, nagle została ugryziona, nagle Riven ją pocałował... Jak to jest obserwować kogoś, kogo kocha całą sobą, a nie można do niego dotrzeć? Samo patrzenie boli, niemal rozdziera serce. Czy nadal coś do niego czuła? Nawet jeśli, teraz będzie jeszcze trudniej. Czarnowłosy jest pewien, że został odtrącony. Jak ma mu udowodnić, że tak nie jest? Każdy jej gest może uznać za litość. To nie będzie w porządku. Jak wytłumaczyć mu to nieporozumienie? Bała się z nim rozmawiać. Za każdym razem, kiedy tylko go widziała, przypominała sobie swoją wizję zapowiadającą śmierć jej przyjaciela. To wspomnienie boli. Jest jej trucizną na duszy. Tylko ona o niej wie. Czy zdusić to w sobie? A może podzielić się okrutną przyszłością? Jeżeli czegoś nie zrobi, Riven umrze. Ale dlaczego? Co sprawi, że będzie podążał za ogniem? Bez tej wiedzy jest bezbronna, nie może nic zdziałać.
Co chce zrobić? Uratować go...
Co może zrobić? Nic...

***

Kate dostawała nerwicy. Brat Lily nieustannie próbował z nią rozmawiać. A każda rozmowa sprowadzała się do zaproszenia jej na randkę. To irytujące, przynajmniej dla niej. Na razie udało jej się zgubić Vaice'a. Znajdowała się teraz w kuchni i postanowiła nalać sobie wody. Dopiero po chwili wpadła na ciekawy pomysł. Jej darem jest czytanie z ludzkich serc. Nie z umysłu, serca. Nie dowie się, o czym w danym momencie myśli człowiek, dowie się natomiast, co zamierza, albo jakie są jego uczucia. A co najciekawsze? W drużynie jest Telepata. Ktoś, kto potrafi zrobić dokładnie na odwrót. Telepatie łatwo jest oszukać. Wystarczy nie myśleć o czymś. Niby proste, ale jak przyjdzie co do czego, to każdy okazuje się winny. Brązowowłosa westchnęła. Upiła łyk napoju, spoglądając w ścianę.
    - Wreszcie cię znalazłem! - ten głos sprawił, że o mało co nie wypluła wody z powrotem do szklanki. Brat Blondynki podszedł do niej.
    - Czy Ty masz radar we łbie? - zapytała sarkastycznie, odkładając naczynie do zlewu. - Dlaczego nie odpuścisz? Znajdziesz sobie inną dziewczynę, która pewnie zaraz ulegnie twojemu „urokowi”.
    - Cóż... cale nie znajdę drugiej takiej jak Ty.
    - I tego Ci właśnie życzę. Widzisz, jaka jestem dla Ciebie miła? - dodała Kate.
    - No ale czemu? - Vaice przywdział minę zbitego psa. Brązowowłosa chciała się uśmiechnąć, ponieważ faktycznie, teraz wyglądał całkiem słodko.
    - Bo nie. - odpowiedziała, starając się zachować poważny wyraz twarzy.
    - Nawet nie próbujesz ze mną gadać... - mamrotał Brat Lily. Kate miała go naprawdę dość. Jednak po chwili spojrzała na niego i postanowiła wyczytać z serca jego zamiary. To, co udało jej się wychwycić, zaskoczyło ją. Vaice naprawdę chciał ją poznać. Fascynowała go, gdyż jako jedyna nie wzdychała na jego widok. Niby teraz powinna się dąsać o to, ale jakoś tak... nie mogła. Może źle go oceniła?
    - Dziwny jesteś. - rzekła, starając się opanować rumieńce na twarzy. Po chwili milczenia wyszła z kuchni i udała się do salonu. Spotkała tam Blondynkę, która patrzyła na sufit.
    - Coś taka skupiona? - zapytała Kate, siadając na kanapie obok Lily. - To Laurel widzi duchy, nie? Nawet nie gadaj, że też zaczynasz je dostrzegać. - zaśmiała się z nadzieją, że wybudzi Blondynkę z dziwnego transu.
    Będzie jak lalka.
    Brązowowłosa zaczęła się poważnie obawiać.
    - Nie panikuj. - niemal podskoczyła, kiedy Lily wydała z siebie dźwięk. - Ciągle kontaktuję.
    - Zapytałam się Ciebie, dlaczego jesteś taka skupiona? - powtórzyła Kate.
    - Myślę.
    - Ty myślisz? Naprawdę?! - Brązowowłosa udała zdziwienie, żeby choćby wkurzyć dziewczynę, co niestety jej się nie udało. Westchnęła i postanowiła udać się do swojego pokoju.

    ***

    - On tak cały czas? - zapytała Maddy, podchodząc do Kena. Trzymała w ręku kosz z zerwanymi ziołami, o które poprosił Arthur. Oboje spoglądali na Rivena, który wyglądał jak wyjęty z pralki. Zapatrzony był w przestrzeń.
    - Romeo ma doła. - oświadczył Blondyn, ostrząc patyk.
    - A Ty znowu tym kijkiem będziesz wampiry mordował? - dodała Brązowooka.
    - Przezorny zawsze ubezpieczony.
    - Ostatnio coś nie miałeś okazji nim pomachać, nie? - zaśmiała się Maddy, ponownie kierując wzrok na Czarnowłosego. - Może z nim pogadasz?
    - A czemu ja? - spytał Ken, odrywając się od wcześniejszego zajęcia. - Jak ma doła, to niech idzie do Lily.
    - A czemu akurat do niej? - zainteresowała się Brązowooka. - Ty coś sugerujesz?
    - Nie zauważyłaś?
    - Czego?
    - Jak Riven robi do niej maślane oczka. Stąd Romeo.
    Maddy uśmiechnęła się lekko.
    - Tak czy siak, pogadaj z nim. - rzuciła szybko, po czym udała się do mieszkania. Ken westchnął, po czym podszedł do Czarnowłosego.
    - Romeo, co Ci jest? - zapytał z lekkim uśmiechem na twarzy.
    - Nie nazywaj mnie tak. - odparł Riven, nadal wpatrując się w nicość.
    - Masz doła? Zawołać Lily, żeby cię pocieszyła? - zaśmiał się Blondyn. Po chwili jednak zauważył, że Czarnowłosy jeszcze bardziej posmutniał. - To o nią chodzi?
    - Weź idź strugaj patyki, a nie przesłuchuj mnie. - Riven westchnął. Nie miał ochoty na rozmowy.
    - Nie pójdę sobie, dopóki nie odpowiesz na moje pytania.
    - Jak na komisariacie... ale obiecujesz, że potem dasz mi święty spokój?
    - Jasne. No więc, wyjaśnij mi szczegółowo, co się stało. - powiedział Ken. Po chwili jednak starał się powstrzymać śmiech, kiedy Czarnowłosy odwrócił wzrok. Co oznaczało, że chciał ukryć rumieniec. - Do czegoś doszło?
    - N-nie... - wymamrotał Riven.
    - Kłamiesz. - dodał Blondyn. - Pomyślmy... masz doła, chodzisz jak zombie... a może ona Cię pocałowała?! - wywnioskował w końcu.

    - Poniekąd...
    - Co ma znaczyć to „poniekąd”? - Ken uniósł jedną brew do góry.
    - Ja... - Czarnowłosy zaniemówił. - Ja ją... pocałowałem... - rzekł powoli. Kiedy nie usłyszał żadnej reakcji, spojrzał na Blondyna, który wpatrywał się w niego z szeroko otwartymi ustami.
    - O w mordę. - powiedział Ken. - Idę po Vaice'a, bijemy świnię! - uśmiechnął się szeroko. - Ale, ale... czemu jesteś z tego powodu taki załamany? I nawet nie pierdol, że Cię odrzuciła, bo w to za Chiny nie uwierzę!
    - Odrzuciła... - zaapelował Riven, ponownie patrząc w przestrzeń. - Przeze mnie płakała.

    ***

    Lily siedziała na kanapie w głównym salonie, oglądając ściany. Na niczym innym nie mogła się skupić. Ciągle myślała o wizji, która ją naszła podczas...
    Potrząsnęła głową, próbując opanować umysł. Za każdym razem, kiedy przypominała sobie o pocałunku, robiła się cała czerwona. Dlaczego tak bardzo to przeżywała? No ba, wiadomo. Kochała go, ale jeszcze wcześniej chciała z niego zrezygnować. Nie wiedziała, co ma teraz zrobić. Jej serce nadal dla niego biło. Gdyby tylko szybciej wykonał pierwszy ruch, może ta wizja nigdy by jej nie nawiedziła. Blondynka westchnęła i wzięła jedną z poduszek, leżących na kanapie. Przytuliła ją, zakrywając swoją twarz.
    - Riven, idioto... - wymamrotała, padając na mebel.
    - No za mądry to on nie jest, ale może nie od razu idiota. - Wstała z miejsca jak oparzona, na dźwięk głosu Kena.
    - Jak długo tu jesteś? - zapytała speszona Lily.
    - Długo. - odparł szybko Blondyn, przysiadając się do niej na kanapie. - Opowiesz mi, czemu nazywasz Romea idiotą?
    - Nie. - rzekła szybko.
    - Już jedną wersję słyszałem. - pochwalił się Ken, szczerząc zęby. Lily zarumieniła się i ponownie zakryła twarz poduszką.
    - Wszystko? - zapytała.
    - Prawie. Jest jednak rzecz, w którą nie uwierzę, dlatego przychodzę do Ciebie. - powiedział Blondyn. - Odrzuciłaś Rivena? Czy może Romeo znowu coś przekręcił i ja mam wszystko naprawiać?
    - Nie odrzuciłam... - wyszeptała, wystarczająco słyszalnie.
    - Czyli, że co?
    - To, co słyszysz. - odparła oschle. - Nie muszę Ci się zwierzać, jeśli nie chcę.
    - Tyle chciałem wiedzieć. - Uśmiech Kena poszerzył się. - Romeo, słyszałeś?! - krzyknął, a słowa przez niego wypowiedziane, doprowadziły Blondynkę do zakłopotania. Spojrzała w kierunku, w którym spoglądał Ken i faktycznie, na progu drzwi do kuchni stał Czarnowłosy. Lily natychmiastowo uderzyła Blondyna poduszką, doprowadzając go do niekontrolowanego śmiechu. Po chwili wstała z kanapy i wyszła na zewnątrz.
    - Mówiłem już, jak bardzo was uwielbiam? - zapytał Ken, patrząc na zdziwienie Rivena.

    ***

    Lily oparła się o pień najbliższego drzewa, oddychając ciężko. Odbiegła kawałek od domu Arthura, żeby mieć pewność, że nikt jej tu nie znajdzie. Potrzebowała chwili ciszy, samotności. Musiała uspokoić serce, które chciało wyskoczyć jej z piersi. Westchnęła. Przeklęła Kena za ten dowcip. Chętnie by go teraz udusiła. Nagle przypomniała sobie ostatni atak małej Liz. Na ręce nadal miała ślad, zakryty bandażem, po jej ugryzieniu. Musiała wrócić do mieszkania, jednak obawiała się teraz spotkać Rivena, bardziej niż kiedykolwiek. Wróci, ale chciała znaleźć miejsce, gdzie prawie nikt nie będzie jej szukał. Laboratorium Arthura!

    ***

    Kate wyszła na zewnątrz i zaczęła oglądać nadchodzący zachód słońca. Ten czas szybko jej zleciał.
    - Hej. - usłyszała. Maddy podeszła do niej. - Co robisz?
    - Nic szczególnego. A co? - odparła jej Brązowowłosa, nie spuszczając wzroku z nieba.
    - Słyszałam, że stałaś się celem mojego brata. - uśmiechnęła się. - Współczułabym, gdyby nie fakt, że chyba naprawdę mu się podobasz. Za każdym razem, kiedy...
    - Daruj sobie. - przerwała jej Kate, gdyż poczuła, że zaczyna się rumienić. - Mało mnie obchodzi cokolwiek. Ale czekaj, On jest bratem Lily, co nie? Ty ich siostrą... ile wy mieliście rodzeństwa?
    - W rodzinie było nas piętnaścioro.
    - Fajni rodzice. - skomentowała Brązowowłosa. - I tylko Ty, Vaice i Blondyna przetrwaliście?
    - Nie. - Maddy posmutniała. - Był z nami jeszcze Gabriel. Ale niestety. Zginął, mając niecałe dziesięć lat. Zamordowany przez defekty.
    - W noc katastrofy? - zainteresowała się Kate.
    - Nie. Przetrwał z nami aż siedem lat.
    - Czyli, że kiedy defekty powstały, ten malec jeszcze nie umiał porządnie mówić?
    - Tak. Ale lepiej o nim nie wspominaj. Jego imię jest zakazane w Strefie dwadzieścia siedem. Odważni, którzy je wypowiedzieli, będą mieć na karku Lily. Bardzo przeżyła jego śmierć. Z resztą, Vaice był nie lepszy. Dobra, wrócę już.
    - Mhm...

    ***

    Arthur, po wielu próbach odmowy, wpuścił Lily do swojego laboratorium. Dziewczyna po prostu chciała posiedzieć w miejscu, gdzie będzie mogła pobyć sama ze swoimi myślami. Brunet jednak nie wiedział, jak ma się zachować w obecności osoby, będącej obserwatorem jego badań.
    - Ja tylko będę tutaj siedzieć. Postaram się nie przeszkadzać. - mówiła. Jednak po pewnym czasie zaczęła oglądać wszystko dookoła, co oczywiście nieco wkurzało Arthura.
    Lily była zdziwiona wyglądem pomieszczenia. Normalnie każde laboratorium jest ciemne i mroczne. Tutaj natomiast okna były duże, bez problemu mogłaby nimi wyjść na zewnątrz. Na wielu stołach, połączonych ze sobą, leżała sterta papierów i dziwnych probówek. Podeszła do ściany, na której porozwieszane były kartki. Serce zaczęło jej szybciej bić, gdyż natknęła się na plany stworzenia defektów. Projekt miał tytuł „Sztuczny Obdarzony”. Przeraziła się. Arthur pozamieniał niektórych ludzi w okropne, łaknące krwi potwory. Jednak jak On to zrobił? Nie wiedziała. Patrzyła po prostu na plany. Zacisnęła pięści. Nie była pewna, czy jest wściekła, czy przerażona. On stworzył defekty. W noc katastrofy, defekty zabiły wiele ludzi. Defekty zabiły jej małego brata. Zgodziła się współpracować z naukowcem tylko dlatego, że on prawdopodobnie może to naprawić. Ale czy tym zwróci życie ludziom, którzy zginęli tamtej nocy? Czy naprawi świat? Czy dzięki niemu Gabriel wróci? Nie. Na to wszystko jest jednak odpowiedź. Nie.
    - Nienawidzisz mnie? - usłyszała nagle głos Arthura, który zdawał się jej przyglądać od dłuższego czasu. Lily odwróciła się i rozluźniła ręce. Zagryzła wargi, zdenerwowana.
    - Nie nazwałabym tego nienawiścią. Skrzywdziłeś bliskie mi osoby za pośrednictwem Defektów. - odparła, starając się zachować kamienną twarz. - Możesz mi przynajmniej wyjaśnić, dlaczego?
    - My, ludzie, jesteśmy bezsilni, w porównaniu do was. Obdarzonych i wampirów. Stając się krwiopijcom, stajemy się członkami ich okrutnej korporacji, która chce przywołać jakieś inne wampiry z zamierzchłych czasów. Jednak Wy, jesteście niezależni.
    - Mój Brat jest człowiekiem. Nadal nie mogę zrozumieć, dlaczego zrobiłeś ten... no...
    - Gaz? - powiedział. - To miał być gaz, który miał zamienić ludzi w obdarzonych. Jednak coś poszło nie tak.
    - Wiesz, ile ludzi ucierpiało przez to?! Nie wiadomo nawet, czy Defekty są świadome tego, co robią.
    - Obliczyłem wszystko. Czterdzieści procent ludzkości zamieniło się w te bestie. - dodał Arthur. Lily była zdumiona, jak on może mówić o tym z taką obojętnością.
    - Mam tylko nadzieję, że uda się to naprawić. - postanowiła zmienić temat. Naukowiec przytaknął.
    - Muszę gdzieś wyjść. Możesz tutaj siedzieć, ale błagam, niczego nie dotykaj. - nakazał, po czym wyszedł z pomieszczenia.

    *** 

    Lily została sama. Podeszła do jednego z okien i obejrzała teren. Z tego miejsca był piękny widok. Tak bardzo zapatrzyła się w ogród, że nie zauważyła, że ktoś również na nią spogląda. Obejrzała się w tamtym kierunku i jej serce niemal wyskoczyło, a twarz zrobiła czerwona. Riven. Skuliła się pod oknem i w duchu modliła, żeby teraz tu nie przyszedł. Musiał siedzieć w ogrodzie, po prostu musiał! Poziom szczęścia Blondynki właśnie skakał z góry na dół. Nie wiedziała, jak ma teraz z nim rozmawiać. Co ma mu powiedzieć? Drgnęła, kiedy ktoś zapukał w okno. Była pewna, że to Czarnowłosy. Wstała chwiejnym krokiem i wyjrzała przez szybę. Tak, to On. Nigdy wcześniej nie czuła się taka zakłopotana. Wpuściła Rivena do środka.
    - Możemy porozmawiać? - zapytał chłopak.
    - Mhm... ale – zaczęła szybko. - masz prawo zadać maksymalnie trzy pytania! - dodała, starając się panować nad drżeniem jej głosu, co zresztą jej nie wyszło.
    - Zgoda. Moje pierwsze pytanie, dlaczego płakałaś? - rzekł, podchodząc bliżej i pesząc tym Lily jeszcze bardziej.
    - No bo...
    - Odpowiedz szczerze. - przerwał jej, gdyż spodziewał się kłamstwa.
    - W... Ja... Widziałam... - w głowie jej dzwoniło. Riven był blisko niej, co wprawiało ją w większe zakłopotanie. - Miałam wizję.
    - O czym ona opowiadała? - Czarnowłosy wykorzystywał limit swoich pytań.
    - O twojej śmierci! - rzekła, niemal krzycząc. Miała wrażenie, że mówi to wszystko tylko pod wpływem chwili. Słowa Blondynki kompletnie zaskoczyły Rivena. Chciało mu się śmiać. Pamiętał dzień, w którym zginął najmłodszy brat Lily. Dziewczyna nie chciała wtedy płakać, gdyż ubzdurała sobie, że będzie silna. Jednak wizja śmierci Czarnowłosego doprowadziła ją do łez.
    - Ostatnie pytanie. - zaapelował. - Lily... - w tym momencie nawet on się zarumienił. - Kocham Cię. Wyjaśnisz mi, jakie są twoje uczucia wobec mnie?
    Blondynka myślała, że zaraz wyskoczy z siebie. W sumie, byłoby łatwiej. Musi odpowiedzieć. Przełknęła ślinę i nabrała powietrza. Zakryła uszy.
    - Kocham... - wyszeptała. - Kocham Cię. - dodała głośniej. - Kocham.
    - A dlaczego zasłaniasz uszy? - spytał Riven.
    - Miały być tylko trzy pytania. - powiedziała Lily, przelotnie patrząc na jego twarz. Chłopak wyciągnął dłoń, żeby odsunąć jej rękę od głowy. Jednak Blondynka go wyprzedziła i rzucając się na szyję Czarnowłosego, pocałowała go. Riven był zaskoczony tym gestem, lecz po chwili objął ją w pasie i przyciągnął bliżej. Przyciskał Lily do siebie, jakby chciał, żeby dystans, który ich jeszcze dzielił, zniknął całkowicie. Oddalił się od niej w momencie, w którym usłyszeli trzask tłukącego się okna.
    Blondynka obejrzała się za siebie. Widok, który zobaczyła, przeraził ją. W laboratorium pojawiła się Liz.
    - No cześć. - rzekła wampirzyca. - Tęskniliście? - po tych słowach podbiegła do Lily.
    - Czego znowu chcesz?! - krzyknął Riven, mając nadzieję, że ktoś inny go usłyszał i zaraz tu przybędzie. Przez okno wszedł również inny wampir. Jason, ten krwiopijca z dziwną grzywką, zakrywającą mu połowę twarzy.
    - My do Pionka. Mamy dla niego prezent i pewną propozycję. - oświadczył wampir.
    - A może najpierw ujawnimy tożsamość Pionka, co? - zapytała Elizabeth. Do pomieszczenia wparowała Maddy i Ken.
    - Lily, - zaczął Jason. - a raczej Pionku, - uśmiechnął się ukradkiem. - chodź z nami.
    Blondynka rozszerzyła oczy. Jej obawy się sprawdziły. Jej siostra upadła na kolana i zakryła usta, żeby przypadkiem nie krzyknąć.
    - N-nie. - odparła Lily, ukradkiem oka spoglądając na resztę swojej grupy.
    - Jestem pewna, że zmienisz zdanie. - dodała Liz, śmiejąc się szaleńczo. Po chwili do laboratorium, przez okno, weszła jeszcze jedna osoba, która sprawiła, iż cały świat Blondynki, zamazał się. Riven patrzył na niego z niedowierzaniem.
    - Gabriel... - wyszeptał. Chłopiec uśmiechał się szeroko. Lily dostrzegła u niego kły.
    - Hej, siostro. - jego twarz wyraziła tęsknotę. - Lilcia, tak dawno cię nie widziałem.
    - Bądź wdzięczna. - powiedział Jason. - Gdybyśmy nie przemienili go w wampira, cztery lata temu, obecnie gryzłby kwiatki od spodu.
    - Gabriel... - wymamrotała Maddy, nie mogąc uwierzyć własnym oczom.

    ________________________________________________
    No hej :D
    Ostatnio mruczeliście, że rozdział był za krótki, tak więc nadrobiłam. Co prawda, dzieje się w nim strasznie dużo (podziw, jak wszystko zapamiętacie). Miałam umieścić w nim jeszcze jedną, ważną informację, ale postanowiłam ją przełożyć na następny rozdział.
    PS: U kogo już pada śnieg? Bo u mnie niestety, śniegu brak :( Daje tym razem gif z Evanescence, Nie mogłam się powstrzymać :3 
    Pozdrawiam i życzę wszystkim dużej ilości mandarynek ^^

piątek, 5 grudnia 2014

Strefa 27 - rozdział 16

~Rozdział 16
~Nieporozumienia i tajemnice, które ofiaruje przyszłość.

Wspomnienie.

Piętnastoletnia Lily siedziała w kącie pokoju. Cała się trzęsła. Mocno zaciskała pięści.

    - Ej, - Riven podszedł do niej. Przykucnął obok, żeby móc być z nią na równi. - dziwnie się zachowujesz... - powiedział, przyglądając się koleżance.
    - A co mam robić? - zapytała. - Gabriel zginął przeze mnie... - dodała, spoglądając na Czarnowłosego. Chłopak westchnął. Jej warga się trzęsła, a pomimo to powstrzymywała płacz.
    - Ulżyj sobie. - dodał, podając jej chusteczkę.
    - Nie mogę. - odparła Lily, starając się uśmiechnąć. - Obiecałam Vaice'owi, że nigdy nie zobaczy mnie smutnej. Muszę być silna.
    - To głupie. - powiedział Riven. - Czasami można nie dotrzymać obietnicy.
    - Nie. Przysięga jest ważna.
    - A co, jeśli ktoś złamie obietnicę?
    - Nie wolno. To złe. - dodała blondynka, patrząc na niebo. Czarnowłosy zaśmiał się lekko.
    - Jesteś zabawna, wiesz? - rzekł. Gdy nagle spojrzał na Lily, zaczęła się trząść. Była na granicy załamania.
    - Gabriel też tak mówił... - wymamrotała.

    ***

    Lily po raz kolejny syknęła z bólu, kiedy jej brat za mocno zacisnął bandaż na jej ranie.
    - Wybacz. - powiedział szybko, kontynuując pracę.
    - Przepraszasz już któryś raz z rzędu. Po prostu daj mi plaster i będzie dobrze. - odparła blondynka.
    - Masz ogromne szczęście, że ta wampirzyca nie była głodna. - dodał Vaice. - Ugryzła cię tylko w nadgarstek?
    - Mhm.
    - W takim razie w porządku. Nie przemienisz się. - uśmiechnął się. - Muszę jeszcze coś załatwić, dasz sobie już radę sama, co nie?
    - Przecież jestem już duża i silna. - oświadczyła Lily, szczerząc zęby. - Idź. - dodała. Jej brat wyszedł z pokoju. W tym samym momencie do środka weszła Laurel.
    - Dobrze się czujesz? - zapytała jasnowłosa, podchodząc bliżej koleżanki.
    - Jasne. Takie coś nie jest w stanie mnie zabić. - blondynka uśmiechnęła się w dowód swoich słów. Laurel nie mogła nie odwzajemnić tego gestu.
    - To świetnie. A właśnie, mam ci coś do powiedzenia. - zaapelowała jasnowłosa.
    - Zamieniam się w słuch.
    - Nadal masz ten szkic ducha z przeszłości?
    - Gdzieś w pokoju na pewno mam... - odparła Lily. - A co?
    - Udało mi się zdobyć informacje na temat jego imienia.
    - Żartujesz?
    - Nie. Nazywa się Richard Moon. Czy to imię coś ci mówi? - zapytała Laurel.
    Na dźwięk imienia mężczyzny, blondynka pobladła. Jej oczy wydawały się być nieobecne, niemal puste. Ciało stało się bardziej ociężałe.
    - Lily? - rzekła jasnowłosa z przerażeniem. Potrząsnęła koleżanką, która nie reagowała na jej zaczepki. - Co się dzieje, Lily?!
    - Laurel? - głos blondynki rozbrzmiał w uszach jasnowłosej. - Coś się stało? - Laurel patrzyła na nią, jakby zobaczyła ducha.
    - Ty przed chwilą... - zaczęła. - nie byłaś sobą. Nie wiem, jak ci to określić.
    - Wszystko jest w porządku. Naprawdę. A teraz powiesz mi, jakie miałaś wieści? Przyszłaś tu i zaczęłaś o czymś mówić...
    - Czekaj, co? - Laurel była zdezorientowana. - Wyjaśniłam ci przecież. Kiedy tylko usłyszałaś imię ducha przeszłości, otępiałaś!
    - Znasz jego imię?! - zapytała Lily z niedowierzaniem, co już kompletnie zdziwiło jasnowłosą.
    - Przecież... - mówiła. - Nie ważne. Nie znam. - dodała, wzdychając.
    - Rozumiem. - Blondynka uśmiechnęła się w odpowiedzi. Laurel patrzyła na nią, jak ciele na malowane wrota. Spróbowała sobie przypomnieć jej twarz sprzed minuty. Była taka nieobecna, bezuczuciowa. Jej oczy wyblakły, a uśmiech... nie było go. Jej usta były rozchylone. Wyglądała, jakby jej ciało było martwe, ale dusza nie chciała ujść. Była jak duch.

    ***

    Laurel weszła do pokoju, w którym znajdował się Riven, Kate i Vaice. Czarnowłosy był pochłonięty jakąś lekturą, natomiast brązowowłosa siedziała, wgapiona w sufit.
    Jasnowłosa usiadła obok Kate na kanapie. Ta zaczęła jej się przyglądać, przenikliwym wzrokiem. Laurel starała się teraz nie myśleć o sytuacji sprzed kilkunastu minut i skupić się na czymś innym. Jednak wzrok brązowowłosej lustrował ją na wylot.
    - Kim jest Richard Moon? - zapytała w końcu Kate. Vaice zareagował natychmiast i spojrzał na nią z przerażeniem wymalowanym na twarzy. Podszedł do kobiety.
    - Skąd go znasz?! - niemal krzyknął, przybliżając się do Brązowowłosej.
    - Nie znam go. Dlatego pytam. Odsuń się ode mnie, zboku. - odparła uszczypliwie i odepchnęła Brata Lily. - Wyczytałam to z jej serca. - dodała, wskazując wzrokiem na Laurel. Vaice pobladł jeszcze bardziej.
    - Znowu Ty? - spytał. - Miałaś go nie słuchać!
    - Znasz tego ducha?! - odpowiedziała jasnowłosa pytaniem na pytanie. - Mówiłeś, że... nic nie rozumiem. Wytłumacz mi to. Dlaczego nie chcesz, żeby Lily dowiedziała się prawdy o swojej przeszłości?! Dlaczego nie chcesz powiedzieć tego nam?! Ciągle same pytania! Ten duch nie przestanie mnie nękać, dopóty dopóki nie dowiem się celu jego ujawniania się mi. Muszę go zrozumieć. - skończyła. Od razu zaniemówiła, gdyż nie spodziewała się po sobie takiej odwagi.
    - Zgodzę się z Laurel. - oświadczył Riven, odrywając się od książki. - Wszystko wiesz, a kiedy my się czegoś dowiemy, od razu stawiasz nas w gorszym świetle, zamiast wszystko wyjaśnić.
    - Ponieważ nie mogę ryzykować, że Lily dowie się czegokolwiek o swojej przeszłości.
    - Dlaczego? Wytłumacz to! - dodał Czarnowłosy, wstając i podchodząc do mężczyzny.
    Vaice westchnął. Rozejrzał się po pomieszczeniu i podszedł do jednej z półek, na której leżały pacynki. Laurel pamiętała te zabawki. Zawsze się nimi bawiła w dzieciństwie. Brat Lily wziął jedną z nich i rzucił w kierunku Rivena, który z refleksem godnym podziwu złapał lalkę.
    - Poruszaj nią. - rzekł Vaice, na co czarnowłosy popatrzył na niego zdziwiony. - Zrób cokolwiek. - dodał szybko. Chłopak popatrzył się na pacynkę po czym chwycił ją jedną ręką i zrobił wyimaginowane „cześć”.
    - A teraz wyobraź sobie, że ta lalka to Lily. - powiedział Brat Blondynki. Te słowa kompletnie zaskoczyły całą resztę. - Bezwładna, obojętna. Sztuczny uśmiech i pusty wzrok. Porusza się tylko wtedy, kiedy ktoś jej powie, co ma robić. Na nic nie zareaguje z uczuciem. Czy chcesz poznać takie oblicze Lily? Jeśli ona dowie się prawdy o swojej przeszłości, będzie taka, jak ta pacynka. - dodał, wskazując na lalkę.
    - Skąd możesz to wiedzieć?! - zapytała Kate, najwidoczniej poirytowana całą sytuacją.
    - Bo już kiedyś ją taką widziałem. - odparł Vaice.
    Laurel była przerażona. Jeszcze dzisiaj widziała twarz blondynki, kiedy ta usłyszała o Richardzie. Ale dlaczego Lily tak szybko zapomniała jego imię? To było dla niej najbardziej podejrzane. Będzie musiała potem spytać o to Vaice'a.
    Riven patrzył na niego w osłupieniu. Zobaczyć obojętną Lily? To było niemożliwe do wyobrażenia... wiecznie roześmiana blondynka, która starała się nigdy nie płakać. Czarnowłosy westchnął.

    ***

    Lily postanowiła dzisiaj nie wychodzić z mieszkania. Arthur zamknął się w piwnicy i nie wpuszczał do siebie nikogo. W końcu jedenaście lat spędził w więzieniu. Usiadła na krześle w swoim pokoju i zaczęła gapić się na sufit. Po chwili zorientowała się, jak bardzo jej się nudzi. Jednak nie chciała powtarzać swojego błędu i pójść gdzieś. Pewnie znowu natknęłaby się na Liz, albo innego wampira. Wspomnienie Elizabeth sprawiło, że blondynka przypomniała sobie, co jeszcze wydarzyło się w tamtej chwili. Pierwszy raz widziała twarz Rivena z tak bliska. Nie wiedziała, co ma teraz zrobić. Jak się zachować?
    Rezygnuję z niego.
    Te słowa odbiły się echem w jej głowie.
    Wstała i zaczęła kierować się w stronę ogrodu. Co się jej stanie? Nie dbała o to teraz. Musiała się przewietrzyć i pozbierać myśli.

    *** (kliknij - )

    Na zewnątrz postanowiła pooglądać kwiaty. Nie miała nic lepszego do roboty. Przystanęła przy hiacyntach. Uśmiechnęła się na ich widok. Uwielbiała te kwiaty.
    - Hej. - usłyszała nagle znajomy głos. - Co robisz? - Riven podszedł do niej. Lily od razu zarumieniła się i spuściła wzrok.
    - Nic... - wymamrotała blondynka. Nie wiedziała, jak ma z nim teraz rozmawiać. Może będzie udawać, że nic się nie wydarzyło?
    - Słuchaj, - zaczął Czarnowłosy. - możemy pogadać?
    - Nie... - powiedziała szybko, odwracając się do niego plecami. - Chyba pójdę sprawdzić, co robi Vaice.
    - Ale to ważne...
    - Pa. - rzuciła szybko. Kiedy zamierzała już odejść poczuła, jak czyjaś dłoń łapie ją za rękę.
    - Lily... - ton jego głosu sprawił, że serce niemal nie wyskoczyło jej z piersi. Bała się teraz odwrócić, gdyż wiedziała, że jest cała czerwona na twarzy. - Ja...
    - Puść mnie. - rzekła blondynka stanowczo. Nie wiedziała, co robić. Riven nie posłuchał. Odwrócił ją tak, aby móc spojrzeć w jej oczy.
    - Dlaczego nie chcesz ze mną rozmawiać? - zapytał. Lily za wszelką cenę unikała jego wzroku.
    - No bo... Znaczy się... Ponieważ... - Blondynka starała się jakoś wytłumaczyć.

     Jednak nie mogła się wysłowić. Nie zorientowała się nawet, kiedy usta Rivena delikatnie musnęły jej wargi, łącząc się w pocałunku. Ten gest jeszcze bardziej zakłopotał Lily. Chciała zostać tak jak najdłużej. Chciała uciec. Chciała tych obu rzeczy naraz. Już dawno wyobrażała sobie tę chwilę.
    Kiedy Riven odsunął się od niej, od razu spuścił wzrok.
    - Nie mogłem już dłużej stać z boku... - powiedział spokojnie.

    Ogień. Wszystko płonie. Stara się oddychać, ale dym jej to utrudnia. Leży na ziemi pół przytomna. Oglądała tę katastrofę. Nagle czyjś cień podszedł do niej i uklęknął obok. Ten ktoś wyglądał, jakby przed chwilą płakał. Pochylił się i pocałował ją w czoło. To był Riven. Uśmiechnął się blado, po czym wstał i skierował się w źródło pożaru. Próbowała go zawołać, żeby zawrócił, ale nie mogła się poruszyć. Patrzyła tylko, jak jej drogi przyjaciel idzie na pewną śmierć. Kilka łez spłynęło po jej policzku, doszczętnie piekąc jej skórę. W oddali usłyszała śmiech. Elizabeth biegała w kółko i oglądała całą scenerię z ogromnym rozbawieniem.
    - Riven... - wymamrotała, dławiąc się łzami.

    Lily stała jak osłupiała. Ta wizja naszła ją już kiedyś. Jest ona tak odległa, ale również bardzo wyraźna. Dlaczego teraz ją widzi? W tym momencie spojrzała na czarnowłosego, który przyglądał się jej zdziwiony. Po chwili spuścił wzrok i odwrócił się do niej plecami.
    - Przepraszam... - rzekł, odchodząc. Blondynka nie wiedziała, o co mu chodzi. Po chwili zorientowała się, że płakała. Po jej policzkach spływały łzy. Tak samo, jak w wizji. Kiedy ją sobie przypomniała, aż nią coś wstrząsnęło. Chciała podbiec do Rivena, powiedzieć mu, że to nie tak. Źle to odebrał. Jednak coś sparaliżowało jej ciało. Upadła na kolana. Czarnowłosego nie było już w pobliżu. Zaczęła szlochać. To była wizja śmierci. Jeśli czegoś nie zrobi, Riven umrze.

    ***

    Liz weszła do pokoju starszego wampira. W środku zastała Marc'a.
    - Gdzie Jason? - zapytała znudzonym tonem.
    - Wyszedł. - oświadczył brunet. - A co chciałaś?
    - Kiedy w końcu pójdziemy po pionka? Minęło już ponad dziesięć lat...
    - Spokojnie. Mamy wtykę. Musimy czekać tylko na odpowiednią chwilę. - jego uśmiech sprawił, że po ciele młodej wampirzycy przeszedł dreszcz. Odwzajemniła ten gest, szczerząc kły.
    - Zapowiada się ciekawie.
    _______________________________________________________________
    I jak wam się spodobał ten rozdział? Napisałam końcówkę na szybko, więc za błędy przepraszam z góry.
    Witam serdecznie nowe czytelniczki ;)
    PS: Alice, oczywiście, że cię pamiętam, jak mogłabym zapomnieć :D Myślałam, że już całkiem porzuciłaś życie na bloggerze :)
    Pozdrawiam ;D
    Głosujcie w ankiecie!