niedziela, 22 marca 2015

Strefa 27 - rozdział 26

~Rozdział 26
~Rosnący chaos

Nie mogła uwierzyć, że znowu tutaj była. Ponownie postawiła stopę w tym okropnym miejscu. Ukradkiem oka obserwowała obrazy na ścianach korytarza. Szła niepewnym krokiem, prowadzona przez Jasona. Wampir związał jej ręce i prowadził ją, jak psa. Spojrzała na niego wściekle. Mogłaby użyć na nim Głuchej Arii, lecz obawiała się tego samego efektu, który był z Elizabeth. Dziewczynka przeżyła. Na dodatek śmiała się z tego.
Minęła właśnie drzwi do swojego starego pokoju. Przełknęła głośno ślinę, nie spuszczając oka z Jasona. Musiał to zauważyć, gdyż odwrócił głowę w jej kierunku. Zlustrował ją wzrokiem, po czym wrócił do wcześniejszego zachowania. Lily prychnęła cicho. Była pewna, że ją usłyszał. Chciała tego.
Niespodziewanie wampir mocniej szarpnął sznur i przyciągnął ją bliżej. Chwycił ją za dłonie i paznokciem zaczął rozcinać skórę na jej kciuku. Lily wykorzystała tę szansę. Wyrwała się z uścisku krwiopijcy i kopnęła go z całej siły w żebra. Jason nie spodziewając się ataku upadł na ziemię. Dziewczyna momentalnie rzuciła się do ucieczki. Chciała teraz tylko jednego. Mieć pewność, że Riven żyje. Elizabeth dźgnęła go sztyletem w brzuch i pozostawiła. Lily nie mogła mieć pewności, czy chłopak żyje.
Skręt w lewo, prosta, schody i wyjście. Droga wydawała się krótka, lecz ciągnęła się w nieskończoność. Lily zatrzymała się szybko, kiedy nagle przed nią otworzyły się drzwi i omal jej nie uderzyły. Stała w nich najbardziej znienawidzona przez obdarzonych wampirzyca. Liz uśmiechnęła się szeroko, ukazując kły. Dziewczynka niezauważalnie szybko znalazła się przy blondynce z zamiarem kopnięcia zbiega. Lily jednak odskoczyła do tyłu unikając ciosu. Omal nie upadła na podłogę przeklinając w myślach Jasona za związane ręce. Rzuciła się do ponownego biegu mając nadzieję, że wyminie wampirzycę. Elizabeth podstawiła jej nogę, co oczywiście poskutkowało głośnym upadkiem. Lily jednak przeturlała się na podłodze i udało jej się wylądować w pozycji klęczącej. Nim wstała, Liz była już przy niej. Kopnęła zbiega w głowę, kompletnie go nokautując.
Lily poczuła, jak po jej twarzy spływa kleista ciecz. Zmarszczyła brwi zdając sobie sprawę, że znajduje się w miejscu pełnym wampirów. Krwawienie to ostatnia rzecz, o jaką by teraz prosiła. Elizabeth pochyliła się nad nią i palcami wytarła jej twarz z czerwonego płynu. Po chwili mała uniosła umoczone w krwi palce do ust i dokładnie oblizała. Uśmiechnęła się cynicznie spoglądając obdarzonej prosto w oczy.
    - Nie jest już słodka.

    ***

    Ken słysząc pukanie do drzwi od razu zerwał się z kanapy. Jak strzała stanął przed wrotami i nacisnął klamkę. Widok go mocno zaskoczył. Przez chwilę wydawało się, że nie może złapać tchu.
    - Cholera, - wykrztusił chrypliwie – Romeo!
    W drzwiach faktycznie stał Riven. Jednakże był poważnie ranny. Z okolicy żeber lała się krew, którą chłopak usiłował zatrzymać. Ken bez większego wahania pomógł mu dojść do kanapy i usiąść. Szybko po tym pobiegł po Vaice'a. Kiedy mężczyzna opatrzył już ranę Rivena, spojrzał na niego podejrzliwie.
    - Gdzie byłeś przez cały ten czas? - zapytał ze śmiertelną powagą Brat Lily.
    - W strefie piętnastej... - odpowiedział chłopak. Dogłębnie o czymś myślał.
    - Co tam robiłeś? - Vaice zmarszczył brwi. Nie zamierzał odpuścić.
    - To, co zawsze. Szukałem Lily. - Riven z trudem wymówił imię dziewczyny, co dało Kenowi niezbity dowód.
    - Znalazłeś ją?! - bąknął nie zastanawiając się nad niczym. Usiadł obok chłopaka na kanapie i patrzył na niego z wielkim oczekiwaniem na odpowiedź. W pokoju zapanowała cisza.
    - Znalazłeś. - oświadczył Vaice ciężkim tonem przerywając milczenie. Szybkim ruchem chwycił Czarnowłosego za kołnierz jego kurtki i podniósł go zdecydowanie z kanapy.
    - Znalazłeś ją, prawda?! - wykrzyczał. Wzrok brata dziewczyny mógłby teraz zabić. Riven spoglądał na niego zaskoczony. Zacisnął pięść, po czym odepchnął od siebie mężczyznę. - Wiedziałem. Dlaczego w takim razie nie ma jej teraz z tobą? - upierał się Vaice.
    - Elizabeth... - wymamrotał w odpowiedzi chłopak. Ken ledwo usłyszał jego słowa, lecz domyślił się, o co chodzi. Wampiry zainterweniowały. Zapewne stąd ta rana. Vaice westchnął po czym poważnie spojrzał na Rivena.
    - Posłuchaj mnie teraz uważnie, bo nie będę się powtarzać. - zaapelował skupiając na sobie uwagę wszystkich obecnych. - Jest sposób, dzięki któremu możemy się skontaktować z Lily nawet nie wiedząc, gdzie dokładnie jest. Wszystko jest opisane w starej książce, której autor został dawniej spalony. Obdarzeni w średniowieczu nie mieli łatwo. Potrzebujemy do tego tylko medium, telepaty i osoby trzeciej.
    Riven osłupiał. Nadal mógł zobaczyć się z Lily. Mógł dowiedzieć się, gdzie wampiry ją ukrywają.
    - Oszalałeś, Vaice? - zaczął oburzony Ken. - Dopiero co wrócił ranny do domu! Poza tym, ja jeszcze nie wyraziłem zgody na branie w tym udziału. Książka jest napisana na szybko, autor mógł czegoś nie wspomnieć.
    Mężczyzna westchnął ponownie. Od niedawna wszystko było przeciwko niemu.
    - Czy to wszystko, Ken? - zapytał mimowolnie Vaice.
    - Istnieje jeszcze jedno ryzyko. Jeśli za bardzo naciśniemy na umysł Lily, możemy wywołać u niej wizję. A kiedy Riven połączy się z jej podświadomością, zobaczy to, co ona. U osoby niedoświadczonej taka moc może wywołać nie lada szok. - wyjaśnił chłopak. Vaice zmarszczył czoło.
    - Zrobię to. - oświadczył Riven. Zaskoczył wszystkich pewnym głosem i determinacją. Przed chwilą usłyszał, co może się wydarzyć. Lecz mimo to zgodził się.
    - Jak bardzo można mieć nierówno pod sufitem? - pomyślał zszokowany telepata.
    - Co ty na to, Ken? - uśmiech Vaice pogłębił jeszcze podejrzenia Kena. Ten tylko prychnął obrażony.
    - Niech wam będzie. - wymamrotał.

    ***

    Przez cały czas Riven siedział w głównym pokoju. Ken poszedł szukać Laurel, aby ich plan mógł w pełni się udać. Obdarzony zaczął rozglądać się po pomieszczeniu w poszukiwaniu jakiejś rozrywki. Każdy był zbyt zajęty sobą. Po dłuższej chwili myśli chłopaka zaczęły krążyć wokół Lily. Co jej powie, jeśli uda się nawiązać połączenie? Znowu ją stracił. Ponownie nie potrafił jej obronić. Jednakże teraz Lily nie jest Pionkiem. Jest zwyczajną obdarzoną. Mimo to wampiry zabrały ją. Możliwe, że jeszcze o niczym nie wiedzą. To go najbardziej przerażało. Co się stanie, kiedy ta informacja wyjdzie na jaw? O ile już tak się nie stało...
    Jak poradzi sobie tam Lily? Nie poradzi sobie z całą chmarą wampirów. Nie dała rady zabić Liz, tym bardziej nie uda jej się z Jasonem. Riven zacisnął pięści.
    Po chwili jego rozmyślania przerwał głos dochodzący z laboratorium. Bez zastanowienia poszedł w jego stronę. Zatrzymał się jednak przed drzwiami, kiedy usłyszał głos kłócącego się Kena.
    - Nie zrobiła tego specjalnie, Arthurze! - krzyczał, choć i tak ledwo można było usłyszeć przez zamknięte drzwi. - Nadal będziesz narażał jej życie w durnych eksperymentach mając nadzieję, że nie podoła i zginie „przypadkowo”?! - Riven nie mógł uwierzyć w to, co słyszy. To oczywiste, że chodziło im o Laurel. Tylko ona zgodziłaby się ponownie asystować Arthurowi.
    - Ty najbardziej o tym wiesz. - powiedział dziwnie spokojny naukowiec.
    - To wydarzyło się przez Ciebie, nie masz prawa jej za to obwiniać! - Ken wydawał się jak najbardziej poirytowany.
    - Nie wszystkiemu winien jestem ja. To nie moje dłonie są splamione krwią Meredith. Przecież Laurel ją zabiła i ty powinieneś wiedzieć o tym najlepiej. - Arthur nie krył się z tajemnicami. Riven rozszerzył oczy i cofnął się o kilka kroków. Omal nie upadł, czuł, jak jego nogi się trzęsą.
    - Ale to ty zamieniłeś Meredith w Defekt! - chociaż chciał, nie potrafił przestać słuchać rozmowy mężczyzn. Jego siostra była krwiożerczą bestią? W sumie urodziła się człowiekiem, nie obdarzonym. A skoro pomagała przy eksperymentach...
    Właśnie. Wszystko jasne. Tylko dlaczego tak bardzo nie mógł w to uwierzyć? Laurel jest zabójcą Meredith. Ale ona również jest medium, które widzi jego siostrę. Riven nie wiedział nawet, kiedy jego oddech przyspieszył. Ponownie rozsiadł się wygodnie na kanapie, próbując przeanalizować to, o przed chwilą usłyszał.
    - Riven. - znał ten głos. Obrócił się i spostrzegł Vaice'a z Laurel. - Gotowy?
    Nie miał pojęcia, jak ma się zachować. Postanowił na razie zapomnieć o tym, co się przed chwilą wydarzyło. Tylko na kilka dni. Potem się wszystkiego dowie.
    - Tak.

    ***

    Lily została zamknięta w bibliotece. Dziwiła się, ale tak było. Nie posiadali tu więzienia, ani nic podobnego. Przynajmniej miała co robić. Tylko czekała, aż Jason skonsultuje się z innymi wampirami. Krwiopijcy ustalali dla niej karę. Tylko po to ją tu ściągnęli?! Ponieważ zawiniła i niby teraz ma za to odpowiadać?!
    Rzuciła kolejną książkę w kąt rozmyślając nad wszystkim. Chwyciła się za głowę czując pulsowanie w okolicy skroni. Krew przestała płynąć, całe szczęście. To było niewielkie zadrapanie.
    - Przeczytaj to. - na dźwięk tego głosu rozszerzyła oczy. Podniosła wzrok i natknęła się na jednego z wampirów. Przełknęła ślinę widząc jego twarz. Smutna, ale zdeterminowana. Jego oczy wyrażały ból.
    - Marc... - wyszeptała. Dopiero po chwili spojrzała na książkę, którą jej podawał. Powoli wyciągnęła rękę w jej stronę i wzięła.
    - Słyszałaś legendę o Złodzieju Darów, prawda? - zapytał wampir, podchodząc bliżej. Lily tylko przytaknęła, po czym otworzyła księgę na pierwszej stronie.
    - Furari... - zatkało ją. Opis zawierał informację o przyzwaniu owej legendarnej postaci. Ale to nie to najbardziej przeraziło dziewczynę. Gdzieś już słyszała tę kwestię. Kiedyś ktoś użył tego przy niej. Ktoś przywołał go. Dlaczego tak ciężko jej to sobie przypomnieć?
    - Więc nic nie pamiętasz. - usłyszała kolejny głos.
    Zza jednego z regałów wyłonił się Jason wraz z Liz i dwoma wampirami, których Lily nie znała z imienia.
    - Jak ty... skąd...? - jąkała się. Tego jej tylko brakowało, pokazać, jak bardzo się go obawia.
    - Potrafię czytać w myślach. Jestem czymś w rodzaju telepaty. Dokładnie widzę, tę blokadę, nałożoną na Twój umysł. - wyszczerzył kły i podszedł do niej. Pochylił się nad nią tak, że dziewczyna mogła dostrzec czerwień jego oczu. - Mogę ją zdjąć. To chyba będzie dla Ciebie najlepsza kara, przeżyć ten dzień ponownie.
    - O czym ty mówisz? - jej usta przybrały formę wymuszonego uśmiechu, mimo iż jej wzrok wyrażał strach. - Vaice mi wszystko powiedział.
    - Wszystko? - wampir uśmiechnął się szerzej. - Życie w niewiedzy jest jeszcze gorsze. Zdejmę tę blokadę.
    Lily nie mogła się ruszyć. Kiedy Jason wyciągnął dłoń i objął nią jej czoło, czuła, że zaraz zemdleje. Coraz ciężej było jej zachować trzeźwość umysłu, aż w końcu popadła w stan, który dobrze znała. Stan, w którym nachodziły ją wizje.
    - Krzyk twoich oczu jest obezwładniający, Lily. - ostatnie, co udało jej się usłyszeć z ust wampira. Po raz pierwszy, Jason użył jej imienia. Nie nazwał jej pionkiem.

    ***

    - Laurel, daj mi rękę. - rzucił Ken, kiedy to większość ekipy zebrała się w głównym pomieszczeniu. Dziewczyna bez wahania wykonała polecenie, po czym drugą dłonią objęła rękę Rivena.
    - Słuchaj, Romeo. - zaczął telepata. - Zerwiemy połączenie dokładnie po piętnastu minutach. Rozumiemy się?
    - Jasne. - odparł Riven.
    Vaice przyglądał się im. Każdy zamknął oczy i skupił się na swoim zadaniu. Brat Lily westchnął, po czym poszedł do kuchni. Musiał się czegoś napić. Zmęczenie brało nad nim górę. Kiedy wyszedł z pomieszczenia, poczuł znajomy dreszcz. Obejrzał się i w drzwiach ujrzał jego. Ta sama czarna postać, która uśmiechała się. Lecz nagle Na środku jego twarzy pojawiło się ogromne oko. Uśmiech persony pogłębił się.
    - Już czas, Vaice. - powiedziała głosem, który brzmiał jak dźwięk chodzenia tysięcy insektów. Postać zniknęła. Mężczyzna rozszerzył oczy i wybiegł z kuchni. Wiedział, co się obecnie dzieje z Lily. Chciał powstrzymać Laurel i Kena przed wysłaniem Rivena do jej podświadomości, lecz niestety, spóźnił się.

    ***

    Lily otworzyła oczy. Ponownie wywołała stan wizji, w której obserwowała wszystko z trzecioosobowej perspektywy. Rozejrzała się dokładnie. Znajdowała się w samochodzie.
    - Jedziemy już do domu? - szybko obróciła głowę w stronę tego głosu. Na siedzeniu obok była dziewczynka. Mała blondynka, w której Lily od razu rozpoznała siebie.
    - To ja? - zapytała. Spróbowała dotknąć małą, ale jej dłoń przeniknęła ciało dziewczynki na wylot. No tak, nie mogła wpłynąć na wizję przeszłości. Uśmiechnęła się. To nie wyglądało na straszne wspomnienie.
    - Tak. Czeka tam na nas Elen z twoim rodzeństwem. - mężczyzna prowadzący samochód odezwał się troskliwym tonem. Lily od razu rozpoznała go. Człowiek z wizji Laurel! To ten duch, którego widzi jasnowłosa!
    - Tato, dlaczego ożeniłeś się z Elen? - zapytała mała blondynka. Tato? Więc to był jej ojciec...
    - Nigdy nie nazwiesz jej mamą, prawda? - westchnął mężczyzna. - Ponieważ ją kocham.
    Lily uśmiechnęła się lekko. Vaice nigdy nie opowiadał jej o ojcu. Rozsiadła się na siedzeniu i obserwowała dalszą część rozmowy, którą nagle przerwało... dziwne zderzenie. Ciężarówka nagle wyjechała zza zakrętu i uderzyła w samochód.
    Pole widzenia szybko się zmieniło.
    Lily stała teraz na zewnątrz i obserwowała, jak auto jej rodzica staje w płomieniach. Przyjechała karetka, a dym przyciągnął gapiów.
    - Ej, jest ocalała! - wykrzyczał ktoś z tłumu.
    Dziewczynkę przysłoniło ciało ojca. Mężczyzna w ostatniej chwili rzucił się i osłonił córkę. Mała płakała, na marne próbując obudzić rodzica.
    Lily tylko na to patrzyła. Nie mogła uwierzyć, że to jej się przydarzyło. Stała jak słup soli wiedząc, że nie może nic zrobić. Wtedy też nie mogła.

    ***

    Ta-dam! Kolejny rozdział już za nami. Teraz idę się uczyć... takie życie. To nie koniec wizji Lily, więc możecie się spodziewać tego, że wreszcie (dwadzieścia sześć rozdziałów trzeba było...) dowiecie się, jaka była przeszłość Lily ;)
    Pozdrawiam!
    Następny rozdział nosi tytuł:
    Zatrzyj drogę swej przeszłości, by móc obudzić się w przyszłości. 

poniedziałek, 9 marca 2015

Strefa 27 - rozdział 25

~Rozdział 25
~Jaskółka i ślepa nadzieja

Jason biegł przez korytarz budynku do swojego pokoju. Był wściekły. Każdy, kto tylko stanął mu na drodze, został brutalnie odepchnięty i opadał na ścianę. Ktoś nawet zwalił obraz.
Ale jego to teraz nie obchodziło. Kiedy tylko stanął przed drzwiami swojego azylu, otworzył je. Wparował do pomieszczenia z dużym hukiem. W środku znajdowała się cała trójka – Marc, Liz i Doloris. Jason podszedł do małej wampirzycy i uniósł ją do góry, trzymając za gardło.
    - Czy tobie kompletnie odwaliło?! - krzyknął, rzucając dziewczynkę na biurko, w wyniku czego mebel złamał się na pół.

    - Coś się stało? - zapytała zdziwiona Liz, podnosząc się z podłogi. Otrzepała się z kurzu. Wyglądała, jakby nic się nie wydarzyło. Marc patrzył na to wszystko z szeroko otwartymi oczami. Wiele razy zdarzało mu się widzieć szał Starszego wampira, ale nigdy jeszcze nie podniósł głosu na swoją ulubienicę.
    - Nie udawaj niewiniątka! - Jason pogroził dziewczynce palcem i ponownie się do niej zbliżył. - Ta mała uciekła!
    - Wiem. Pozwoliłam jej na to. To część Twojego planu. - odpowiedziała wampirzyca, szczerząc kły w uśmiechu. - Potrafisz czytać w myślach. Sam się dowiedz, o co mi chodzi.
    Starszy bez problemu włamał się do umysłu dziewczynki. Kiedy tylko zrozumiał, co Elizabeth uknuła, kiwnął głową i spojrzał w stronę Marca. Młodszy wampir przeraził się. Jego twarz z całą pewnością nie ukryła jego strachu. Bał się odezwać. Jason podszedł do niego. W tej chwili przypominał jednego z Czystokrwistych. Zawsze dumni ze swojej siły, władczy i przerażający.
    - Poszedłeś za Pionkiem, racja? - zapytał Starszy. - Dogoniłeś ją?
    - O jakim planie mówicie? - rzekł Marc, lecz widząc wzrok wampira szybko dodał. - Liz kazała mi za nią biec. Czemu pozwoliła jej uciec?
    - Nie interesuj się. Wkrótce przekonasz się, że to wszystko działa tak, jak powinno. Dogoniłeś Pionka? - jego ton głosu był groźniejszy. Chłopak był pewien, że jeśli nie odpowie na to pytanie, Jason wypruje mu flaki i powiesi na drzewie. Tak już się raz stało z innym wampirem, który próbował uciec i przejść na stronę Obdarzonych. Szkoda go.
    - Tak, znalazłem ją. Ale potem ktoś mnie ogłuszył. Z głosów rozpoznałem, że to mógł być Obdarzony ziemi, Riven. - streścił spokojnie. W jego głosie słychać było wahanie, zwłaszcza przy ostatnim zdaniu.
    Jason kiedy to usłyszał odwrócił się do Elizabeth. Ta natomiast zachichotała, po czym jej śmiech stał się głośniejszy. Zapewne słyszał ją każdy w budynku. Dziewczynka sprawiała wrażenie psychicznie chorej.
    - Cudownie! - wykrzyczała pomiędzy jednym atakiem śmiechu a drugim. Doloris podeszła do niej i położyła jej rękę na ramieniu.
    - Lepiej chodźmy stąd. - zaapelowała. Po chwili dziewczynka starając się uspokoić, wyszła z pokoju wraz z kompanką.
    - Spisałeś się, Marc. - powiedziała Liz, nim drzwi do komnaty całkiem się za nią zamknęły.
    Wampir był rozkojarzony. Nie miał zielonego pojęcia, co takiego naprawdę planuje Jason wraz z Elizabeth. I ta myśl najbardziej go przerażała. Lecz również został pochwalony przez wampirzycę, co bywało tutaj rzadkością.
    - Zostaniesz tutaj. - oświadczył Starszy wampir ze stoickim spokojem. - Ja i Liz pójdziemy odzyskać zgubę i ukarać ją za próbę ucieczki.

    ***

    Riven siedział na krawędzi łóżka. Wstał wcześnie i założył swoje ubrania. Przyglądał się śpiącej Lily. Przykrył ją dodatkowo bluzą, gdyż dziewczyna co jakiś czas trzęsła się z zimna. Chłopak uniósł kąciki ust w przelotnym uśmiechu. Nie mógł uwierzyć w to, co wydarzyło się w nocy. Przysunął się bliżej Lily i wyciągnął do niej rękę. Delikatnie przesunął palcami po jej policzku, lecz to wystarczyło, żeby ją obudzić.
    - Zbliża się ósma. Powinniśmy wracać. - zaapelował z uśmiechem.
    - Daj mi jeszcze pospać... - wymruczała i przewróciła się na drugi bok.
    Riven westchnął. Po chwili wstał i szybkim oraz zdecydowanym ruchem pociągnął za kołdrę. Lily pisnęła cicho, łapiąc bluzę chłopaka, którą wcześniej ją przykrył. Wyglądała zabawnie, próbując się nią okryć.
    - Zimno ci? - zapytał Riven z szerokim uśmiechem. - Lepiej więc się szybko ubierz i ruszamy.
    - Jesteś okrutny... - powiedziała Obdarzona powietrza z udawanym oburzeniem. Wstała z łóżka i zaczęła zbierać swoje rzeczy z podłogi. W tym momencie z kieszeni bluzy wyleciało małe pudełko. Lily podniosła je i otworzyła.
    - Riven, co to jest? - spytała, widząc w środku naszyjnik. Chłopak podszedł do niej i przyjrzał się błyskotce.
    - Jezu, zapomniałem! - rzekł, po czym zabrał od niej pudełko, zamknął i ponownie podał. - Najlepszego. - uśmiechnął się. - Miesiąc temu miałaś dwudzieste urodziny, nie mylę się?
    - No tak, ale... - odparła, oglądając wisiorek. Naszyjnik był drobnej budowy, zapięcie zdobiły trzy małe perełki. Ozdóbka na końcu przedstawiała jaskółkę w locie.
    - Nie podoba Ci się? - zapytał Riven marszcząc brwi i przyglądając się Lily.
    - Jest śliczny. - odpowiedziała. Wzięła błyskotkę i schowała z powrotem do pudełka. Wstała z podłogi i rzuciła się chłopakowi na szyję. - Dziękuję. Jesteś kochany.
    - Wiem. - zaśmiał się. - Ubierz się. Powinnyśmy już iść. - zaapelował Obdarzony ziemi, po czym podał dziewczynie kilka jej rzeczy.

    Po dłuższej chwili Lily była już gotowa. Kiedy zamierzali już wyjść z pokoju, podeszła bliżej Rivena i podała mu pudełko z wisiorkiem.
    - Zapniesz mi go? - spytała. Chłopak przytaknął, po czym wziął od niej łańcuszek. Lily odwróciła się do niego tyłem i zgarnęła włosy na jedną stronę głowy. Riven szybko uporał się z zapięciem. Dziewczyna obróciła się i zaprezentowała w nowej ozdóbce. Srebrna błyskotka cudownie kontrastowała się z jej błękitnymi oczami i pięknie wyglądała wśród fali złotych włosów blondynki.
    - I jak? - zapytała patrząc z oczekiwaniem na Obdarzonego ziemi.
    - Pasuje ci. - powiedział szczerząc zęby. Lily odwzajemniła ten gest. - Nawet nie wiesz, jak się stęskniłem za Twoim uśmiechem. - na te słowa dziewczyna zarumieniła się lekko.
    Wyszli z pokoju. Podziękowali za nocleg, a po chwili znaleźli się już na zewnątrz.
    - Okryj się porządnie. - rzekł Riven. Lily opatuliła się szczelniej bluzą, która miała ją ochronić przed zimnem. - Może dać ci jeszcze kurtkę?
    - Wtedy Ty zmarzniesz. Wystarczy mi to, co mam. - odpowiedziała dziewczyna. Obdarzony ziemi westchnął, po czym rozejrzał się po okolicy. Rozszerzył oczy, widząc znajomą mu bandę wampirów. Chwycił ukochaną za ramię i zaciągnął na tyły budynku.
    - Cholera. - wymamrotał przez zaciśnięte zęby.
    - Co się dzieje? - Lily wyglądała na przestraszoną.
    - Są tutaj. - odparł Riven. - Widziałem tę małą cholerę Liz.
    - To nie ładnie nazywać tak słodkie dziewczynki. - oboje podskoczyli, kiedy zza rogu wychyliła się postać małej wampirzycy. Miała oczy pełne szaleństwa, a jej uśmiech przerażał. Obróciła się i uniosła nogę z zamiarem kopnięcia Rivena, lecz w ostatniej chwili chłopak złapał ją za kostkę. Liz wykazała się sprytem i umiejętnościami walki, gdyż wykorzystała ten moment i ponownie się obróciła wiedząc, że Obdarzony podtrzymuje jej stopę. Drugą nogą kopnęła go w twarz, co odrzuciło go na ścianę.
    Lily chciała zareagować, ale poczuła, jak czyjeś silne ręce oplatają ją w pasie. Spojrzała na twarz napastnika i zbladła, widząc Jasona.
    - Tęskniłaś, maleńka? - zapytał, szczerząc kły w brzydkim uśmiechu. Dziewczyna zaczęła się wiercić. Próbowała wbić łokieć w brzuch wampira, ale krwiopijca był twardy jak skała. Zacisnął dłonie sprawiając, że Obdarzona powietrza zaczęła kaszleć.
    Riven pozbierał się i ruszył na Jasona, lecz na drodze stanęła mu Liz. Chłopak wykonał szybkie ruchy rękoma, po czym ziemia pod dziewczynką zatrzęsła się, uniemożliwiając jej złapanie równowagi. W tym czasie on podbiegł do Jasona. Wampir jednak zakrył się Lily.
    - Nie zaatakujesz mnie teraz. - oświadczył z cynicznym uśmiechem krwiopijca. - Chyba, że jej życie ci nie miłe.
    Obdarzony patrzyła na niego wściekle. Lecz po dosłownie chwili rażący ból w prawym boku przyćmił wszystko. Czuł, jak coś zimnego przecina go w okolicach żeber. Jego umysł zaczął nie kontaktować z rzeczywistością i po pewnym czasie upadł na ziemię. Ostatnie, co udało mu się usłyszeć, to przeraźliwy krzyk. Lily wołała jego imię. Przed jego oczami pojawiły się mroczki, a po chwili całkowicie odpłynął.
    Lily...

    ***

    Koniec! Tak, wiem, krótko, nie krzyczcie. A jako iż rozdział jest jaki jest (środek mi chyba słabo wyszedł...) to i tak mam nadzieję, że się spodoba :3
    Pozdrawiam!
    Tytuł następnego rozdziału to Rosnący chaos chyba, że się jeszcze coś zmieni. :)

poniedziałek, 2 marca 2015

Strefa 27 - rozdział 24

~Rozdział 24
~Dawne zwyczaje, brzemię Pionka

Ken rozmyślał w salonie o ostatnich wydarzeniach. Tupał niecierpliwie nogą, cały czas ciekawy czy sposób, który znalazł Vaice na skontaktowanie się z Lily, jest rzeczywiście wykonalny. Brat dziewczyny wyczytał to ze starej księgi i nie wiadomo, czy to zadziała. Chłopak nadal miał wątpliwości. W trakcie trwania czaru, to medium wykonuje większość pracy. Z westchnieniem wziął książkę leżącą na stoliku przed nim i otworzył na zaznaczonej stronie. Przejechał wzrokiem tekst i zmrużył powieki ze zmęczenia. Była prawie dwudziesta, a Rivena nadal nie było. To jego Vaice chce wysłać do Lily. Na zewnątrz rozpętała się okropna burza.
Po połączeniu sił Telepata i Medium są w stanie wysłać podświadomość osoby trzeciej do innej persony.
Przeczytawszy ten fragment Ken spojrzał na zegar z nadzieją, że czas przyspieszył. Pięć po dwudziestej. Obdarzony wlepił z powrotem wzrok w księgę.
Telepata musi utrzymać ciało i umysł osoby wysyłanej, aby po powrocie nie wszedł w stan agonii. Medium jest odpowiedzialne za wysłanie świadomości i części duszy osoby trzeciej do innej persony.
Ta książka była napisana na szybko. Człowieka, który ją stworzył, powieszono. Biedak. Odkrył taką ciekawą rzecz, jednakże żył on w czasach średniowiecznych. Ludzie uznali go za wariata i czarnoksiężnika. Obdarzeni w tamtych czasach nie mieli lekko. Ale to teraz mniej ważne. Jedno zdanie najbardziej przykuło uwagę Kena.
Medium łączy się z wysłaną cząstką duszy, podzielając wszystkie odczucia wysyłanej osoby.
Oznaczało to, że jeśli Riven przeżyje jakiś szok, bojaźń czy coś innego, Laurel poczuje to samo. Lecz co się stanie, jeśli Romeo skontaktuje się z Lily w tym momencie, w którym dziewczyna ma wizje? Szansa jest pół na pół.
Ken odłożył książkę na jej poprzednie miejsce i ruszył w kierunku laboratorium Arthura. Miał nadzieję, że wydobędzie z niego więcej informacji. W końcu, on ostatnio wywnioskował więcej. Maddy wyjaśniła wszystkim, co dokładnie powiedział jej naukowiec. On starał się zrozumieć poczynania wampirów. Dlaczego tak długo czekają, żeby przywołać Czystokrwistych? Czemu ich wszystkich nie wymordują? I co ważniejsze – po co kłamali odnośnie Gabriela, skoro mogli zabrać Lily siłą?
Ken stanął przed drzwiami laboratorium. Nabrał powietrza w płuca i delikatnie nacisnął klamkę. Wszedł do środka i nieco go zaskoczył widok, jaki tam zastał. Maddy siedząca w kącie i czytająca jakieś stare książki to normalne. Jednak obok Arthura, który siedział w fotelu i coś bazgrał, stała Laurel. Dziewczyna uważnie przyglądała się pracy naukowca.

    - Co tutaj robisz? - zaczęła Maddy. Jej ton głosu był uszczypliwy.
    - Przyszedłem do Arthura. - oświadczył Ken, po czym podszedł do mężczyzny. - Planujesz coś? - zapytał. Widząc dziwne rysunki na kartce naukowca. Telepata nigdy nie był dobry w te klocki.
    - Myślę nad gazem, który przywróci Defekty do normalności. - zaapelował Arthur nie odwracając głowy od roboty. - Laurel pójdzie go przetestować.
    Na te słowa Ken zesztywniał. Poczuł dziwne ukłucie żalu i nostalgii.
    - Laurel, - zaczął chłopak. - wydaje mi się, że Kate cię szuka. Może pójdziesz do niej? - skłamał. Dziewczyna kiwnęła głową i ze zdziwioną miną wyszła z pomieszczenia.
    W tym momencie Arthur przerwał swoją pracę, wstał i odwrócił się w stronę Kena.
    - Więc? Miałeś do mnie chyba jakąś sprawę, czyż nie? A może - Telepata nie dał dokończyć mu zdania. Chwycił go za kołnierz koszuli i przygwoździł do ściany.
    Maddy aż wstała z ziemi i spojrzała na mężczyzn.
    - Ken! - krzyknęła zdziwiona.
    - Powracasz do starych zwyczajów, - wymamrotał chłopak. - Arthurze?
    Naukowiec spoglądał na niego obojętnym wzrokiem. Spodziewał się, że chłopak tak zareaguje na wiadomość, że Laurel ponownie będzie mu pomagać w eksperymentach.
    Maddy w przeciwieństwie do Arthura była zszokowana widokiem Kena. Zawsze uśmiechnięty i żartobliwy chłopak, który zawsze potrafił rozbawić każdego dookoła, teraz wyglądał na gotowego zabić.
    - Co w tym złego? - naukowiec wyglądał na niewzruszonego sytuacją, w jakiej się znalazł. - Czy nie uwolniliście mnie tylko po to, abym odnalazł sposób na pokonanie Defektów? - Ken mocniej zacisnął dłonie.
    - Oni zdziczeli! - wykrzyczał chłopak. - Chcesz narazić na nich bezbronną Laurel?! Wiesz przecież, że ona nie potrafi z nimi walczyć!
    - Wiem. - oświadczył mężczyzna.
    Telepata tracił cierpliwość. Puścił naukowca i z całej siły uderzył go pięścią w twarz.
    - To tak dla przypomnienia, żeby tragedia sprzed jedenastu lat się nie powtórzyła. I nie mam na myśli zamienienia niecałej połowy ludzkości w krwiożercze bestie! - Ken ruszył w kierunku drzwi i stanął w progu. Obejrzał się na Arthura, który się do niego uśmiechał cynicznie.
    - Stara miłość nie rdzewieje, co? - powiedział mężczyzna i zaczął się śmiać. Blondyn zacisnął pięść i zatrzasnął za sobą drzwi.
    Maddy nie za bardzo wiedziała, co ma teraz zrobić. Nabrała powietrza i podeszła do naukowca.
    - N-nic ci nie jest? - zapytała. Bała się go dotknąć. Nie była pewna, w jaki sposób mężczyzna zdaje się myśleć. Jest geniuszem światowej rangi, lecz czasami wydaje się, że nie wie nic o ludziach.
    - W porządku. - oświadczył Arthur stając prosto. Uśmiechnął się przelotnie.
    - Jeśli się zgodzisz, ja mogę pójść przetestować ten gaz. - dodała kobieta.
    - Na razie muszę go zrobić, czyż nie? - odparł. Z westchnieniem usiadł z powrotem na obrotowym fotelu.
    Maddy była mocno zszokowana. Ponownie jednak wróciła do swojego kąta i zagłębiła się w książce.

    ***

    - Dziękujemy. - rzekła Lily, uśmiechając się do starszej kobiety w fartuchu i ciasno spiętych, czarnych włosach. Była ona właścicielką gospody, w której wraz z Rivenem zamierzali przeczekać zamieć. Burza rozpętała się, kiedy weszli na teren strefy piętnastej. Na ich szczęście właścicielka nie zażądała zapłaty. Ten chłopaczek bardzo często przychodził do tej strefy i wydawał się kogoś szukać. Nie raz się tutaj zatrzymywał, czasem nawet pomagał z porządkami. Dlatego potraktujcie to jako zapłatę.
    Lily uśmiechnęła się na te słowa. Była szczęśliwa. Riven jej szukał przez cały ten czas.
    - Został jednak jeden, dwuosobowy pokój. Nie przeszkadza wam to? - zapytała starsza kobieta.
    - N-nie. - dziewczyna z rumieńcem na twarzy przytaknęła. Wzięła od właścicielki klucze i skierowała się w stronę Rivena. Podbiegła do niego z uśmiechem na twarzy.
    - Mam. - oświadczyła. Chłopak wziął od niej klucze i oboje skierowali się do pokoju.

    ***

    Vaice siedział w swoim pokoju przy oknie. Obserwował spadający śnieg. Każdy płatek był poniewierany przez wiatr, który szalał na dworze. Mężczyzna odskoczył od okna, kiedy w szybie ujrzał ten wstrętny czarny uśmiech. Jego oddech był przyspieszony. Powoli zaczął się obracać. Tak jak się spodziewał, za nim stała czarna postać jedynie z zarysem ust. Przyjęła kształt człowieka, co sprawiało, że jest teraz bardziej przerażająca. Zgarbiona czarna postać podeszła do niego bliżej, wciąż szczerząc czarne zęby w szaleńczym uśmiechu.
    - Dlaczego nie zostawisz mnie w spokoju? - zapytał pospiesznie Vaice, spoglądając wrogo na personę.
    - Jestem tu tylko, żeby ci coś przypomnieć. - zaapelowała czarna postać. Po chwili jego postura zaczęła jaśnieć, z jej dotychczas łysej głowy wyrosły złote włosy. Pojawiły się usta, nos i oczy. Ubrana w czarną jak smoła prostą sukienkę na ramiączkach sięgającą jej do kolan, patrzyła na niego z politowaniem. Przed nim stała najbardziej znienawidzona przez niego osoba.
    - Elen Moon. - oświadczyła postać. Miała tak samo brązowe i nieobecne oczy, jak oryginał. - Samotna matka, po tragicznej śmierci mężczyzny, z którym ożeniła się dwa razy, zaczęła
    - Zamknij się! - Vaice chwycił krzesło, na którym uprzednio siedział i z całej siły rzucił w czarną personę o wyglądzie Elen. Postać nie uniknęła ciosu. Przyjęła go na siebie i zatoczyła się do tyłu. Mebel został zniszczony, a sztuczna kobieta chwiejnym krokiem stanęła na nogi. Na jej twarzy pojawiło się potwornie wyglądające rozcięcie. Ciągnęło się od prawego policzka aż do skroni po lewej stronie. W miejscu rany skóra postaci zaczęła odpadać. Pęknięcia rozchodziły się po całej twarzy. Vaice stał przerażony. Po chwili przed nim stała ta sama czarna postać co przedtem, z tym samym uśmiechem.
    - Dlaczego mnie nienawidzisz? - zapytała. Mężczyzna cofnął się o kilka kroków do tyłu. - Wiem już... przemieniłem się w osobę, której najbardziej nie cierpisz, Elen... - mówiła czarna persona. Po tych słowach ponownie się rozjaśniła i tym razem nieco zmalała. Vaice przymknął oczy, żeby nie musieć tego oglądać. Kiedy spojrzał na czarną postać, nie widział jej już tam. Przed nim właśnie stała Lily. Mała, ośmioletnia, bezbronna Lily. Dziewczynka miała podkrążone i opuchnięte oczy. Ubrana w podobną sukienkę, co wcześniej Elen. Nie uśmiechała się. Jej wzrok był błaganiem o pomoc.
    - Do czego zmierzasz, nędzna wywłoko? - zapytał po pewnym czasie Vaice. Nie chciał oglądać swojej siostry w tym stanie.
    Dopiero w tym momencie dziewczynka się uśmiechnęła. Lecz nie był to jej przyjazny i pełen radości uśmiech. Cyniczny i źle wróżący – tak można było go określić. Po dosłownie kilku sekundach wokół oczu Lily pojawiły się czarne żyły, a jej zęby stały się również tego koloru.
    - Rozumiem. - zaapelowała postać. - Ty się mnie boisz.
    - A dlaczego miałbym się bać ciemnej wywłoki, która przychodzi mnie nędznie straszyć? - odparł Vaice. Jedyne czego się obawiał, to że postać zrobi coś jego siostrom.
    - Nie mnie. - odparła persona, wracając do poprzedniego wyglądu. - Lily. To nie troska, to strach. Nie chcesz, żeby odzyskała wspomnienia, bo po prostu się boisz. - zaśmiała się, po czym zniknęła. W tym samym momencie drzwi od pokoju lekko się uchyliły. Stanęła w nich Kate z książką w dłoni. Vaice spoglądał na nią nieobecnym wzrokiem.
    - W-wybacz... - zaczęła kobieta. - Wydawało mi się, że słyszę rozmowę, więc postanowiłam zajrzeć. Nie chciałam się narzucać...
    - Gdzie teraz idziesz? - zapytał pospiesznie brat Lily.
    - Na dół, poczytać. - oświadczyła Kate, wymuszając u siebie uśmiech.
    - Pójdę z tobą. - odpowiedział szybko Vaice. - Nie chcę teraz siedzieć sam.
    - Jest już późno, może powinieneś się położyć?
    - To samo mogę powiedzieć o tobie.
    Kate westchnęła po czym oboje wyszli z pokoju.

    ***                                         ♪~*Skillet - Salvation*~♪

    Lily siedziała na łóżku i o chwila spoglądała w okno. Śnieżyca nie chciała ustąpić. Wlepiła wzrok w sufit. Pokój był bardzo ładnie urządzony. Ściany były drewniane. Na środku znajdował się mały dywan w dość abstrakcyjne wzory. Dwa łóżka, jedno bliżej drzwi, drugie koło okna, a pomiędzy nimi jedna etażerka. Gospoda była specjalnie założona specjalnie dla podróżników, żeby ci nie musieli spędzać nocy na dworze. Takie miejsce to było wybawienie.
    - Riven, - zaczęła. - powiesz mi, co tam u reszty? - zapytała, spoglądając na chłopaka. Stał on oparty o ścianę i głęboko nad czymś rozmyślał.
    - Co chcesz wiedzieć? - zapytał z uśmiechem na ustach.
    - Jak się ma Vaice? Co porabia Laurel? Jesteście bardzo źli, że nie było mnie tyle czasu?
    - Coś dużo tych pytań. - zaśmiał się Riven. - Vaice ma się w miarę dobrze, Laurel stara się uśmiechać do każdego i dlaczego mielibyśmy być źli? Poszłaś, bo nie miałaś wyboru. Zabiliby Gabriela.
    Kiedy Lily to usłyszała, spuściła wzrok.
    - Gabriel nie żyje od pięciu lat. Ten był fałszywy. - wyjaśniła, powstrzymując łzy. Riven spojrzał na nią z zaskoczeniem malującym się w jego oczach. Po chwili jednak podszedł do dziewczyny i usiadł koło niej.
    - Lily, - zaczął niepewnie. - chcesz wrócić, prawda?
    - Oczywiście! - odparła szybko Obdarzona powietrza.
    - Ale wiesz, że wampiry nie ustąpią? Dopóki jesteś Pionkiem, oni będą Cię ścigać.
    - Więc zrobię wszystko, żeby tylko zrzucić z siebie to brzemię. - te słowa zaskoczyły Rivena. - Cokolwiek to będzie, zrobię to. Byleby tylko nie narażać was na większe niebezpieczeństwo, byleby to się skończyło... - spojrzała na chłopaka. Siedział on ze spuszczoną głową. Lily mimo ciemności dostrzegła, że on się rumieni.
    - Jest... - jego głos był cichy i niepewny. - Jest sposób...
    - Poważnie? - Dziewczyna z uśmiechem zerwała się z miejsca i stanęła przed Czarnowłosym. - Jaki? Powiedz mi.
    Riven spoglądał na nią spod przymrużonych powiek. Widział zainteresowanie ukochanej, co go jeszcze bardziej onieśmielało. Nie miał pewności, jak ona zareaguje na tą nowinę.
    Wziął głęboki oddech i powiedział:
    - Pionek musi być dziewicą. Stracić je, to to samo, co zrzucić z siebie ciężar bycia owym Pionkiem. - patrzył na nią czekając na reakcję. Uśmiech dziewczyny zastąpiło zdziwienie. Jej twarz zrobiła się cała czerwona.
    - Żartujesz? - spytała, nie spuszczając z niego oka.
    - Czy myślisz, że żartowałbym w takiej sytuacji? - Riven odwrócił wzrok. Lily usiadła z powrotem obok niego. Wydawała się równie zażenowana co on. Po chwili jednak zaczęła chichotać. - Co Cię tak bawi?
    - Nie często można było zobaczyć rumieńce na Twojej twarzy, to jest dla mnie nowe. Dlatego mnie to śmieszy. - odpowiedziała szczerząc zęby.
    Chłopak westchnął. Jak ona mogła zawsze być taka wesoła?
    - To się nazywa dobra zmiana tematu. - rzekł unosząc kąciki ust w delikatnym uśmiechu.
    - Riven, - zaczęła powili poważnym tonem. - kochasz mnie?
    To pytanie zaskoczyło go. Spojrzał na Lily z lekkim niedowierzaniem, lecz po chwili jego twarz pokazała zdeterminowanie.
    - Oczywiście. - odparł. - Masz jakieś wątpliwości? - zapytał.
    - Więc... - powiedziała dziewczyna, po czym wstała z łóżka i stanęła przed Rivenem. Usiadła mu na kolanach okrakiem i objęła jego szyję. Obdarzony ziemi patrzył na nią zaskoczony. Widział, że się rumieni, sam czuł, jak bardzo płoną mu policzki.
    - Lily... - szepnął delikatnie, mierząc dziewczynę wzrokiem.
    - Nie chcę tam wracać. Nie chcę być Pionkiem. Jesteś jedynym, który może mi teraz pomóc. - rzekła z dziwnie chwiejnym tonem głosu. Wiedział, że taka sytuacja to dla niej coś nowego. On również nie wiedział, jak ma się w związku z tym zachować.
    Lecz dosłownie po chwili poczuł dobrze znany mu smak. Wargi Lily delikatnie musnęły jego usta. Riven nie czekał, aż wszystko samo się potoczy. Działał. Odwzajemnił pocałunek z wielką namiętnością, obejmując dziewczynę w pasie i przyciągając ją bliżej siebie. Siedzieli tak przez dłuższy czas, po czym Obdarzony ziemi pozwolił pozbawić się koszulki. Dłonie wsunął pod bluzkę Lily i zdecydowanym ruchem odpiął jej biustonosz, który niedługo po tym wylądował na podłodze wraz z jej T-shirtem. Nie przestawali obdarowywać się pocałunkami. Riven oderwał się od ust dziewczyny, żeby delikatnie musnąć wargami jej szyję. Niedługo potem oboje wylądowali na łóżku w swoich objęciach. Kiedy również dolne partie ich ubrań wylądowały na podłodze, kompletnie zatracili się w sobie.

    ______________________________
    Żebyście wiedzieli, ile mi zajęło dopracowanie końcówki... od razu mówię, pierwszy raz pisałam taką scenę, więc proszę o wyrozumiałość ;)
    Byłam cała czerwona, kiedy to pisałam... ech, mam tylko nadzieję, że dobrze wszystko opisałam.
    Jak mam jakieś zaległości, to obiecuję – nadrobię je do tego weekendu. Szkoła wróciła, a co z tym idzie – nauka, mordęga, wszystko co złe. Rano znowu trzeba wstawać (włączam tryb zombie o poranku).
    Cóż, pozdrawiam ;D