czwartek, 28 sierpnia 2014

Strefa 27 - rozdział 4

~Rozdział 4
~Zakazane imię.

    - Walcz! - krzyknęła Lily i zwinnym ruchem podbiegła do Kena. Zaczęła zawzięcie wymachiwać nożem przed jego twarzą. Jednak on okazał się strasznie szybki.
    - Wiedziałem, że to zrobisz. - zaapelował. W tej chwili zniknął jej z pola widzenia.
    - Co ? - zapytała, stając w miejscu i rozglądając się wokół. W tym momencie przeszył ją rażący ból.
    Chwyciła się za głowę, próbując go wytrzymać.
    - Nie dasz rady ze mną wygrać. - przed jej oczami pojawił się, jakby znikąd, Ken. - Nie pokonasz mojej telepatii. - Jego szeroki uśmiech pogłębił się. Jednak blondyn po pewnym czasie ujrzał, że Lily unosi się w powietrzu i nie zwija się z bólu.
    - To twój pierwszy błąd. Zdradziłeś mi swój dar. - zaapelowała z uśmiechem. Starała się nieco ukryć swoje przerażenie. Telepata to naprawdę ciężki przeciwnik. Za chwilę bez problemu może dowiedzieć się, jaką mocą włada blondynka. Wkurzało ją to. Ale jeśli go pokona, będzie o jednego mniej. Przynajmniej tyle.
    - Mówię po raz kolejny: Oddaj Laurel, wtedy zostawimy was w spokoju. - Oświadczył Ken, przybierając nieco poważniejszy wyraz twarzy.
    - Nie zgadzam się. - odparła blondynka tworząc kilka powietrznych noży, które po pewnym czasie zaatakowały mężczyznę. Ten jednak, nieco wyczerpany, zaczął rzucać w Lily ostrymi narzędziami. Niektóre z nich spowodowały kilka ran na ciele blondynki.
    ***
    Laurel siedziała na ławce i czekała na powrót Rivena. Co chwilę patrzyła w stronę lasu, jakby spodziewała się, że zaraz ktoś z niego wyjdzie. Bała się o Lily. W końcu, jej przeciwnikiem był sam zastępca naczelnika. Są pogłoski, że on przewiduje ruchy innych, nim zaatakują. Zadrżała. Nie mogła nic zrobić, tylko czekać.
    - Już jestem. - usłyszała dobrze znany jej głos.
    - Gdzie byłeś ? - zapytała. Riven nawet na nią nie patrzył. No tak. W końcu jest ona wspólniczką Arthura. Mordercy jego siostry. Czarnowłosy jest świadomy, że Laurel widzi Meredith, wie też, że jego siostra widzi i słyszy to, co dzieje się wokół. Dlatego stara się nie wpaść, tak jak wtedy, kiedy zaatakował Laurel.
    - Sprawdzałem, czy Vaice nie wrócił. - odpowiedział chłodno.
    - I co ?
    - Jest w budynku. Został zaatakowany przez strażników. Ma szczęście, że uszedł z życiem. - odparł czarnowłosy. Laurel poczuła się winna. Oni wszyscy jej pomagają, a ona ściąga na nich tylko kłopoty. Mało brakowało, żeby się nie popłakała.
    Zapadła głęboka cisza.
    W tej chwili coś zaszeleściło. Z krzaków naprzeciwko wyszła blondynka. Była cała poszarpana, a z czoła leciała jej stróżka krwi.
    - Lily! - Laurel niemal krzyknęła. Podeszła powoli bliżej przyjaciółki z szerokim uśmiechem.
    Riven jednak nie cieszył się na powrót blondynki. Coś mu nie pasowało. Lily spoglądała na nich przerażonym wzrokiem. Kiedy popatrzyła na niego, niemal podskoczył. Jej usta poruszały się, jakby chciała mu coś przekazać. Dopiero po chwili zrozumiał, co chce mu powiedzieć. „To pułapka!”.
    - Laurel, cofnij się! - krzyknął, lecz było już a późno. Jasnowłosa odleciała kilka metrów dalej. Coś, albo raczej ktoś, odepchnął ją siłą woli.
    Zza pleców blondynki wyłonił się Ken. Trzymał Lily za włosy, szarpiąc ją niemiłosiernie. Była niezdolna do walki, nie mogła się obronić. Jednak blondyn wyglądał na przemęczonego. Najwidoczniej Lily udało się go osłabić.
    - Powtarzam po raz wtórny. - zaapelował Ken. - Oddajcie Laurel, a nic jej się nie stanie i damy wam święty spokój. - uśmiechnął się triumfalnie. Był już pewien swojej wygranej.
    - Nie ma mowy! - odparł Riven, stając przed Jasnowłosą. Czarnowłosy gotowy był zaatakować go.
    - Moja cierpliwość się kończy. - dodał blondyn. Po chwili kopnął Lily, sprawiając iż ta krzyknęła głośno.
    Laurel obserwowała to wszystko. Znowu ktoś ją bronił i cierpiał przez to. Wzdrygnęła się na krzyk blondynki. Jednak ukradkiem oka spostrzegła stojącego niedaleko Rivena. Chłopak stał, nieugięty. Lecz Jasnowłosa zauważyła, że czarnowłosy zaciska dłonie w pięści i trzęsie się. Ciężko oddychał. Bolał go fakt, iż musi bronić Laurel, ale i nie mógł patrzeć na cierpienie Lily. Głośno przełknął ślinę. Jasnowłosa podeszła nieco bliżej.
    - Pójdę...
    - Siedź cicho! - Riven niemal krzyknął. Spojrzał na nią wściekłym wzrokiem.
    W tej chwili spojrzała na Kena. Ku jej zaskoczeniu, chłopak osunął się bezwładnie na ziemię. Za nim pojawił się Vaice i ogłuszył blondyna.
    - Lily, wszystko w porządku ? - zapytał jej brat, pomagając jej stanąć na nogi.
    Blondynka pokiwała głową, dając wyraźny znak, iż jest dobrze. Riven momentalnie znalazł się u jej boku. Mierzył wzrokiem, jakby w poszukiwaniu większych ran.

    - Masz jakieś głębsze obrażenia ? - zapytał czarnowłosy, na marne próbując ukryć troskę na twarzy. - Trzeba to opatrzyć szybko. - dodał.
    - Jest... - wychrypiała blondynka. - ...naprawdę w... porządku... - jej urywany ton nie przekonał jednak nikogo.
    - Dajmy jej odpocząć. - powiedział zrezygnowany Vaice. - Co zrobimy z nim ? - wskazał na Kena. - Nie możemy przecież czekać, aż się obudzi i znowu zacznie rzeź. Jego kompani są już daleko od nas. Udało mi się ich wcześniej przegonić. - uśmiechnął się skromnie.
    - Cały ty. - odparła Lily, wymuszając u siebie uśmiech. Chłopcy pomogli jej usiąść na ławce.
    - Więc, co z nim zrobimy ? - powtórzył Riven.
    - Może jak rąbniemy go patelnią, tak po staropolsku, to wszystko zapomni ? - zaproponowała blondynka. Vaice zaśmiał się nieco na żart swojej siostry, a Laurel uśmiechnęła. Była szczęśliwa, że mimo trudności, wszyscy są radośni.
    - Wątpię, że to ci się uda. - odparł czarnowłosy. Starał się unikać kontaktu wzrokowego z Lily. Najwidoczniej nadal jest na nią obrażony, a ona na niego.
    Vaice zrobił nieco głupią minę, pokazując tym, że nie rozumie, o co im chodzi. Faktycznie, nie był obecny podczas ich kłótni, więc ma prawo nie wiedzieć. Lepiej nawet, żeby się nie dowiedział...
    - Możemy mu także wmówić, że to wszystko to sen, albo go tu więzić. Jest wiele opcji. - dodała blondynka drażliwie.
    - Co więcej, trzeba wykonywać robotę. Kto był ostatnio na zwiadach ? - zapytał Vaice.
    - Ja. - dodał Riven.
    - Czyli moja kolej. - powiedziała Lily. - To wy pomyślcie, co z nim zrobić, a ja zajmę się robotą.
    - Jesteś ranna. Zastąpię cię. - zaapelowała dotychczas milcząca Laurel.
    - Dzięki za troskę, ale poradzę sobie. To tylko defekty, nie są groźniejsze od niego. - Lily wskazała wzrokiem leżącego obok Kena. - Jak dalej będziecie główkować, to ja proponuję go związać. Tylko na chwilę.
    - Laurel ma rację. - wtrącił Riven chłodno. - Powinnaś zostać i odpoczywać. Jesteś teraz za słaba na walkę.
    - Twierdzisz, że cię posłucham ? - odparła blondynka. Jej głos był jadowity jak u żmii. Vaice aż otworzył usta ze zdziwienia. Jego mina sama za siebie mówiła. „Oni się kłócą.”
    - Powinnaś. - powiedział czarnowłosy. Lily popatrzyła na niego z politowaniem i skrzywiła usta w udawanym uśmiechu.
    - Nie zamierzam słuchać kogoś takiego.
    - „Takiego” czyli jakiego ? Możesz to wytłumaczyć łaskawie !? - tym razem Riven krzyknął. - Chcesz skończyć jak Gabriel !? - te słowa wszystko zmieniły. Atmosfera wokół stałą się ciężka, a trawa straciła ten jasny i pogodny kolor zieleni.
    - Cholera, Riven... - szepnął Vaice, chwytając się za głowę. Jedynie Laurel, stojąca obok, mogła go usłyszeć.

    W tym momencie Lily poczuła, jak ogarniają ją złe emocje. Jej oddech zrobił się ciężki. Te słowa wbiły się jej w serce jak drzazga. Przełknęła głośno ślinę.
    W tej chwili blondynka uniosła ręce i Riven, pod wpływem powietrza, poleciał kilka metrów dalej.
    - Czy według ciebie, nadal sobie nie poradzę !? - krzyknęła Lily. - Nienawidzę cię! - dodała, kierując się szybkim krokiem w stronę lasu. Zostawił wszystkich w kompletnym osłupieniu. Czarnowłosy wstał. Najwidoczniej obrażony poszedł w przeciwną stronę.
    - Kim jest Gabriel ? - Laurel dopiero teraz odważyła się zapytać. Vaice zawahał się przez chwilę, zanim jej odpowiedział.
    - Zakazanym imieniem w strefie 27. Moim najmłodszym bratem. Najmłodszym bratem Lily. Martwym człowiekiem...
    Jasnowłosą zatkało. Spuściła wzrok.   

wtorek, 19 sierpnia 2014

Strefa 27 - rozdział 3

~Rozdział 3
~ Wspomnienie o Meredith


    - Są tutaj...! - Laurel zamarła. Rozszerzyła oczy i momentalnie poszukała wzrokiem Lily, lub jakiegoś z jej towarzyszy. W tym momencie pojawiła się blondynka wraz z czarnowłosym facetem, o dobrze zbudowanej twarzy i jasnowłosa już wiedziała, kim on jest.
    - Coś się stało ? - zapytała Lily. Laurel spoglądała nadal na przyjaciela blondynki.
    Nie możemy pozwolić, żeby Riven dowiedział się o twoim pochodzeniu!
    Te słowa dzwoniły jej w głowie, odbijając się echem. Jeśli to ten facet jest Rivenem, prawdopodobnie też bratem Meredith, to będzie musiała zataić przed nim tą informację. To nie jest proste...
    - Coś się stało ? - głos Lily wyrwał jasnowłosą z zamyśleń. - Zbladłaś.
    - Nie, tylko... nieco się martwię. Vaice pobiegł w głąb lasu. - Laurel zacisnęła wargi.
    - Niespokojny jak zwykle. - uśmiechnęła się szeroko. - Riven, idź go poszukać. Ja z Laurel pójdziemy pod bramę, żeby sprawdzić, czy tam nie ma intruzów.
    - Przyjąłem. - zasalutował czarnowłosy i zniknął w mgnieniu oka.
    - On również jest obdarzonym ? - zapytała jasnowłosa.
    - Tak. Super szybkość i panowanie nad ziemią. - zaapelowała szybko Lily, po czym dodała. - Musimy się pospieszyć. Intruzi mogą być strażą, która szuka wspólników Arthura, czyli w pewnym sensie też ciebie.
    - Tak...
    - Możesz mi powiedzieć, dlaczego zgodziłaś się uczestniczyć w takim czymś ?
    - Może to cię zdziwi, ale Arthur mnie uratował. - Laurel uśmiechnęła się blado, wymawiając te słowa. W tej chwili obie zaczęły iść w kierunku głównej bramy.
    - Poważnie ?
    - Ale to długa historia.
    - Mamy czas.
    - Ech... cóż. Moi rodzice nie wiedzieli, kim są obdarzeni, a fakt, że ja takim byłam, przerażał ich. Potrafię widzieć postacie astralne, więc często myliłam je z ludźmi. Rodzice myśleli, że ja mówię sama do siebie. Wysłali mnie do psychiatryka, w którym żyłam o chlebie i wodzie. Arthur pojawił się pewnego dnia i wydostał mnie z tego miejsca. To tyle.
    - Więc odwdzięczyłaś mu się poprzez asystę ?
    - Dokładnie tak.
    ***
    Riven w swoim niezawodnym tempie biegł prosto do lasu. Nagle zatrzymał się.
    - Wyczułem dziwną energię, wydobywającą się z ciała tej dziewczyny, która była z Lily. - pomyślał, marszcząc brwi. - Nie mogę z tym czekać.
    Momentalnie ruszył z powrotem. Ta tajemnicza energia nie dawała mu spokoju. Vaice na pewno da sobie radę.
    Kiedy Riven był już kilka metrów od budynku, za którym stała Lily z przyjaciółką, zatrzymał się.
    - Musimy się pospieszyć. Intruzi mogą być strażą, która szuka wspólników Arthura, czyli w pewnym sensie też ciebie. - słysząc słowa blondynki, czarnowłosy rozszerzył oczy.
    - Tak...
    - Możesz mi powiedzieć, dlaczego zgodziłaś się uczestniczyć w takim czymś ?
    - Może to cię zdziwi, ale Arthur mnie uratował. - zaczęły tu iść. Szybko zniknął i ponownie skierował się w stronę lasu.
    Stanął na chwilę, aby połączyć wątki. Wzdychał ciężko. Uderzył pięścią w korę drzewa. Sam już nie wiedział, co teraz zrobić. Wrócić do nich i oskarżyć tę nową o popełnienie zbrodni, po czym wydać ją straży ? A może na razie zachowa się, jakby o niczym nie wiedział ? Jedno jest pewne.
    - Ona jest wspólniczką Arthura. Zabójczynią Meredith.
    ***
    Lily obejrzała się. Miała okropne wrażenie, że są śledzone. Odkąd defekty wstąpiły na ten świat, to wrażenie stawało się coraz silniejsze.
    - Słuchaj, - zaczęła Laurel, wyprowadzając ją z rozmyślań. - a co się stanie, jak Riven dowie się o moim pochodzeniu ? Zabije mnie ?
    - Co ? Nie. - zaśmiała się Lily. - Na wszelki wypadek mamy asa w rękawie. - tu jej mina zrobiła się bardziej poważna. Spoglądała w dal i wyglądała, jakby na coś czekała.
    - Riven! - powiedziała po pewnym czasie Lily, widząc nadchodzącego przyjaciela. - Znalazłeś Vaice'a ?
    Jednak czarnowłosy nic nie odpowiedział. Podszedł do Laurel. Po chwili ziemia wokół jasnowłosej zaczęła drżeć. Blondynka zorientowała się, co jest grane.
    - Przestań! - krzyknęła Lily. - Zostaw Laurel! - po tych słowach podniosła ręce i wymierzyła je w stronę czarnowłosego. Momentalnie upadł na ziemię, a potem powietrze odrzuciło go na najbliższą ścianę. Lily wzdrygnęła się. Podbiegła do Rivena i przykucnęła przy nim.
    - Wszystko w porządku ? Co ci się stało, Riven ? - zapytała z troską wymalowaną na twarzy. Pomogła mu wstać. Uśmiechnęła się blado. Po chwili jednak czarnowłosy odtrącił ją od siebie.
    - Wiedziałaś! - krzyknął i zamachnął się, żeby uderzyć Lily pięścią, ale w ostateczności uspokoił się.
    - C ci się dzieje !? - zapytała blondynka.
    - Ty wiesz, kim ona jest, prawda !? Po c ja się głupio pytam, oczywiście, że wiesz! Słyszałem waszą rozmowę! Ona jest wspólniczką Arthura!
    - Nie krzycz! Mogą cię usłyszeć. - zaapelowała szybko Lily, starając się uspokoić sytuację.
    - Kto !? Strażnicy ? Dlaczego ty jej pomagasz ? To wszystko przez nią!
    - Uspokój się! Mam powód, żeby jej pomóc, miałam taką wizję.
    - Tak, ty i twoje wizje!.
    Laurel stała jak osłupiała, przyglądając się tej scenie. Przypomniała sobie słowa Vaice'a.
    Oni nigdy się nie pokłócili.
    Była właśnie świadkiem ich pierwszej kłótni. Czy to przez nią ? W końcu kłócą się o to, że ona tutaj jest. Jedna strona chce, aby została w strefie 27, natomiast druga pragnie jej niezwłocznej śmierci. Jest powodem ich pierwszej kłótni. Poczuła nagle, jak łzy napływają jej do oczu. Pobiegła z powrotem w głąb strefy. Tam, gdzie może nikt jej nie znajdzie.
    ***
    - Laurel! - krzyknęła Lily, oglądając się na przyjaciółkę. Spojrzała z powrotem na Rivena. - Możesz nie być taki agresywny i mnie wysłuchać!?
    - Ona jest wspólniczką Ar... - nie dane mu było dokończyć. Blondynka spoliczkowała go. Jej mina wyrażała smutek, pomieszany z wściekłością.
    - Ale za to widzi duchy, a jednym z nich jest twoja siostra! - wysyczała przez zęby, po czym pobiegła za przyjaciółką.
    Riven stał jak osłupiały, kiedy zniknęła za licznymi krzakami i drzewami. Przełknął głośno ślinę.
    - Meredith...
    ***
    - Laurel! Wyjdź, proszę. Riven już się nieco uspokoił. - mówiła Lily, mając choćby mały promyczek nadziei, że odnajdzie przyjaciółkę, zanim zrobią to strażnicy.
    - Ja jestem spokojny do czasu. - usłyszała nagle głos czarnowłosego.
    - Weź już nie rób scen. - Słowa Lily były okropnie suche i bezuczuciowe. W głębi serca wiedziała, że jest zła na Rivena, jednak tak naprawdę chyba była po prostu zawiedziona. Jeszcze nigdy się nie pokłócili.
    - Przepraszam... - oboje odwrócili się, kiedy usłyszeli ten cieniutki głos.
    - Laurel! - ucieszyła się Lily. Podbiegła do koleżanki i uścisnęła ją serdecznie.
    - Przepraszam, to moja wina...
    - Co ty mówisz ? Riven już się uspokoił, prawda ?
    - Mhm... Ty naprawdę widzisz i słyszysz Meredith ? - zapytał, jakby nie mógł już wytrzymać.
    - Tak. Ona również wszystko słyszy i widzi... - teraz Laurel nieco pożałowała, że to powiedziała. Może nieumyślnie zraniła tym Rivena ?
    - Póki co lepiej chodźmy, nim natkniemy się na intruzów. - zaapelowała Lily zmieniając temat.
    - Intruzi ? - za nimi jednak stał już ktoś niemile widziany. Laurel d razu go poznała. - To tak teraz nazywa się strażników ?
    Mężczyzna miał jasne blond włosy i ciemne oczy. Był bardzo wysoki i dobrze zbudowany. Miał na sobie tylko koszulę i proste Jeansy.
    - Zastępca naczelnika straży – zaczęła cicho Laurel. - Ken.
    - Czego chcesz ? - Lily spojrzała na niego z pogardą.
    - Oddajcie dziewczynę a nikomu nie stanie się krzywda. - Mina strażnika przyozdobiona została szarmanckim uśmiechem.
    - Riven, zabierz Laurel w bezpieczne miejsce! - Blondynka wyciągnęła dwa sztylety i przyjęła pozycję do walki. - Ja go tu zatrzymam.
    Czarnowłosy nie czekał na dalsze instrukcje. Złapał jasnowłosą za ramiona i poprowadził w przeciwną stronę od zastępcy naczelnika. Lily ukradkiem oka to widziała. Kiedy on w ten sposób dotknął jej przyjaciółki, poczuła nagły przypływ zazdrości, ale momentalnie to zataiła. Ukryła to, tak jak zawsze.
    - Myślisz, że dasz mi radę w pojedynkę ? - zapytał Ken, nie zdejmując swojego uśmiechu z twarzy.
    - Walcz!   

wtorek, 12 sierpnia 2014

Strefa 27 - rozdział 2

    Za niektóre zaległości przepraszam, ale wakacje jednak są i trzeba z nich korzystać, nie ? Miłego czytania życzę :)

~Rozdział 2
~Wrogowie

    - Jesteś wspólniczką tego naukowca! - Ryknął groźnie Vaice. Świstek papieru przedstawiał kartkę z badaniami i sposób budowy mini droida. Chłopak zmarszczył czoło.
    - Zaczekaj! Ja... - Laurel sama nie wiedziała, co ma odpowiedzieć. To wszystko działo się za szybko.
    - Vaice! - nagle usłyszeli krzyk. Odwrócili się i spostrzegli Lily, trzymającą czarnowłosego chłopaka, ubranego w równie czarną koszulkę z licznymi zadrapaniami na twarzy. Miał dobrze zbudowane ciało. - Riven jest ranny! - jej krzyk był niemal błaganiem o pomoc.
    - Jeśli ty jej niczego nie powiesz, - Vaice szepnął do Laurel. - sam jej wytłumaczę. Jej zdanie będzie decydowało o twoim losie. - po czym podszedł do siostry i przechwycił od niej Rivena. Laurel spanikowała. Jej oddech wydawał się cięższy. Lily jej zaufała. Co prawda, zbyt lekkomyślnie postąpiła, ufając jej aż nadto. Jednak to właśnie ona jej pomogła. Możliwe, że gdyby nie blondynka, Laurel nadal uciekałaby przed Kenem – zastępcą naczelnika straży, który ściga ją. Westchnęła.
    Lili błądziła po podwórku i rozmyślała. Kiedy znalazła Rivena w lesie, kompletnie nieprzytomnego, myślała, że serce podeszło jej pod gardło. Riven to jej najlepszy przyjaciel odkąd pamięta. Nie mogła przestać się wiercić. W budynku obok jej brat próbował go uleczyć. Jedyne co wiedziała, jest fakt, że on żyje. Całe szczęście.
    - Denerwujesz się ? - usłyszała nagle delikatny głos Laurel. Uśmiechnęła się blado.
    - Oczywiście. - odparła Lily.
    - Ten Riven – zaczęła jasnowłosa. - to twój chłopak ? - na te słowa blondynka zarumieniła się. Jej twarz wyrażała zakłopotanie.
    - Nie. - odparła. - Nie jesteśmy parą.
    - Ale chciałabyś ? - zapytała ponownie Laurel. - Duszek, który mi teraz towarzyszy, widzi to po twojej minie.
    - Może. - Lily uśmiechnęła się pod nosem. - Jednak to tylko jednostronna, nieodwzajemniona miłość.
    - Poważnie ?
    - Nigdy nie traktował mnie jak bliską mu osobę. Powiedział mi, że jestem dla niego jak siostra. To mi wystarcza.
    - A nie powinnaś mu powiedzieć co czujesz ?
    - Wszystko już wiem. Dzięki, Laurel. - te słowa kompletnie zaskoczyły jasnowłosą. - Nareszcie mogłam się komuś z tym zwierzyć. - nagle Laurel poczuła okropny ucisk w żołądku. Musi jej powiedzieć, że jest wspólniczką Arthura- naukowca, który to wszystko spowodował. Nie wiedziała jednak, jak ma jej to powiedzieć. Jeśli teraz tego nie zrobi, Vaice ją wyręczy. Westchnęła ponownie. Teraz, albo nigdy.
    - Muszę ci coś powiedzieć.
    ***

Obiecasz mi, że kiedyś obejrzymy razem gwiazdy ?

Riven otworzył oczy. Uśmiechnął się pod nosem. Przed oczyma stanął mu obraz swojej zmarłej siostry. Zginęła przez Arthura – naukowca, który stworzył defekty. Podniósł się, aby przyjąć pozycję siedzącą, lecz od razu tego pożałował. Okrutny ból przeszył go na wskroś.
    - Nie ruszaj się. - głos Vaice'a ostudził jego myśli.
    - Co się stało ? - zapytał rozkojarzony.
    - Zaatakował cię pewnie jakiś defekt.
    Nagle przed oczami stanęła mu wizja atakującego.
    - Nie. - zaprzeczył Riven. - To był człowiek. - w tym momencie spojrzał na Vaice'a. - Szukał kogoś. Chciał, żebym mu powiedział, gdzie jest wspólnik Arthura.
    ***

    - Że kim jesteś !? - Lily stała jak wryta. Dowiedziała się właśnie okropnej prawdy. - Laurel, powiedz, że żartujesz. - Jednak jasnowłosa nie zaprzeczyła. Wręcz przeciwnie. Potwierdziła to, pokazując świstek papieru, na którym widoczne są wyniki badań nad defektami. Świat Lily nagle upadł. Wszystko stało się szare. Wszelkie dźwięki były dla niej obce, a obecna strefa stała się zbyt ciasna. Za mała.
    - Uciekam przed zastępcą naczelnika straży, który prawdopodobnie przeszukuje teraz każdy możliwy zakątek tego świata. On nie ustąpi, póki nie znajdzie mnie.
    - Więc trzeba jakoś cię ukryć. - słowa blondynki kompletnie zaskoczyły Laurel. Spodziewała się bardziej pogardy, a ni stąd ni zowąd dostaje ofertę pomocy.
    - Lily, - zaczęła.- albo jesteś najbardziej szaloną osobą jaką spotkałam, albo najwyrozumialszą jaką znam. - nie mogła ukryć uśmiechu. Po raz pierwszy, od kilku lat, ktoś chciał jej pomóc.
    - Szczerze powiedziawszy – dodała blondynka. - miałam kiedyś wizję. Widziałam ciebie w niej, jak ratujesz mi życie. Tyle mi wystarcza, żeby wiedzieć, iż jesteś dobrą osobą. Nie mogę cię teraz tak zostawić. - odwzajemniła uśmiech.
    Laurel czuła się jak w niebie. Wreszcie los uśmiechnął się do niej. Miała nareszcie przyjaciółkę od serca.
    - Dziękuję ci. - z trudem powstrzymywała łzy.
    - Jednak Riven nie może się dowiedzieć o twoim pochodzeniu, rozumiesz ? Jest szczególnie wściekły na Arthura, bo ponoć przez niego zginęła jego siostra, Meredith. - Oświadczyła Lily. Jednak teraz Laurel zrobiła się blada i z trudnością przełknęła ślinę.
    - Jak miała na imię jego siostra ? - zapytała, mając nadzieję, że się tylko przesłyszała. Modliła się o to w duchu.
    - Meredith. - odparła z uśmiechem blondynka. - Coś nie tak ? - dodała, widząc zakłopotanie przyjaciółki.
    - Ona nie zginęła. - zaapelowała dramatycznie Laurel. - Ona stała się postacią astralną, którą tylko ja mogę widzieć. Jest tutaj, obok mnie.
    Lily rozszerzyła oczy. Ile jeszcze jej przyjdzie się dowiedzieć ?
    - Czy mogę ją zobaczyć ?
    - Tylko, jeśli posiadasz jakąś rzecz, która do niej należała. Może ona się komunikować z światem za moim pośrednictwem, lub pisząc na kartkach. Wszystko, co tu mówię, co ty mówisz, Ona słyszy i widzi. - w tym momencie z budynku obok wyszedł Vaice.
    - Hej, jak tam pogawędka ? - zapytał z uśmiechem, kierując swój wzrok na Laurel.
    - Wszystko jest już jasne. - odparła szybko Lily. - Musimy ją uchronić. Ona nie zrobiła nic złego, po prostu... miałam taką wizję. Czy moje przepowiednie, kiedykolwiek zawiodły ?
    - No, nie. Ale jak zamierzasz zataić to przed Rivenem ? - tutaj uniósł nieco głos. - Już się obudził, za niedługo powinien przyjść do nas.
    - Obudził się ? - Lily nie zwróciła uwagi na resztę słów, jakie wypowiedział jej brat. Momentalnie ruszyła w kierunku drzwi, jednak Vaice ją zatrzymał.
    - Nie zmieniaj tematu! - powiedział. - Poza tym, Riven wspomniał, że nie zaatakował go defekt, tylko człowiek. - zaapelował. - Czyli pewnie ludzie, goniący Laurel. Oni jej szukają, nie rozumiesz tego !?
    - Zamknij mordę! - odparła blondynka, patrząc na niego z pogardą. - Strasznie się zmieniłeś. - Po tych słowach ruszyła w stronę budynku i weszła do środka, znikając w drzwiach.
    ***
    Lily z prędkością światła wparowała do pomieszczenia, w którym podobno był Riven. Przełknęła ślinę i otworzyła drzwi.
    - Riven ? - zapytała. W pomieszczeniu było okropnie ciemno, mimo faktu, iż było dopiero południe. - Jesteś tu ?- usłyszała nagle dziwny dźwięk kroków. Ktoś tu był. Coś chwyciło ją za ramiona i popchnęło do tyłu. W tym momencie zapaliło się światło.
    - Wystraszona ? - zapytał czarnowłosy z szarmanckim uśmiechem na twarzy.
    - Pewnego pięknego dnia pożałujesz tego. - odwzajemniła uśmiech i wstała z podłogi. - Jak się czujesz ?
    - Bardzo dobrze. Ktoś nieproszony jest w strefie. Mężczyzna, wysoki i na dodatek bardzo silny. - streścił. - I z pewnością nie defekt.
    - Czyli mamy gości. Przygotujmy im miłe powitanie.

    ***
    Laurel błądziła wzrokiem, byleby nie natknąć się na spojrzenie Vaice'a.
    - Czyli, Lily jednak cię zaakceptowała ? - zaczął.
    - Tak. Jestem jej z tego powodu bardzo wdzięczna. - jasnowłosa uśmiechnęła się blado.
    - To jest jest zaleta. Odkąd straciła wspomnienia, sprzed pojawienia się defektów, jest okropnie lekkomyślna. Jednak czasami to jest jej zaletą.
    - A czy ten Riven... on ma siostrę ? - mimo wszystko, Laurel nadal chciała mieć pewność.
    - Miał. Zginęła podczas badań Arthura. Była jego wspólniczką, wiesz ? Za to właśnie Riven nie cierpi Arthura. - dodał Vaice. - Nigdy jeszcze jednak nie widziałem, jakby kłócił się z Lily. Ta dwójka stanowiłaby świetną parę. Z tego co mi wiadomo, siostra Rivena non stop pytała się go, kiedy znajdzie sobie dziewczynę.
    - Urocze. - powiedziała Laurel. Nagle usłyszała szelest.
    - To oni! - zaapelował Vaice i natychmiast pobiegł za dźwiękiem.
    - Są tutaj...

niedziela, 3 sierpnia 2014

Strefa 27 - rozdział 1

~Rozdział 1
~Ta, która zmienia wszystko

Lily mimowolnym krokiem szła w okolicy głównej bramy. Zastanawiała się, jak wyglądają inne strefy. Może jest w nich podobna bieda co u nich ? Nagle spostrzegła coś poruszającego się za bramą. Uśmiechnęła się. Jednak nie był to miły uśmiech. Krzywe ustawienie ust w uśmiechu Lily uważała za swoją charakterystyczną cechę. Za bramą była kobieta, na oko około czterdziestki. Miała kruczoczarne włosy i świecące, czerwone oczy. Oczywiście, to defekt. Blondynka wyciągnęła jeden ze swoich noży i rzuciła w stronę potwora. Defekt jednak uniknął tego ciosu. Kobieta zasyczała dziko i pobiegła jak najdalej od bramy.
    - Zdziczała... - wyszeptała Lily. Nie mogła znieść faktu, że defekty zachowują się jak zwierzęta. Bezmyślne, krwiożercze bestie. Usłyszała kolejny szelest. Obróciła się napięcie i dokładnie rozejrzała.
    - Przesłyszałam się ? - pomyślała. - Niemożliwe...
    Nagle zza drzew wyszła szczupła dziewczyna. Miała bardzo długie, jasnobrązowe włosy i piwne oczy. Lily zmierzyła ją wzrokiem. Miała na sobie podrapane ubrania. Na twarzy również kilka zadrapań.
    - Ktoś ty ? - zapytała blondynka, mając przeczucie, że to wampir. Nieznajoma nie odpowiedziała. - Jeśli jesteś krwiopijcą, to chyba zabłądziłaś tam, gdzie nie powinnaś.
    - Jestem Laurel... - powiedziała w końcu. - Jestem obdarzoną … - Lily uniosła brew do góry i westchnęła.
    - Co tu robisz ? - słowa blondynki były dość chłodne. - Dla twojej wiadomości to strefa 27.
    - Zgubiłam się...
    - A z której strefy jesteś ?
    - Z … wolałabym o tym nie rozmawiać, jeśli to nie problem. - na te słowa brązowowłosej Lily zmarszczyła brwi. Laurel spojrzała na nią.
    - W takim razie możesz zostać tutaj. - Podejrzliwa i sucha mina Lily zmieniła się nagle w przyjazną i radosną. Wyglądała strasznie optymistycznie. - Jeśli nie masz się gdzie podziać, oczywiście.
    - No, ten... em... - Brązowowłosa była nieco zakłopotana. - Dobrze. - ostatecznie wysłowiła się i wysiliła na uśmiech.
    Lily zaprowadziła nowo poznaną towarzyszkę do siedziby głównej. Była to opuszczona altanka, z wielkim stołem na środku. Siedział przy nim oczywiście nie kto inny jak Vaice. Chłopak, brat Lily, o czarnych włosach i równie ciemnych oczach. Miał lekki zarost na twarzy. Kiedy ujrzał brązowowłosą, zmarszczył czoło.
    - Kto to ? - zapytał i wstał od stołu, uśmiechając się przy tym zalotnie.
    - To Laurel. Zgubiła się i chyba nie zamierza wracać do swojej strefy. Zostanie więc z nami. - odparła Lily przewracając oczami. - Nie zwracaj uwagi na jego marne teksty z kategorii „podryw” - zwróciła się do Laurel. - Jest zdesperowanym singlem. I na dodatek zboczonym.
    - Ej! - Zdenerwował się Vaice. - Nie wygaduj o mnie takich rzeczy!
    - Tylko ostrzegam. Chociaż chyba masz rację. - dodała jego siostra. - Twoje teksty są tak beznadziejne, że chyba Laurel nie poszłaby na to, co nie ?
    - Mhm. - brązowowłosa uśmiechnęła się potakując. Czarnowłosy skrzywił twarz w grymasie i przyjrzał się nowo poznanej towarzyszce.
    - Gdzie się tak urządziłaś ? - zapytał. Miał na myśli poszarpane ubrania i okaleczoną twarz.
    - Może walczyła z defektem ? W końcu też jest obdarzoną. - zaapelowała blondynka. - A właściwie, jaki masz dar ? Mój to panowanie nad powietrzem. Czasami pojawiają mi się wizje co do kilku ważnych zdarzeń.
    - Szkoda, że ja czegoś takiego nie mam. Wizje na sprawdzianach w szkole, kurde, nawet nie wiesz jaki byłby ze mnie prymus! - wtrącił Vaice
    - Ja mam beznadziejny dar. - odparła Laurel. - Mogę komunikować się z niektórymi duchami. Nie potrafię dobrze walczyć. Tylko do obrony.
    - Fajno. - dodał czarnowłosy. - Mnie tam się podoba. Jest tu teraz jakiś duch ? - Laurel zacisnęła wargi. Nie chciała ich już okłamywać, ale nie wiedziała, jak zareagują.
    - Jest.
    - A czy może się nam pokazać, lub coś powiedzieć ? - Vaice nie dawał za wygraną.
    - Tylko ja mogę ją widzieć i słyszeć. - odparła dziewczyna.
    - eh, ale co jak co, witaj w strefie 27. - zaapelował czarnowłosy.
    - Fajnie, że będzie tu jeszcze jedna dziewczyna w prawie moim wieku. Ile masz lat ?
    - Osiemnaście.
    - No, rok młodsza, ale to nie robi mi różnicy. Cieszę się, że będę mogła pogadać z kimś normalnym. Nie tylko z tobą i Rivenem. - zaapelowała ponownie Lily, uśmiechając się do Laurel.
    - Jesteś cholernie szczera. - odparł jej brat. - A skoro o Rivenie mowa, wiesz może gdzie on jest ? Miał wrócić z patrolu jakieś półgodziny temu.
    - Nie. - blondynka zmarszczyła brwi. Nieco zmartwiła się sytuacją, że jej najlepszy przyjaciel spóźnia się. Jej serce zaczęło bić szybciej. - Pójdę go poszukać. - dodała szybko i już popędziła w stronę lasu. Miejsca, gdzie Riven ostatnio się kierował.

    Biegła tak szybko, jak tylko pozwalały jej nogi. Znała w tym lesie każde drzewo, każdy pagórek, więc bez problemu poruszała się w nim. Przedzierała się przez gąszcz, mając nadzieję, że szybko znajdzie Rivena.

    Vaice spojrzał na Laurel. Z podziurawionej bluzy wystawał jej jakiś świstek papieru. Czarnowłosy przeszedł koło niej i dyskretnie wyciągnął kartkę. Jednak brązowowłosa nie była ślepa. Szybko zauważyła, co się wydarzyło.
    - Oddaj! To moje! - krzyknęła i próbowała wyrwać świstek z jego ręki. Ale Vaice był za wysoki dla niej. Kiedy skończył czytać, zmarszczył czoło.
    - Ty... - zaczął, rzucając papier na podłogę. - Jesteś wspólniczką tego naukowca!