sobota, 31 stycznia 2015

Strefa 27 - rozdział 21

~Rozdział 21
~To jeszcze nie koniec Waszej roli

Wczorajszej nocy spadł śnieg. Wszędzie było biało. Na korytarzu słychać było donośne kroki. Po dosłownie chwili Jason usłyszał, jak drzwi do jego komnaty się otwierają. Uśmiechnął się pod nosem. Dobrze wiedział, kto to.
    - Zawaliłeś sprawę, - powiedział ponuro, ciągle szczerząc kły. - Marc?
    Brunet stał na progu i z wściekłością spoglądał w przestrzeń. Bał się teraz ujrzeć twarz Starszego wampira. Obok niego stała Doloris, dzięki Bogu. Przy niej Jason był łagodniejszy.
    - Jeszcze nie wszystko stracone. - zaapelował chrypliwie.
    - Czyżby? - Starszy odwrócił się i zaczął lustrować wzrokiem Marc'a. - Winieneś być mi wdzięczny, że zgodziłem się właśnie ją wykorzystać. A teraz plan może nie wypalić. Wiesz dlaczego, prawda? Nie muszę Ci chyba tłumaczyć tego po raz kolejny?
    Młodszy Wampir uklęknął i spuścił wzrok. Był świadomy tego, co może go teraz spotkać.
    - Wybacz. - rzekł.
    - Tym razem Ci daruję. - oświadczył Jason, spoglądając na jeden ze swoich obrazów, wiszących na ścianie. - Gdzie ona jest?
    - W bibliotece. - Marc zmarszczył czoło, słysząc ten głos. Wstał na równe nogi i obejrzał się za siebie. Na parapecie okna siedziała Elizabeth, uśmiechając się uroczo. Brunet szczerze jej nienawidził. Nigdy się o nic nie starała, wszystko przychodziło jej z łatwością, Starszy wampir ją po prostu uwielbiał. Potrafiła kłamać na zawołanie i wiedziała niemal wszystko, co się działo wokół niej.
    - Musimy jej teraz pilnować. - dodała Doloris. - Teraz nie możemy jej straszyć śmiercią jej brata, jeśli odważyłaby się wyjść z budynku. - uzasadniła.
    - Trzeba będzie znaleźć jakiegoś chętnego. Marc, będzie lepiej, jeśli przez jakiś czas będziesz trzymał się od niej z daleka.
    - P-przyjąłem. - Młodszy wampir skarcił się w myślach za to zająknięcie. Chciał wyglądać w oczach Jasona jako zdecydowany i pomocny. Zamiast tego wiedział, że Starszy uwielbia Liz i będzie ją faworyzował. Jest silna, niezależna i mądra. Pomijając fakt, że jest również niewyżytą sadystką. Marc westchnął, po czym udał się w kierunku swojego pokoju.

    ***

    Laurel ucieszyła się, kiedy spadł śnieg. Wyszła na dwór i zaczęła przechadzać się dookoła rezydencji. Uśmiechała się, pomimo ponurej atmosfery panującej nieprzerwanie w mieszkaniu. Od pewnego czasu nie widziała ducha przeszłości. Zaczęła się martwić, że nie zrozumiała jakiegoś jego przekazania i on po prostu czekał, aż ona wykona ruch. Tylko jak? Nie miała zielonego pojęcia, jak się z nim zobaczyć. Nie znała go. Wiedziała jedynie, że ów duch ma na imię Richard. Richard Moon.
    Omal nie upadła, kiedy poczuła uderzenie. Odwróciła się i ujrzała Kena z szerokim uśmiechem na twarzy i śnieżką w ręku. Tym razem uchyliła się przed kolejnym atakiem i szybko ulepiła własną amunicję. Jednak kiedy rzuciła nią w blondyna, ten szybko uciekł. Na chwilę straciła go z oczu, po czym poczuła kolejne uderzenie w tył głowy i wstrząsające jej ciałem zimno. Odwróciła się po raz kolejny, spostrzegając przyjaciela.
    - Nie wykiwasz telepaty. - powiedział, szczerząc zęby.
    - To nie sprawiedliwe! - odparła, zakładając ręce na biodra i udając obrażoną. - Nie używaj mocy do takich celów.

    - Będę z nią robił, co mi się żywnie podoba. - zaśmiał się Ken. - Widziałaś dzisiaj Romea? Jeszcze mu śnieżką nie przyłożyłem.
    - A nie poszedł znowu szukać Lily? - zapytała Laurel, podchodząc do kolegi. Blondyn parsknął śmiechem.
    - Teraz ma większy powód, żeby ją znaleźć.
    - Jesteś strasznie wścibski, wiesz?
    - Gdyby nie ja, Romeo tkwiłby jeszcze w strefie „przyjaciel”. - po tych słowach westchnął i zaczął na nowo kształtować kulkę śniegu w dłoniach. - Pomęczę go jeszcze trochę, a za jakieś kilkanaście lat dam mu spokój.
    - „Kilkanaście”? - spytała jasnowłosa śmiejąc się.
    - Tak... - W tym momencie Ken upadł na ziemię, pod wpływem ogromnej fali śnieżnej, jaka go zaatakowała. Laurel spojrzała w kierunku, z którego nadeszła lawina. Ujrzała Rivena, stojącego w całkiem odśnieżonym miejscu.
    - I Telepata tego nie przewidział... - rzekł obojętnie, podchodząc bliżej. - Nie powinieneś tracić czujności, zwłaszcza, że ja jestem Obdarzonym Ziemi.
    - Ale jak ty śniegiem możesz w takiej sytuacji władać? - zaciekawiła się dziewczyna.
    - To nie śniegiem poruszałem, tylko ziemią. Wyobraź sobie, że zrobiłem z gleby coś na wzór katapulty. - wyjaśnił Czarnowłosy.
    - I oczywiście to ja musiałem oberwać?! - oburzył się Ken. Zaczął strzepywać z siebie resztki śniegu. - Za co?
    - Za żywota. - odparł Riven. - Nie widzieliście może Maddy?
    - A nie zamknęła się w laboratorium lub nie przegląda zapisków Arthura? Ostatnio często zdarza jej się tak robić. - powiedziała Laurel.
    - Nie, szukałem jej tam. Nie ma. Zniknęła. - odpowiedział chłopak.
    - Przez tę historię z Pionkiem popadła w obłęd. - dodał blondyn. - Nie mam pojęcia, jak jej i naszemu naukowcowi chce się przeglądać te grube książki z dnia na dzień. - westchnął.
    Riven spojrzał na niego.
    - Ken, - zaczął powoli. - jesteś Telepatą, prawda?
    - A co? Zaczynasz we mnie wątpić? - chłopak uniósł jedną brew do góry i wykrzywił usta w sztucznym uśmiechu.
    - Potrafisz rozmawiać z ludźmi telepatycznie, prawda?
    - No tak.
    - Dasz radę połączyć się z Lily? - to pytanie mocno zszokowało blondyna. Laurel spoglądała na niego w oczekiwaniu.
    - Może i dałbym radę, ale jak myślisz, dlaczego nie zrobiłem tego wcześniej? - Ken spuścił wzrok i zaczął wpatrywać się w białe podłoże. - Musiałbym znać przybliżone położenie tej osoby. Pierońskie wampiry sprytnie ją ukryły. - ledwo powstrzymał się od zaciśnięcia pięści. - Poza tym, jeśli chciałbym się połączyć z kimś takim jak Lily, trzeba by było naprawdę uważać.
    - Na co? - zainteresowała się Jasnowłosa.
    - Lily potrafi przewidywać przyszłość. Jeśli w trakcie połączenia miałaby wizję, mógłbym zobaczyć to, co ona widzi. W pewnym sensie również miałbym wtedy wizję. Rozumiecie?
    - Teraz tak... - wymamrotał Riven. - W takim razie nie zostaje mi nic innego, jak nadal jej szukać.
    - Znowu idziesz do strefy piętnastej? - Laurel ciągle nie mogła zrozumieć Czarnowłosego. Bezustannie chodził do tego samego miejsca. On nadal nie rozumiał, że wampiry ukryły się i nie da się ich znaleźć, przynajmniej przez dłuższy czas.
    - Mam nadzieję, że uda mi się ponownie natknąć na jednego z tych krwiopijców. Może nawet się ukryję i dowiem się, gdzie jest ich kryjówka. - zaapelował Obdarzony Ziemi.
    - Spotkałeś ostatnio któregoś z nich? - zapytał Ken, marszcząc brwi.
    - Tę małą, Liz. Powiedziała mi coś, co ostatnio chodzi mi po głowie dość często... - na chwilę się zamyślił. Wiedział, że jego towarzysze czekają na odpowiedź. - Powiedziała, że nasza rola jeszcze trwa.

    ***

    Arthur po ostatniej wyprawie do miasta siedział w swoim laboratorium. Siedział i myślał nad tym, co udało mu się odkryć. Za nic nie mógł jednak zrozumieć, o co w tym wszystkim chodzi. Każdy drobniejszy szczegół wydawał się nie mieć sensu.
    - Długo jeszcze zamierzasz tutaj siedzieć, - zaczął siadając na swoim ulubionym obrotowym krześle. - Maddy?
    Brązowooka zaszyła się w kącie z stertą książek. Była okropnie blada, gdyż przez dłuższy czas nie wychodziła na zewnątrz. Spojrzała na naukowca lustrującym spojrzeniem. Jej oczy były zmęczone ciągłym czytaniem, co można było zauważyć z daleka. Włosy dziewczyny stały się dłuższe i sięgały jej teraz do ramion.
    - Dopóki nie znajdę nic przydatnego będę tutaj siedzieć. - odparła sucho. - A co z tobą? Znalazłeś cokolwiek na temat Pionka, albo swojego pierwotnego zadania?
    - Pierwotnego zadania?
    - Chyba nie myślisz, że uwolniliśmy Cię z więzienia z dobroci serca? - zaśmiała się Maddy. - Jako stwórca Defektów masz nam pomóc je unicestwić. Wtedy może oczyścisz się z zarzutów i będziesz wolnym człowiekiem, mogącym swobodnie przechadzać się po ulicach miasta.
    - Na razie pomagam Wam znaleźć ślad tej blondynki. I wychodzi na to, że już wiemy, jak zdjąć z niej ten obowiązek. - rzekł mężczyzna.
    - Mówiłeś mi to już wczoraj. - odparła brązowooka.
    - Jednak jest to dla mnie strasznie niezrozumiałe. W działaniach tych wampirów nie ma nic sensownego, to wszystko jest irracjonalne... - złapał się za głowę, starając się w ten sposób zmusić się do większego myślenia.
    - A niby co w tym jest bezsensownego? Chcą posiąść większą siłę, przywołując Czystokrwistych i tyle.
    - Z pozorów tak to wygląda, ale jeśli przyjrzeć się szczegółom, to sprawy obracają się o sto osiemdziesiąt stopni. - mówił, wpatrując się w pusty punkt. - W księgach jest napisane, że Pionek to Brama, która ma sprowadzić Czystokrwistych. Jednakże sama Brama to coś w rodzaju drzwi. Żeby coś mogło przez nie przejść, trzeba je otworzyć. A żeby je otworzyć, potrzebny jest klucz. Bez klucza można je jedynie zniszczyć, żeby cokolwiek mogło przejść.
    - Czy Ty chcesz powiedzieć, że Pionek musi zginąć?
    - Silne drzwi tak łatwo nie ustąpią. Trzeba je osłabić. A żeby je osłabić, potrzebne jest coś, co równa się ich potędze.
    - Nie rozumiem, co Ty mówisz... - wymamrotała Maddy. Tok myślenia mężczyzny był naprawdę rozbudowany, ciężko za nim nadążyć.
    - Postaram się Ci to wytłumaczyć najprościej, jak tylko potrafię. - zaczął naukowiec. - Bramą jest Pionek. Pionkiem jest osoba, czyli człowiek. Nie pokonasz jej, jeśli jest w pełni sił. Dlatego musisz ją osłabić. Najłatwiej zagrać jej na psychice. Wtedy człowiek jest bezbronny.
    - Teraz w miarę rozumiem, ale skoro oni chcą osłabić Lily, to jak? - Maddy zaczynała się naprawdę obawiać. Jeden z tych wampirów był tym, który zaatakował ich rodzinny dom jedenaście lat temu. Czyżby owym osłabieniem było przywrócenie Lily ich wspomnień z dzieciństwa?
    - Jest jeszcze jedna luka, o której nie możemy zapomnieć. - Arthur wydawał się nie słuchać tego, co mówi do niego Brązowooka. Ciągle tylko rozważał swoje myślenie. - Nie jedna, a może nawet kilka. Wampiry od samego początku były jakieś sztuczne. Skoro mieli kartę przetargową, Gabriela, to dlaczego wcześniej nie zabrali Pionka? Wszystko przecież świadczy, że od samego początku wiedzieli, kto nim jest. No i oczywiście najważniejsze: Lily jest u nich od czterech miesięcy, a nadal nic nie wiadomo. Nikt nie widział Czystokrwistych. Oni ich jeszcze nie przywołali. Dlaczego tak z tym zwlekają?
    - Jak przystało na Światowej sławy Naukowca... - wymruczała Brązowooka. Teraz to wszystko stawało się jaśniejsze. Wampiry pogrywają sobie z nimi od samego początku. Ich plan przejęcia Pionka wydawał się banalny, lecz w rzeczywistości taki nie był. Oni sobie wszystko dokładnie przemyśleli. Pytanie tylko, do czego oni zmierzają?
    - Nie martw się, siostro. - pomyślała Maddy, wyglądając przez okno. - Wyciągnę Cię z tego bagna.

    ***

    I tak oto kończymy rozdział dwudziesty pierwszy. Podobał się Wam?
    Kurovalkyria, nie bój się, twoja ukochana scenka z Rivenem i Lily pojawi się niebawem. ;D
    Pozdrawiam ;)

niedziela, 18 stycznia 2015

Strefa 27 - rozdział 20

~Rozdział 20
~Ten o kilku obliczach


    - Cześć. - Liz wyszczerzyła kły w obrzydliwie słodkim uśmiechu. Riven zmarszczył brwi i podbiegł do niej, lecz wampirzyca momentalnie zniknęła.
    - Pokaż się! - krzyknął chłopak, zaciskając pięści.
    - Ale po co się tak złościsz? - głos Elizabeth dochodził zza jego pleców. Kiedy się odwrócił, przed sobą spostrzegł dziewczynkę. - My tylko brutalnie odebraliśmy ci miłość Twojego życia. Ups, czekaj... - zaśmiała się. Riven zamachnął dłonią, aby uderzyć wampirzycę, lecz ona uniknęła ciosu, odchylając się do tyłu. Czarnowłosy wykorzystał okazję i chwycił ją za kołnierz ubrania i podniósł do góry.
    - Gdzie jest Lily?! - zapytał, starając się nie rzucić Elizabeth o ziemię z jak największym zamachem. Dziewczynka uśmiechała się przebiegle.
    - Wiecie już wystarczająco dużo. - oświadczyła. - Nie potrzebujecie...
    - Gadaj! - potrząsnął nią, coraz bardziej się niecierpliwiąc. - Gdzie jest Lily?!
    - Ech, no niech ci będzie, powiem coś. - dodała obojętnie wampirzyca. - Wasza rola ciągle trwa.

    ***

    Blondynka przechadzała się po korytarzach budynku. Oglądała bogato zdobione wnętrze, które zachwycało ją. Obrazy na ścianach przedstawiały wszelakie sceny historyczne. Na jednym z nich dostrzegła dobrze znaną jej postać. Valentina.
    To przywiało jej wspomnienia. Kiedy całą grupą napotkali Rachel, mieszkankę Przeklętej strefy. Co prawda, wtedy nie wiedzieli, że owa strefa jest fałszywa i ze względu na chorobę Maddy przyjęli ofertę pomocy. Uśmiechnęła się na to wspomnienie. Ciekawe, jak się teraz czują. Bolało ją to, że musiała wtedy odejść. Jednak gdyby nie to, prawdopodobnie wampiry zabiłyby Gabriela. Rudowłosy był jej bardzo bliski. Straciła go ponad pięć lat temu, a potem okazało się, że on żyje...
    - Jestem taka samolubna... - szepnęła, przyciskając dłoń do piersi. Vaice i Maddy również byli mocno związani z Gabrielem. A ona, jak gdyby nigdy nic, poszła sobie z nim do ukrytej kryjówki krwiopijców, żeby Jason go nie zabił ponownie. Przełknęła ślinę. Po chwili dostrzegła, jak jedne z drzwi na korytarzu uchylają się. Stanął w nich Jason oraz jakiś inny, nieznany jej krwiopijca.
    - Co tutaj robisz? - zapytał wampir, podchodząc do niej. - Powinnaś siedzieć u siebie.
    - Szukam Gabriela. - odparła blondynka. Od pewnego czasu mogła z nimi swobodniej rozmawiać. Przyzwyczaiła się do ich obecności.
    - Nie wiem, gdzie on jest. Jak go spotkam, przekażę, że go szukałaś. - zaapelował beznamiętnie Jason. Po chwili wraz z towarzyszem poszedł w głąb korytarza i zajął się rozmową. Lily westchnęła. Jedynie ten krwiopijca był dla niej taki oziębły. Od kiedy tutaj jest, zamieniła z nim tylko kilka zdań. A co było dla niej najdziwniejsze? Nikt nie wspomniał nic o jakimś rytuale, czy Czystokrwistych. Od czterech miesięcy ona po prostu tu mieszka. Nie pozwalają jej wyjść na zewnątrz, ze względu na zbliżającą się zimę. Obdarzona była ubrana tylko w krótkie spodenki i czarną bluzkę na ramiączkach. Te ciuchy zabrała z garderoby Meredith. Kiedy o tym pomyślała, przypomniał jej się Riven. Ściskało ją w gardle za każdym razem, gdy wspominała jego twarz, tamtego dnia. Zdziwiona, rozkojarzona, smutna...
    Miała nadzieję, że wszyscy mają się dobrze. Że nikt z jej powodu aż tak nie cierpi.
    Pobiegła ku wyjściu. Może udałoby się jej wydostać stąd, choćby na kilka minut. W głębi duszy miała nadzieję, że spotka Czarnowłosego. Ile by dała, żeby móc jeszcze raz ujrzeć jego twarz. Tak bardzo tego pragnęła...
    Zatrzymała się jednak obok drzwi jednego z pokoi na niższym piętrze, gdyż usłyszała głos swojego brata. Położyła rękę na klamce i delikatnie przycisnęła. Weszła do środka i spostrzegła Doloris wraz z Marc'iem. Zdziwiła się, gdy spotkała bruneta. Od dłuższego czasu powtarzali jej, że wampir jest na bardzo dalekiej misji. Rozejrzała się po pomieszczeniu i nigdzie nie dostrzegła swojego brata.
    - Gdzie jest Gabriel? - zapytała w końcu, przerywając ciszę. - Słyszałam go. - dodała szybko.
    - Tutaj go nie ma. - odparł krwiopijca szorstko. Lustrował wzrokiem Lily, jakby pierwszy raz w życiu ją widział.
    - Słyszałam go. - powtórzyła blondynka głośniej, podkreślając swoje słowa. - Swoją drogą, co Ty tutaj robisz?
    - Zadajesz za dużo pytań... - westchnął Marc. - Wróciłem i zaraz znowu jadę. Jesteś głodna? - powiedział, wymachując kanapką zawiniętą w folię. - Wziąłem ci po drodze.
    - Dzięki, ale nie chcę. - rzekła zaniepokojona. Miała dziwne przeczucia co do tego wampira. Wydawało się jej, że go skądś zna.
    - Weź na zaś. - rzekł wampir, patrząc jej prosto w oczy. Lily podeszła do niego powoli i wyciągnęła rękę po jedzenie. Zawahała się przez chwilę. Kiedy wreszcie chwyciła kanapkę, przez przypadek dotknęła ręki chłopaka. Szybko wzięła posiłek i wyszła z pomieszczenia.
    Marc przez chwilę stał w osłupieniu. Przełknął ślinę i spojrzał w kierunku milczącej Doloris.
    - Aleś Ty uroczy. - zaśmiała się wampirzyca. - Rumienisz się.
    Chłopak prychnął jej w odpowiedzi.
    - Wyczułem jej pragnienia. - zaapelował krwiopijca ze smutkiem.
    - Powinno cię to nie obchodzić. Powinieneś być bezuczuciowym mordercą. - powiedziała Doloris.
    - Jestem Wampirem i Obdarzonym w jednym. A z moim darem bycie kompletnie obojętnym jest niemal niemożliwe.
    - Dzięki Bogu, ja jestem w pełni krwi wampirem i nie muszę się martwić takimi rzeczami.
    - Mhm...
    - Polubiłeś tę dziewczynę? - zmieniła temat kobieta.
    - Nie bądź niemądra... - odparł Marc, jednak rumieniec na twarzy nieco go zdradził.
    - To twoje zadanie. - dodała wampirzyca. - Utrzymać ją tutaj do pewnego czasu.

    ***

    Lily weszła do swojego pokoju w bazie krwiopijców. Był to zwyczajny, niczym niewyróżniający się pokój. Jednoosobowe łóżko po lewej stronie od drzwi, biurko po prawej, obok drzwi biblioteczka z kilkoma książkami i osobne pomieszczenie z łazienkom. Blondynka uśmiechnęła się. Ściany na korytarzu były pomalowane na czarno, tylko ten pokój był biały. Dziewczyna upadła na łóżko i przytuliła twarz do poduszki. Nie dane jej było poleżeć dłużej, gdyż usłyszała pukanie. Usiadła na łóżku i wymamrotała ciche „Proszę”. Po krótkiej chwili drzwi uchyliły się a w nich stanął Gabriel.
    - Cześć, siostrzyczko. - przywitał się i wszedł do pomieszczenia.
    - Gdzieś ty był? - zapytała szybko Lily. - Szukałam Cię.
    - Wiem. - odparł chłopiec. Podszedł do blondynki i usiadł obok niej na łóżku. Kiedy przez przypadek spojrzał na jej twarz, momentalnie odwrócił wzrok i wpatrywał się w podłogę.
    - Wszystko w porządku? - spytała dziewczyna, kładąc mu rękę na ramieniu. Gabriel drgnął po czym szybko wstał i podszedł do biurka.
    - Lily, - zaczął cicho. - mogę ci zadać jedno pytanie?
    - Oczywiście. O co chodzi?
    - Tęsknisz za Rivenem? - blondynka osłupiała. Jej młodszy brat właśnie zapytał ją o coś, co najbardziej ją smuciło. Spuściła wzrok, starając się pohamować łzy. Czy za nim tęskni? Bardzo. Czy chciałaby go zobaczyć? Jasne. Dlaczego nie uciekła stąd? Ze względu na Gabriela. To uczucie rozbijało ją od środka.
    - Tak, tęsknię za nim. - odpowiedziała po krótkiej chwili ciszy. - Strasznie za nim tęsknię... - jej głos się załamał. Wydawało się, że zaraz zacznie płakać. Jednak ona starała się nie pękać przy swoim najmłodszym bracie. Za wszelką cenę chciała dać mu przykład silnej osoby.
    - Lily, - Gabriel podszedł do niej. - czy jeśli powiem ci coś, coś bardzo ważnego, zostaniesz tutaj? - dziewczyna spojrzała mu w oczy. Jego twarz była smutna, nawet bardzo.
    - Dopóki Ty tutaj jesteś, ja również będę. - uśmiechnęła się szeroko.
    - Ale obiecaj, dobrze? - rzekł głośniej rudowłosy.
    - No niech ci będzie. Obiecuję. - odpowiedziała blondynka.
    - Lubię Cię, Lily...
    - Ja_
    - Nie przerywaj mi! - krzyknął, co zszokowało dziewczynę. - Wolę Ci to mówić w tej formie niż...
    - Formie? - spytała Lily, wstając z łóżka. - O co ci chodzi, Gabriel?
    - Marc. - powiedział chłopiec. - Nie Gabriel. Marc. - w tym momencie jego ciało zaczęło rosnąć, włosy przyciemniały. Oczy również zmieniły kolor. Ubranie urosło razem z nim. Przed nią nie stał już jej mały braciszek, tylko wampir. Brunet spoglądał na nią spod zarzuconych na twarz włosów.
    W tej chwili coś w niej pękło. Ostatnia rzecz, trzymająca jeszcze ją przy życiu wśród krwiopijców. Wampiry nie uratowały Gabriela, ale z jakiegoś powodu o nim wiedziały. Gabriel jest martwy, nie żyje, nie ma go na tym świecie... te wszystkie myśli uderzyły ją w jednej chwili. Były jak cios w policzek. Lily zakryła dłonią usta i zaprzeczała ruchami głowy. To nie Gabriela przytulała. To nie z Gabrielem się śmiała. To Marc, wampir. Wszystko tylko po to, żeby tutaj się znalazła...
    Szybko wybiegła z pokoju i zatrzasnęła za sobą drzwi. Dzięki Bogu, krwiopijca nie pomyślał, żeby za nią biec. Dał jej teraz spokój. Oparła się o ścianę i zsunęła na ziemię, szlochając. Nie było przy niej już nikogo, kto podtrzymałby ją na duchu.
    - Riven... - pomyślała, ale przez to tylko zaczęła bardziej płakać.

    ***

    Riven, Ken i Laurel siedzieli w salonie. Co chwilę wymienili kilka zdań, ale tak to siedzieli w ciszy. Za oknem zaczął prószyć śnieg. Zbliżał się wieczór. W tej chwili do pomieszczenia wparował przemoczony do suchej nitki Arthur. Oczy wszystkich zwróciły się ku niemu w oczekiwaniu.
    - Znalazłem... - wyjąkał. Zrzucił z siebie kurtkę i z ogromną książką podszedł do stołu. Otworzył na jednej ze stron. - Wymagania do bycia Pionkiem.
    - Co nam to da? - wymamrotał Riven, mało zadowolony. Wolałby dowiedzieć się, gdzie jest Lily.
    - Zwłaszcza ty powinieneś się tym zainteresować. - sprostował naukowiec. - „Ostatnia brama do wyzwolenia Czystokrwistych, potocznie nazywana Pionkiem, musi posiadać przede wszystkim Czystą krew, jak nazwa szlachetnych wampirów wskazuje. Czystość, w każdym znaczeniu, musi pozostać w Pionku.”
    - I co z tego? - dopytywał się Czarnowłosy.
    - Z pozostałych książek, których nie pozwolili mi zabrać bez dowodu tożsamości, udało mi się znaleźć kluczową informację, dzięki której zdejmiemy z Lily obowiązek Bramy dla Czystokrwistych. - dodał Arthur. W tym momencie jego wzrok spoczął na Rivenie. - Pionek musi być dziewicą. - na te słowa Czarnowłosy poczerwieniał i wytrzeszczył oczy. Ken parsknął śmiechem, mogąc z powrotem podziwiać zakłopotanie na twarzy chłopaka.
    - Tylko się za bardzo nie napalaj, Romeo. - zaśmiał się blondyn, za co dostał poduszką od Rivena.

    _______________________________
    Hejka :* Co sądzicie o rozdziale? Mnie tam się nawet podoba. Co do Gabriela i Marc'a – ktoś, kto był w zakładce „Bohaterowie” mógł się nieco domyślić, co do tożsamości Gabriela. Czemu? Wystarczy spojrzeć na dar Marc'a. Nie?
    Pozdrawiam :D

sobota, 10 stycznia 2015

Strefa 27 - rozdział 19

~Rozdział 19
~Złe dni, ponowne spotkanie

Piętnasty listopada. Minęły już prawie cztery miesiące, odkąd krwiopijcy zabrali Lily. Na szczęście nikomu się nie stało nic poważnego. Vaice się załamał. Od tamtej pory non stop siedział w pokoju i wychodził tylko coś zjeść, bądź za potrzebą. Maddy przez tydzień płakała. Wiedziała, że prędzej czy później to się wydarzy, dlatego starała się pogodzić z tą myślą. Laurel nie była lepsza. Żałowała, że nie mogła pomóc. Nie dała rady obronić blondynki. Na nic się nie zdała. Arthur jedynie mógł im współczuć. Nie znał Lily na dość dobrze, żeby jakoś zareagować na tę sytuację. Kate wspomagała ich z całego serca. Starała się być przy bracie Lily, gdyż na swój sposób, brakowało jej tego wiecznie chodzącego za nią podrywacza. Ken postanowił nie żartować sobie z Rivena, nazywając go Romeem. Wiedział, że to czarnowłosy najbardziej teraz przeżywał utratę blondynki. Prawie nie jadał, mało cokolwiek robił, cały czas chodził ze spuszczoną głową. Martwił się o nią. Lily nie dawała po sobie znaku życia. Nikt nie mógł być pewien, czy jeszcze żyje.

***

Ken siedział z założonymi rękami w kuchni. Piekielnie się nudził. Odkąd Lily zniknęła, każdy jest zajęty własnymi myślami. Tylko nieliczni jeszcze rozmawiają, nie kłócąc się. Blondyn nagle usłyszał szmer. Na początku pomyślał, że to tylko Arthur. Naukowiec starał się pomóc i dowiedzieć czegoś na temat Czystokrwistych i roli Pionka, dlatego coraz częściej przebywał w bibliotece publicznej. Musiał chodzić zakapturzony, aby nikt nie był w stanie rozpoznać zbiegłego więźnia. Ale to nie Arthur wracał z wyprawy. Ktoś wychodził. Ken natychmiast podniósł się z miejsca i ruszył w kierunku hałasu.

***

Riven w pośpiechu zakładał grubą bluzę z kapturem i buty. Na zewnątrz było okropnie zimno, w końcu listopad. Przeczesał włosy, po czym rozejrzał się. Miał nadzieję, że nikt go nie widział. Odwrócił się w kierunku drzwi i delikatnie nacisnął klamkę.


    - Znowu? - usłyszał dobrze znany mu głos. Westchnął zrezygnowany.
    - Co? Będziecie mi prawić kolejne kazanie? - zapytał, krzywiąc twarz. Był wściekły. Tak się dzieje już od dłuższego czasu.
    - Gdybyś wiecznie nie uciekał, nie musielibyśmy Ci tego wszystkiego tłumaczyć na okrągło. - Kate ponownie podniosła głos. Od zniknięcia Lily przez kilka pierwszych dni każdy szukał blondynki. Jednak nie udało się nikomu trafić na jakikolwiek ślad z jej strony. Jednakże wampiry nie przebudziły jeszcze Czystokrwistych. Gdyby tak się stało, każdy mieszkaniec jakiejkolwiek strefy byłby zagrożony. Wszyscy z całą pewnością by to zauważyli. Czarnowłosy jednak się nie poddał. Nie zaprzestał poszukiwań. Codziennie wymykał się do Strefy piętnastej, gdyż to było główne siedlisko krwiopijców.
    - Dlaczego zrezygnowaliście? - spytał, patrząc na kobietę złowrogim spojrzeniem.
    - Ponieważ to daremne. Na razie robimy, co możemy. - Brązowowłosa starała się mówić spokojnie, żeby nie wszcząć kolejnej kłótni. Z jej punktu widzenia Riven zachowywał się jak dziecko, któremu ktoś ciągle zabierał cukierki. Jednak z drugiej strony, Kate go podziwiała za determinację.
    - A po kiego mi informacje o Czystokrwistych?! - Czarnowłosy jednak nie wytrzymał i zaczął krzyczeć. - Ja wiem tylko jedno, Lily grozi niebezpieczeństwo i wszyscy, zamiast ją ratować, siedzicie bezczynnie na tyłkach i próbujecie się czegoś dowiedzieć!
    - Uspokój się. - powiedziała Kate.
    - Wiecznie tylko spokój i spokój! - prychnął chłopak, odwracając się plecami do brązowowłosej. - Powinniśmy zacząć działać. - dodał, po czym szybko otworzył drzwi i wyszedł pośpiesznie.
    Kate westchnęła. Nie miała siły, żeby się z nim więcej sprzeczać.
    - Riven? - usłyszała. Ken podszedł do niej i patrzył na nią w oczekiwaniu na odpowiedź.
    - Przed chwilą wyszedł. - oświadczyła kobieta, opierając się o ścianę. - Nie idź za nim. Jest obdarzonym ziemi, ale skubany szybko biega. Nie dogonisz go.
    - Ciągle jest zły?
    - Oczywiście. Nie uspokoi się, dopóki nie znajdzie jakiegoś śladu po Lily. - mimowolnie uśmiechnęła się, mówiąc to. Cztery miesiące to dużo. Przynajmniej jak dla niej. Nie mieli dostępu do większości informacji. Jedyne, co było pewne, to fakt, iż Czystokrwiści są niebezpieczni. Maddy wspomniała, że Pionek może być czymś w rodzaju ofiary, żeby móc wybudzić krwiopijców ze snu.
    - Heh, - westchnął blondyn. - głupi Romeo.
    - Pójdę sprawdzić...
    - … co u Vaice'a. - Ken zaśmiał się, spoglądając ukradkiem oka na Kate. - Leć już, bo Ci ucieknie.
    Kate tylko wykrzywiła usta w sztucznym uśmiechu i pobiegła na górę.

    ***

    Laurel siedziała na kanapie w głównym salonie. Wypatrywała wzrokiem Meredith. Duch rudowłosej nie chciał się ostatnio ukazywać. Tak samo jak Richard Moon, tajemniczy mężczyzna z przeszłości. Jasnowłosa nadal nie znalazła odpowiedzi na jego pytania. Dusza astralna nie dawała po sobie żadnego znaku swego bytu. To okropnie wkurzało Laurel. Tak bardzo chciała wiedzieć więcej. Kim był Richard? Dlaczego jej się ukazywał? I co ważniejsze, co planował przez to przekazać? Tyle pytań, lecz odpowiedzi nie ma. Myśl o tym wszystkim przyprawiała dziewczynę o ból głowy.
    - Cześć. - głos Kena wyrwał ją z rozmyślań. Chłopak przysiadł się do niej na kanapie.
    - Hej. - odparła chrypliwie jasnowłosa. - Arthur wrócił?
    - Jeszcze nie. Zamierzam po niego pójść, bo boję się, że Strażnicy mogli go dopaść. - zaapelował blondyn, wzdychając.
    - Mogę iść z Tobą? Strasznie mi się nudzi. - zapytała Laurel, siląc się na uśmiech. Naprawdę to wolała zostać i nadal czekać na jakikolwiek znak od ducha przeszłości, ale myśl o zostaniu samej w rezydencji z pół obecnym duchowo Vaice'm, Kate i Maddy, nie uśmiechała jej się.
    - Nie, - rzekł szybko Ken. - za duże ryzyko. Jeśli okażę się, że Strażnicy naprawdę go złapali, będziesz w niebezpieczeństwie. Nie chcę mi się bronić jeszcze Ciebie.
    - Jestem już dorosła, przestań traktować mnie jak dziecko! - oburzyła się dziewczyna.
    - Laurel, nie umiesz walczyć.
    - Umiem! Sam mnie przecież uczyłeś!
    - To było ponad dwanaście lat temu. - Ken przede wszystkim starał się zachować spokój. Nie zamierzał wywoływać kolejnej kłótni.
    - Będziesz teraz rozpamiętywał przeszłość? - spytała jasnowłosa, wstając z kanapy. - Jak widzisz, pomimo przeciwności losu, ciągle żyje. Dlaczego nie miałabym chociaż spróbować stawić czoła Strażnikom, czy nawet Defektom?
    - Ponieważ jesteś niedoświadczona.
    - To dlaczego nie pozwalasz mi pójść i coś zrobić?
    - Bo nie chcę powtórki z katastrofy! - Ken niemal krzyknął. Wstał z kanapy i stanął twarzą do Laurel, patrząc na nią ostro.
    - O co Ci chodzi? - jasnowłosa nie powstrzymała się od kolejnego pytania. Zmarszczyła czoło, dokładnie obserwując zachowanie kolegi.
    - Mogłaś być teraz na miejscy Meredith! - wymamrotał ze złością blondyn. - Nie zamierzam po raz kolejny wystawiać Cię na takie niebezpieczeństwo. - po tych słowach odwrócił się i wyszedł z pomieszczenia. Pozostawił Laurel kompletnie zdziwioną. Cała sytuacja wydawała jej się nie na miejscu. Mimo wszystko chciała podszkolić się i pomóc innym walczyć. Vaice był człowiekiem i brał udział w tego typu bójkach. Bił się jak obdarzony, którym nie był.
    Chciała się uśmiechnąć na wspomnienie szczęśliwego rodzeństwa. Kiedy Gabriel wrócił, każdy był zadowolony, mimo iż potem został on im zabrany przez wampiry. To rozpamiętywanie przeszłości sprawiło, że przypomniała sobie legendę, o której wspomniał Vaice. Złodziej Darów, który spełni jedno Twoje życzenie, w zamian za to, że porzucisz bycie Obdarzonym. To było absurdalne dla Laurel. Za nic nie chciała oddać swojej mocy. Przywiązała się do niektórych duchów i szkoda by jej było, gdyby nie mogła ponownie porozmawiać z Meredith.

    ***

    Riven wszedł do Strefy Piętnastej. Miał ogromne nadzieje na spotkanie jednego z tej czwórki wampirów, które uprowadziły Lily. Nie chciał zaprzestawać poszukiwań. Zbliżała się zima. Dobry miesiąc temu blondynka obchodziła urodziny. Ciekawiło go, czy ona jeszcze żyje. Nie chciał dopuścić do siebie takiej myśli, ale nie mógł przestać zaprzątać sobie tym głowy.
    - Cześć. - przed jego oczami pojawiła się mała wampirzyca. Elizabeth wyszczerzyła kły w szerokim uśmiechu.

    ______________________________________
    Witajcie! Rozdział nieco krótszy od pozostałych, na dodatek nie specjalnie dużo się w nim dzieje... cóż, on po prostu musiał się pojawić. Zauważyłam, że wywołałam małe zamieszanie jeśli chodzi o zakończenie poprzedniego rozdziału. I faktycznie, mieliście racje, końcowa scena pasuje bardziej tutaj jako początek. Dlatego też usunęłam tamto zakończenie i wstawiłam je tutaj jako rozpoczęcie. Mam nadzieję, że rozdział się spodobał. Do Kurovalkyrii: Moja droga, nie bój się, nie zamierzam powtarzać tego wątku z poprzedniego opowiadania. Wiem, że to całkowicie by zepsuło serię „Strefy 27”.
    Pozdrawiam ;D
    Edit: bpoprawiłam już kolor tekstu, więc da się już wszystko przeczytać :)