~Rozdział 15
~Odrzucony Vaice, kim jest pionek?
Lily po raz
kolejny zmieniła pozycję, próbując zasnąć. Nie mogła uwierzyć,
że wreszcie, od długiego czasu mogła spokojnie położyć się w
ciepłym, przytulnym łóżku bez obaw, że zaraz może zostać
zaatakowana przez defekty, a nie może spać. Ironia losu...
Wstała z łóżka
i przetarła oczy. Była piąta nad ranem. Ten czas, który ona
spędziła na zasypianiu szybko minął. Westchnęła i postanowiła
pójść się napić. Może szklanka ciepłego mleka coś pomoże?
Wątpiła w to, ale nikt nie zabroni spróbować. Zeszła na dół.
Ten dom ma trzy piętra, nie wliczając piwnicy, w której jest
laboratorium. Blondynka wybrała sobie pokój na drugim piętrze.
Weszła powoli do kuchni. Nie wiedziała dlaczego, ale to wzbudziło
w niej nostalgię. Tak, jakby już kiedyś w nocy się zakradała. W
pomieszczeniu było ciemno. Wytężyła wzrok, żeby móc cokolwiek
dostrzec. Kątem oka zauważyła na jednej ze ścian czerwoną plamę,
lecz kiedy tam spojrzała, nic nie spostrzegła. Przełknęła głośno
ślinę, kiedy usłyszała kroki. Chwyciła pierwszy lepszy
przedmiot, który mógł posłużyć jej jako broń i czekała. Cisza
stawała się nie do zniesienia. Co jakiś czas słychać było
stukot. Nie była tu sama. Nagle oślepiło ją jasne światło. Ktoś
zaświecił lampę. Tym kimś, okazał się być Ken.
- Ech, to tylko
ty. - oświadczyła Lily, spoglądając na ręce.
- Czy ty
zamierzałaś rąbnąć włamywacza wałkiem do ciast? - zapytał
blondyn. W dłoniach dziewczyny faktycznie, znajdowała się owa
rzecz. To ją chwyciła, lecz była niemal pewna, że to jakiś
tasak czy coś...
- Skąd miałam
wiedzieć, że będziesz się tu kręcić o piątej nad ranem? -
odparła Lily, na co Ken parsknął śmiechem.
- Nawet nie
wiesz, jak wyglądałaś kiedy włączyłem światło. - zaśmiał
się. - Strzeżcie się wszyscy, oto Pani Wiatru z wałkiem w dłoni!
- Sprawiasz, że
w tej chwili mam ochotę cię walnąć po łbie tym wałkiem! -
zaapelowała blondynka, odkładając przedmiot na blat.
- Cały się
trzęsę. - zażartował chłopak. - Co tutaj robisz tak wcześnie?
- Bronię domu
przed włamywaczami. - odparła Lily sarkastycznie. - Nie mogę
spać.
- Mam zawołać
Niedoszłego Romea, żeby pomógł ci zasnąć? - blondyn zacisnął
zęby, powstrzymując śmiech. Lily poczuła, że robi się cała
czerwona.
- Czemu
„Niedoszły”? - postanowiła szybko zmienić temat, co
niespecjalnie jej wyszło.
- Tajemnica. -
oświadczył Ken. - Idę się przejść. - dodał, wychodząc z
pokoju. Blondynka westchnęła. Była zmęczona. Ale oczywiście,
znając życie, jak wróci do łóżka znowu nie będzie mogła
zasnąć. Zamiast tego postanowiła się czymś zająć. Była
pewna, że nikt nie wstanie tak wcześnie, więc miała pełno czasu
na dosłownie wszystko. Poszła z powrotem na górę, do swojego
pokoju i ubrała się w swój ukochany płaszcz. Szybko przeczesała
włosy i wybiegła z domu do ogrodu. Przechadzała się, oglądając
kwiaty. Niektóre zostały zniszczone poprzez czas, ale większość
zachowała swoje piękno. W ogrodzie było dużo róż i hiacyntów.
Widziała te kwiaty również na zdjęciu z Meredith.
***
Vaice wstał wyjątkowo wcześnie. Dziewiąta rano nie była jego
rutyną, lecz mimo wszystko chciał jak najszybciej pójść do
miasta. Nie mógł usiedzieć dłużej w tej rezydencji. Kilka
kilometrów za nią był las, tam powinna chodzić reszta, znając
ich upodobania do natury. Ubrał się w jeansy i kurtkę, po czym
wyszedł z mieszkania. Postanowił zjeść na mieście. Miał ze sobą
jakieś trzydzieści dolarów, bezproblemowo powinno mu wystarczyć.
Musiał jednak uważać, żeby nikt go nie śledził w drodze
powrotnej. Jeśli straż odkryje Arthura, będzie mogiła.
Wszedł do pierwszego lepszego baru i usiadł w jednym ze stolików.
Obserwował ludzi, będących w tym miejscu. Wywnioskował, że
większość z nich to pijacy, próbujący zatopić smutki w
alkoholu. Niektórzy to po prostu grupy niby twardzieli, na których
trzeba uważać, żeby nie podpaść. Tacy mogą nie być dobrzy w
rozmowie, za to przywalą mocno. Vaice westchnął. Mimo
narastającego problemu z defektami, świat schodzi na psy. W tym
momencie mężczyzna zauważył znajomą mu sylwetkę, wchodzącą do
baru. Brązowe włosy, czekoladowe oczy...
- Cześć Kate. - powiedział, zaskakując przy tym dziewczynę.
- Ranny ptaszek z ciebie. - odparła. - Co tutaj robisz?
- Siedzę. Nie mogę? - zapytał uśmiechając się. Dopiero teraz
spostrzegł, że brązowowłosa jest niczego sobie. Zmierzył ją
wzrokiem.
- Dlaczego gapisz się na mnie, jak ciele na malowane wrota? -
spytała speszona. Dosiadła się jednak do stolika Vaice'a.
- A powiedz, czy twój ojciec był może złodziejem? - zaczął
mężczyzna.
- Bo ukradł i umieścił wszystkie gwiazdy w moich oczach? - Kate
zrobiła znużoną minę. - Zatkało?
Brat Lily nie wiedział, co na to odpowiedzieć. Tekst się nie
udał, co oznaczało, że brązowowłosa jest sprytniejsza, niż
przypuszczał.
- No... - bąknął Vaice.
- Znam typy takie jak ty. - rzekła ponownie Kate.
- Tak? - Mężczyzna uśmiechnął się krzywo.
- Typowy Casanova, podrywacz, który siedzi w związku tylko przez
pierwsze trzy tygodnie, a potem skacze z kwiatka na kolejny kwiatek.
Mam może rację?
- Kurde, - Vaice prychnął śmiechem. Po raz pierwszy przegrywał w
rozmowie z dziewczyną. - a ty co? Feministka?
- A żebyś wiedział, że tak. - odparła brązowowłosa. Brat Lily
uniósł brew, w geście mówiącym „serio?”, po czym ponownie
zmierzył dziewczynę wzrokiem. Ubierała się w krótkie spodenki,
seksowną bluzkę na ramiączkach i szpilki. I oto proszę państwa
jest Feministka.
- Przestań się na mnie gapić. Nienawidzę takich typów, jak ty.
- oświadczyła Kate.
- Nienawidzisz? Dlaczego?
- Już trzy razy tacy ludzie mnie wykorzystali.
- Ale ja nie jestem „takimi ludźmi”. Jestem Vaice. Zwykły
Vaice. Co mam zrobić, żebyś zmieniła o mnie zdanie?
- Dać mi spokój i pomarzyć o czymś realnym. - mina brązowowłosej
spoważniała. W tym momencie wstała i skierowała się do drzwi.
Brat Lily podążył za nią.
***
Lily postanowiła przed śniadaniem przejść się po lesie, który
widziała z okna mieszkania Arthura. Oglądała każde drzewa, każdy
pień, każdą gałązkę... to było dla niej obce, nie móc
rozeznać się w lesie. Po raz pierwszy nie miała zielonego
pojęcia, dokąd zmierza i gdzie trafi. Nagle coś błysnęło jej
przed oczami. Kilkanaście metrów dalej zauważyła czyjąś
sylwetkę. Znała tę postać, i nie zajęło jej długo rozpoznanie
jej.
- Płoń! - usłyszała ten cieniutki, słodki głos. Po chwili
kilka drzew stanęło w ogniu. Blondynka zasłoniła oczy dłonią,
ponieważ blask płomieni oślepiał. Kiedy większość już
zgasła, z powrotem spojrzała w miejsce, w którym wcześniej stała
wampirzyca. Nie było jej tam. Lily usłyszała donośny śmiech
wśród drzew, który dochodził znikąd. Nie mogła określić,
gdzie znajduje się źródło. Dziewczynka także zniknęła.
- A ja wiem, kim jest pionek! - zaśmiała się czarnowłosa, ciągle
ukrywając się wśród drzew. - A ja wiem, kim jest pionek!
Znalazłam pionka! - śpiewała. Śmiała się szaleńczym tonem,
który przerażał blondynkę.
- Gdzie jesteś?! - krzyknęła Lily, rozglądając się wokół. -
Pokaż się!
- Znalazłam pionka, znalazłam pionka! - krzyczała. Blondynka
zrozumiała aluzję.
- W takim razie zdradź mi, - zaczęła. - kim jest pionek?
Po wypowiedzeniu tych słów, jakby znikąd pojawiła się Liz.
Podeszła bliżej.
- Nie wiem. - odrzekła. - Jednak jest prosty sposób, żeby to
sprawdzić. - uśmiechnęła się chytrze.
- J-jaki? - Lily skarciła się w myślach za ten błąd. Nie mogła
jednak spokojnie rozmawiać z wampirzycą. Dziewczynka była
przerażająca, mimo swojego młodego wieku. Na dodatek przeżyła
atak Głuchej Arii Powietrza. Musi być naprawdę potężna, a tamta
walka była tylko jedną czwartą jej umiejętności.
- Pionek służy jako pośrednik, który jest w stanie przyzwać
Czystokrwiste wampiry. - na dźwięk tych słów blondynka zacisnęła
pięści. - Warunek, jaki musi spełniać pionek, to czysta krew.
- Czysta krew? - upewniła się Lily.
- Czysta krew jest wspaniała w smaku. Ludzie, którzy są
szczęśliwi, mają gorzką krew. Pionek jest zazwyczaj smutny.
- Tak więc przykro mi. - przerwała jej blondynka. - Ale żadne z
nas nie spełnia twoich oczekiwań.
- Jesteś pewna? - zapytała Elizabeth. - Czy żadne z was nie
cierpi z powodów rodzinnych?
Lily przez chwilę starała się sobie cokolwiek przypomnieć.
Nie chcesz
zobaczyć siostry?
Na razie wolę
nie wiedzieć, dlaczego mnie zostawiła.
Arthur kochał
Meredith.
Zostawiła
mnie dla faceta.
Blondynka rozszerzyła oczy.
- Pionkiem może być każdy? - spytała, starając się ukryć
przerażenie.
- Zawiodę twoje oczekiwania. To może być tylko kobieta. -
oświadczyła wampirzyca, szczerząc szerzej kły. - Myślałaś, że
to ten gościu? Ten ładny, nie? - dodała, śmiejąc się.
Lily stała prosta jak struna. Musiała być czujna, kiedy przed nią
stoi czarnowłosa. Liz mogłaby ją zaatakować w każdej chwili. Na
dodatek jest cholernie szybka. Gdyby zaczęła się walka, byłby
nie lada problem.
- Wy, zwyczajni obdarzeni, nie jesteście w stanie docenić
metalicznego smaku krwi i nigdy nie odróżnicie słodki rodzaj od
gorzkiego. - zaapelowała czarnowłosa. - Ale ja to mogę sprawdzić.
Nie pamiętasz swojej przeszłości, mam rację?
Blondynka zacisnęła pięści.
***
Vaice wrócił do mieszkania Arthura zasmucony. Wyglądało na to,
że Kate go nie cierpi. Wkurzało go to, ponieważ ona oceniła go
po „typie faceta” jakim jest.
- Vaice, widziałeś Lily? - zapytał Riven, podchodząc do
mężczyzny.
- Nie, nie widziałem jej od rana. - odparł Brat Blondynki
wzdychając.
- Coś się stało? - dodał ponownie czarnowłosy. - Wyglądasz na
przybitego.
- Po raz pierwszy dostałem kosza. - oświadczył Vaice, siadając
na sofie.
Riven wzruszył ramionami i podszedł do siedzącej w kącie Laurel.
- Widziałaś Lily? - zapytał ponownie.
- Szukasz kogoś, Niedoszły Romeo? - Ken wyręczył jasnowłosą w
odpowiedzi. - Tak się składa, że widziałem twoją ukochaną.
- Ukochaną? - Laurel nie mogła się powstrzymać od tego pytania.
- Nie słuchaj go. - odparł czarnowłosy.
- Wychodziła gdzieś rano. Nie mogła spać. Może przez ciebie nie
mogła zasnąć, co? - Blondyn uśmiechnął się szeroko, co
sprawiło, że Riven zarumienił się na jego słowa.
- Pójdę jej poszukać. - zaapelował czarnowłosy, posyłając
Kenowi sarkastyczny uśmieszek, po czym wyszedł z budynku.
- A ja idę za Niedoszłym Romeem. Może być śmiesznie. - dodał
Blondyn, idąc w ślady Rivena.
***
Lily cofnęła się od wampirzycy. Co prawda bała się jej, lecz
była świadoma tego, że nikt nie wie, gdzie ona jest. Nikt nie
usłyszy jej krzyku, nikt nie przyjdzie na ratunek. Czarnowłosa
uśmiechała się cynicznie.
- Boisz się mnie, prawda? Nie chcesz wiedzieć, kim jest pionek? -
zapytała Liz. - Są dwie kandydatki.
- Zgaduję, że nie powiesz mi, które z nas to ten twój pionek? -
zagadnęła Blondynka, przyglądając się oczom czarnowłosej.
- A może powiem? - rzekła wampirzyca. - Jednak sama nie jestem
pewna. Musiałabym sprawdzić to po smaku krwi. - na te słowa Lily
rozszerzyła oczy. Poczuła nagle, że robi jej się słabo. O ile
pamiętała, z lekcji przetrwania swojego brata, wampiry
przemieniają za pomocą trucizny, która jest w ich kłach. Jeżeli
krwiopijca ugryzie w nadgarstek, jest się bezpiecznym, gdyż nie
grozi przemiana. Blondynka westchnęła, chociaż łapanie powietrza
przychodziło jej z trudem.
- Boisz się. - oświadczyła Liz, poszerzając uśmiech. - Podaj mi
rękę. Jeżeli twoja krew jest słodka, jesteś pionkiem. Lecz
jeśli ma gorzki smak, możesz czuć się bezpiecznie.
- Skąd mam wiedzieć, że jeżeli okażę się owym pionkiem, nie
zabierzesz mnie do wampirzej strefy?
- Sprytne pytanie. Ale ja cię nie pytałam o zgodę. Wydałam
polecenie. - ton czarnowłosej spoważniał, tak jak jej mina. Teren
wokół Lily zapłonął ogniem. Blondynka przeraziła się. Znała
siłę wampirzycy i wiedziała dobrze, że w pojedynkę nie da jej
rady. Elizabeth chwyciła jej rękę i wysunęła kły. Lily
próbowała się wyrwać, ale uścisk Liz był silny. Ugryzła.
Blondynka zacisnęła powieki i po chwili poczuła, jak wampirzyca
upada na ziemię. Otworzyła oczy i spostrzegła swojego wybawcę.
- Riven... - szepnęła ledwo słyszalnie. Czarnowłosy podskoczył,
a jako, iż Liz była mała, uderzył ją kolanem, powalając na
ziemię.
- To bolało! - wydukała dziewczynka, po czym zniknęła.
Czarnowłosy podbiegł do Lily.
- Nic ci nie jest? - zapytał z troską w głosie.
- Chyba nic... - odparła Blondynka. Riven podniósł jej rękę,
żeby móc zobaczyć ślad ugryzienia. Lily spojrzała na jego twarz
i udało jej się przechwycić jego spojrzenie. Patrzyli na siebie
przez dłuższą chwilę, a blondynka nie spostrzegła, jak ich
twarze dzieli zaledwie kilka centymetrów.
- Halo?! - usłyszeli nagle. - Niedoszły Romeo, gdzieś ty
zniknął?! - Riven poznał już, kto to był. Lily odskoczyła od
niego jak oparzona, po czym wbiła wzrok w ziemię.
Po chwili ich oczom ukazał się Ken.
- Ups. - podszedł bliżej czarnowłosego. - Romeo, przeszkodziłem
ci w zalotach?
- Nie dożyjesz jutra. Masz to już zagwarantowane. - odparł Riven,
wywołując podejrzliwy uśmiech na twarzy blondyna.
***
Elizabeth szła ciemnym korytarzem. Spieszyła się i nie zdążyła
zatrzymać się na krótkie „cześć” ze strony Dolly. Stanęła
przed ogromnymi drzwiami, po czym pchnęła je ostrożnie. W pokoju
zastała Jasona wraz z Marc'iem. W pomieszczeniu było pełno
bibelotów, między innymi skór zwierząt.
- O co chodzi, Liz? - zapytał wampir, spoglądając na czarnowłosą.
Dziewczynka uśmiechnęła się szeroko, szczerząc kły, na których
pozostał ślad krwi.
- Znalazłam pionka.
_________________________________________________________________________________
_________________________________________________________________________________
Witam :D No, ten rozdział zdecydowanie lepiej mi się pisało, niż
poprzedni. Myślę, że w następnym (niestety) nie pojawi się Liz,
lecz powinien się on wam spodobać (^^)
FryzuSS, Ty lubisz opisywać, ja wolę tworzyć dialogi, ale się
dopełniamy :P Kurovalkyria, specjalnie dla ciebie "romantyczne spojrzenie" między Lily a Rivenem :D Pozdrawiam wszystkich ;)