~Rozdział 23
~Sprytny plan, powód i ponowne
spotkanie
Lily przechadzała
się korytarzem po budynku. Uważnie oglądała obrazy i
zapamiętywała drogę, jaką przebyła. Do tej pory polegała na
Gabrielu. Spuściła głowę na wspomnienie o bracie. O jej zmarłym
bracie...
-
On umarł ponad pięć lat temu. Pogodziłaś się już z jego
śmiercią, idiotko. - skarciła
się w myślach. Nie potrafiła przestać o tym myśleć. Po głowie
chodziły jej wspomnienia z fałszywym Gabrielem. Jakim cudem on
mógł wydawać się jej ta wiarygodny?! Wiedział o niemalże
wszystkim. Nawet o starych historyjkach Vaice'a, na temat Złodzieja
Darów.
Kątem oka zauważyła, że przechodzi obok biblioteki. Zwykła
przychodzić tutaj, kiedy jej się strasznie nudziło. Jednakże w
tym miejscu mało było książek o tematyce, która ją
interesowała. Głównie dominowały tutaj historia i legendy. Lecz
nigdy wcześniej nie zastanawiała się, czy znajdzie tutaj coś na
temat Pionka i Czystokrwistych. Wampiry nie powinny być na tyle
głupie, żeby trzymać takie rzeczy w zwyczajnej bibliotece, do
której ona miałaby dostęp, więc nigdy specjalnie się tym nie
interesowała. Stanęła przed drzwiami i położyła dłoń na
klamce. Wahała się przed wejściem do środka. Co się stanie,
jeśli natknie się na jakiegoś krwiopijcę? Będzie ją wypytywał.
Miała szczerze dość ich wszystkich. Nabrała powietrza i
delikatnie nacisnęła klamkę.
Kiedy znalazła się w środku, od razu poczuła zapach książek.
Żałowała tylko, że większość z nich jest stara i poniszczona.
Jak to w bibliotece było kilka półek, na których oczywiście
znajdowały się księgi. W kątach nieruchomo stało kilka stolików
krzesłami. Na podłodze leżało wiele dywanów o zmyślnych
wzorach, a każdy był do każdego zbliżony kolorystycznie, dzięki
czemu wystrój wydawał się bardzo spokojny, gdyby nie rażący
pomarańcz na ścianach.
Lily
podeszła do jednej z półek i przejechała palcem po rzędzie
książek. Przymknęła oczy i wybrała jedną z nich. Tom, który
trzymała w ręce nosił tytuł „Czysta siła”.
Od razu skojarzyła to z Czystokrwistymi. Rozejrzała się po
pomieszczeniu, szukając wzrokiem jakiegoś wampira. Nikogo nie
było, całe szczęście. Dziewczyna podeszła do najbliższego
stolika, usiadła i otworzyła książkę na pierwszej lepszej
stronie. Zmarszczyła brwi, czytając. Zesztywniała, kiedy natknęła
się na interesujący ją fragment.
„Brama
rozlewu krwi wymaga. W dniu odpowiednim,
Pionka
włosy i oczy złote się staną. One moc jego wyzwolą.
Wnet
klucz będzie potrzebny do otwarcia wrót.
Kluczem
i Bramą są związane krwią dusze.
Aby
wyzwolić ich moc trzeba...”
- Wydaję mi się, że nie powinnaś się interesować czymś takim.
- momentalnie zerwała się z miejsca i obejrzała, słysząc ten
głos. Jason spoglądał na nią z wrogą miną. Szybko przybrała
pokerową twarz i popatrzyła na niego wilkiem. Nie chciała
pokazywać, jak bardzo się go boi. Większość wampirów tutaj się
go słuchała, nawet ta mała Liz. Z tego Lily wywnioskowała, że
jego moc może być silniejsza od reszty gromadki. W gardle czuła
gulę, która denerwowała ją. Chciała coś powiedzieć, lecz
spodziewała się, że jej głos będzie się urywał. Wiedziała
to.
- Po co ci to? - zapytał krwiopijca. Zmierzył ją wzrokiem,
czekając na odpowiedź. Sposób, w jaki na niego patrzyła, wydał
mu się nietypowy. Uśmiechnął się do siebie. Pogardzała nim, co
go bardzo cieszyło. - Mogłabyś zabić wzrokiem, wiesz? - zaśmiał
się.
- C-co ci do tego? - odparła obdarzona. Skarciła się za to w
myślach. Nie zauważyła nawet, kiedy wstrzymała oddech, gapiąc
się na wampira.
- Jednakże – zaczął Jason. - nie tylko oczy mówią o tym, co
teraz czujesz. Może i czai się w nich chęć morderstwa, ale sama
spójrz. - wskazał palcem w dół. - Twoje nogi drżą.
Lily rozszerzyła oczy. Miał rację. Momentalnie postarała się
uspokoić. Wyrównała oddech i stanęła prosto. Spojrzała twardo
na krwiopijcę.
- Jeśli masz jakąś sprawę do mnie, pospiesz się i mi ją
powiedz. - była z siebie dumna za tę kwestię. Nie jąkała się,
oraz nie drżała. Dla niej to ogromny wyczyn.
- Nie wtykaj nosa tam, gdzie nie powinnaś. - rzekł Jason,
pochylając się ku niej. Z bliska wyglądał bardziej przerażająco.
Wampir wyminął ją i zabrał ze stolika książkę. Dziewczyna
zacisnęła pięść. Nigdy nie była tak ciekawa zakończenia.
Gdyby tylko doczytała ostatnie zdanie...
Rozejrzała się po pomieszczeniu i zorientowała, że krwiopijca
poszedł sobie. Wypuściła ze świstem powietrze i ponownie poszła
w stronę półki, na której była ta książka. Znowu przejechała
dłonią po tomach i wyciągnęła losowo jeden. Nie miała tytułu,
księga po prostu była czerwona. Nic więcej jej nie zdobiło.
Żadnych wzorów, żadnych napisów na okładce, nic. Lily
postanowiła nie popełniać ponownie tego błędu i zasiadać do
stolika. Skuliła się w kącie w cieniu dwóch półek. Otworzyła
książkę i zaczęła czytać.
***
Jason wszedł do swojego pokoju, w którym znajdowała się Liz i
Marc. Trzymał w dłoni książkę z biblioteki.
- Coś nie tak? - zaciekawiła się Elizabeth. - Wyglądasz na
nieźle wkurzonego.
Wampir nie odpowiedział na jej pytanie. Spojrzał na swoich
podwładnych wilczym wzrokiem i zmarszczył brwi.
- Liz, - zaczął najbardziej władczym tonem, na jaki go było
stać. - spal to. - dziewczynka była zaskoczona. Jednak dosłownie
po kilku sekundach wzięła do ręki tom i wykonała rozkaz. Po
krótkiej chwili książka zamieniła się w popiół.
- Czyżby nasza zdobycz zainteresowała się literaturą? - spytała
wampirzyca.
- Niestety, muszę Cię jeszcze o coś prosić, Elizabeth. Tak samo
Ciebie, Marc. - na słowa starszego wampira każdy spoważniał.
Rzadko się zdarzało, żeby Jason mówił do małej krwiopijczyni
pełnym imieniem. Jak to sobie dziewczynka zastrzegała, nie lubi
tego. Każe siebie nazywać po prostu Liz.
- O co znowu chodzi? - zapytał Młodszy wampir.
- Dzisiaj większość wampirów wychodzi na polowanie. - zaczął
Jason. - Chcę, abyście Wy tutaj zostali i pilnowali dziewczyny.
Jeśli się Wam uda ją zatrzymać, hojnie Was wynagrodzę.
Elizabeth uśmiechnęła się na słowa starszego. Uwielbiała tego
typu zadania. Dla niej to była łatwa nagroda.
Wampirzyca bez wahania pokiwała głową na znak przyjęcia rozkazu.
Marc jednakże zaczął głębiej myśleć. Dlaczego Jason mu ufa po
tym, co zrobił ostatnio?
- Nie spieprz tego tym razem. - Wampir był teraz pewny, że starszy
zwraca się do niego. Wyszczerzył kły w brzydkim uśmiechu i
posłał Jasonowi pewne siebie spojrzenie. Wiedział, że ten daje
mu drugą szansę. Ślepo mu wierzy.
***
Lily mimo skupienia, jakie włożyła w przeczytanie tej grubej,
czerwonej księgi nie potrafiła nic zrozumieć. Słowa były pisane
w starodawnym języku i na dodatek zaszyfrowanym. Dziewczyna
westchnęła, odkładając książkę na jej prawowite miejsce. Po
tym postanowiła udać się do swojego pokoju. Za niedługo
nadejdzie zmierzch, czyli chwila, w której ucieknie. To będzie jej
jedyna szansa. Wampiry pójdą na polowanie.
- Hej, tęskniłaś? - usłyszała nagle znany jej głos.
Nienawidziła osoby, do której należał ten niezmiernie słodki
dźwięk.
- Oczywiście, że nie. - odpowiedziała blondynka, spoglądając na
Elizabeth złowrogim spojrzeniem. Gdyby mogła, udusiłaby tę
wampirzycę już dawno. Jednakże pierwsza próba poszła na marne,
głucha aria nie działała na tą małą. Lecz Lily była również
świadoma, że dopóty dopóki jest Pionkiem, krwiopijcy nic nie
mogą jej zrobić, łącznie z Liz.
- A szkoda. Bo wiesz, zostajemy z Tobą dziś wieczorem. -
Dziewczynka nie ukrywała niczego. Ciężko ją rozgryźć, mówi
wszystko, co jej przyjdzie na język, jest szczera do bólu. Nie
posiada żadnych słabych punktów. Taki jest wynik obserwacji
młodej wampirzycy przez Lily. W skrócie, Elizabeth jest niemal
niepokonana.
- Mało mnie to obchodzi. W końcu ciągle mnie pilnujecie, czyż
nie? - rzekła obdarzona. Już się nauczyła, że nie może
pokazywać strachu ani innych tego typu emocji przy wampirach. Musi
być silna.
- Faktycznie. To tak tylko, żebyś niczego nie próbowała, jasne?
- upewniła się Liz. Uśmiech na chwilę zszedł jej z twarzy i
przez dosłownie moment wyglądała śmiertelnie poważnie, co
przeraziło Lily.
- Mhm... - wymamrotała w odpowiedzi. Mimo wszystko wiedziała, że
takie coś może się jej przydarzyć. Dlatego już od pewnego czasu
planowała ucieczkę. Nie zamierzała walczyć z Liz, gdyż to
byłoby popchnięcie się ku śmierci. Elizabeth odwróciła się i
wyszła z pomieszczenia. Jej kroki były dumne, jakby ktoś przed
chwilą dał jej ogromny powód do radości.
***
Jason siedział na krześle w swoim pokoju. Wpatrywał się w ścianę
i rozmyślał. Jego plan był perfekcyjny, tak uważał. Nie miał
żadnej luki, zero niedopowiedzeń, nic nie mogło pójść źle.
Jednakże brakowało mu czegoś ważnego. Każdy detal potrzebował
powodu. Wampiry chciały przywołać Czystokrwistych – to im
dodawało otuchy. Lecz jest jedna rzecz, która nadal nie dawała mu
spokoju. W tym momencie w jego pokoju pojawiła się zakapturzona
postać. Uśmiechnął się na jej widok. Dziewczyna była
zdesperowana, żeby do nich dołączyć. Chciała być tym, czym
była jej dawna kompanka. Dlatego dla nich pracowała.
- Pionek nadal jest uśpiony. - poinformowała go. Na te słowa
zacisnął pięści. To, co zrobił to tego czasu najwidoczniej nie
wystarczyło. Żeby wykonać dalszy krok, potrzebuje powodu,
kolejnego wyjaśnienia, żeby nie naprowadzić na prawdziwy trop
kompanów tej blondyny. Nie mogą się domyślić prawdy... Jedyny
prawdziwy problem stanowił ten naukowiec.
- Możesz odejść. - zaapelował Jason. Po jego słowach postać
momentalnie zniknęła. W tym samym momencie do pokoju weszła
Elizabeth. Starszy wampir wkurzył się. Nikt dzisiaj nie dawał mu
spokoju.
- Potrzebujesz czegoś, Liz? - zapytał najbardziej potulnym tonem.
Nie chciał, żeby mu puściły nerwy.
- Właściwie to nie. Coś Cię trapi? - rzekła wampirzyca,
spoglądając na starszego z oczekiwaniem. - Mam ci może w czymś
pomóc? - dodała spokojnie.
- W sumie... - zamyślił się Jason. - Jako jedyna z Naszej czwórki
znasz moje prawdziwe zamiary i prawdziwą formę Naszego planu.
Musisz stworzyć mi sytuację, w której Klucz w końcu zacznie
działać. - uśmiechnął się cynicznie i popatrzył na nią
znacząco.
- Dotychczasowe środki nie podziałały? - upewniła się młoda.
- Najwidoczniej nie. - odparł Starszy wampir.
Dziewczynka uśmiechnęła się szeroko, pokazując kły.
- Chyba już mam pewien pomysł.
***
Zbliżał się wieczór. Riven spojrzał na nocne niebo. W zimie
wszystko wyglądało niemalże szaro. Uwielbiał ta porę roku.
Mimo, że jest zimno i wietrznie, on kochał takie warunki. Łatwiej
się ukryć w nocy. Zadrżał z zimna. Zaczął pocierać dłońmi,
byleby tylko się ogrzać. Cały dzień chodził po strefie
piętnastej. Ludzie tutaj zaczęli już go kojarzyć. Starsze
kobiety mówiły o nim jak o facet, który nie potrafi się
ciepło ubrać. Uważał to za prawdę. Miał na sobie tylko
cienką kurtkę, pod nią swoją ukochaną bluzę i koszulkę oraz
zwyczajne spodnie jeansowe. Nic dziwnego, że tak go kojarzą.
Westchnął i włożył ręce do kieszeni. Jego dłoń natknęła
się na małe zawiniątko, które od pewnego czasu trzymał w
kurtce. Spojrzał w kierunku lasu. Jedna trzecia tamtego terenu
znajduje się jeszcze w Strefie piętnastej, lecz pozostała część
to zagadka. Można tam było spotkać Defekty oraz wampiry. Jednakże
wytwory nieudanego eksperymentu Arthura nie atakował żadnego
krwiopijcy. Bali się ich, bardziej niż obdarzonych. To stanowiło
odwieczną zagadkę dla reszty ekipy Rivena. Może powodem był
fakt, że i Defekty i Wampiry to krwiożercze bestie. Chłopak
ruszył szybkim krokiem w stronę otwartej części lasu. Cały
teren w strefie piętnastej już został przez niego przeszukany.
Pozostała tylko tamta część. Tam musi znajdować się Lily. Z
całą pewnością.
***
Wieczorem Lily jak sama sobie obiecywała – wcieliła swój plan
ucieczki w życie. W swoim pokoju pod kołdrą ustawiła kilka
poduszek, żeby było widać, że niby śpi. Wampiry jakieś
dziesięć minut temu wyruszyły na polowanie, więc poza Liz i
Marc'iem była sama. Otworzyła okno i spojrzała w dół. Na oko od
ziemi dzieliło ją jakieś jedenaście metrów. Westchnęła cicho,
wypuszczając powietrze ze świstem. Powoli weszła na parapet i
momentalnie poczuła, jak bardzo jest jej zimno. Oczywiście od
czterech miesięcy miała na sobie te same ubrania, które wzięła
z posiadłości Arthura, czyli czarną bluzkę na ramiączkach i
krótkie spodenki. Wzięła ze sobą koc, którym się okryła.
Dawało jej to mały kamuflaż i odrobinę ciepła. Największym
problemem były jej trampki. Szybko przemokną od śniegu. Tego była
pewna.
Skupiła całą swoją uwagę na prądach powietrza, które krążyły
wokół niej. Skoro jest obdarzoną o takiej zdolności, postanowiła
to wykorzystać. Spokojnie usiadła na parapecie i zsunęła się w
dół. Wstrzymała oddech, kiedy jej ciało powili spadało na
ziemię. Było jej strasznie zimno. Dzięki magi powietrza udało
jej się kontrolować upadek i wylądować bezszelestnie i
bezpiecznie na nogach. Owinęła się szczelniej kocem i ruszyła
naprzód. Uśmiechnęła się do siebie. Pierwszy punkt jej się
udał, ale to kwestia czasu, nim wampiry ją zauważą. Możliwe, że
już tak się stało. W tym momencie musi się pospieszyć. Im dalej
znajdzie się od budynku, tym ma większe szanse uciec. Pewnym
krokiem ruszyła przed siebie. Zaczęła biec, żeby jak najszybciej
zniknąć z pola widzenia krwiopijców, którzy mieli jej pilnować.
Zacisnęła zęby, kiedy poczuła śnieg na gołych kostkach. Było
cholernie zimno.
***
Elizabeth siedziała w pokoju Jasona i oglądała krajobraz za
oknem. Kiedy zobaczyła poruszający się punkt, zaczęła się
śmiać. Jej śmiech odbijał się echem od ścian pomieszczenia, do
mogło doprowadzić normalnego człowieka do obłędu. Szybko wstała
z fotela i ruszyła na korytarz. Tak jak oczekiwała, momentalnie
udało jej się znaleźć swojego kompana.
- Marc, - zaczęła mówić z szerokim uśmiechem. - czy wiesz, że
Pionek właśnie ucieka?
- Że co? - wampir wydawał się być zaskoczony, co dało odpowiedź
młodej.
- Idź po nią. Masz ją tu sprowadzić z powrotem. - jej ton
przybrał podobną barwę do głosu Starszego.
- Dlaczego tylko ja? Tobie również kazano ją strzec.
- Ale to nie ja nagrabiłam sobie u Jasona, co nie? Jeśli ponownie
chcesz się wdać w jego łaski, idź. Chyba się domyślasz, dokąd
ona zmierza, czyż nie?
Marc pokiwał głową na znak zrozumienia. Szybko wyminął
Elizabeth i poszedł ku wyjściu z budynku. Dziewczynka jeszcze
długo stała w korytarzu i uśmiechała się do siebie. Kiedy
spojrzała w kierunku, w którym udał się jej kompan, już go tam
nie było. Wampirzyca zaczęła się śmiać. Zaczęła być z
siebie dumna. Wszystko się układało tak, jak ona tego chciała.
Mogła poruszać każdym, niczym marionetką. To jej się bardzo
podobało.
***
Lily biegła co sił. Nogi ją bolały od zimna, niemal zaczęła
tracić czucie w stopach. Ledwo co mogła dostrzec w tak gęstym
lesie, a późna pora nie ułatwiała jej zadania.
Obejrzała się za siebie. Nie mogła dostrzec budynku, w którym ją
przetrzymywały wampiry. Była pewna, że krwiopijcy użyli
jakiegoś czaru, który chronił ich przed wzrokiem wścibskich
ludzi. W końcu, gdyby tak nie było, jej kompani znaleźliby tę
bazę i zrobili niezłą destrukcję, żeby ją odzyskać.
Uśmiechnęła się na myśl o tym. Jeśli jej się uda, zobaczy się
z przyjaciółmi, których nie widziała prawie cztery miesiące.
Zbliżał się grudzień. Tak długo ich nie widziała. Wspominanie
ich dodawało jej otuchy, żeby dalej kroczyć. Jedyne, czego się
bała, to ponowne spotkanie z Rivenem. Tak bardzo za nim tęskniła,
jednak to ona zgodziła się bezmyślnie pójść za wampirami i to
na jego oczach. Ciekawa była, czy jest przez to na nią zły... a
może równie jak ona tęskni? Może jej szuka, albo czeka przed
drzwiami? Nie wiedziała. Niczego nie mogła być pewna.
Nagle czyjaś sylwetka zabłysła jej przed oczyma. Przerwała swoje
rozmyślania i przyspieszyła bieg. Bała się, że to może któryś
z wampirów odkrył jej nieobecność. Nogi plątały się jej i co
chwila potykała się o korzenie drzew. Mimo wszystko czuła, że
ktoś za nią biegnie. Słyszała kroki.
- Zostaw mnie! - krzyknęła wreszcie. Starała się, żeby jej głos
zabrzmiał pewnie i nie okazywał strachu, jaki w tej chwili czuła.
Jednakże zdyszana nie panowała nad swoją barwą głosu i nie
mogła określić, jak to było słychać.
- Lily! - ten głos rozdarł jej wszelkie wątpliwości. Stanęła
na chwilę i nabrała większej ilości powietrza. Obróciła się
powoli i spojrzała na tajemniczą sylwetkę. Poczuła dziwny smak w
ustach, łzy napływały jej do oczu. Zaczęła się bać, że to
tylko jej fantazja płata jej figle. Jednakże widziała, że przed
nią stoi Riven. Mogła go dostrzec w tej ciemności. Wszędzie by
go rozpoznała. Podeszła do niego powoli i ostrożnie, jakby miał
zaraz zniknąć. Jednakże kiedy znalazła się bliżej, zaczęła
lustrować go wzrokiem. Uśmiechnął się do niej i wyciągnął
rękę, którą ona szybko chwyciła. Była teraz kilka centymetrów
od ukochanego. Niespodziewanie uderzyła go z całej siły pięścią
w brzuch. Chłopak skulił się i odsunął od dziewczyny.
- Lily... - zaczął słabym głosem.
- Nie udawaj. Mam już dość twoich gierek, - powiedziała pewna
siebie. - Marc.
Chłopak przez chwilę wydawał się być zaskoczony, ale potem
wyprostował się i przemienił. Przed nią nie stał Riven, tylko
wampir.
- Skąd wiedziałaś? - zapytał krwiopijca, spoglądając na nią
przenikliwie.
- Riven szybciej biega. Bez problemu by mnie dogonił, więc
niepotrzebnie udawałeś wolniejszego. Poza tym, kiedy się
uśmiechnąłeś, widziałam kły. On by prędzej umarł niż stał
się jednym z Was. - głos dziewczyny był drwiący. Marc podszedł
do niej i chwycił za ramię. Koc, którym się do tej pory owijała,
upadł na ziemię.
- Wracasz ze mną. - rozkazał i szarpnął nią.
- Nie! - spróbowała się wyrwać, ale uścisk wampira był za
silny. - Nigdzie z Tobą nie idę, wracam do domu!
- Obiecałaś mi... - zaczął Marc, jednakże przerwał, jakby
dalsza część zdania drażniła jego gardło.
- Co niby ci obiecywałam?! - wykrzyczała Lily, mając cichą
nadzieję, że ktoś ją usłyszy. Ktokolwiek.
- Obiecałaś mi, że pomimo okrutnej prawdy zostaniesz ze mną. -
powiedział w końcu krwiopijca. Coś jej zaświtało w głowie. W
dniu, w którym Marc ukazał jej prawdę, prosił ją o pozostanie w
bazie.
Lily zacisnęła zęby i spoliczkowała chłopaka, żeby ją puścił.
Specjalnie zgięła palce przy uderzeniu, żeby go zadrapać. Na
chwilę jego uścisk stał się swobodniejszy, więc blondynka
wykorzystała okazję i wyrwała się. Wampir jednak nie ustąpił i
drugą dłonią uchwycił ramię Lily, po czym z całej siły kopnął
ją w brzuch. Dziewczyna krzyknęła z bólu i skuliła się.
Upadłaby na ziemię, gdyby nie silna ręka krwiopijcy, trzymająca
ją za ramię.
- Obiecywałam to Gabrielowi, nie Tobie! - wysyczała przez
zaciśnięte zęby. Włożyła w te słowa najwięcej jadu, na ile
było ją stać.
- Mimo wszystko wracasz do bazy ze mną, czy tego chcesz, czy... - w
tym momencie Marc przerwał. Lily spojrzała na niego. Poluźnił
uścisk, a po chwili puścił całkowicie jej ramię, po czym upadł
nieprzytomny na ziemię. Obdarzona patrzyła na niego jakby
zobaczyła ducha. Była zaskoczona. W miejscu, gdzie wcześniej stał
wampir, teraz znajdowała się inna osoba. Teraz była pewna, że
przed nią był prawdziwy Riven. Wstała z ziemi i zlustrowała
chłopaka wzrokiem. On natomiast patrzył na nieprzytomnego
krwiopijcę morderczym spojrzeniem. Lecz po chwili ich oczy się
spotkały. Lily podeszła do niego bliżej. Wiedziała, że to
prawdziwy on. Usłyszał ją i przybiegł tutaj. Tak bardzo się
cieszyła z tego powodu. Powoli wyciągnęła rękę i objęła nią
jego twarz, żeby przekonać się, czy to nie kolejna iluzja, czy
zmyłka. Pogładziła go po policzku, grzejąc dłoń jego ciepłem.
Oddychał ciężej, gdyż dosłownie chwilę temu do niej biegł.
Poruszył się gwałtownie, przez co Lily się wzdrygnęła.
Podszedł do niej i przytulił, chowając jej twarz w swoich
ramionach. Dziewczyna objęła go i wtuliła się.
- Wreszcie Cię znalazłem... - wyszeptał łagodnie Riven. - Nawet
nie wiesz, jak za Tobą tęskniłem.
______________________________________________
Udało się! Skończyłam ten rozdział! Nie wiem jak Wy, ale ja
jestem z siebie dumna, że tak sobie stwierdzę nieskromnie...
Wiem, że może wdało mi się tutaj kilka powtórzeń, później je
sprawdzę, lecz na razie rozdział prezentuje się tak. Wzięłam
sobie do serca wasze rady na temat opisywania bohaterów jako
„Blondwłosych”. Dlatego tutaj jest ich bardzo mało, może
nawet wcale. Ech, nawet nie wiecie, ile się przy tym musiałam
skupić. Siła przyzwyczajenia utrudniała mi to zadanie. Jeśli u
kogoś mam jakąś zaległość, postaram się jeszcze dzisiaj –
ewentualnie jutro – ją nadrobić, więc proszę nie krzyczeć, że
o kimś zapomniałam.
Mam teraz ferie, więc mam również więcej czasu ^^ No, prawie...
Pozdrawiam wszystkich i życzę miłego dnia! Tia, nie mam już co
życzyć, po przecież miłych ferii Wam nie pożyczę, bo wiem, że
innym się one skończyły... Pozdrawiam jeszcze raz! :P