~Rozdział 18
~Okrutny los, niesprawiedliwy układ
-
Gabriel... - wymamrotała Maddy, nie mogąc uwierzyć własnym
oczom. Od tylu lat żyła myśląc, że jej mały braciszek jest
martwy.
-
Cześć, siostrzyczko. - powiedział uśmiechnięty chłopiec. Jego
włosy były rude, oczy natomiast niebieskie. Miał ten wzrok po
Lily. Pocieszający, pełen dobrej energii.
-
Możemy zawrzeć układ. - zaapelował wampir. - Idąc z nami,
będziesz blisko brata. Taki warunek chyba ci wystarczy? - dodał,
spoglądając obojętnie na Blondynkę.
-
Chyba Wam na mózg padło. - odezwał się Riven. - Nie ma... -
przerwał, gdyż Liz podbiegła do niego w szaleńczo szybkim
tempie, ze swoim psychicznym uśmieszkiem i ogniem w dłoni. W tej
chwili naprawdę się jej wystraszył. Jeden niewłaściwy ruch i po
nim.
-
To nie z Tobą rozmawiamy, prawda? - rzekła wampirzyca.
Lily
użyła podmuchu wiatru i odrzuciła Czarnowłosą na jeden ze
stołów, jednocześnie go łamiąc. Arthur będzie zły.
-
To bolało... - wymamrotała Liz.
-
Elizabeth, uspokój się. - powiedział jej towarzysz. Maddy
zdziwiła się nieco, dlaczego jest ich tylko dwójka. Gdzie jest
Marc i Doloris? Dlaczego nie przyszła cała czwórka?
-
Mamy dość Waszych gierek. - oświadczył Ken, podchodząc do
kompanów. - Czego chcecie? - spytał, posyłając groźne
spojrzenie wampirzycy, która od dłuższego czasu patrzyła na
niego z rozbawieniem. Szał w jej oczach był przerażający.
-
Czy wyrażamy się niejasno? - zapytał Jason. - Pragniemy, żeby
Pionek poszedł z nami i wypełnił swoją misję. To tyle.
-
Jaką misję? - zapytała Maddy, wstając z podłogi. Starała się
zachować zimną krew. Pamiętała tego wampira. To On zaatakował
jej dom jedenaście lat temu. W dniu, w którym przyszła zabrać
Lily z tego miejsca...
-
Przywołanie Czystokrwistych, oczywiście. - wyjaśniła Elizabeth z
szerokim uśmiechem.
-
Kim są Ci Czystokrwiści? - spytał Riven.
-
Wampirami o potężnej mocy. Dzięki nim możemy pokonać Defekty. -
dodała Czarnowłosa.
-
A jakie są tego koszty?
-
Dla Was dość spore. - uśmiech wampirzycy przyprawiał o ciarki. -
Czystokrwiści to wampiry, akceptujące życie jedynie krwiopijców.
Co prawda, nasza kasta stanie się silniejsza z nimi u boku. Ale
postaramy się w miarę nad nimi panować, więc bez obaw.
-
Zapytam jeszcze raz. - Rzekł Jason. - Pionku, - sposób, w jaki to
wymawiał, wkurzał Blondynkę. - czy pójdziesz z nami dobrowolnie?
- mówił z taką pogardą, jakby uważał Lily wyłącznie za
narzędzie, służące do przywołania Czystokrwistych. Dziewczyna
zacisnęła pięści.
-
Nie. - odparła, spoglądając na Gabriela. Jej brat teraz jest
wampirem. I to uratowało mu życie.
-
Jesteś tego pewna? - kąciki ust Wampira uniosły się lekko,
ukazując kły. - Damy Ci jeden dzień. Zastanów się porządnie.
Może Twój kochany Braciszek pomoże Ci w wyborze. - po tych
słowach, wraz z Liz, zniknął. Jedynie rudzielec został,
wpatrzony w pozostałych. Ponownie uśmiech zawitał na jego twarzy.
Podszedł do swojej siostry i przytulił się do niej. Lily
zacisnęła wargi, najwidoczniej powstrzymując się od płaczu.
Upadła na kolana i uściskała serdecznie Gabriela.
***
Wszyscy
siedzieli w głównym salonie. Blondynka cały czas przytulała
swojego brata, który siedział obok niej z szerokim uśmiechem na
twarzy. Riven przyglądał się mu. Nie mógł uwierzyć, że po
tylu latach okazało się, że Gabriel żyje. Zginął cztery lata
temu, goniąc Defekty. Również był obdarzonym. Jego słuch był
dużo lepszy niż u innych.
-
Co jest Romeo, - odezwał się szeptem Ken. - zazdrość dupę
ściska? - zapytał, wskazując wzrokiem Lily, która nadal nie
wypuszczała Rudowłosego ze swoich objęć. Czarnowłosy westchnął.
Nie miał siły mu się jakoś odgryźć. Cały czas przyglądał
się rodzeństwu. Każdy reagował inaczej na powrót Gabriela do
żywych. Lily trzymała brata blisko siebie, Maddy siedziała cicho
wpatrzona w podłogę. Vaice natomiast chodził po pokoju
poddenerwowany. Laurel nie odrywała wzroku od starszego brata Lily,
który sprawiał wrażenie naprawdę wściekłego.
-
Dlaczego do nas nie przyszedłeś? - zapytał po pewnym czasie
Vaice.
-
Wampiry nie pozwoliły mi wychodzić z pokoju. - odpowiedział pewny
siebie Gabriel. - Miałem cierpliwie czekać.
Maddy
spojrzała na młodszego brata. Za każdym razem, kiedy się
uśmiechał, ukazywał kły. To było okropne, widzieć go jako
krwiopijcę. Nie mogła znieść myśli, że to właśnie przemiana
uratowała mu życie. Wampiry dobrze to zagrały. Musiały porządnie
wszystko przemyśleć od samego początku.
-
Ken, - zaczęła szeptem Kate. - możesz czytać jego myśli?
-
Nie, coś mnie blokuje. - odparł blondyn, marszcząc brwi. - To
chyba podejrzane...
-
Mylisz się. - powiedziała szybko Lily. - Gabriel jest obdarzonym.
Jego moc to lustro.
-
Potrafię odbić Twój dar, a także zwrócić go przeciwko Tobie.
Innymi słowy, jestem odporny na wszelkiego rodzaju magię. - dodał
rudowłosy. Po chwili chłopiec wyswobodził się z uścisku swojej
siostry i podszedł do Vaice'a.
-
Opowiesz mi jeszcze historię o Złodzieju Darów? - spytał,
uśmiechając się.
-
Złodziej Darów? - powtórzyła Laurel. - Kto to jest?
-
To stara legenda. - rzekła Lily. - Tytułowy Złodziej Darów to
ktoś w rodzaju dżina. On spełni Twoje dowolne życzenie, ale w
zamian musisz oddać mu swoją moc. Stajesz się człowiekiem. -
dodała.
-
Jest o nim pełno historii pobocznych. - uzupełniła Maddy. - Że
staje się stróżem obdarzonych, którzy stali się zwyczajnymi
ludźmi. Albo chodzi po nocy w postaci psa. Jest tego naprawdę
sporo.
-
Jasne, opowiem Ci. - powiedział Vaice, ignorując pozostałych.
Jego uśmiech był blady, jakby właśnie rozmawiał z duchem.
***
Lily
wyszła na balkon. Musiała zaczerpnąć świeżego powietrza. Był
już wieczór. Gwiazdy świeciły na niebie, przywołując jedne z
najmilszych wspomnień. Blondyna westchnęła. Ta mała wampirzyca
grała jej na nerwy. Co to za cholerny układ, który wymyśliła?!
Lily była pewna jednego, uratowali Gabriela tylko z jej powodu.
Gdyby nie była pionkiem, jej brat nie siedziałby teraz w salonie i
nie słuchał historii Vaice'a. Nie byłoby go tutaj. Nie żyłby.
Dziewczyna przełknęła ślinę, starając się nie myśleć o
poczuciu winy, które powróciło. Po tylu latach ponownie czuła
się odpowiedzialna za śmierć Gabriela. Zacisnęła pięści.
Gdyby tylko przybyła tam wcześniej...
-
Złość piękności szkodzi. - podskoczyła, słysząc ten głos.
Spojrzała na Rivena i uśmiechnęła się lekko, próbując dać mu
do zrozumienia, że wszystko jest w porządku.
-
Co robią moi bracia? - zapytała, nie spuszczając wzorku z
czarnowłosego.
-
Vaice zasnął, a Gabriel poznaje resztę grupy. - odparł. - Bardzo
przeżywasz? - podszedł bliżej i oparł się o barierkę balkonu.
-
Nie wiem, jak Ci odpowiedzieć. - rzekła Lily, spoglądając na
ziemię. - Co byś czuł, gdyby okazało się, że Meredith żyje?
Riven
przygryzł wargę.
-
Pewnie byłbym zmieszany, - powiedział w końcu. - ale także
szczęśliwy.
-
Ah tak... - wymamrotała blondynka.
-
Gabriel będzie miał teraz niezłe przywileje. - Czarnowłosy
postanowił zmienić nieco temat.
-
To znaczy?
-
Tulisz go, odkąd się pojawił wiecznie przy nim jesteś...
-
Ty masz podobne, a może nawet lepsze przywileje. - Lily uśmiechnęła
się i położyła niepewnie głowę na ramieniu Rivena. Chłopak
objął ją ręką, po czym szybko zorientował się, że ona się
trzęsie.
-
Ty drżysz! - rzekł, odpychając ją dłońmi i trzymając za
ramiona, aby patrzyła na niego i nie odwróciła wzroku. - Co się
stało?
-
Jutro przyjdą po Gabriela. - wyszlochała Lily. - Co się z nim
stanie, jak go zabiorą? Postawili mi warunek. Będę mogła z nim
być, jeśli z nimi pójdę, ale co zrobią, jeśli się nie zgodzę?
Nie będzie im już potrzebny i mogą go... - przestała mówić,
ponieważ poczuła łzy w napływające jej do oczu. Czarnowłosy
bez zastanowienia przytulił blondynkę, ukrywając jej twarz w
swoich ramionach.
-
Nie pozwolę im na to. - wyszeptał jej do ucha.
-
Są silniejsi! - wykrzyczała. - Mogą Cię zabić... - nie
wytrzymała. Łzy popłynęło po jej policzkach.
-
Na to również im nie pozwolę. - dodał Riven.
***
Nad
ranem Lily wcześnie wstała. Ubrała się i zbiegła na dół,
sprawdzając pokój, w którym spał Gabriel. Nie było go tam.
Zaniepokojona poszła do salonu. Odetchnęła z ulgą, kiedy
spostrzegła swojego brata, siedzącego na kanapie. Jednak jej serce
przyspieszyło, gdy zobaczyła kogoś jeszcze. Wampir wyłonił się
z cienia, ze swoim krzywym uśmieszkiem.
-
Czas minął. - zaapelował. - Zdecydowana?
-
Co Ty tutaj robisz? - zapytała Lily, marszcząc brwi. - I gdzie
reszta twojej ekipy?
-
Jestem. - głos Elizabeth był piskliwy i jednocześnie słodki. Jak
tak się przypatrzeć, ona jest w wieku Gabriela ma dziesięć lat.
Rudowłosy miał tyle, kiedy zginął. Z powodu przemiany w
krwiopijcę jego proces starzenia stanął prawdopodobnie w miejscu.
-
A reszta? - dopytywała się blondynka.
-
Marc jest na dalekiej misji, a Doloris ostatnio nie chce z Wami
dyskutować. - dodał Jason.
-
Czego chcecie?! - po schodach zeszła Laurel. Słowa te
wypowiedziała tak głośno, z nadzieją, że reszta ekipy ją
usłyszy i jak najszybciej się tutaj zjawi.
-
To chyba oczywiste. - odpowiedziała Liz. - Przyszliśmy po Pionka.
Jasnowłosa
podeszła do Lily i stanęła przed nią.
-
Ona nigdzie nie idzie! - rzekła stanowczo. Pamiętała słowa
Maddy, która prosiła ją, aby chroniła blondynkę. Zdawała sobie
jednak sprawę, że w porównaniu do reszty drużyny, to ona jest
najsłabsza. Lecz pomimo tego, chciała przynajmniej grać na
czasie, dopóki nie zjawi się ktoś inny. Na razie tylko tyle mogła
zrobić.
-
To nie była sugestia. - odezwała się wampirzyca. - To rozkaz!
***
Vaice
nasłuchiwał głosów, które dochodziły z salonu. W ręku trzymał
nóż, będąc gotowy zaatakować w każdej chwili. Czekał tylko na
odpowiedni moment. Sam dałby radę skoczyć na jednego wampira.
Jest ich dwójka.
-
Przyszli. - drgnął na przyciszony dźwięk głosu swojej siostry.
- Co zamierzasz zrobić?
-
Poderżnąć im gardło i powyrywać łby. - odparł Vaice.
-
A co zrobisz, jeśli zabiorą Lily? - dopytywała się Brązowooka.
-
Nie zabiorą.
-
Mają świetną kartę przetargową. Skąd ta pewność?
-
Czy możesz się wreszcie zamknąć?! - Mężczyzna stłumił krzyk,
żeby jego zasadzka nie wyszła na jaw. - Dlaczego Ty zawsze jesteś
przeciwko mnie?!
-
Nie jestem. Po prostu chcę dla Was obojga, dla Ciebie i Lily, jak
najlepiej. Wiem, że to trudne, ale musimy powiedzieć jej, co się
wydarzyło w noc katastrofy. O wampirach w domu, o naszej
ucieczce...
-
Zamilcz.
-
Zostawiliśmy ją. Tak samo Gabriela i resztę młodszego
rodzeństwa. To było samolubne. Jak długo zamierzasz ją zwodzić?
- Mimo przestróg swojego brata, kobieta mówiła nadal. Chciała
wymusić na nim poczucie winy. Ona żałowała tego, co się
wydarzyło dawno temu.
-
Bywa, że łatwiej jest łyknąć kłamstwo niż przetrwać prawdę.
Idę tam i skończę nieszczęsny żywot tych krwiopijców. Lily
będzie bezpieczna. - dodał Vaice, przeczesując włosy. Zacisnął
rękę na rękojeści ostrza i zaczął kierować się do salonu.
- Póki jest Pionkiem, nigdy nie będzie bezpieczna. - te słowa usłyszał jako ostatnie, nim wyszedł.
- Póki jest Pionkiem, nigdy nie będzie bezpieczna. - te słowa usłyszał jako ostatnie, nim wyszedł.
*** ♫
-
Odejdź! - Vaice wparował do pomieszczenia jak strzała. W ręce
trzymał sztylet, który kierował w stronę Jasona.
-
Mam szczerą nadzieję, że przemyślałaś naszą propozycję. -
Wampir zignorował Brata Blondynki i starał się zachować kontakt
wzrokowy z dziewczyną.
-
Ja... - wymamrotała Lily przez ściśnięte gardło. Gabriel
przyglądał się jej z oczekiwaniem.
-
Ona nigdzie nie idzie! - krzyknęła Laurel. Kolana jej się
trzęsły, starała się nie załamać głosu.
-
Daj jej zadecydować. - powiedziała Elizabeth, uśmiechając się
szeroko.
Lily
nie miała pojęcia, co ma zrobić. Normalnie nigdy nie zgodziłaby
się na taki układ, ale w grę wchodzi Gabriel, jej najmłodszy
brat. Co zrobią z nim, jeśli ona odmówi? Zabiją go? A może po
prostu zabiorą? Tak dawno go nie widziała. W jej sercu roiło się
od emocji. Czuła się winna, cieszyła się z powrotu brata, była
wdzięczna, że wampiry uratowały go...
-
Nie... - zaczęła powoli. Czuła na sobie wzrok każdego, kto
znajdował się w salonie. - Nie pójdę.
Jason
uniósł brew do góry, w pytającym geście. Po chwili jednak
uśmiechnął się, pokazując lekko swoje kły.
-
Dobrze więc. - podszedł do siedzącego na kanapie chłopca i, ku
zdziwieniu wszystkich, jakby znikąd w jego dłoni pojawił się
pistolet. Przystawił go do głowy Gabriela. Rudowłosy rozszerzył
oczy i kątem oka spoglądał na starszego wampira.
-
Co Ty...?! - zaczęła przerażona Lily.
-
Jason, co to ma znaczyć? - spytał łamliwym głosem chłopiec.
Przełknął ślinę, ukazując swój strach.
-
Nie jesteś mi już do niczego potrzebny. Po co nam kolejna gęba do
wyżywienia? - Wampir zaczął napierać palcem na spust, w każdej
chwili gotowy do strzału.
-
P-pisitolet nie zabije... - zaczął Gabriel. Na marne próbował
ukryć uczucie bojaźni, wymalowane na jego twarzy.
-
Drewniane kule zabiją. Coś jeszcze? Gdyby nie fakt, że jesteś
teraz jednym z nas, może oddałbym Cię Pionkowi. Ale w końcu,
wampiry nie mogą żyć wśród obdarzonych, czyż nie? - uśmiech
Jasona poszerzył się w szaleńczym grymasie. Lily lustrowała
wzrokiem jego twarz. Nie kłamał. On zabije Gabriela. Zabije go.
Pozbawi życia, tylko dlatego, że ona się nie zgodziła pójść z
nimi. Znowu przez nią, jej brat zginie. Znowu się spóźniła.
Znowu go zawiodła.
-
Prze...! - zaczęła blondynka, jednak w tym momencie usłyszała
strzał. Zacisnęła oczy, starając się uchronić umysł przed
kolejnym widokiem czyjejś śmierci. Kiedy wreszcie odważyła się
spojrzeć na Wampiry, odetchnęła z ulgą. Jason wycelował w sufit
w ostatniej chwili. Gabriel żyje.
-
Czyżbyś się rozmyśliła? - zapytał starszy wampir, nie
przestając się uśmiechać. - Zostały mi jeszcze dwa naboje. -
potrząsł pistoletem udowadniając swoje słowa.
-
Czy jeśli pójdę, darujecie mu życie? - zadała pytanie
blondynka.
-
Lily, nie odzywaj się! - Vaice spojrzał na nią wściekłym
wzrokiem. - Nie działaj... - nie zdążył. Liz podbiegła do niego
i z całej siły uderzyła go pięścią w brzuch, sprawiając, że
mężczyzna poleciał w tył na ścianę, nieco ją uszkadzając.
-
Vaice! - krzyknęła Laurel. Chciała podbiec do niego, ale nogi
odmówiły jej posłuszeństwa.
-
Nędzna wywłoka. Lepiej, jak będzie trzymał język za zębami. -
oświadczyła Elizabeth, rozmasowując rękę.
-
Więc, Pionku? - ponaglił Jason. - Im szybciej stąd pójdziemy,
tym więcej osób nie zostanie rannych. Sadystyczna część Liz się
odzywa. - dodał.
-
Zgoda... - wymamrotała blondynka.
-
Lily... - Laurel chciała jakoś zatrzymać koleżankę, ale
podzieliła ten sam los, co Vaice. Blondynka zaczęła się trząść.
-
Chodź. - powiedział starszy wampir.
-
Siostrzyczko... - Gabriel patrzył się na nią przestraszonymi
oczami. Dziewczyna podeszła do Jasona i spiorunowała go przelotnie
wzrokiem. Jej młodszy brat szybko znalazł się przy jej boku i
chwycił ją za rękę. Blondynka uśmiechnęła się do niego
blado. Chciała dać mu poczucia bezpieczeństwa i zapewnić, że
nie pozwoli mu umrzeć.
-
Lily? - wstrzymała oddech, słysząc ten głos. Riven nie mógł
znaleźć lepszej chwili. Blondynka zacisnęła zęby, próbując
powstrzymać narastający smutek i żal.
-
Kolejny natrętny. - rzekła Liz, spoglądając na czarnowłosego
wściekłym wzrokiem. Była gotowa powalić również jego.
-
Elizabeth, daj spokój. - uprzedził ją starszy wampir. - Mamy już,
co chcieliśmy. Idziemy.
-
Co to ma znaczyć?! - krzyknął Riven, podchodząc nieco bliżej.
Młoda wampirzyca nie posłuchała Jasona, tylko zamachnęła się,
żeby ogłuszyć również czarnowłosego. Ten jednak przewidział
to i szybko uniknął ataku.
-
Elizabeth! - upomniał dziewczynkę Wampir. Liz tylko prychnęła w
odpowiedzi i po chwili już stała u boku starszego. Czarnowłosy
jednak nie chciał się poddać. Zaczął biec w stronę
krwiopijców, lecz po chwili Jason kopnął go z półobrotu,
powodując upadek chłopaka. Wampir nie czekał, aż jego przeciwnik
wstanie na nogi, tylko podniósł go niemiłosiernie targając za
włosy i odepchnął na drugi koniec pokoju. Czarnowłosy zahaczył
jednak o wazon stojący na stoliku koło kanapy. Naczynie się
rozbiło, raniąc plecy chłopaka.
-
Riven! - krzyknęła Lily. Chciała podbiec do niego, ale Gabriel ją
powstrzymał.
-
Przeżyje. Idziemy. - zaapelował Jason. Chwycił blondynkę za
ramię i po krótkiej chwili zniknęli, jak we mgle.
_____________________________________________________
Witam
:D Mam nadzieję, że rozdział się spodobał. Bez obaw – to jest
dopiero początek całej akcji, jaką zaplanowałam :3 Pozdrawiam i
życzę udanego Sylwestra! Swoją drogą, możecie mi napisać, jak
go spędzicie, jestem tego bardzo ciekawa :) Ja jadę do starszej
siostry z koleżanką. Piszcie ;D