~Rozdział 27
~Zatrzyj drogę swej przeszłości,
by móc obudzić się w przyszłości
Lily westchnęła głęboko. Teraz
zaczęła rozumieć Vaice'a i powód, dlaczego ukrywał przed nią
jej przeszłość, mimo iż nie była tego świadoma. Myślała, że
jej brat powiedział jej wszystko, co powinna wiedzieć, nie omijając
strasznych szczegółów. Jednak jej wizja nie skończyła się tylko
na wypadku samochodowym jej ojca. Musiała oglądać ciąg dalszy.
Dopóki wszystkiego się nie dowie, nie wyjdzie z tego transu.
Lily przetarła zaspane oczy i
lekkim pomrukiem ruszyła w stronę toalety. Była druga w nocy.
Obudziły ją hałasy, które nie pozwalały dziewczynce spać. Mała
powolnym krokiem szła po schodach na dolną część mieszkania.
Usłyszała po chwili trzask rozbijanego szkła. Przyspieszyła. W
środku nocy nie mogła za wiele widzieć, jednak znała ten dom jak
własną kieszeń. Ciemność nie była dla niej przeszkodą.
- Odejdź! - ktoś krzyczał. W tym
miejscu to było normalnością, lecz ten głos przeraził Lily.
- Co ty robisz, Elen? - Vaice
potwierdził obawy dziewczynki. Wyjrzała zza ściany i ujrzała
swojego brata przed drzwiami do łazienki.
- Zamknij się, rozwydrzony
dzieciaku! - krzyk wydawał się błaganiem o pomoc.
- Co się tutaj dzieje? - do
pomieszczenia przyszła Maddy. Lily od zawsze podziwiał swoją
starszą siostrę, zwłaszcza jej spokój i opanowanie w kryzysowych
sytuacjach.
- Elen wyrzuciła leki... -
oświadczył w odpowiedzi Vaice. - Jak bardzo ona potrafi być
szalona? - zacisnął pięści z wściekłości.
- Tylko nasz ojciec potrafił
utrzymać ją przy zdrowym rozsądku. - szepnęła Maddy. Od śmierci
Richarda minął zaledwie tydzień. Elen zdążyła zwariować.
Naprawdę go kochała, gdyż on pomógł jej z chorobą. Teraz
jednak załamała się i odmawia przyjęcia leków. Nie obchodziło
ją nic, co związane z swoimi przybranymi dziećmi.
Z upływem czasu zaczęła
traktować je jako nic nie znaczące osoby. Co wieczór można było
spotkać ją pijaną.
- Elen jest chora? - Lily wyszła z
ukrycia, a jej obecność zdziwiła starsze rodzeństwo. Vaice
jednak postarał się opanować, podszedł do siostry i przykucnął
przy niej.
- Wyrosłaś, wiesz? - powiedział.
- Jak na siedmioletnie dziecko jesteś bardzo wysoka. - uśmiechnął
się. Jednak nie udało mu się odwrócić uwagi dziewczynki od
wcześniejszego tematu. Lily szybko wyminęła brata i zajrzała do
pomieszczenia, w którym była ich macocha. Kobieta siedziała w
fotelu a w ręku trzymała puste opakowanie po lekarstwach.
- Tak nie można, Elen. -
powiedziała dziewczynka. - Jeżeli nie zażyjesz leków, nie
wyzdrowiejesz. - uśmiechnęła się do macochy. Vaice patrzył na
nią pustym spojrzeniem. Najmłodsze rodzeństwo, łącznie z Lily,
nie miało zielonego pojęcia o chorobie Elen. Kobieta ma poważne
problemy psychiczne. Do tego niedawno doszedł alkoholizm.
- Powiedziałam, - zaczęła
groźnie Elen podchodząc bliżej dziewczynki. - żebyście się ode
mnie odwaliły, durne bachory! - uniosła rękę i bez wahania
spoliczkowała blondynkę. Mała pod wpływem siły ciosu upadła na
ziemię.
- Lily! - Vaice podbiegł do
siostry. Pomógł jej wstać, po czym spiorunował swoją macochę
morderczym spojrzeniem.
To był pierwszy poważny atak ze
strony Elen.
Trzy miesiące później...
- Gdzie idziecie? - zapytała Lily,
spoglądając na swoje starsze rodzeństwo. Vaice i Maddy stali w
drzwiach frontowych. Oboje byli zaskoczeni.
- Mówiłam Ci. - oświadczyła
Maddy, piorunując brata wzrokiem mogącym zabić.
- Gdzie idziecie? - powtórzyła
pytanie dziewczynka. Był wczesny ranek. Lily nauczyła się wstawać
o tej porze. Spokojnej porze.
- My... - zaczął zmieszany Vaice.
- Idziemy po pomoc. - rzucił szybko.
- Pomoc?
- Elen nadal nie chce grzecznie
zażywać leków, prawda? Ruszamy przyprowadzić specjalnych ludzi,
którzy jej pomogą. Będzie jak dawniej. - uśmiech brata Lily
sprawił, że dziewczynka poczuła się szczęśliwa. Jednakże coś
kazało jej nie pozwolić im odejść. Jej rodzeństwo wiele razy
zmieniało temat, jeśli chodziło o ich macochę, a teraz mówili o
tym zbyt otwarcie.
- Tylko nie mów o niczym Elen. -
uprzedziła ją Maddy. - Bo znowu się zezłości.
Lily patrzyła na nich. Chciała
wierzyć, że oni tym razem wtajemniczają ją w swoje plany, a nie
ciągle zmieniają temat i kłamią. Lecz cichutki głos w jej
głowie mówił, że nigdy nie będzie już tak, jak dawniej, co
tylko potwierdzało fakt, że jej rodzeństwo kłamie.
- Rozumiem. - zaapelowała
beznamiętnie, wymuszając uśmiech na twarzy. - Będę czekać.
Kolejne kłamstwo wydobyło się z
ich ust. Minęło sześć miesięcy, a Vaice i Maddy nadal nie
wrócili.
- Lily, - skomlący głos jej
małego braciszka zwrócił jej uwagę. - dlaciego oni nas
zośtawili?
Gabriel był najmłodszy z całej
piętnastki. Większość się już wyprowadziła, lecz ci młodsi
ciągle musieli tu mieszkać. Mieszkać w tym potwornym miejscu,
jakim jest ich dom.
- Vaice wróci. A z nim Maddy.
Przecież ci już mówiłam. - odpowiedziała obojętnie.
Uśmiechnęła się, starając dodać otuchy bratu.
- Mówiś tak juś dugo... -
Gabriel posmutniał. - Mówiś tak siamo jak Vaice...
Wiele by dała, byleby tego nie
usłyszeć. Jej rodzeństwo kłamało, żeby ją chronić, lecz
potem uciekli. Jak zwykli tchórze. Ponownie skłamali, mówiąc, że
idą po pomoc. Nie wrócili.
- Nienawidzę ich... - szepnęła
tak, by Gabriel jej nie usłyszał.
- Gdzie moje piwo?! - krzyk, który
był u nich codziennością. Lily spojrzała w kierunku, z którego
dochodził.
- Idź na górę i powiedz Rosalie,
Mike'owi i Catherinie, żeby się schowali. - rzekła szybko, po
czym poszła do kuchni. W domu została ich tylko piątka: Ona,
Gabriel i trójka ich młodszego rodzeństwa. Rosalie była w wieku
Lily, czyli miała prawie osiem lat. Mike miał sześć, natomiast
Catherina pięć. Gabriel za miesiąc będzie obchodzić swoje
czwarte urodziny. Ze wszystkich tylko ona była najstarsza, nie
liczą Rosalie. Od zawsze chcieli uciec, tak jak Vaice i Maddy, ale
oznaczałoby to, że są tacy sami.
A ona za nic nie chciała się
upodobnić do tych tchórzy.
Nie mieli dokąd uciec, a
kilkoletnie dzieci nie wytrzymają długo same. Zwłaszcza Rosalie,
która jest niepełnosprawna. Nikt im nie pomoże. W wsi, w której
mieszkają, ludzie są zepsuci. Każdego obchodzą tylko jego własne
problemy.
Niecały miesiąc później w Lily
obudziły się jej moce. W duchu cieszyła się, że jest Obdarzoną,
lecz to oznaczało, że upodobniła się do swojego znienawidzonego
brata Vaice'a.
Wstała z łóżka. Znowu nie mogła
spać. Cały czas śniły jej się koszmary, w których uciekała
przed wampirem. Śni jej się wojna, wielki rozlew krwi. Potrząsnęła
głową i ruszyła na korytarz. Ciemność nie przeszkadzała jej.
Zeszła po schodach na dół. Jednak kiedy usłyszała dźwięk
tłuczonego szkła, jęknęła po cichu. Hałas dochodził z kuchni.
Zaczęła się obawiać, że Elen znowu bzikuje. Ten dom był bardzo
duży, można by się w nim zgubić po ciemku. Uchyliła drzwi i
zajrzała. Na stole i kilku blatach były zapalone świece. Dzięki
nim mogła dostrzec tę okropną scenę, mającą miejsce w kuchni.
- Maddy? - wyszeptała. Widziała
siostrę, leżącą w kałuży krwi i dwóch mężczyzn. Nie
wyglądali normalnie. Byli nienaturalnie bladzi. Kiedy zauważyli
dziewczynkę, mającą osiem lat, wchodzącą do pomieszczenia,
podeszli powoli do niej i uśmiechnęli.
-
Nie zbliżajcie się... - wymamrotała. - Nie zbliżajcie się do
mnie! - krzyknęła, choć wiedziała, że to na nic się nie zda.
-
Stójcie! - głęboki, męski głos przerwał atak wampirów.
Krwiopijcy stanęli jak wryci, słysząc władczy ton ich przywódcy.
- Ona nada się idealnie. - oświadczył.
-
Ale Jason, - zaczął jeden z słabszych wąpierzy. - obiecywałeś,
że będziemy mogli zjeść pozostałych członków tej popieprzonej
rodziny.
Starszy
wampir spojrzał na Lily. Przerażona wpatrywała się w niego.
Wkurzało go jej spojrzenie. W każdej chwili mogła uciec, lecz
mimo wszystko stała tutaj. Trzęsła się. Po tym, co usłyszała,
chyba kogoś chroni. Nie chce, żeby zaatakowali pozostałych
członków jej rodziny.
-
Powiedz maleńka, - przykucnął przy niej. Nim powiedział coś
jeszcze, dziewczynka uderzyła go lewym sierpowym. Wampir zachwiał
się lekko, po czym wstał wkurzony. Oczywiście nie zabolał go ten
cios, ale sam gest go wkurzył.
-
Idźcie stąd! - wykrzyczała. Jason spojrzał na nią z
politowaniem, po czym zwrócił się do swoich sługusów.
-
Możecie utoczyć jej trochę krwi. Tylko uważajcie, żeby jej nie
zabić. - oświadczył, odwracając się od przerażonej
dziewczynki.
Po
dosłownie chwili cały dom skonał w przeraźliwym krzyku.
Lily
leżała na ziemi, skąpana w krwi. Na jej przedramionach znajdowały
się ślady po zębach tych potworów.
Uważały,
żeby jej nie zabić.
Jednak
ona chciała umrzeć. Miała dosyć tego wszystkiego. Od śmierci
ojca starała się zaakceptować Elen. Takie było jego życzenie...
Jednak macocha robiła wszystko, żeby tak się nie stało. Przed
śmiercią Richarda była miła i troskliwa. Teraz zmieniła się w
potwora.
Kiedy
Vaice i Maddy tu byli, dało się radę żyć. Lecz od ich ucieczki
wszystkie problemy przeszły na nią. Ona nie mogła uciec. Nie
potrafiłaby zostawić niepełnosprawnej siostry.
Jak
można być tak nieczułym, żeby zwalić wszystko na barki małej
dziewczynki?
Ochrona
rodzeństwa, uspokajanie Elen...
Miała
już tego serdecznie dosyć.
Spojrzała
przed siebie. Mogła się ruszać, lecz wszystko wydawało się
sceną rodem z horroru.
-
Maddy...? - wyszeptała półprzytomnie. Jej siostra wróciła.
Tylko ona, która leżała teraz na ziemi nieprzytomna. Wszędzie
były porozstawiane świece. Wampiry zniknęły.
-
Gabriel... - Lily przypomniała sobie słowa tych potworów. Chcieli
zabić resztę domowników. Wstała i chwiejnym krokiem ruszyła w
stronę drzwi.
-
Co to za hałasy?! - zbladła. Dobrze znała ten ton głosu. Jak
również wiedziała, kto się zbliża. Kobieta po chwili z hukiem
wparowała do pomieszczenia. Dziewczynka stała jak wryta, choć
chwiała się. Nie mogła utrzymać równowagi, a obecność Elen
tylko bardziej wpłynęła na jej strach.
-
Ja to wytłumaczę... - szepnęła Lily, wpatrując się w ziemię.
Jej macocha nie zamierzała wysłuchiwać niczego, co ma jej do
powiedzenia dziewczynka.
-
Co się dzieje tam na dworze? - zapytała kobieta, podchodząc do
okna. Blondynka również zwróciła swój wzrok w tamtym kierunku i
widok, który zastała, przeraził ją. Wszędzie biegały istoty,
które przypominały ludzi. Jedyna odróżniająca je rzecz, to
jarzące się czerwienią oczy i zęby jak u zwierzęcia.
-
Co... co to za potwory...? - Gabriel pojawił się dosłownie
znikąd. Lily szybko się obróciła i ujrzała brata. Elen jest w
pobliżu, ona jest niebezpieczna...
Tyle
razy mu to powtarzała, a mimo to on teraz stał przed nią. Kobieta
patrzyła na chłopca i chęcią mordu w oczach. Gabriel sprawiał,
że zapominała ona o wszystkim, co się dzieje dookoła.
-
Dlaczego ty masz jego wzrok... - powiedziała z grozą. - Dlaczego
ten bachor patrzy na mnie jak Richard..?
Elen
podeszła do chłopca i uniosła dłoń. Lily zacisnęła pięść z
zamiarem rzucenia się do obrony bratu, lecz jej nogi były jak z
waty. Nie mogła nic zrobić. Mogła tylko patrzeć.
Nagle
przypomniała sobie o czymś. Całkiem niedawno objawiła się jej
moc obdarzonej.
Powoli
aczkolwiek ostrożnie wyciągnęła rękę przed siebie. Elen
zamachnęła się na Gabriela, po czym jej dłoń znieruchomiała.
Zdziwiona kobieta spróbowała jeszcze raz, lecz skończyło się
tak samo. Powietrze wokół zgęstniało.
-
Co ty wyprawiasz, smarkulo? - zapytała Elen, spoglądając na Lily.
Dziewczynka opierała się o ścianę i celowała w nią otwartą
ręką. Dziewczynka miała paskudny wzrok. To były oczy pełne
nienawiści.
Elen
po krótkiej chwili ruszyła w kierunku Lily, aby uderzeniem ją
okiełznać. Jednak zatrzymała się w połowie drogi. Przeraziła
się, kiedy nie mogła ruszyć. Jej ciało zdrętwiało.
-
Wokół ciebie nie ma tlenu. - oświadczyła pół głosem
dziewczynka.
Czy
ona chciała ją udusić? Możliwe. Ledwo kontrolowała swoje
zachowanie po utracie krwi i tym, co zobaczyła wcześniej, czyli
potwornemu zachowaniu jej macochy. Miała tego dosyć.
Niespodziewanie
Elen zaczęła wić się jak szaleniec. Oczy jej wychodziły na
wierzch a z ust zaczęła płynąć karmazynowa ciecz. Kobieta
upadła na kolana i ostatkiem sił spojrzała na Lily. Dziewczynka
uśmiechnęła się i machnęła ręką. W tym momencie Gabriel
zasłonił oczy. Z ciała Elen zaczęła tryskać krew. Nie zdała
sobie nawet sprawy, kiedy pojawiły się na niej rany cięte. Z jej
ust nie przestawała płynąć krew. Po dłuższej chwili kobieta
osunęła się na ziemię. Była martwa.
Blondynka
zdała sobie sprawę ze swojego czynu. Spojrzała na ciało swojej
macochy. Podniosła dłoń i zakryła nią usta, powstrzymując
krzyk. Panicznie przeraziła się widoku, który kreował się przed
nią. Co ma teraz zrobić?
Obejrzała
się. Na ziemi, kilka metrów dalej leżała jej siostra. Gdzieś
musi być Vaice! Może dotrzymali obietnicy i przyprowadzili pomoc?
Dziewczynka
zaczęła krzyczeć.
- Gdzie
jesteście?! Wiem, że się gdzieś chowacie! Nie zostawiajcie mnie
teraz samej! Proszę, błagam, niech ktoś się odezwie! Pro-
przerwała nagle, gdyż została ogłuszona. Upadła na ziemię, tuż
obok trupa kobiety.
Nad nią stał
Vaice z patelnią w dłoni. To on ją uderzył. Jego dłoń się
trzęsła.
- furari hanc
potestatem* - wymamrotał pod nosem. Nie musiał długo czekać,
gdyż przed nim uformowała się czarna postać, nie posiadająca
nic poza kształtem człowieka.
- Na rozkaz!
Czego sobie życzysz, Panie Obdarzony? - persona wydawała się
radosna, pomimo panującej wokół atmosfery.
- Ty jesteś
Złodziejem Darów?
- Tak jest!
Ale wolę, jak ludzie mówią o mnie inaczej. Obojętnie jak, byleby
nie była to ta durna ksywka z legendy. Czego sobie życzysz? Chyba
znasz również tego cenę. Możesz poprosić o co tylko zechcesz,
lecz w zamian wezmę sobie Twoją moc. - zaapelowała czarna postać.
- Wiem o tym.
Czy mógłbyś sprawić, żeby... - zawahał się. - żeby po
przebudzeniu Lily nie pamiętała Elen?
- Hm? -
persona zdziwiła się. - Zróbmy tak. Zabiorę wszystkie jej
wspomnienia do dnia dzisiejszego. Kiedy się obudzi, nie będzie nic
pamiętać. Czy takie twe żądanie?
Vaice
przytaknął.
- Jednakże
nie mogę w pełni zablokować jej umysłu. Kiedyś odzyska
wspomnienia.
- Co ty
pleciesz?! - oburzył się mężczyzna. - Przecież jesteś
istotą...
- Która
spełnia życzenia za odpowiednią cenę. Ty chcesz, żeby ona
zapomniała o tym życiu, w którym wszyscy ją ranili i okłamywali.
W którym ty ją okłamywałeś, a ona Cię nienawidziła.
Przestraszyłeś się tego, co widziałeś wcześniej, prawda? Boisz
się, że skoro ona żywi do Ciebie urazę, skończysz tak jak Elen.
W tym tkwi drugie sedno sprawy. Dlatego nie mogę w pełni spełnić
twojego życzenia. - oświadczyła czarna postać. - Na zewnątrz
właśnie dzieje się coś strasznego. Ludzie oszaleli, czekaj, to
nie są już ludzie. Teraz to potwory. Idź i tym razem, spisz się
na medal, znienawidzony braciszku.
Po tych
słowach Złodziej Darów zniknął.
- Vaice... -
to ostatnie słowa, które wypowiedziała Lily przed utratą
przytomności. Wiedziała, że w jej pamięci robią się luki, mimo
to nie potrafiła otworzyć oczu. Zaczęła pogrążać się w tej
iluzji.
***
Lily upadła na kolana. Poczuła, jak robi się bezsilna. Nie
obchodziło ją nawet, że wokół są krwiożercze bestie, których
do niedawna się tak bała.
- Krzyk Twoich oczu – zaczął Jason – jest obezwładniający. -
wyszczerzył kły w brzydkim uśmiechu.
***
Riven otworzył oczy i łapczywie nabrał powietrza. Laurel
odetchnęła z ulgą, kiedy wreszcie mogła odpocząć. Zdjęła
zaklęcie i opadła na kanapę. Ken westchnął zrezygnowany i
spojrzał na Vaice'a, który stał obok. Kilka chwil wcześniej
wbiegł do pomieszczenia i chciał ich zatrzymać. Riven podszedł
do niego i, ku zaskoczeniu wszystkich, uderzył go prawym sierpowym,
po czym chwycił za kołnierz mężczyznę i uniósł kilka
centymetrów nad ziemię.
- Ty cholero! - krzyknął chłopak i rzucił Vaice'm o ścianę
naprzeciwko.
- Riven, co Ty... - zaczęła Laurel, podchodząc do niego.
- Widziałem ją. - oświadczył Czarnowłosy beznamiętnie. -
Przeszłość Lily. Vaice, powiedz mi, jaką masz moc?
- On jest człowiekiem. - zaapelował Ken. Powoli zaczynał myśleć,
że zachowanie Romea jest szalenie irracjonalne. Jednak przewidział,
że będzie on mógł zobaczyć wizję Lily, jeśli ta takową mieć
będzie. Co by oznaczało tylko jedno...
- Vaice jest obdarzonym.
*Zabierz moją moc
________________________________________
Witajcie! Ech, nienawidzę ślęczenia nad projektem... Ale, z racji
tego, że zbliża się lany poniedziałek, ja dałam sobie wolne aż
do... wtorku...
Jak mam jakieś zaległości to bez obaw, dziś lub jutro wszystko
nadrobię! ;)
No więc mamy tutaj przeszłość Lily! Bo potrzeba było
dwadzieścia siedem rozdziałów, aby wszystko (prawie, to jeszcze
nie koniec tajemnic :P) się wyjaśniło... tak, wiem, umiem
odwlekać w czasie wiele rzeczy.
Przy okazji mam do Was pytanie – zastanawiam się nad dodaniem
zakładki z szablonami. Pasjonuje się kodem CSS i grafiką, więc
pomyślałam, że mogłabym robić szablony na zamówienie. Zakładka
powstałaby tutaj, na burning-heart, prowadziłaby do specjalnego
kącika, czyli mojej (na razie nieistniejącej) szabloniarni. Co wy
na to? Chcę poznać Waszą opinię. Skoro odnośnik byłby tutaj,
na tym blogu, wątpię, żebym była zawalona zamówieniami, więc
bez problemowo mogłabym wyrabiać się z czasem. A jakby ktoś
chciał, zrobiłabym szablon dla niego. Taki mały bonus, jaki niesie ze sobą ta strona burning-heart ;)
Piszcie ;D Edit: Powstała zakładka "informowani" proszę, aby każdy zapoznał się z tym, co jest tam napisane.
Pozdrawiam wszystkich!