czwartek, 2 kwietnia 2015

Strefa 27 - rozdział 27

~Rozdział 27
~Zatrzyj drogę swej przeszłości, by móc obudzić się w przyszłości

Lily westchnęła głęboko. Teraz zaczęła rozumieć Vaice'a i powód, dlaczego ukrywał przed nią jej przeszłość, mimo iż nie była tego świadoma. Myślała, że jej brat powiedział jej wszystko, co powinna wiedzieć, nie omijając strasznych szczegółów. Jednak jej wizja nie skończyła się tylko na wypadku samochodowym jej ojca. Musiała oglądać ciąg dalszy. Dopóki wszystkiego się nie dowie, nie wyjdzie z tego transu.

Lily przetarła zaspane oczy i lekkim pomrukiem ruszyła w stronę toalety. Była druga w nocy. Obudziły ją hałasy, które nie pozwalały dziewczynce spać. Mała powolnym krokiem szła po schodach na dolną część mieszkania. Usłyszała po chwili trzask rozbijanego szkła. Przyspieszyła. W środku nocy nie mogła za wiele widzieć, jednak znała ten dom jak własną kieszeń. Ciemność nie była dla niej przeszkodą.
    - Odejdź! - ktoś krzyczał. W tym miejscu to było normalnością, lecz ten głos przeraził Lily.
    - Co ty robisz, Elen? - Vaice potwierdził obawy dziewczynki. Wyjrzała zza ściany i ujrzała swojego brata przed drzwiami do łazienki.
    - Zamknij się, rozwydrzony dzieciaku! - krzyk wydawał się błaganiem o pomoc.
    - Co się tutaj dzieje? - do pomieszczenia przyszła Maddy. Lily od zawsze podziwiał swoją starszą siostrę, zwłaszcza jej spokój i opanowanie w kryzysowych sytuacjach.
    - Elen wyrzuciła leki... - oświadczył w odpowiedzi Vaice. - Jak bardzo ona potrafi być szalona? - zacisnął pięści z wściekłości.
    - Tylko nasz ojciec potrafił utrzymać ją przy zdrowym rozsądku. - szepnęła Maddy. Od śmierci Richarda minął zaledwie tydzień. Elen zdążyła zwariować. Naprawdę go kochała, gdyż on pomógł jej z chorobą. Teraz jednak załamała się i odmawia przyjęcia leków. Nie obchodziło ją nic, co związane z swoimi przybranymi dziećmi.
    Z upływem czasu zaczęła traktować je jako nic nie znaczące osoby. Co wieczór można było spotkać ją pijaną.
    - Elen jest chora? - Lily wyszła z ukrycia, a jej obecność zdziwiła starsze rodzeństwo. Vaice jednak postarał się opanować, podszedł do siostry i przykucnął przy niej.
    - Wyrosłaś, wiesz? - powiedział. - Jak na siedmioletnie dziecko jesteś bardzo wysoka. - uśmiechnął się. Jednak nie udało mu się odwrócić uwagi dziewczynki od wcześniejszego tematu. Lily szybko wyminęła brata i zajrzała do pomieszczenia, w którym była ich macocha. Kobieta siedziała w fotelu a w ręku trzymała puste opakowanie po lekarstwach.
    - Tak nie można, Elen. - powiedziała dziewczynka. - Jeżeli nie zażyjesz leków, nie wyzdrowiejesz. - uśmiechnęła się do macochy. Vaice patrzył na nią pustym spojrzeniem. Najmłodsze rodzeństwo, łącznie z Lily, nie miało zielonego pojęcia o chorobie Elen. Kobieta ma poważne problemy psychiczne. Do tego niedawno doszedł alkoholizm.
    - Powiedziałam, - zaczęła groźnie Elen podchodząc bliżej dziewczynki. - żebyście się ode mnie odwaliły, durne bachory! - uniosła rękę i bez wahania spoliczkowała blondynkę. Mała pod wpływem siły ciosu upadła na ziemię.
    - Lily! - Vaice podbiegł do siostry. Pomógł jej wstać, po czym spiorunował swoją macochę morderczym spojrzeniem.
    To był pierwszy poważny atak ze strony Elen.

    Trzy miesiące później...

    - Gdzie idziecie? - zapytała Lily, spoglądając na swoje starsze rodzeństwo. Vaice i Maddy stali w drzwiach frontowych. Oboje byli zaskoczeni.
    - Mówiłam Ci. - oświadczyła Maddy, piorunując brata wzrokiem mogącym zabić.
    - Gdzie idziecie? - powtórzyła pytanie dziewczynka. Był wczesny ranek. Lily nauczyła się wstawać o tej porze. Spokojnej porze.
    - My... - zaczął zmieszany Vaice. - Idziemy po pomoc. - rzucił szybko.
    - Pomoc?
    - Elen nadal nie chce grzecznie zażywać leków, prawda? Ruszamy przyprowadzić specjalnych ludzi, którzy jej pomogą. Będzie jak dawniej. - uśmiech brata Lily sprawił, że dziewczynka poczuła się szczęśliwa. Jednakże coś kazało jej nie pozwolić im odejść. Jej rodzeństwo wiele razy zmieniało temat, jeśli chodziło o ich macochę, a teraz mówili o tym zbyt otwarcie.
    - Tylko nie mów o niczym Elen. - uprzedziła ją Maddy. - Bo znowu się zezłości.
    Lily patrzyła na nich. Chciała wierzyć, że oni tym razem wtajemniczają ją w swoje plany, a nie ciągle zmieniają temat i kłamią. Lecz cichutki głos w jej głowie mówił, że nigdy nie będzie już tak, jak dawniej, co tylko potwierdzało fakt, że jej rodzeństwo kłamie.
    - Rozumiem. - zaapelowała beznamiętnie, wymuszając uśmiech na twarzy. - Będę czekać.

    Kolejne kłamstwo wydobyło się z ich ust. Minęło sześć miesięcy, a Vaice i Maddy nadal nie wrócili.
    - Lily, - skomlący głos jej małego braciszka zwrócił jej uwagę. - dlaciego oni nas zośtawili?
    Gabriel był najmłodszy z całej piętnastki. Większość się już wyprowadziła, lecz ci młodsi ciągle musieli tu mieszkać. Mieszkać w tym potwornym miejscu, jakim jest ich dom.
    - Vaice wróci. A z nim Maddy. Przecież ci już mówiłam. - odpowiedziała obojętnie. Uśmiechnęła się, starając dodać otuchy bratu.
    - Mówiś tak juś dugo... - Gabriel posmutniał. - Mówiś tak siamo jak Vaice...
    Wiele by dała, byleby tego nie usłyszeć. Jej rodzeństwo kłamało, żeby ją chronić, lecz potem uciekli. Jak zwykli tchórze. Ponownie skłamali, mówiąc, że idą po pomoc. Nie wrócili.
    - Nienawidzę ich... - szepnęła tak, by Gabriel jej nie usłyszał.
    - Gdzie moje piwo?! - krzyk, który był u nich codziennością. Lily spojrzała w kierunku, z którego dochodził.
    - Idź na górę i powiedz Rosalie, Mike'owi i Catherinie, żeby się schowali. - rzekła szybko, po czym poszła do kuchni. W domu została ich tylko piątka: Ona, Gabriel i trójka ich młodszego rodzeństwa. Rosalie była w wieku Lily, czyli miała prawie osiem lat. Mike miał sześć, natomiast Catherina pięć. Gabriel za miesiąc będzie obchodzić swoje czwarte urodziny. Ze wszystkich tylko ona była najstarsza, nie liczą Rosalie. Od zawsze chcieli uciec, tak jak Vaice i Maddy, ale oznaczałoby to, że są tacy sami.
    A ona za nic nie chciała się upodobnić do tych tchórzy.
    Nie mieli dokąd uciec, a kilkoletnie dzieci nie wytrzymają długo same. Zwłaszcza Rosalie, która jest niepełnosprawna. Nikt im nie pomoże. W wsi, w której mieszkają, ludzie są zepsuci. Każdego obchodzą tylko jego własne problemy.

    Niecały miesiąc później w Lily obudziły się jej moce. W duchu cieszyła się, że jest Obdarzoną, lecz to oznaczało, że upodobniła się do swojego znienawidzonego brata Vaice'a.
    Wstała z łóżka. Znowu nie mogła spać. Cały czas śniły jej się koszmary, w których uciekała przed wampirem. Śni jej się wojna, wielki rozlew krwi. Potrząsnęła głową i ruszyła na korytarz. Ciemność nie przeszkadzała jej. Zeszła po schodach na dół. Jednak kiedy usłyszała dźwięk tłuczonego szkła, jęknęła po cichu. Hałas dochodził z kuchni. Zaczęła się obawiać, że Elen znowu bzikuje. Ten dom był bardzo duży, można by się w nim zgubić po ciemku. Uchyliła drzwi i zajrzała. Na stole i kilku blatach były zapalone świece. Dzięki nim mogła dostrzec tę okropną scenę, mającą miejsce w kuchni.
    - Maddy? - wyszeptała. Widziała siostrę, leżącą w kałuży krwi i dwóch mężczyzn. Nie wyglądali normalnie. Byli nienaturalnie bladzi. Kiedy zauważyli dziewczynkę, mającą osiem lat, wchodzącą do pomieszczenia, podeszli powoli do niej i uśmiechnęli.
    - Nie zbliżajcie się... - wymamrotała. - Nie zbliżajcie się do mnie! - krzyknęła, choć wiedziała, że to na nic się nie zda.
    - Stójcie! - głęboki, męski głos przerwał atak wampirów. Krwiopijcy stanęli jak wryci, słysząc władczy ton ich przywódcy. - Ona nada się idealnie. - oświadczył.
    - Ale Jason, - zaczął jeden z słabszych wąpierzy. - obiecywałeś, że będziemy mogli zjeść pozostałych członków tej popieprzonej rodziny.
    Starszy wampir spojrzał na Lily. Przerażona wpatrywała się w niego. Wkurzało go jej spojrzenie. W każdej chwili mogła uciec, lecz mimo wszystko stała tutaj. Trzęsła się. Po tym, co usłyszała, chyba kogoś chroni. Nie chce, żeby zaatakowali pozostałych członków jej rodziny.
      - Powiedz maleńka, - przykucnął przy niej. Nim powiedział coś jeszcze, dziewczynka uderzyła go lewym sierpowym. Wampir zachwiał się lekko, po czym wstał wkurzony. Oczywiście nie zabolał go ten cios, ale sam gest go wkurzył.
      - Idźcie stąd! - wykrzyczała. Jason spojrzał na nią z politowaniem, po czym zwrócił się do swoich sługusów.
      - Możecie utoczyć jej trochę krwi. Tylko uważajcie, żeby jej nie zabić. - oświadczył, odwracając się od przerażonej dziewczynki.
      Po dosłownie chwili cały dom skonał w przeraźliwym krzyku.

      Lily leżała na ziemi, skąpana w krwi. Na jej przedramionach znajdowały się ślady po zębach tych potworów.
      Uważały, żeby jej nie zabić.
      Jednak ona chciała umrzeć. Miała dosyć tego wszystkiego. Od śmierci ojca starała się zaakceptować Elen. Takie było jego życzenie... Jednak macocha robiła wszystko, żeby tak się nie stało. Przed śmiercią Richarda była miła i troskliwa. Teraz zmieniła się w potwora.
      Kiedy Vaice i Maddy tu byli, dało się radę żyć. Lecz od ich ucieczki wszystkie problemy przeszły na nią. Ona nie mogła uciec. Nie potrafiłaby zostawić niepełnosprawnej siostry.
      Jak można być tak nieczułym, żeby zwalić wszystko na barki małej dziewczynki?
      Ochrona rodzeństwa, uspokajanie Elen...
      Miała już tego serdecznie dosyć.
      Spojrzała przed siebie. Mogła się ruszać, lecz wszystko wydawało się sceną rodem z horroru.
      - Maddy...? - wyszeptała półprzytomnie. Jej siostra wróciła. Tylko ona, która leżała teraz na ziemi nieprzytomna. Wszędzie były porozstawiane świece. Wampiry zniknęły.
      - Gabriel... - Lily przypomniała sobie słowa tych potworów. Chcieli zabić resztę domowników. Wstała i chwiejnym krokiem ruszyła w stronę drzwi.
      - Co to za hałasy?! - zbladła. Dobrze znała ten ton głosu. Jak również wiedziała, kto się zbliża. Kobieta po chwili z hukiem wparowała do pomieszczenia. Dziewczynka stała jak wryta, choć chwiała się. Nie mogła utrzymać równowagi, a obecność Elen tylko bardziej wpłynęła na jej strach.
      - Ja to wytłumaczę... - szepnęła Lily, wpatrując się w ziemię. Jej macocha nie zamierzała wysłuchiwać niczego, co ma jej do powiedzenia dziewczynka.
      - Co się dzieje tam na dworze? - zapytała kobieta, podchodząc do okna. Blondynka również zwróciła swój wzrok w tamtym kierunku i widok, który zastała, przeraził ją. Wszędzie biegały istoty, które przypominały ludzi. Jedyna odróżniająca je rzecz, to jarzące się czerwienią oczy i zęby jak u zwierzęcia.
      - Co... co to za potwory...? - Gabriel pojawił się dosłownie znikąd. Lily szybko się obróciła i ujrzała brata. Elen jest w pobliżu, ona jest niebezpieczna... 
( Posłucha tej piosenki, ona doda klimat do scenki - )
Tyle razy mu to powtarzała, a mimo to on teraz stał przed nią. Kobieta patrzyła na chłopca i chęcią mordu w oczach. Gabriel sprawiał, że zapominała ona o wszystkim, co się dzieje dookoła.

    - Dlaczego ty masz jego wzrok... - powiedziała z grozą. - Dlaczego ten bachor patrzy na mnie jak Richard..?
    Elen podeszła do chłopca i uniosła dłoń. Lily zacisnęła pięść z zamiarem rzucenia się do obrony bratu, lecz jej nogi były jak z waty. Nie mogła nic zrobić. Mogła tylko patrzeć.
    Nagle przypomniała sobie o czymś. Całkiem niedawno objawiła się jej moc obdarzonej.
    Powoli aczkolwiek ostrożnie wyciągnęła rękę przed siebie. Elen zamachnęła się na Gabriela, po czym jej dłoń znieruchomiała. Zdziwiona kobieta spróbowała jeszcze raz, lecz skończyło się tak samo. Powietrze wokół zgęstniało.
    - Co ty wyprawiasz, smarkulo? - zapytała Elen, spoglądając na Lily. Dziewczynka opierała się o ścianę i celowała w nią otwartą ręką. Dziewczynka miała paskudny wzrok. To były oczy pełne nienawiści.
    Elen po krótkiej chwili ruszyła w kierunku Lily, aby uderzeniem ją okiełznać. Jednak zatrzymała się w połowie drogi. Przeraziła się, kiedy nie mogła ruszyć. Jej ciało zdrętwiało.
    - Wokół ciebie nie ma tlenu. - oświadczyła pół głosem dziewczynka.
    Czy ona chciała ją udusić? Możliwe. Ledwo kontrolowała swoje zachowanie po utracie krwi i tym, co zobaczyła wcześniej, czyli potwornemu zachowaniu jej macochy. Miała tego dosyć.
    Niespodziewanie Elen zaczęła wić się jak szaleniec. Oczy jej wychodziły na wierzch a z ust zaczęła płynąć karmazynowa ciecz. Kobieta upadła na kolana i ostatkiem sił spojrzała na Lily. Dziewczynka uśmiechnęła się i machnęła ręką. W tym momencie Gabriel zasłonił oczy. Z ciała Elen zaczęła tryskać krew. Nie zdała sobie nawet sprawy, kiedy pojawiły się na niej rany cięte. Z jej ust nie przestawała płynąć krew. Po dłuższej chwili kobieta osunęła się na ziemię. Była martwa.
    Blondynka zdała sobie sprawę ze swojego czynu. Spojrzała na ciało swojej macochy. Podniosła dłoń i zakryła nią usta, powstrzymując krzyk. Panicznie przeraziła się widoku, który kreował się przed nią. Co ma teraz zrobić?
    Obejrzała się. Na ziemi, kilka metrów dalej leżała jej siostra. Gdzieś musi być Vaice! Może dotrzymali obietnicy i przyprowadzili pomoc?
    Dziewczynka zaczęła krzyczeć.
    - Gdzie jesteście?! Wiem, że się gdzieś chowacie! Nie zostawiajcie mnie teraz samej! Proszę, błagam, niech ktoś się odezwie! Pro- przerwała nagle, gdyż została ogłuszona. Upadła na ziemię, tuż obok trupa kobiety.
    Nad nią stał Vaice z patelnią w dłoni. To on ją uderzył. Jego dłoń się trzęsła.
    - furari hanc potestatem* - wymamrotał pod nosem. Nie musiał długo czekać, gdyż przed nim uformowała się czarna postać, nie posiadająca nic poza kształtem człowieka.
    - Na rozkaz! Czego sobie życzysz, Panie Obdarzony? - persona wydawała się radosna, pomimo panującej wokół atmosfery.
    - Ty jesteś Złodziejem Darów?
    - Tak jest! Ale wolę, jak ludzie mówią o mnie inaczej. Obojętnie jak, byleby nie była to ta durna ksywka z legendy. Czego sobie życzysz? Chyba znasz również tego cenę. Możesz poprosić o co tylko zechcesz, lecz w zamian wezmę sobie Twoją moc. - zaapelowała czarna postać.
    - Wiem o tym. Czy mógłbyś sprawić, żeby... - zawahał się. - żeby po przebudzeniu Lily nie pamiętała Elen?
    - Hm? - persona zdziwiła się. - Zróbmy tak. Zabiorę wszystkie jej wspomnienia do dnia dzisiejszego. Kiedy się obudzi, nie będzie nic pamiętać. Czy takie twe żądanie?
    Vaice przytaknął.
    - Jednakże nie mogę w pełni zablokować jej umysłu. Kiedyś odzyska wspomnienia.
    - Co ty pleciesz?! - oburzył się mężczyzna. - Przecież jesteś istotą...
    - Która spełnia życzenia za odpowiednią cenę. Ty chcesz, żeby ona zapomniała o tym życiu, w którym wszyscy ją ranili i okłamywali. W którym ty ją okłamywałeś, a ona Cię nienawidziła. Przestraszyłeś się tego, co widziałeś wcześniej, prawda? Boisz się, że skoro ona żywi do Ciebie urazę, skończysz tak jak Elen. W tym tkwi drugie sedno sprawy. Dlatego nie mogę w pełni spełnić twojego życzenia. - oświadczyła czarna postać. - Na zewnątrz właśnie dzieje się coś strasznego. Ludzie oszaleli, czekaj, to nie są już ludzie. Teraz to potwory. Idź i tym razem, spisz się na medal, znienawidzony braciszku.
    Po tych słowach Złodziej Darów zniknął.
    - Vaice... - to ostatnie słowa, które wypowiedziała Lily przed utratą przytomności. Wiedziała, że w jej pamięci robią się luki, mimo to nie potrafiła otworzyć oczu. Zaczęła pogrążać się w tej iluzji.

    ***

    Lily upadła na kolana. Poczuła, jak robi się bezsilna. Nie obchodziło ją nawet, że wokół są krwiożercze bestie, których do niedawna się tak bała.
    - Krzyk Twoich oczu – zaczął Jason – jest obezwładniający. - wyszczerzył kły w brzydkim uśmiechu.


    ***

    Riven otworzył oczy i łapczywie nabrał powietrza. Laurel odetchnęła z ulgą, kiedy wreszcie mogła odpocząć. Zdjęła zaklęcie i opadła na kanapę. Ken westchnął zrezygnowany i spojrzał na Vaice'a, który stał obok. Kilka chwil wcześniej wbiegł do pomieszczenia i chciał ich zatrzymać. Riven podszedł do niego i, ku zaskoczeniu wszystkich, uderzył go prawym sierpowym, po czym chwycił za kołnierz mężczyznę i uniósł kilka centymetrów nad ziemię.
    - Ty cholero! - krzyknął chłopak i rzucił Vaice'm o ścianę naprzeciwko.
    - Riven, co Ty... - zaczęła Laurel, podchodząc do niego.
    - Widziałem ją. - oświadczył Czarnowłosy beznamiętnie. - Przeszłość Lily. Vaice, powiedz mi, jaką masz moc?
    - On jest człowiekiem. - zaapelował Ken. Powoli zaczynał myśleć, że zachowanie Romea jest szalenie irracjonalne. Jednak przewidział, że będzie on mógł zobaczyć wizję Lily, jeśli ta takową mieć będzie. Co by oznaczało tylko jedno...
    - Vaice jest obdarzonym.

    *Zabierz moją moc
    ________________________________________
    Witajcie! Ech, nienawidzę ślęczenia nad projektem... Ale, z racji tego, że zbliża się lany poniedziałek, ja dałam sobie wolne aż do... wtorku...
    Jak mam jakieś zaległości to bez obaw, dziś lub jutro wszystko nadrobię! ;)
    No więc mamy tutaj przeszłość Lily! Bo potrzeba było dwadzieścia siedem rozdziałów, aby wszystko (prawie, to jeszcze nie koniec tajemnic :P) się wyjaśniło... tak, wiem, umiem odwlekać w czasie wiele rzeczy.
    Przy okazji mam do Was pytanie – zastanawiam się nad dodaniem zakładki z szablonami. Pasjonuje się kodem CSS i grafiką, więc pomyślałam, że mogłabym robić szablony na zamówienie. Zakładka powstałaby tutaj, na burning-heart, prowadziłaby do specjalnego kącika, czyli mojej (na razie nieistniejącej) szabloniarni. Co wy na to? Chcę poznać Waszą opinię. Skoro odnośnik byłby tutaj, na tym blogu, wątpię, żebym była zawalona zamówieniami, więc bez problemowo mogłabym wyrabiać się z czasem. A jakby ktoś chciał, zrobiłabym szablon dla niego. Taki mały bonus, jaki niesie ze sobą ta strona burning-heart ;)
    Piszcie ;D Edit: Powstała zakładka "informowani" proszę, aby każdy zapoznał się z tym, co jest tam napisane. 
    Pozdrawiam wszystkich!