~Rozdział 28
~Ostatni akt
Znowu patrzy w
kąt. To staje się denerwujące. Marc od dłuższego czasu ją
obserwuje. Widzi, jak powoli jej twarz blednie.
Lily siedzi w
bibliotece naprzeciwko jednemu z regałów. Po tym, jak Jason pokazał
jej okrutną przeszłość, dziewczyna nie poruszyła się.
Wyglądałaby jak martwa, gdyby nie to, iż widać, że oddycha.
Siedzi na krześle i spogląda przed siebie. Jej oczy nie są już
niebieskie. Blask i radość nie odbijają się w nich tak, jak
wcześniej. Błękit zniknął, zastąpiła go smutna szara barwa.
Tylko po co to
wszystko? Dlaczego Jason przywrócił jej wspomnienia? To miało być
jej karą?
Do tej poty
pamiętał, jak pewna dziewczyna musiała odpokutować swoją zdradę.
Była szpiegiem wampirów, lecz po pewnym czasie odmówiła
posłuszeństwa. Siłą wyrwano jej trzy paznokcie u lewej ręki.
Czemu więc Lily otrzymała karę takiego pokroju? Faktycznie,
dziewczyna wyglądała teraz jak wrak człowieka. Twarz miała bladą,
natomiast oczy...
Były puste.
Elen, Richard, Dom, Wampiry, Defekty, Gabriel, Vaice, Maddy. Strach,
bezsilność, ból, cierpienie, ucieczka, zdrada, kłamstwo,
kłamstwo, kłamstwo! Wszyscy kłamali. Vaice kłamał. Miał
swój powód, jednakże to go nie usprawiedliwiało.
Lily uniosła dłoń i patrzyła na nią przez dłuższą chwilę. W
dzieciństwie, to tymi oto rękoma zabiła znienawidzoną przez
rodzinę Elen. Richard kochał ich macochę...
Ale on jest martwy. Tak samo jak jego ukochana. Tak samo jak Gabriel.
Dlaczego tak ją obchodziło zdanie i opinia tych, którzy już nigdy
się nie odezwą? Przeczucie, że oni teraz zapewne ubolewają nad
jej losem, stawało się coraz silniejsze.
Uśmiechnęła się. Chociaż nie był to jej uśmiech. Zatem czyj?
Lily się tak nie uśmiecha. Lily jest wesoła. Lily wszystkim
wybacza.
Więc dlaczego jej twarz jest teraz taka mroczna? Nawet nie
zauważyła, kiedy cicho zachichotała. Zabiła Elen, co było
dobre... prawda? Przez tę kobietę jej rodzeństwo cierpiało. Nikt
nie przychodził im z pomocą. Skoro uważała, że jej czyn nie był
niczym złym, to czemu wtedy krzyczała? Tamtego dnia... krzyczała,
choć wiedziała, że nikt nie przyjdzie jej z pomocą.
Niespodziewanie poczuła czyjąś dłoń na ramieniu. Obróciła się
i ujrzała Marca. Patrzył się na nią z pewnością siebie w
oczach.
- Jason mnie za to pewnie spali, lub oderwie mi kończyny, -
powiedział powoli. - ale jeśli chcesz, pomogę Ci ponownie stąd
uciec.
Przez chwilę patrzyła na niego obojętnie, nieco zaskoczona jego
propozycją.
- Co to za nagła zmiana z Twojej strony? - zapytała cicho. - Do
niedawna tak bardzo chciałeś zatrzymać mnie w tej posiadłości,
czyż nie?
Zatkało go. Mimo tego nie poddał się.
- Chcę Ci pomóc. Nie jestem typem człowieka, który robi coś
wbrew czyjejś woli...
- Kłamiesz! - krzyk Lily przerwał ciszę w bibliotece. Sam Marc
był zaskoczony. Jej głos się załamał, natomiast jej reakcja
była natychmiastowa.
- Co... - zaczął, lecz nie był w stanie powiedzieć czegoś
więcej. Pusty wzrok dziewczyny jakby potrafił przejrzeć go na
wylot. To go najbardziej przerażało.
- Nieważne. Zgadzam się na Twoją propozycję. - zaapelowała
Lily. - Jednakże chcę poznać powód Twojej nagłej zmiany.
Będziesz tak łaskawy i mi go wyjaśnisz?
Wampir zacisnął pięści. Ta przestraszona i niezdecydowana
dziewczyna, którą spotkał ponad dwa miesiące temu, zniknęła.
Nie zmieniła się jednak za bardzo. Jest jedynie w lekkim szoku.
Tak to sobie tłumaczył.
- Muszę znaleźć sens w działaniu Jasona.
***
- Ty nieczuły palancie! - krzyk Rivena był przerażający. Vaice
po raz kolejny oberwał w twarz. Wreszcie Ken zerwał się z miejsca
i odepchnął ich od siebie.
- Romeo, uspokój się! - powiedział szybko. - Możesz również
wytłumaczyć nam sytuację? No i Vaice, czy to prawda? Jesteś
obdarzonym?
Mężczyzna milczał. Wszyscy spoglądali na niego z wielkim
wyczekiwaniem.
- Światło, jasność umysłu. - oświadczył cicho Vaice.
Uśmiechnął się lekko i złapał za głowę. - Na tym polega mój
dar. Mogę dostrzec każdy najmniejszy ruch i to, co dla innych jest
niewidoczne. Nie potrafię nic więcej... - jego głos zadrżał.
- To dlatego, dwanaście lat temu opuściłeś swoje rodzeństwo?! -
wysyczał Riven. Nie starał się tłumić gniewu w głosie.
Widocznie trafił w czuły punkt, gdyż twarz Vaice'a zbladła.
- Tamtego dnia, zginęła nie tylko Elen. - rzekł. - Rosalie, Mike,
Catherina. Cała trójka zginęła w okrutny sposób. Mike'owi ktoś
rozszarpał gardło i wydłubał oczy. Catherina została przybita
do ściany gwoźdźmi. Tylko Rosalie umarła poza domem. Wiesz
zapewne, że była niepełnosprawna? - Riven przytaknął. - Była
ślepa. Kiedy usłyszała hałas na dole, uciekła. Została
zagryziona przez Defekty.
- Pozostałą dwójkę zabiły wampiry, tak? - odezwała się
dotychczas milcząca Laurel. Nie mogła uwierzyć w to wszystko.
Niby Vaice w przeszłości pozostawił Lily na pastwę losu? Obraz
odważnego i zdecydowanego brata zniknął z wyobraźni dziewczyny.
Wcześniej podziwiała go za zdolności przywódcze.
- Niestety tak. - oświadczył po krótkiej chwili ciszy Vaice. -
Maddy zniknęła, kiedy poszedłem to sprawdzić. Zdołałem ocalić
tylko Lily i Gabriela.
- Dlaczego uciekliście? - wymamrotała Laurel. Strasznie chciała
usłyszeć powód, dla którego Vaice pozostawił swoje rodzeństwo.
- Baliśmy się Elen. W pewnym sensie również szukaliśmy pomocy,
jednakże wieś, w której mieszkaliśmy, to okropne miejsce.
Zalęgło się w niej wiele legend i przesądów, dlatego nikt nie
zwracał uwagi na krzyczące dzieci.
Riven zacisnął pięści. Nie mógł dłużej tego słuchać.
Szybkim krokiem odwrócił się i wyszedł z pomieszczenia. Laurel
obejrzała się za nim. Przez chwilę, podczas tego zaklęcia, jej
dusza była połączona z nim. Do tej pory czuła mrowienie, na myśl
o tej okropnej wściekłości, nienawiści... dlatego, jako jedyna,
nie zdziwiła się, kiedy Riven zaatakował Vaice'a. Chciała tylko
poznać przyczynę tej nienawiści.
- Muszę się przejść. - zaapelował po chwili mężczyzna. Szybko
wyszedł na dwór, nie zważając na zdziwione miny reszty. Nikt
nawet nie próbował go zatrzymać. Ken stał tylko i patrzył. Nie
mógł uwierzyć w historię Vaice'a. Wydawała mu się fałszywa.
Mężczyzna zmienił się tak bardzo, iż ciężko teraz zrozumieć
jego powody z przeszłości. Po prostu bał się Elen?
***
Marc rozejrzał się. Gestem dłoni wskazał Lily, aby ta poszła za
nim. Dziewczyna patrzyła na niego martwymi oczami. Wydawało się,
że przejrzała go na wylot. Jego uczucia, myśli, cele. Właściwie,
nie była pewna tego, czy może mu do końca ufać. Kiedyś przecież
chciał ją siłą zaciągnąć z powrotem do posiadłości
wampirów, a teraz tak nagle zaoferował jej pomoc?
Już miała plan, który ocali jej życie, jeśli to będzie
pułapka. Pamięta drogę, jaką przebyła stąd do strefy
piętnastej. Gdy Marc zacznie prowadzić ją w złym kierunku,
ucieknie. Wywoła wichurę i ucieknie. Tak po prostu.
- Nie wiedziałam, że w piwnicy jest tajne przejście. - zaczęła
rozmowę. Powoli wychodzili na światło dzienne. Czuła z tego
powodu ulgę, gdyż zapach stęchlizny drażnił jej nos.
- Kiedyś to nie była piwnica. Składano tutaj zwłoki osób,
które...
- Nie wdawaj się w szczegóły. - przerwała Lily. Nie miała
ochoty słuchać tematów, mających w sobie trupy. Przypominała
jej się Elizabeth, a myśl o niej utwierdzała ją w przekonaniu,
że prędzej czy później, wampirzyca się zorientuje, iż
dziewczyna zniknęła.
- Dlaczego mi ufasz? - spytał Marc. Lily uśmiechnęła się w
duchu. Czekała, aż zada to pytanie.
- Z tego samego powodu, dla którego ty mi pomagasz. - oświadczyła.
Wyszli na zewnątrz. Słońce powoli już zachodziło. - Nie
przeszkadza ci to?
- Co?
- Światło słoneczne.
- Przeszkadza. Jeśli będę na niego wystawiony dłużej niż
dziesięć minut, zamienię się w popiół. Ale teraz, zachodzi.
Nic mi nie grozi. - wyjaśnił wampir. - A co, boisz się o mnie?
- Chciałbyś. - odparła szybko. - Po prostu upewniam się, że
moja eskorta nie zdechnie po drodze.
Zdziwiła się, kiedy Marc parsknął śmiechem. Była pewna, że to go w jakiś sposób obrazi, pokażę tym, że nie ufa mu do końca. Natomiast on się śmiał.
Zdziwiła się, kiedy Marc parsknął śmiechem. Była pewna, że to go w jakiś sposób obrazi, pokażę tym, że nie ufa mu do końca. Natomiast on się śmiał.
- Strefa czternaście jest bardziej na północ, racja? - spytał
chłopak, spoglądając w danym kierunku.
- Tak... - rzekła Lily. - Wiesz, że jeśli Cię ze mną zobaczą...
- Rzucą się na mnie? Wiem. - oświadczył. - Jestem na to
przygotowany. A ty? Nie boisz się teraz spotkać z resztą?
Jej dłoń zadrżała. Chciała zacisnąć ją w pięść, lecz nie
mogła pokazać wampirowi swojej słabości. Co zrobi? Kim teraz
jest dla niej jej rodzony brat? Może powinna się zachowywać tak,
jak gdyby nigdy nic?
- Nie. - skłamała. Nie miała zielonego pojęcia, co będzie.
***
Jason siedział przy oknie i spoglądał na ledwo widoczne już
słońce. Uśmiechnął się pod nosem.
- Wiedzą. - rzekła postać odziana w czarną jak noc pelerynę
zakrywającą jej twarz. Starszy wampir wyszczerzył kły w brzydkim
uśmiechu.
- Dobra robota. Twoje paznokcie się już zagoiły? - zapytał. Tak
bardzo chciało mu się śmiać. Widząc tą szkaradną postać,
jednakże okazała się przydatna. Nawet bardzo.
- Tak. - odparła szybko. On jednak wiedział, że wypowiedziała to
z ogromnym wahaniem.
- W takim razie, - zaczął, po czym wstał z krzesła. - zaczekajmy
na ostatni akt.
***
Jego serce omal nie stanęło. Spoglądał na nią, bał się jej.
Strach opanował jego umysł sprawiając, że nie mógł
wypowiedzieć ani słowa.
Lily stała obok jednego z wampirów. Marc obserwował jej
zachowanie.
Vaice był jej znienawidzonym bratem. Teraz to wiedziała. Ukrywał
przed nią ten fakt, nie dlatego, że nie chciał jej ranić
wspomnieniami. Bał się jej. Tego była pewna.
- Lily... - zaczął powoli jej brat. Nie wiedział jednak, co ma
mówić dalej. Przed nim stała jego siostra, lecz wydawała się mu
zupełnie obcą osobą.
- Marc pomógł mi uciec. - oświadczyła szybko Lily. - Wracam.
- T-to dobrze... - odparł Vaice. - Ale...
- Możemy mu ufać. - pośpiesznie to powiedziała. Jej brat
przełknął cicho ślinę. Czyżby specjalnie unikała tego tematu?
***
Szli już dłuższą chwilę. Mimo, iż Lily znała drogę, nie
zamierzała poprawiać Vaice'a. Nie chciała z nim rozmawiać.
Zastanawiała się, co by było gdyby nie znała swojej przeszłości.
Co by było, gdyby Vaice wcale nie uciekł. Co by było, gdyby...
To pytanie jest naprawdę dziwne. Cofa nas do momentu, który
chcielibyśmy poprawić, chociaż wiemy, że to niemożliwe.
Lily zacisnęła pięść. Szła ostatnia, Vaice prowadził. Marc
starał się zrównać z nią, jednakże po chwili ją wyprzedził.
Jak zareagowałby jej brat, gdyby powiedziała mu teraz, że wie o
wszystkim? Zdziwiłby się? Byłby wściekły? A może załamany?
Nienawidziła go. Tego była pewna w stu procentach. Okłamał ją.
Zawsze kłamał. Niby taki idealny starszy brat, jednak jest
kompletnym zerem. Trzymał się iluzji, która stawiała go w
lepszym świetle. Nienawidzi go. Jest kłamliwy, nieuczciwy,
zapatrzony w siebie, gorszy od Elen...
Elen. Dlaczego sobie o niej przypomniała? Zabiła ją. Ta myśl
rozbrzmiewała jej chórem w głowie. Zrobiła to, ponieważ chciała
chronić Gabriela. Nie miała innego wyjścia. Gdyby tylko Vaice
przyszedł wcześniej...
Znowu to pytanie Co by było, gdyby...
Nieświadomie przyśpieszyła kroku. Widziała kątem oka, że Marc
przyglądał się jej, kiedy go wymijała. Tym sposobem stała teraz
za swoim bratem. Zwolniła do tego samego tempa, którym poruszał
się Vaice. Był dosłownie na wyciągnięcie ręki. Cały czas Lily
myślała jednak o Elen. O jej krwawiącym ciele. Jej przyszywana
matka zginęła w okropnych męczarniach. Lily mogłaby teraz tylko
podnieść dłoń i pozbyć się obiektu jej nienawiści. Pokusa
była ogromna. Chciała chociażby pokazać bratu, jak bardzo bez
niego cierpiała. Jej palce poruszyły się. Uniosła dłoń na
wysokość brzucha i w tym momencie poczuła, jak coś chwyta ją za
nadgarstek.
Vaice wykręcił jej rękę i uniemożliwił jakikolwiek ruch.
- Wiedziałem. - oświadczył pewnym siebie tonem. Po tym wszystkim
w oczach Lily nastała ciemność.
__________________________________________
Hej, cześć i czołem! Przed Wami prezentuje się kolejny rozdział
Strefy 27. Na początku ja może przeproszę za moje opóźnienie z
rozdziałem i wyjaśnię dlaczego tak jest. Miałam ostatnio małe
problemy w domu, do tego dochodzi jeszcze nauka, więc z tą
mieszanką mamy już ogromny zapychacz czasu. Na dodatek po ponad
rocznej przerwie powróciłam do swojego starego hobby –
rysowania. Za każdym razem, jak brałam się za rozdział, moja
wena przeistaczała się w chęć chwycenia kartki papieru i
narysowania czegoś.
To jest moje wyjaśnienie, dlaczego tak długo nie było rozdziału.
U mnie normą jest wrzucić 2-3 rozdziały na miesiąc. Teraz
wystarczy tylko spojrzeć na archiwum i westchnąć...
Cóż, pozdrawiam wszystkich :D A, wiem, że mam jeszcze jakieś
zaległości, do weekendu je nadrobię, bez obaw :)